Jak to się zaczęło? Nie pamiętam.
Pamiętam za to, że od małego berbecia uwielbiałam kiedy dorośli czytali mi książeczki. Idąc do szkoły umiałam już czytać i pochłaniałam spore ilości
literatury... Tak mi zresztą zostało :) A kto dużo czyta, ten podobno nie ma problemów z ortografią, stylem czy ogólnie "opatruje się" ze słowem pisanym. I faktycznie, przyznaję, że bardzo mi to pomagało. Na lekcjach, sprawdzianach, miałam większy zasób słownictwa, lekkość w wypowiedziach i niejednokrotnie brałam udział w olimpiadach z polskiego i konkursach ortograficznych. Również z sukcesami.
źródło: olx.pl |
Jak to się przerodziło w korektorską obsesję, bo tak to muszę nazwać...? Oglądając telewizję widziałam literówki w podpisach osób, czasem napis znikał i po chwili pojawiał się poprawny :P
Widziałam literówki na znakach drogowych (np. w mojej rodzinnej miejscowości stał znak kierujący na miejscowość z literówką właśnie), billboardach, w gazetach, ulotkach reklamowych i książkach. Ja rozumiem, że każdy może się pomylić, każdy jest człowiekiem, korektor po przeczytaniu wielu stron ma naprawdę mętlik przed oczami, ale właśnie dlatego nad większymi projektami powinno pracować dwóch korektorów.
Drażni mnie, gdy czytam książkę a tam błędy, gorzej gdy częste. A najgorsze, gdy literówka zmienia słowo i nie wiem co autor miał na myśli... Albo jak jest niewłaściwe imię bohatera...
Studia były humanistyczne. Było to połączenie dwóch kierunków: dziennikarstwa i bibliotekoznawstwa. Nie było siły, żebym nie pisała tekstów wszelakich :P A i oddając pracę trzeba było wnikliwie pilnować, by było bezbłędnie. To tylko wyćwiczyło moje korektorskie zdolności.
Po studiach miałam praktykę a potem zostałam zatrudniona w pewnej agencji PR, która zajmowała się m.in. wprowadzaniem spółek na giełdę.
Na rozmowie kwalifikacyjnej jako jedno z zadań dostałam wizytówki do korekty :) Arkusz z danymi od firmy-klienta i wzór matrycy gotowej do druku. Moja wnikliwość dała mi pracę :) Jednym z moich obowiązków była właśnie korekta. Nic nie wychodziło od nas do drukarni, dopóki ja tego nie sprawdziłam... Ależ miałam wtedy podniesione libido, swoją wartość i co tam jeszcze można mieć podniesione... :P
Drukowaliśmy masę materiałów: plakaty, ulotki, prospekty i foldery emisyjne, wspomniane wizytówki, materiały na konferencje i szkolenia... Wszystko to czytałam wnikliwie i dawałam zgodę, no niemal jak ważna głowa państwa :) Myślicie, że się chwalę, ale byłam z siebie dumna. Wszak byłam młodą dziewczyną po studiach. Naprawdę sporo się wtedy nauczyłam... nie tylko zresztą w dziedzinie korekty.
Pracowałam tam ponad 2 lata i przez ten czas tylko raz zatrudniliśmy prawdziwego korektora, kiedy nawał pracy (niemal równocześnie wprowadzaliśmy na giełdę trzy spółki) nie pozwalał mi na czytanie wszystkiego co musiało iść do druku.
Pamiętam śmieszną - dla mnie - rzecz, związaną z tamtą pracą i korektą. Pewnego dnia mnie nie było a musiała wyjść do druku ulotka i jakież było moje rozbawienie, kiedy po jej powrocie z druku zobaczyłam na przodzie ulotki, wielkim drukiem datę... A tam zamiast 23-25 (dni miesiąca maja to miały być - nigdy tego nie zapomnę, bo potem trzeba to było ratować) było 23-23... Czy muszę pisać jaką minę miała Pani Prezes kiedy to zobaczyła? :D
Nie jestem profesjonalną korektorką, to tylko i aż moja pasja! Nie znam się na znakach, które stosują zawodowcy. Pewnie mogłabym się ich nauczyć, ale nie mam takiej potrzeby. Korektę, którą robiłam w swoim życiu tak oznaczałam, że graficy wiedzieli o co mi chodzi. A teraz robię korektę w większości sobie.
Nie potrafię udzielić rad korektorom, bo nie jestem zawodowcem ale amatorką. To ja mogłabym takich rad wysłuchać od profesjonalistów.
Na co zwracam uwagę w recenzjach (pod względem korektorskim)?
Niestaranność w ich pisaniu.
