Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ahern Cecelia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ahern Cecelia. Pokaż wszystkie posty

sobota, 21 września 2019

Cecelia Ahern "Dziewczyna w lustrze"





Tytuł oryginalny: Girl in the Mirror
Tłumaczenie: Zuzanna Banasińska
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2014
Liczba stron: 96










Cecelia Ahern to niezmiernie sympatyczna pisarka, którą miałam okazję poznać osobiście w 2015 roku (relacja ze śniadania z autorką). Wprawdzie nie czytałam jej najbardziej rozpoznawalnego tytułu "P.S. Kocham cię", ale zachwyciła mnie na przykład "Love, Rosie".

By zadośćuczynić swojemu Pod hasłem, przeczytałam niewielkich rozmiarów zbiorek dwóch opowiadań autorki:

'Dziewczyna w lustrze' opowiada historię Lili, która od dziecka wie, że w domu niewidomej babci wszystkie lustra muszą być zasłonięte czarnym płótnem i nie kwestionuje tego faktu. Dopiero w dniu ślubu dwudziestoośmioletnie dziewczyna, pragnąc zobaczyć swój wizerunek w ślubnej sukni łamie zakaz i tym samym poznaje rodzinną tajemnicę. Wydarzenia następujące od tego momentu są mocno zaskakujące a samo opowiadanie jest dość logiczne, mimo że nie do końca realne.


'Maszyna wspomnień' jest opowieścią o maszynie, którą pewien wynalazca ze złamanym sercem stworzył przez przypadek i przechowuje w piwnicy swego georgiańskiego domu. Coraz więcej osób interesuje się wynalazkiem, aż mężczyzna musi zatrudnić asystentkę. Historia pojawienia się w jego życiu Judith jest dość oryginalna, ale wypowiedzi bohaterów nie zawsze są jasne czy zrozumiałe. Sama idea maszyny, która zatrzymuje wspomnienia jest dobra, ale stworzone opowiadanie znacznie odbiega od utworów, które mogłabym ocenić pozytywnie.


Podsumowując - zbiór opowiadań Cecelii Ahern "Dziewczyna w lustrze" to dwa skrajnie różne utwory. O ile pierwszy może się podobać, ma morał, tajemnicę i zaskakujące zakończenie to drugie jest dla mnie totalnie dziwne i z nieodgadnionymi przesłankami. Poza jedną: miłość warto pamiętać na zawsze, ale przeszłości zmienić się nie da. Tylko czy to wystarczy, by polecić Wam ten tytuł? Oceńcie sami







Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki

wtorek, 21 czerwca 2016

Cecelia Ahern "Miłość i kłamstwa"




Tytuł oryginalny: The Marble Collector
Tłumaczenie: Agnieszka Lipska-Nakoniecznik
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: maj 2016
Liczba stron: 416









Każdy człowiek ma jakieś hobby, jakąś pasję, której poświęca czas (a jak nie ma to koniecznie powinien się o to postarać, dla zdrowia psychicznego!)... Jedni czytają książki, inni zagłębiają się w genealogię rodziny, jeszcze inni nabijają kilometry biegając, jeżdżąc czy pływając... Można coś zbierać lub podróżować. Możliwości jest ogrom i każdy z nas w tej jednej szczególnej dziedzinie czuje się spełniony, hobby daje nam radość i "minutkę" zapomnienia o realnym życiu i jego problemach. Zdarzają się jednak sytuacje - jak dla mnie dziwne i niezrozumiałe - kiedy najbliższe nam osoby ukrywają przed nami swoje pasje... Kryją się z marzeniami, pragnieniami, prowadzą podwójne życie... Wstydzą się?

Przedstawiam Wam Fergusa Boggsa, człowieka przed sześćdziesiątką, który z powodu skutków przebytego udaru (niedowład prawej strony) przebywa w domu opieki. Mężczyzna stracił częściowo pamięć - doskonale przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, ale zupełnie nie potrafi określić co działo się w ostatnich dwóch latach przed udarem. Nie pamięta też swojej największej pasji, choć zaczęła się gdy miał pięć lat. Dlaczego? Czyżby z jakiegoś powodu wyparł ją z podświadomości? A może to ciemny pokój i ojciec Murphy, czyli niejako przyczyna tego hobby, są jednak zbyt negatywnym wspomnieniem...

