Oficjalna strona Autora podaje takie informacje: Rocznik 1978, zielonogórzanin z urodzenia, obecnie mieszka w Nowej Soli.
Absolwent politologii na Uniwersytecie Zielonogórskim, z zawodu pisarz i dziennikarz.
Pasjonat górskich wędrówek, zapalony kibic żużla i fan serialu "Na południe".
W 2007 r. zadebiutował powieścią sensacyjną "Droga bez powrotu".
Na chwilę obecną Koziołek wydał już 15 książek, piszą się kolejne a jednocześnie w głowie rodzą się pomysły...
Na okoliczność wydania "Nie pozwól mi umrzeć" przepytałam nieco Krzysztofa Koziołka - zapraszam na ciekawy i humorystyczny wywiad :)
ejotek:
– Skąd pomysł na thriller medyczny?
Krzysztof
Koziołek: – Z tą powieścią jest trochę inaczej niż z
większością pozostałych, które napisałem. Pomysł na nią wpadł
mi już kilka lat temu, tylko nigdy nie było czasu, aby do tego
usiąść. Wreszcie go znalazłem i zacząłem pracę. A skąd sam
pomysł? Prawie jak zawsze w moim przypadku: z życia, umiejętności
jego obserwowania i znajdowania strzępów pewnych informacji tam,
gdzie inni nic nie zauważają. Właśnie tego nauczyło mnie
dziennikarstwo. I choć żurnalistą na etacie nie jestem już
ładnych kilka lat, to wciąż jestem dziennikarzem z powołania.
Pewnie dlatego niektóre moje książki to także kryminały w stylu
skandynawskim, czyli zaangażowane społecznie, jak chociażby
thriller medyczny „Nie pozwól mi umrzeć”.
ejotek:
– Co zajęło więcej czasu, pisanie tej książki czy samo
rozpisywanie planu: kto, kiedy, gdzie i jak to połączyć?
KK:
– Na studiach politologicznych robiłem specjalizację z
prakseologii, czyli krótko mówiąc nauki o dobrej robocie, poza tym
przez dziesięć lat (podczas szkoły średniej i na studiach)
pracowałem dorywczo na budowie i właśnie wtedy nauczyłem się, że
przed wykonaniem jakiegokolwiek zadania korzystniej jest najpierw
pomyśleć, jak je wziąć za rogi, a potem uporać się z tym dwa
razy szybciej niż w wersji bez zastanowienia (śmiech). Dlatego od
jakiegoś czasu większość powieści dokładnie planuję, włącznie
z rozlokowaniem tak zwanych śladów, które potem pozwalają wpuścić
czytelnika w maliny (śmiech). Co nie znaczy, że nie pozwalam sobie
na pewien element spontaniczności. Gdyby nie on, efekt końcowy
mógłby być zanadto sztywny. A wracając do sedna pytania: w
przypadku powieści, które nie wymagają tak głębokiego researchu
jak kryminały retro, planowanie jest dużo krótsze niż samo
pisanie.
ejotek:
Będą kolejne książki z tego gatunku?
KK:
– Na razie nic takiego nie planuję. Wiosną 2019 roku wychodzi
kryminał retro „Nad Śnieżnymi Kotłami” będący kontynuacją
serii, w której ukazały się już: „Furia rodzi się w Sławie”,
„Góra Synaj” oraz „Wzgórze Piastów”. Niedawno skończyłem
drugą część thrillera z wątkami science fiction „Będę Cię
szukał, aż Cię odnajdę”, nosi ona tytuł „Będę Cię szukał,
aż Cię pokocham”, przy czym niech to nikogo nie zmyli, bo o ile
wątki romansowe, romantyczne czy nawet pokaźna porcja erotyki się
tam znalazły, to przede wszystkim jest to jednak thriller. Pierwszą
część określono nawet jako skrzyżowanie „Raportu mniejszości”
z „Tożsamością Bourne’a” i już teraz mogę zapewnić, że
pod tym kątem kontynuacja nic jej nie ustępuje, a może nawet jest
jeszcze dynamiczniejsza.
okładka wewnętrzna |
ejotek: – Bardzo ciekawe są elementy promocyjne przy „Nie pozwól mi umrzeć”: skromna okładka kryjąca okładkę wewnętrzną, odkrycie mega płaszcza oraz rozłożenie ceny na czynniki pierwsze. Jakie są reakcje odbiorców i skąd takie pomysły?
KK:
– Niemal od samego początku przy projektowaniu okładek
współpracuję z tym samym grafikiem, Kamilem Pietruczynikiem.
Czasami mówię mu, co chciałbym zobaczyć na okładce, innymi razy
opowiadam krótko, o czym jest powieść i proszę o coś mocnego.
