wtorek, 23 lutego 2016

Magdalena Witkiewicz, Natasza Socha "Awaria małżeńska"




Autor: Magdalena Witkiewicz, Natasza Socha
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 376










To już moja trzecia książka Magdy Witkiewicz w lutym... (zresztą w każdej z nich występuje bohaterka nosząca moje imię - cudownie!) chyba zostanie patronką tego miesiąca :) Choć tym razem jest to twórczość łączona, bowiem powieść została stworzona wspólnie z Nataszą Sochą (niezwykle intryguje mnie pytanie, w jaki sposób autorki podzieliły się pisaniem) - i tu przyznaję się bez bicia, że jeszcze nie znam nic jej pióra. Ale do rzeczy, czyli do Awarii..., bowiem żyjemy zupełnie nieświadomie i nie zdajemy sobie sprawy, że czasem śmierć zwykłego kota może stać się momentem, który zrewolucjonizuje nasze życie. Dowód? Przeczytajcie moje wrażenia.

Ewelina i Justyna, niczego złego nie przeczuwające zapracowane kobiety, podróżują gdańskim autobusem linii 122 we wtorkowe popołudnie. Jednak w ułamku sekundy leżą na podłodze niemal jedna na drugiej, z nietypowo  powykręcanymi kończynami. Nie zdają sobie w pierwszej chwili sprawy, że sprawcą gwałtownego hamowania był kot, który niestety nie wyszedł z życiem z tego wypadku, tak jak one. Bohaterki lądują na szpitalnych łóżkach oddziału ortopedycznego - jedna z zagipsowaną nogą, druga - ręką i barkiem. W pierwszym odruchu chcą jak najszybciej stamtąd wyjść, bo przecież nawet unieruchomione lepiej zajmą się domem i dziećmi niż mężowie, którzy - o zgrozo! - nie mają o codzienności bladego pojęcia. Zresztą na własne niejako życzenie żon, bo nawet gdy coś robili, starali się jak mogli, to one po nich poprawiały, dopieszczały i w rezultacie panowie odpuścili... nie dziwne, prawda?

Jednak pierwotny odruch pacjentek, by "biec" do domu, ostudziła pani doktor, stwierdzająca, iż możliwe są komplikacje i pobyt na oddziale będzie konieczny przez co najmniej trzy tygodnie! Panie z każdym kolejnym dniem oswajają się z sytuacją i starają umilić czas najlepiej jak to w tych warunkach jest możliwe: czytają, dyskutują, nawet na tematy intymne (dochodzą na przykład do wniosku, że kobieta, która potrafi sama sobie dać przyjemność czy za pomocą wibratora czy prysznica, ma wyższe poczucie własnej wartości, czuje się lepiej i jest niezależna od faceta) a nawet poprawiają swój wygląd. W najtrudniejszych momentach udzielają porad przez telefon a popołudniami wysłuchują szczerych relacji od dzieci (które mieszczą się w przedziale wiekowym 5 do 11 lat).

A co w tym czasie słychać w domu? Jak radzą sobie Sebastian i Mateusz? Hmmm... Pierwsze dni były najtrudniejsze, bowiem panowie nie mieli nawet wiedzy podstawowej dotyczącej funkcjonowania własnych komórek rodzinnych. Bo po co prasować skarpetki? Jak ugotować krupnik, by nie był ciałem stałym? Dlaczego każde z dzieci na śniadanie je jajko w innej postaci? Dlaczego nie można kupić gotowej nutelli? Co się robi z brudną klatką królika? To papier toaletowy sam nie odrasta na uchwycie? A tu jeszcze przewrotny los sprawił, że wielkimi krokami nadszedł nowy rok szkolny i trzeba najpierw dokończyć kompletowanie wyprawki a potem pogodzić zakupy, pracę, szkoły, przedszkole.... No dobra, tylko jaki jest adres tych placówek?? Później dojdą wywiadówki, zadania domowe, konkursy, wierszyki i piosenki, przebrania a przede wszystkim poradzenie sobie z sytuacją, gdy nad ranem w poniedziałek dziecko przypomina sobie magiczne "co trzeba przynieść lub zrobić na jutro"... znaczy na dziś. I nawet nie ma kiedy oczyszczać synaps... Z czym jeszcze będą musieli zmierzyć się panowie? Ja nie zdradzę nic więcej...

Do tej pory nieogarnięci i niewtajemniczeni tatusiowie, teraz rzuceni na głęboką wodę i zmuszeni do samotnego ojcostwa przez kilka tygodni, muszą sobie radzić. Może mają w głowach chaos, może wykonują plan minimum, byle tylko przetrwać, może nie mają pojęcia o wielu sprawach, bo do tej pory wszystko funkcjonowało dzięki żonom - które tak nawiasy mówiąc są chyba w połowie cyborgami, bo po całym dniu faceci padają na pysk a kobiety wciąż wyglądają na uśmiechnięte i z zapasem sił - ale starają się sprostać, żeby dzieci podczas odwiedzin u mamy, nie miały podstaw do skarżenia się. Bardzo przydatna okazała się również pomoc Dżesiki, która normalnie zajmowała się ptaszkami a teraz pomaga przy dzieciach...

W tym czasie żony nie tylko odpoczęły, ale też przewietrzyły mózgi co poskutkowało podjęciem mnóstwa decyzji, jakże ważnych w chwili, gdy ich związki się sypią czy też "separują". Postanowiły, że już nie będą perfekcyjnymi paniami domu i pozwolą sobie pomagać, choćby coś miało być zrobione gorzej. Ich szpitalny rachunek sumienia miał sprawić, że znów będą szczęśliwymi nie tylko matkami, ale i żonami. Bo przecież kiedyś przeżywali romantyczne chwile...