Sabrina jest córką Fergusa. Ma męża i troje dzieci, pracuje jako ratowniczka na basenie. W dniu zaćmienia Słońca ma dzień wolny - od pracy i od rodziny, bo Aiden zabrał chłopców na wycieczkę. I co powinna zrobić kobieta, która otrzymała od losu tak rzadki prezent? Fryzjer, kosmetyczka, długa kąpiel i nieograniczony sen? Otóż nie, bowiem Sabrina zostaje wezwana do szpitala ojca, gdzie zostały dostarczone pudła z jego rzeczami. Mieszkanie Fergusa zostało sprzedane, rodzice rozwiedli się gdy miała piętnaście lat, więc teraz kobieta musi zająć się dobytkiem ojca.

Bohaterka nie zdaje sobie sprawy, że gdy otworzy pudło to tak jakby otworzyła Puszkę Pandory.... Nie wie, że zwyczajna z pozoru czynność może odmienić jej życie całkowicie. A już na pewno ogromnie je zagmatwać... W części pudeł Sabrina odkrywa bowiem marmurki - w puszkach, woreczkach, pudełeczkach... Gliniane, plastikowe, porcelanowe, stalowe lub szklane... W pierwszym momencie nie wie nawet z czego są zrobione, bo tak duża jest kolekcja... Jednak jej wzrok przykuwa skoroszyt ze spisem i wyceną zbiorów a co najważniejsze - w pudłach brakuje dwóch najcenniejszych zestawów. Kobieta czuje się w obowiązku odkrycia prawdy - co stało się z zaginionymi kulkami? Czy ktoś je ukradł? Dlaczego pudła przez długi czas przechowywał prawnik ojca? Dlaczego matka kłamała w sprawie relacji ojca z jego braćmi? A przede wszystkim dlaczego tata przez całe życie okłamywał żonę i córkę? Dlaczego nie powiedział im o swojej pasji jaką jest gra w kulki? Dlaczego nie wyjawił prawdy o tym, że uwielbia grać i zbierać te maleńkie i piękne marmurki?

Ta książka to milion pytań i próba znalezienia odpowiedzi na nie. Przed Sabriną trudne zadanie, wiele tajemnic do odkrycia a jej początkowy cel jakim jest odnalezienie kulek zmienia się w poszukiwanie prawdy o ojcu a nawet o sobie. Bo przecież Fergusowi nie było łatwo, pasja a raczej jej ukrywanie, zmusiła go do prowadzenia podwójnego życia i szczęście jakie kiedyś dawały mu kulki, zamieniło się w ucieczkę od problemów. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść, tylko wtedy jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy i nie czuł na siłach, by nagle, po latach, wyznać to co skrywał przed światem - swoje drugie ja. To właśnie wtedy najukochańsze hobby stało się dla Fergusa pułapką. Do czego był zdolny, by nikt nie odkrył jego wielkiej miłości?

Autorka przeplata w powieści teraźniejszość z przeszłością. Poznajemy dzień z życia Sabriny i kolejne etapy jej poszukiwań naprzemiennie z opowieściami z dzieciństwa i młodości Fergusa. Dzięki temu bieżące wydarzenia rozumiemy lepiej i możemy oceniać decyzje podejmowane przez bohaterów. Ahern całą teraźniejszość fabuły zawarła w 24 godzinach. Jakże bogate w wydarzenia są te godziny, ile tajemnic wyszło na jaw, ile udało się odkryć, niektóre pytania zrodziły kolejne pytania, ileż osób znanych i nieznanych mogło wyjawić fakty z życia Fergusa, które czasem jak grom z jasnego nieba spadały na Sabrinę... Jak zakończy się batalia o zaginione kulki? Czego dowie się bohaterka i jak wykorzysta swoją wiedzę?