Tym razem zamówiłem niespokojną okładkę w czarnej tonacji. Efekt
bardzo mi się podoba, ale moje odczucia nie są ważne. Liczy się,
że okładka bardzo podoba się czytelnikom, a jeszcze istotniejsze,
że przyciąga wzrok i wyróżnia się spośród tysięcy książek
na rynku. Co do niespodzianek, o których pani wspomniała, to
specjalny ukłon w stronę czytelników, których staram się
rozpieszczać, jak tylko mogę (śmiech). A już na poważnie:
najbardziej kryminalny płaszcz na świecie uszyty z okładek moich
książek robi furorę na spotkaniach autorskich w bibliotekach i
pomyślałem, że warto jego historię przybliżyć szerszemu gronu
osób. To chyba dobry pomysł, bo na niedawnych Targach Dobrej
Książki płaszcz dotykało i macało z kilkaset osób, pytając też
o kulisy projektu. Jeśli chodzi o rozpisanie, z czego składa się
cena książki, robię to po licznych rozmowach z tymi czytelnikami,
którzy wiecznie narzekają na wysokie koszty zakupów. Chciałbym,
żeby wiedzieli, ile i kto na tym przedsięwzięciu zarabia. Pierwsze
reakcje pokazują, że był to strzał w dziesiątkę.
fragment wycięty z okładki |
ejotek:
– A płaszcz szył pan osobiście? :)
KK:
– W życiu! Robiła to moja krawcowa, która zapowiedziała, żebym
więcej jej się na oczy nie pokazywał (śmiech). Płaszcz jest
zrobiony z prawdziwych okładek, jest więc strasznie sztywny. Mogę
zdradzić, że dopiero po kilkudziesięciu nałożeniach zrobił się
na tyle elastyczny, że mogę go już sam założyć, wcześniej jak
rycerz potrzebowałem giermka. Ale zdjąć samemu wciąż nie dam
rady, ktoś musi mi pomagać. Można więc sobie wyobrazić, jakim
wyzwaniem dla krawcowej było naszycie kilkudziesięciu okładek na
stary prochowiec stanowiący coś w rodzaju stelażu.
ejotek: – A już chciałam o takowy poprosić, ale w takim razie nie będę narażać się krawcowej i szukać giermka :) Jak objawia się u Pana proces twórczy? Nagle i gwałtownie czy spokojnie i według planu?
KK:
– Śmieję się, że kiedy zaczynam pracę nad tekstem, mój mózg
zaczyna działać niezależnie ode mnie (śmiech). Pomysły
przychodzą pod prysznicem, podczas zmywania naczyń, na spacerach z
kijkami, podczas jazdy samochodem. Zdarzało się i wciąż zdarza,
że budzę się w nocy, pojawia się „błysk” i muszę zwlec się
z łóżka, aby zapisać pomysł na jakąś scenę czy dialog. Brzmi
może ciekawie, ale proszę mi wierzyć, że przychodzi taki moment,
że jest to irytujące, szczególnie wtedy, kiedy z wywalonym
językiem zdobywam jakiś wymagający górski szczyt, a tu trzeba
robić przerwę na notatki (śmiech).
ejotek:
– Wreszcie Autor działający według moich wyimaginowanych marzeń
dotyczących intensywności weny… (spisuje na czym tylko się da :)
Czy książki odzwierciedlają rzeczywistość, realne sytuacje z
życia czy to całkowicie wytwór wyobraźni?
KK:
– Powieści dziejące się współcześnie mają w sobie dużo z
realnego życia, którego mechanizmy poznałem jako dziennikarz. Do
tego stopnia, że już kilka razy dochodziło do takich sytuacji, że
nieprawdopodobne scenariusze, jakie wymyśliłem sobie w książkach,
potem wydarzały się w prawdziwym życiu. Było tak w przypadku
powieści: „Święta tajemnica”, „Premier musi zginąć”,
„Bóg nie weźmie w tym udziału”, „Operacja aksamit”, a
także „Nie pozwól mi umrzeć”. Ten ostatni przypadek pamiętam
doskonale: szykowałem się do pisania epilogu, kiedy wpadłem na
raport opisujący sposób przechowywania szczepionek przez apteki i
przychodnie zdrowia po orkanie, który przeszedł przez Polskę
jesienią 2017 roku i który wielkie połacie naszego kraju pozbawił
prądu na długie dziesiątki godzin. Wnioski z dokumentu można
określić jednym słowem: skandal! I wtedy sobie uświadomiłem, że
wbrew pozorom w „Nie pozwól mi umrzeć” wcale jakoś mocno
wodzów fantazji nie popuściłem, tym bardziej że do tej powieści
zrobiłem głęboki research dotyczący przemysłu farmaceutycznego i
szczepionkowego. Powiem więcej: czekam tylko na to, co jeszcze z
wymyślonego przeze mnie scenariusza z tego thrillera wydarzy się
naprawdę…
ejotek:
– Zasugeruję jedynie, by jak najmniej śmierci niewinnych. A jak
to się stało, że został Pan pisarzem?