Świetna komedia z humorem (oraz ironią), który idealnie do mnie trafiał co skutkowało chichotaniem niezależnie od miejsca gdzie czytałam książkę. Boskie teksty, zabawne scenki, rozbrajająca niewiedza i ciekawe pomysły na rozwiązywanie różnorodnych problemów. Autorki postawiły też na popularyzowanie twórczości innych, bowiem wspomniały o Nesbo, Kingu czy Cobenie. Oprócz tego w powieści znajdziemy też prawdy z życia wzięte, które mogą skłonić do przemyśleń i prób ratowania związków i relacji, bo czasem jest jeszcze na to szansa. Witkiewicz i Socha pokazały jak ważne jest zacieśnianie więzi dzieci z ojcem oraz że mama, mimo że kocha ogromnie też czasem potrzebuje oddechu. A zakończenie? Każdy czytelnik myśli, że jest przewidywalne, prawda? Nic bardziej mylnego, ja poczułam się ogromnie zaskoczona a uśmiech zagościł na twarzy...

Podsumowując - ogromnie się cieszę, że sięgnęłam po "Awarię małżeńską", bo to gwarancja dobrej zabawy. Książka aż kipi od ciekawych pomysłów, trafnych spostrzeżeń dotyczących codziennego życia, ale jakże czasem zaskakującego. Bohaterowie zostali dobrze wykreowani, niektórzy otrzymali dość charakterystyczne cechy czy zajęcia. Powieść doskonale spełnia się zarówno w kategorii rozrywkowej, ale też uczy a jest przecież lekka i przyjemna. Ja polecam! Chyba nie tylko kobietom...



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, 52 książki

23 komentarze:

  1. Dawno nie czytałam niczego humorystycznego. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może warto postawić na polski humor :) To idealna pozycja rozśmieszająca :D

      Usuń
  2. Brzuch mnie bolał ze śmiechu w czasie lektury. Jedna z bardziej optymistycznych powieści jakie czytałam ostatnio. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, książkę polecam w dołkach wszelakich :)

      Usuń
  3. Rewelacyjna, wspaniała, rozbrajająca. Polecam tę książkę wszędzie, gdziekolwiek się da.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam takie książki, przy których można się zdrowo uśmiać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy tej można, wpadki facetów takie że nie da się zachować powagi... :)

      Usuń
  5. Świetnie się bawiłam przy tej książce (-: Co nie znaczy, że nie skłoniła mnie do pewnych przemyśleń )-; W jakimś wywiadzie słyszałam, że każda z pisarek opisywała wątki jednej rodziny, ale mimo że czytałam dwie książki N. Sochy i wszystkie M. Witkiewicz nie mam pojęcia, która czyje (-:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też :) Czyta się szybko, za szybko :) Mnie też pokierowała, w dwóch kwestiach zamierzam autorek posłuchać i zastosować nieco w życiu :)
      Ja wiem, ale nie wiem czy można zdradzić...

      Usuń
  6. Poluję na tę powieść i mam nadzieję na dobrą zabawę, o której wspominasz. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na takiego "zwierza" warto zaczekać i upolować w dogodnym momencie. Jest to genialna książka i jakże poprawia humor

      Usuń
  7. Bardzo mi się podobała :)
    I kochana - nazwiska autorek są jak jasna krew czerwone (w przeciwieństwie do różowego tytułu), zatem Pod hasłem również, nie tyko kolorki ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aine, to nie jest czerwony... Nazwiska autorek są nieco ciemniejszym różem... uwierz, już to obejrzałam tyle razy, że jestem ekspertem... Nawet konsultowałam z kimś komu to zupełnie obojętne jaki to kolor :)
      Także, mimo że i mnie by to pasowało, to niestety nie jest czerwień.

      Usuń
    2. Popatrz jakie te kolory względne, dla mnie to już czerwony :) I wcale nie, żeby naciągać do Twojego wyzwania. I tak miałam ją przeczytać i na początku w ogóle nie brałam jej pod uwagę do Pod hasłem - zwyczajnie nie widziałam nazwisk :) Jednak słowa w tytułach są bezpieczniejsze :))
      Oczywiście Ty tu rządzisz, więc kasuję Awarię z Pod hasłem :))

      Usuń
    3. Względne i to bardzo... widać to doskonale u magdalenardo w okładkach jak i u mnie czasem jak rzucę hasłem z kolorami...
      Ja też miałam ją w planach, jest recenzyjna, ale że miałam zapytanie to obejrzałam wnikliwie... i tak jak napisałam, mimo że byłaby mi również na rękę to niestety kolory nie chciały współpracować ;(
      Bezpieczniejsze są słowa, ale więcej chyba kolorów...

      Usuń
  8. Lubię czasem przeczytać taką książkę. Teraz by się przydało, aby znalazła się pod ręką ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie książki to ja mogłabym czytać naprzemiennie z trudniejszymi tematycznie... Uwielbiam Awarię i wiele tego typu lektur :)

      Usuń
  9. Straszliwie intryguje mnie ta powieść. Jestem wręcz pewna, że przypadnie mi do gustu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem pewna - bez tego "wręcz" - że Ci spodoba, na Twój aktualny czas będzie idealna na odprężenie i odpoczynek z relaksującą lekturą :)

      Usuń
  10. Właśnie przed chwilką czytałam o niej u Magdalenardo i z przyjemnością po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałaś/-łeś to co napisałam, napisz co o tym myślisz, będzie mi miło :)

Zastrzegam sobie prawo do usuwania komentarzy anonimowych, obraźliwych i spamu.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...