"Miłość i kłamstwa" to moje trzecie spotkanie z twórczością autorki - po genialnej "Love, Rosie" czytałam jeszcze "Kiedy cię poznałam", ale to była już tylko dobra lektura. Jak oceniam niniejszy tytuł? Niewątpliwie recenzowana dziś powieść jest bardziej zbliżona do drugiej z wymienionych książek, choć tutaj więcej się dzieje (odkrywanie spraw z przeszłości jest ciekawsze) a i temat marmurków jest bardzo oryginalny. Akcja jest równie niespieszna a wystarczyłoby nadać fabule chwilami żywszy bieg. Choć wiem, że celem było skupienie się na relacji ojca z córką, co wymaga zagłębienia się w uczucia, emocje i "zrzucanie skorupy". Czytając "Miłość i kłamstwa" miałam wrażenie, że po raz drugi autorka jest kimś innym niż podczas pisania "Love, Rosie". To zupełnie był inny styl...

Jednak książka o grze w kulki jest dla mnie w pewnie sposób szczególna - bowiem podczas śniadania blogerek z Cecelią Ahern, które miało miejsce w maju 2015 roku w Warszawie a w którym miałam okazję uczestniczyć - autorka zdradziła, że właśnie taka książka ukaże się niebawem :) Że będzie dotyczyła relacji między córką i ojcem oraz "marble", czyli kulek... Po prostu musiałam się przekonać jak ten pomysł został wykorzystany w powieści. Książki o takiej tematyce wcześniej nie znałam, to bardzo oryginalny temat!






Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję



wtorek, 19 maja 2015

Śniadanie blogerek z Cecelią Ahern w Warszawie - Warszawskie Targi Książki 2015

Zanim zniknęłam blogowo na cały weekend przekazałam Wam jeszcze informację o tym, że jestem szczęściarą :) Niespodziewanie (z powodu rezygnacji jednej uczestniczki) w czwartkowy wieczór otrzymałam maila o szansie na spędzenie dwóch godzin podczas specjalnie zorganizowanego dla dziesięciu blogerek śniadania z Cecelią Ahern - irlandzką autorką "P.S. Kocham cię", "Sto imion", "Love, Rosie" czy "Kiedy cię poznałam".
Po burzy mózgu z mężem zapadła decyzja - jadę i to na cały weekend!

Kiedy dotarłam do Pijalni Czekolady Wedel Cecelia już tam była. Roześmiana, naturalna, sympatyczna i rozwiewająca nasze stresy. To dla nas blogerek niesamowite doświadczenie. Nie chcę pisać za wszystkich ,ale ja szara myszka miałam niepowtarzalną okazję, która zapewne już nigdy się nie powtórzy. Na szczęście na spotkaniu była obecna Marta - tłumaczka, która bardzo fajnie pomagała nam w porozumiewaniu się z Cecelią. Nie było to tłumaczenie "sztywniackie" i dopiero po fragmencie wypowiedzi autorki, co dodatkowo dawała szansę na samodzielne zrozumienie choć części rozmowy.

Na początku toczyły się luźne rozmowy między blogerkami, autorką i przedstawicielką Business & Culture, dzięki której to spotkanie zostało zorganizowane (Daria dziękuję!). Wtedy to zostaliśmy uraczeni słodkimi, słonymi lub mieszanymi wersjami śniadań. Ja w wersji słonej miałam bagietkę oraz mozarellę z pomidorkami - pychotka.
Kiedy zaspokoiliśmy pierwszy głód ciała Cecelia wraz z Martą rozpoczęły rozmowy w podgrupach po 2 lub 4 blogerki.
Oto moja czwórka rozmawiająca z autorką:




W tym czasie mogłyśmy zadawać swoje pytania a Cecelia opowiedziała nam o swoim pobycie w Polsce, że jest  tutaj po raz pierwszy, ale nie zdążyła jeszcze zwiedzić Warszawy, gdyż poprzedni dzień zajmowały jej wywiady. Dopiero po wizycie na Targach Książki zamierza poznać nieco naszą stolicę.
Zapytałyśmy o wrażenia po zekranizowaniu "P.S. Kocham cię" oraz "Love, Rosie" - Cecelii bardzo podobają się filmy. To dość niesamowite, kiedy ogląda się napisaną przez siebie historię w wersji zinterpretowanej przez kogoś innego.

