Dziś zapraszam Was do przeczytania krótkiego wywiadu, który przeprowadziłam z pisarzem, Piotrem Kołodziejczakiem. Niedawno na moim blogu mieliście okazję przeczytać recenzje dwóch jego książek: "
W kajdankach namiętności" oraz "
Wschody do nieba". Autor zgodził się odpowiedzieć na kilka moich pytań.
Zapraszam
W
maju miałam okazję przeczytać Pana najnowszą powieść „W
kajdankach namiętności”, która miała premierę w marcu tego
roku. Mimo, że nie do końca zgadzam się z określeniem jej mianem
kryminału miłosnego, książka bardzo mi się podobała. Który
wątek jest dla Pana, jako autora, ważniejszy? Kryminalny czy
miłosny?
Nie
rozpatrywałbym tego w kategorii ważności. W każdej z moich
powieści temat miłości odgrywa bardzo ważną, jeśli nie
zasadniczą rolę. I w tym czuję się najlepiej. Po prostu lubię
pisać o uczuciach. Z drugiej strony wątek kryminalny jest dla mnie
czyś nowym, pewnym wyzwaniem, odpowiedzią na pytanie, czy potrafię
to robić i czy powinienem podobne książki pisać w przyszłości.
W momencie powstawania mojej ostatniej powieści sam proces twórczy,
polegający na tworzeniu historii kryminalnej, był niezmiernie
ekscytujący. Teraz czytelnicy weryfikują, czy mi się udało, czy
warto było... Określenie „kryminał miłosny” jest bardziej lub
mniej udaną próbą zdefiniowania efektu końcowego moich wysiłków,
i tylko tyle. Nie zależało mi na zachowaniu idealnych proporcji w
podziale na kryminał i miłość.
A
jak Pana najnowszą książkę odbierają czytelnicy?
Nie
chciałbym odpowiadać w imieniu czytelników. Ale śledzę recenzje,
opinie i komentarze. Wygląda na to, że powieść jest nieco
kontrowersyjna. Ale czy to źle?
Ależ w żadnym wypadku kontrowersyjność nie jest wadą. A czy
jest to najbardziej popularna z Pana powieści?
Przyznam
szczerze, że jeszcze nie wiem, bo od premiery „W kajdankach
namiętności” minęły zaledwie dwa miesiące, więc jest trochę
za wcześnie, by robić jakieś podsumowanie. Jak dotąd chyba
najbardziej popularną była powieść „Nie rób mi tego”, ale
przecież to tylko kwestia gustu.
Lubi
Pan spotkania autorskie, wywiady, autografy czy woli pozostawać
bardziej anonimowym pisarzem skrywającym swoją twarz za
twórczością?
Lubię
być pochłonięty pracą twórczą, bo wtedy świat wydaje mi się
piękniejszy, atrakcyjniejszy, zdecydowanie inny, niż potrafi być
na co dzień. Z życiowej szarzyzny wyłaniają się kolory. Poza tym
nie jestem typem celebryty, aczkolwiek bardzo sobie cenię kontakt z
czytelnikami, niezmiernie mi miło, gdy zostaję poproszony o wywiad
czy autograf.
Jak
Pan, jako autor siedmiu książek, odbiera niezbyt pochlebne
recenzje, jeśli takie się oczywiście pojawiają?
Wiele
lat temu, jeszcze w okresie studiów, jedna z moich koleżanek
powiedziała coś takiego, co zapamiętałem na całe życie: gdyby
mój chłopak codziennie powtarzał mi, jak bardzo mnie kocha, to po
pewnym czasie zaczęłabym podejrzewać, że mnie zdradza. No
właśnie, mówienie tylko tego, co chcielibyśmy usłyszeć, może
narobić szkód. Na szczęście w recenzjach moich powieści zawsze
odnajduję coś, co uświadamia mi, że nie jestem idealny i że
muszę jeszcze nad warsztatem pisarskim pracować. Dotychczas nie
spotkałem się jednak z całkiem niepochlebnymi recenzjami, co wcale
nie oznacza, że ich nie ma. Może po prostu o nich nie wiem. Szczere
opinie bardzo sobie cenię, bo pomagają mi wyciągnąć wnioski na
przyszłość. I nie ma się czego wstydzić, bowiem pisarz, jak
każdy człowiek, nie potrafi obiektywnie ocenić tego, co zrobił.
Od oceny jego pracy są czytelnicy. Jeśli bym tego nie zaakceptował,
to oznaczałoby, że ich nie szanuję. Ale z drugiej strony bardzo
nie lubię krytykanctwa. Uwagi, żeby je poważnie traktować,
powinny mieć swoje logiczne uzasadnienie.
Kilka dni temu przeczytałam Pana debiut, czyli książkę
„Wschody do nieba”. Bardzo potrzebowałam porównania początków
Pana twórczości z najnowszym dziełem. Czy w zamierzeniu, grupą
docelową debiutanckiej powieści była młodzież?
„Wschody
do nieba” to książka o młodości i o wielkiej miłości. Akcja
toczy się w środowisku licealistów, więc powinienem wskazać
młodzież jako grupę docelową. Pamiętajmy jednak o tym, że
wszystko dzieje się w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, w
tak zwanej epoce gierkowskiej. Pisząc powieść, myślałem przede
wszystkim o tych, którzy lubią powracać we wspomnieniach do
najpiękniejszych lat swojego życia, do pierwszej miłości, do
okresu młodości, którą nazwałem codziennym rozkwitaniem,
w(schodami) do nieba.
Czy
lubi Pan podróżować?
To
zależy. Jeśli mówimy o podróżowaniu takim, jak w przypadku
Martyny Wojciechowskiej czy Wojciecha Cejrowskiego, to nie wiem, bo
nigdy nie prowadziłem takiego życia. A już na pewno nie wybrałbym
się na Mount Everest, ani nie zapisałbym się na lot na Marsa.
Natomiast chyba jak każdy
lubię
odwiedzać ciekawe miejsca, poznawać ich urok, a przede wszystkim
historię. Na przykład za kilka dni jadę do Strasburga i Lozanny i
bardzo się z tego cieszę. Najbardziej jednak lubię podróżować
do miejsc, z którymi wiążą mnie wspomnienia. Rzecz jasna te
przyjemne.
Które
miejsce na świecie jest Pana ulubionym, do którego chętnie Pan
powraca i nigdy się nie znudzi?
Odpowiadam
bez wahania: Rostów nad Donem. Z tym miastem związane są
najpiękniejsze chwile mojej młodości.
Bardzo dziękują za interesujące odpowiedzi oraz poświęcony mi czas. Miło jest poznać autora nie tylko przez pryzmat jego książek. Życzę wielu literackich suksesów.