KK:
– Wyszło przypadkiem (śmiech). Pracowałem już kilka lat jako
dziennikarz prasowy w „Gazecie Lubuskiej”, a były to czasy,
kiedy dziennikarze musieli jeszcze umieć myśleć, pisać po polsku
i mówić po polsku. Jak to jest teraz, każdy widzi (śmiech).
Pewnego razu przyszedł mi do głowy pomysł na pewną scenę, wtedy
jeszcze nie wiedziałem, że kiedykolwiek powstanie z tego książka.
Później pojawiały się kolejne pomysły, wreszcie zostałem
wysłany na przymusowy urlop, zacząłem nad tym pracować i tak
powstała „Droga bez powrotu”. A potem to już poszło (śmiech).
ejotek:
– To kiedy (i o czym) kolejna książka?
KK:
– O planach wydawniczych już mówiłem. Jeśli chodzi o plany na
pisanie, to chodzi mi po głowie kontynuacja przygód komisarza
kryminalnego Gustava Dewarta znanego moim czytelnikom z kryminału
retro „Imię Pani”. Kiedy pisałem tę powieść, nie planowałem
ciągu dalszego, ale już podczas pracy, między innymi na terenie
dawnego opactwa, w którym dzieje się akcja, a w którym dzisiaj
mieści się Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w Krzeszowie, mocno
się z komisarzem zaprzyjaźniłem. A w tym roku, podczas wędrowania
po Tatrach ze „Wzgórzem Piastów” w ramach akcji „Literatura
na najwyższym poziomie”, wpadło mi do głowy kilka pomysłów na
kolejne trzy części serii z Dewartem. Uprzedzając pytanie: pojęcia
nie mam, kiedy uda mi się do tego usiąść, jako że każdy
kryminał retro to miesiące katorżniczej harówy nad zbieraniem
materiałów.
ejotek:
– Na koniec moje ulubione pytanie: jakie ma Pan marzenia?
KK:
– Oprócz tych banalnych, o których pisał Jan Kochanowski, czyli
zdrowiu i rodzinnym szczęściu, mam też mniej przyziemne i to w
przenośni oraz dosłownie (śmiech). Uwaga, robię pauzę dla
spotęgowania efektu… Jeszcze momencik… Już za chwileczkę…
Chciałbym polecieć w kosmos i jeszcze do tego stanąć na Księżycu!
Mówię jak najbardziej poważnie.
ejotek:
– W takim razie życzę spełnienia wszystkich marzeń, zwłaszcza
tych osobliwych oraz weny twórczej. Dziękuję za rozmowę!
KK:
– Nie jestem przesądny, więc dziękuję (śmiech). A co do weny
twórczej, to życzenia są kompletnie niepotrzebne, akurat z tym nie
mam najmniejszych problemów. Jest za to kłopot z czasem, mimo że
moja doba i tak ma już 25 godzin, jako że przeciętnie każdego
dnia jedną godzinę kradnę ze snu (śmiech).
ejotek:
- Pozostaje mi zatem pozazdrościć, zarówno braku kłopotów z weną
(ja mam tak z natłokiem pomysłów) jak i rozciągliwą dobą :) Bo
z samym czasem to chyba większość z nas ma problem...
Na koniec pozostał jeszcze do rozwiązania konkurs. Szkoda, że uczestniczki były na blogu tylko dwie...
Swoimi słowami-kluczami bardziej przekonuje.... Paulina - i to ona wygrywa!
Gratuluję i poproszę o adres na mojego maila.
Zaś w ramach bonusu na okoliczność małej frekwencji, Gosię proszę o przypomnienie się przy okazji kolejnego konkursu/rozdawaniu nagród przy podsumowaniu roku 2018 - mam dla Ciebie niespodziankę.
Za zdjęcia dziękuję Autorowi
U mnie też było małe zainteresowanie konkursem - 3 osoby.
OdpowiedzUsuńCena książki rozłożona na części pierwsze wbija w fotel.
Taki niesprzyjający czas?
UsuńPrawda? Dlatego Autor postanowił to zaprezentować :)
Bardzo ciekawa rozmowa. Gratuluję zwyciężczyni nagrody. 😊
OdpowiedzUsuńGratuluję ciekawego wywiadu :) Gratuluję Paulinie, a ja z pewnością będę się w takim razie przypominać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPrzypominaj :D
Cudowna wiadomość :) adres poszedł e-meilem
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wywiad, z wielką przyjemnością go przeczytałam...
OdpowiedzUsuń