Ja zadałam moje "żelazne" pytanie do autorów - czy pisząc książkę wie, jaki
będzie jej koniec. Cecelia odpowiedziała, że tak. Zna początek, środek i koniec. Natomiast wszelakie przygody bohaterów mogą ulegać zmianie w porównaniu do jej planów i zamierzeń względem nich.


Podczas dyskusji o książkach już napisanych i tych, które dopiero się piszą padła propozycja od blogerek a mianowicie prosiłyśmy o kontynuację "Love, Rosie". Zadziwiło to autorkę, bowiem dotychczas była namawiana jedynie do napisania kontynuacji swojego debiutu. No cóż, polskie czytelniczki mają swoje własne pragnienia :) A Cecelia ma sprawę przemyśleć.

Autorka wspominała też chwile, kiedy jeszcze mieszkając u rodziców napisała swoją debiutancką powieść. Miała wtedy 21 lat i nie spodziewała się takiego sukcesu. Za pierwsze pieniądze kupiła sobie... laptopa.

Zdradziła też swoje najbliższe plany wydawnicze. Jej kolejna książka jest już napisana a premiera w Irlandii jeszcze w tym roku, w październiku. Powieść ta ma dotyczyć relacji między ojcem a córką oraz .... kulek, które od razu skojarzyły mi się z moimi ulubionymi grami na tablecie. Cecelia nie miała pojęcia, że takie istnieją. Zaś w przygotowaniu jest dwutomowa opowieść dla nastolatków, której bohaterką będzie siedemnastolatka. Jednak więcej nie zdradzę :)



Kiedy już poszczególne podgrupy zadały swoje pytania, śniadanie zostało zjedzone a nieubłagany czas zmierzał ku godzinie 13-stej przyszedł czas na indywidualne chwile z Cecelią, czyli zdjęcia i autografy. To był moment, by zadać jeszcze zapomniane pytanie, wyrazić swoją radość ze spotkania czy uściskać lub zostać uściskanym przez autorkę. Zresztą na pożegnanie Cecelia dziękowała każdej z nas za niecodzienne spotkanie, nasze pytania i obdarzyła swoim uśmiechem i uściskiem. Zapamiętam ten dzień na długo, licząc że jeszcze gdzieś, kiedyś może uda mi się spotkać tę sympatyczną, uśmiechniętą i pełną radości kobietę.









^^^^^^^^^^^^^^^^
Już niebawem zapraszam na urodzinowy konkurs oraz relację z Warszawskich Targów Książki - przystanek Stadion Narodowy :)

poniedziałek, 4 maja 2015

Cecelia Ahern "Kiedy Cię poznałam" - przedpremierowo




Tytuł oryginalny: The Year I Met You
Tłumaczenie: Agata Kowalczyk
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 6 maja 2015
Liczba stron: 416










Twórczość Cecelii Ahern miałam okazję poznać dopiero w styczniu tego roku, kiedy to przeczytałam "Love, Rosie". Po świetnej lekturze, myślałam że poznam też inne powieści autorki i los przyniósł mi "Kiedy cię poznałam". Czy kierując się jedynie znajomością "Love, Rosie" podjęłam dobrą decyzję, chcąc kontynuować przygodę z Ahern? Zachęcam do poznania mojego zdania przenosząc Was do Irlandii.

Ona. Jasmine, ma trzydzieści trzy lata, mieszka w Dublinie i właśnie została zwolniona z pracy. Swoją karierę zaczynała jako księgowa. Jednak szybko założyła swoją firmę a kiedy ta odniosła sukces, ktoś ją kupił. Podobnie było z drugim pomysłem. W przypadku trzeciego, już w fazie początkowej Larry został wspólnikiem Jasmine. Przez cztery lata prowadzili firmę Idea Factory - Fabryka Pomysłów, która pomagała firmom wprowadzać innowacje. Co więc sprawiło, że Larry nie chciał już pracować z Jasmine? Ona chciała po raz kolejny sprzedać swoje "dziecko" a on chciał firmę rozwijać a już na pewno zatrzymać.

W życiu Jasmine ważniejsza od pracy jest tylko siostra - Heather, która jest wprawdzie rok starsza, ale ma zespół Downa. Kiedy były nastolatkami ich matka zmarła na raka a ojciec już od dawna szukał pociechy u innych kobiet. Musiały radzić sobie bez niego. A teraz on ma nową żonę i trzyletnią córeczkę Zarę. Nigdy nie lubił przychodzić na grupy wsparcia, które były organizowane dla Heather, a niezmiernie pomagające jej w planowaniu sobie zajęć w życiu. Cóż, to zwykle kobiety muszą sobie radzić, nawet w najtrudniejszych sytuacjach, niezależnie od wszystkiego - musimy.

Teraz Jasmine ma roczny urlop ogrodniczy. To sprawia, że ma czas dla przyjaciółek, które właśnie stały się matkami, dla Heather, Zary. Bezczynne siedzenie jest okropne, dlatego Jasmine podejmuje się trudnego zadania - zamierza przywrócić swój ogród do postaci zielonej krainy, bo ta kamienna wersja nie komponuje się z sąsiedzkimi. Kobieta ma też czas na podglądanie sąsiada z naprzeciwka, z którym dzielnie obniżają średnią wieku na swojej małej uliczce.

On. Matt Marshall, znany didżej radiowy, mieszkający wraz żoną i trójką dzieci naprzeciw Jasmine. Za swoje niewłaściwe zachowanie został zawieszony, co sprawia że nadużywa alkoholu i stawia go ponad rodzinę. Dlatego żona postanawia się wyprowadzić wraz z dziećmi do rodziców. Woli to niż ciągłe wysłuchiwanie nocnych awantur męża, jego łomotanie w drzwi i alkoholowy odór. Matt podpadł Jasmine jedną z audycji, w której nie zareagował na złośliwe komentarze dotyczące osób z zespołem Downa. To uderzyło i zabolało, choć na szczęście Heather tego nie słyszała.

Co sprawiło, że tych dwoje zaczęło być dla siebie wsparciem? Że zaczęli rozumieć wzajemnie swoje życie? Wprawdzie z wrednymi i złośliwymi komentarzami Matta i postawą lwicy Jasmine (w stosunku do relacji Matta do Heather), ale zawsze to lepsze niż tylko podglądanie się wzajemnie przez firanki w oknach. Otóż oboje, dzięki nadmiarowi wolnego czasu, mogli poświęcić drugiemu chwilę, na jakże istotną rozmowę. Mimo, że każde miało inne problemy, inne priorytety i inne plany na przyszłość, powoli stawali się dla siebie podporą i obdarzali przyjaźnią. Czasami musieli pójść razem z kondolencjami, innym razem na casting a kolejnym pili przy stoliku przed frontem domu Matta. Choć prawda jest taka, że albo pił Matt albo Jasmine...

Duży udział w ich relacjach i wydarzeniach między dwójką głównych bohaterów mieli sąsiedzi (głównie Doktorek), kuzyn Jasmine, jej siostra oraz pewien łowca głów - Monday, który to nieźle namiesza w życiu Jasmine, nie tylko swoim imieniem.

A co mogę powiedzieć o fabule? Tak naprawdę to książka jest uboga w adrenalinę, wydarzenia czy zwroty akcji. Nie mogę powiedzieć, że coś się dzieje, bo poza tym że ktoś stracił pracę, Heather wybiera się na weekend z chłopakiem, sąsiadka ma wylew a przed domem Marshalla koczują fotoreporterzy to nic się nie dzieje. Jasmine tworzy ogród, boryka się z problemami siostry, jej kolorowymi Kręgami i swoim brakiem pracy. Zajmuje się bardziej kłopotami i życiem sąsiada niż własnym. Jej nudnawe życie ubogaca nieco pojawienie się Monday'a. Sąsiad też bardziej uczestniczy w jej życiu i jej siostry niż próbuje zająć się ratowaniem małżeństwa i polepszeniem relacji z dziećmi.

Po uroczej i na długo zapadającej w pamięć lekturze "Love, Rosie" czuję się oszukana i nienasycona. Nie wiem co autorka miała na myśli pisząc tę książkę, ale do mnie nie trafiła. Nie lubię książek o niczym a ta właśnie takie wrażenie na mnie wywarła. Owszem, nie mówię że nie porusza ważnych tematów, jest i zespół Downa, i alkoholizm, i utrata pracy, i samotność, i jeszcze odejście żony. Ale moim zdaniem to tematy niejako poruszone w ogólnym zarysie fabuły, powinny być podparte akcją. Wiele jest książek, które mają świetną fabułę a jednocześnie poruszają ważne kwestie. Autorka, mimo mojego niezbyt euforycznego podejścia do "Kiedy cię poznałam", nie zostaje skreślona z mojej listy lubianych pisarek. Wciąż zamierzam sięgnąć po jej debiut. A czy polecam niniejszą powieść? Pewnie, przecież nie każdy musi mieć takie samo zdanie jak ja. Każdy z nas lubi inną twórczość i myślę, że propozycja na lekturę opisana dziś przeze mnie, zostanie z radością przyjęta przez innych czytelników. 






Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję bardzo Pani Darii z



oraz 


piątek, 23 stycznia 2015

Cecelia Ahern "Love, Rosie"



Tytuł oryginalny: When Rainbows End
Tytuł pierwszego wydania: "Na końcu tęczy" (2013)
Tłumaczenie: Joanna Grabarek
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: grudzień 2014
Liczba stron: 512






Wielokrotnie z różnymi blogerkami wymieniałam uwagi dotyczące tego, że czasem trudno jest opisać wrażenia po przeczytaniu książki. Tak jest i w tym przypadku... Powieść wywołała we mnie tak dużo różnorodnych emocji, że nie wiem od czego zacząć, by recenzja nie była chaotyczna i dała Wam pełny obraz tej uczty, której dostąpiłam...

O tym jak ważna jest przyjaźń, mimo iż czasem przez ocean, pisałam niedawno. O tym, że miłość i poświęcenie matki dla dziecka nie znają granic, wie każda kobieta, która jest mamą. A że los czasem bywa okrutny a nawet złośliwy, wie niemal każdy. Dlaczego o tym piszę? Otóż ta książka opowiada właśnie o tym.

Rosie i Alex mieszkają w Dublinie i od wczesnego dzieciństwa łączy ich przyjaźń. Poznałam ich życie od chwili, gdy Rosie obchodziła swoje siódme urodziny. Przyjaciele dzielą ze sobą wszystkie dobre i złe chwile, wysyłają kartki z wakacji, zapraszają na uroczystości rodzinne, siedzą nawet w jednej szkolnej ławce. Razem chodzą na wagary i razem zostają zawieszeni. Ich więź jest tak silna, że wszyscy wokół im zazdroszczą. Jest wprost sielankowo, aż do chwili gdy ojciec Alexa dostaje ofertę pracy w ... USA. Siedemnastoletni chłopak nie ma wpływu na decyzję rodziców i musi wraz z nimi wyjechać. Pomimo swojej rozpaczy z powodu pozostawienia przyjaciółki. Obiecują sobie dalszą korespondencję przez ocean a Rosie planuje pójść na studia właśnie w Stanach. Jednak przewrotny los staje im na drodze - Alex nie pojawia się w Irlandii z powodu problemów z lotem i na bal szkolny Rosie idzie z innym chłopakiem. Chwila zapomnienia powoduje, że dziewczyna musi odwołać wyjazd za granicę, ponieważ nie da się studiować tak daleko od domu, od rodziców kiedy za kilka miesięcy ma się zostać matką. Macierzyństwo wymaga od Rosie wielu wyrzeczeń, wielu nieprzespanych nocy, pojawiają się problemy z pracą, mieszkaniem, emocjami. Jak poradzi sobie osiemnastoletnia dziewczyna, która musi sama wychować córkę? Jak pogodzi bycie matką i obowiązki na niej ciążące ze swoimi marzeniami o pracy w hotelu a najlepiej swoim własnym? Czy kiedykolwiek uda jej się przeskoczyć przez "kłody" rzucane pod nogi przez los? Czy jej przyjaźń z Alexem przetrwa przez liczne próby: małżeństwa, dzieci, zdrady, tajemnice i niewyjaśnione sytuacje? Czy to możliwe, że tych dwoje łączy tylko przyjaźń? Odpowiedzi znajdziecie już w powieści.

Autorka przeprowadza czytelnika przez prawie pięćdziesiąt lat życia bohaterów. Fabuła jest w całości opisana dość nietypowo - nie spotkałam się jeszcze z takim rozwiązaniem - w formie listów, e-maili, treści kartek okolicznościowych, czatów, zaproszeń. To właśnie z nich dowiadujemy się o upływie czasu oraz o kolejnych wydarzeniach: ślubach, pogrzebach chrzcinach, urodzinach. Dzięki tej formie czytelnik ma szansę na poznanie myśli i uczuć wszystkich bohaterów, gdyż poznaje ich punkt widzenia, kiedy piszą o zdarzeniach do innych. Zapisy pozwalają również na to, że czytelnik jest lepiej poinformowany niż bohaterowie, którzy nie są w stanie powiedzieć czy napisać sobie o swoich wzajemnych uczuciach, jednak zwierzają się przyjaciołom czy rodzeństwu.
Ponadto niniejsza listowo-mailowa forma książki powoduje, iż czytelnik nie czuje się znudzony zbytecznymi opisami (gdyż ich tu nie znajdzie) a w tempie ekspresowym przewraca kolejne kartki. Powieść jest napisana lekkim i przystępnym językiem, zawiera różnorodne wątki (studia medyczne, czat dla rozwiedzionych, poszukiwanie więzi ojciec-córka po latach, praca ze znienawidzoną niegdyś osobą) a nawet zwroty akcji. Jak w dobrej sensacji.

Powieść dostarczyła mi wielu pozytywnych i negatywnych chwil. Wzruszałam się, śmiałam, płakałam, cieszyłam, ale również denerwowałam i "mruczałam pod nosem" nie mogąc pojąć wielu decyzji Alexa czy Rosie. Były momenty trudne, kiedy to złorzeczyłam na los utrudniający ludziom bycie szczęśliwymi. Chciałam wtedy rzucić książką w kąt, ale ... nie mogłam. Pragnienie poznania zakończenia było silniejsze. Warto było? Oczywiście! Finał opowieści nie do końca jest bowiem tak oczywisty. Można mieć miliony wątpliwości jak autorka zakończy historię Rosie. Czy pozwoli jej wreszcie na pełnię szczęścia? Czy zdobędzie wymarzony hotel? Czy odnajdzie miłość po wyjeździe Alexa i po zdradzie męża? Jak potoczy się jej życie z dorastającą Katie, która w wielu przypadkach idzie dzielnie w ślady matki? Podpowiem tylko jedno - to właśnie Katie uświadomi Rosie najważniejszą rzecz w życiu.

Muszę przyznać, że nie przeczytałam debiutanckiej książki autorki "P.S. Kocham Cię", mimo że stoi na mojej półce oraz że czytałam mnóstwo pozytywnych opinii (zamierzam to nadrobić). Ale na szczęście dla mnie, po raz kolejny posłuchałam intuicji i kiedy otrzymałam propozycję recenzji "Love, Rosie" nie wahałam się. To była świetna decyzja! Jeśli macie szansę, również nie powinniście zwlekać. Każdy kto choć kilkakrotnie odkrył, że jego gust czytelniczy jest podobny do mojego, powinien przeczytać powieść. Ja jestem bardzo zadowolona z tej ciepłej, wzruszającej i niesamowitej lektury.





Książka została przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję bardzo Pani Darii z



oraz Wydawnictwu


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...