Owszem, i mnie się literówki zdarzają (nie twierdzę, że jestem ideałem - tylko ten co nic nie robi się nie myli), piszę szybko i czasem nawet sobie z tego sprawy nie zdaję jak mi się literki zaplączą. Jednak przed publikacją wypada przepuścić tekst przez Worda czy inny tego typu program i włączyć sprawdzanie pisowni. Recenzję czytam raz jeszcze, ale i wtedy może mi umknąć błąd, który popełniłam, bo przecież nam swoją recenzję na pamięć. Mile widziane wtedy uwagi w komentarzach.
Ale jeśli znajduję u kogoś w każdym zdaniu literówki to już uważam piszącego za niechluja i odpuszczam takie teksty... Niestety, mimo że mogą być wartościowe, ale przecież to dowodzi jednego - ta osoba nawet jeden raz tekstu po napisaniu nie przeczytała! Wymagam jednak minimum chęci, by dopracować tekst.
Także podsumowując, uwielbiam czepiać się literówek i innych błędów. Czasami piszę o tym na Waszych blogach i nie tylko. Nie gniewajcie się wtedy na mnie, bo ja nie chcę źle. Ale jeśli ktoś wpadnie do Was z przypadku i przeczyta poprawiony tekst to będzie fajniej, prawda? Bo wróci... nie przestraszy się.
Sprawdzajcie teksty, kopiujcie do programów, które mogą to sprawdzić. Nie trzeba recenzji oddawać korektorom, a już tym bardziej gdyby to miało kosztować. To zbyteczne. Przeczytajcie tekst raz jeszcze przed publikacją. Zawsze możecie zwrócić się do mnie, mogę pobawić się w poszukiwacza literówek :D
Pozdrawiam!
Rozumiem Twoją pasję! W gimnazjum i liceum najpierw denerwowałam koleżanki, wytykając im błędy w zeszytach, później same zaczęły prosić mnie o sprawdzenie :) Tak samo na studiach (podobnych do Twoich). Najbardziej bolą mnie wszelkie literówki w książkach - nie ma bata, żebym nie zaznaczyła takiego byka ołówkiem ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za spełnienie mojej prośby oraz tak obszerny tekst.
OdpowiedzUsuńLiterówki zdarzają się każdemu, ponieważ tak jak piszesz, sporo tekstów powstaje w pośpiechu :) Mnie samej daleko do ideału, ale staram się nieustannie pracować nad jakością zamieszczanych recenzji :)
OdpowiedzUsuńI ja swojego czasu rozwalałam każde dyktando! :) Nigdy nie miałam problemów z ortografią, a i język polski to był mój ulubiony przedmiot. Również uważam, że warto zwracać uwagę na pisownię (zarówno swoją, jak i innych), ale tak jak napisałaś - nie myli się ten, co nic nie robi, dlatego każdemu może przydarzyć się błąd. Najbardziej irytują mnie osoby, które same pisząc, robią błąd na błędzie, a wytykają każdą literkę innym - tego nie potrafię zaakceptować. :)
OdpowiedzUsuńMi też wszelkie literówki (i nie tylko) wpadają w oczy, mimo że jestem krótkowidzem i nie czytam w okularach (-; Staram się pilnować w komentarzach, ale jak coś przegapię, to nawet go usuwam, bo błędu poprawić się nie da )-;
OdpowiedzUsuńJak znajdziesz jakieś błędy u mnie, pisz śmiało. Ja czasami czytam odleżony tekst po dziesięć razy, a i tak później są jakieś błędy. Bardzo mnie to irytuje..
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe zainteresowanie. Ja nigdy nie miałam problemów z ortografią, ciągle jeździłam na jakieś konkursy i dyktando pisałam co drugie na 6 :) Chyba dobrze ;)
OdpowiedzUsuńhttp://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/
Lubię gdy inne osoby mnie poprawiają, ponieważ literówki często mi się zdarzają. Nienawidzę pisać na komputerze i to jedna z przyczyn. Najczęściej piszę tak, że nawet program tego nie zauważa. Słowo jest poprawne, ale niekoniecznie to o jakie mi chodziło. Nawet jeśli czytam to i tak najczęściej tego nie widzę :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Staram się poprawiać swoje wszelkie, bo wiem, że podczas pisania strzelam dużo (piszę bardzo szybko, a nigdy nie uczyłam się stenografii…). Ale moją prawdziwą zmorą jest interpunkcja :)
OdpowiedzUsuńPasja ciekawa i dobrze, że życie pomogło Ci ją rozwijać. Osobiście również nie lubię czytać tekstów, gdzie co chwile pojawiają się literówki, powtórzenia itp. Oczywiście zdarza się to każdemu ale raczej jako wypadek przy pracy a nie jako norma :)
OdpowiedzUsuńKilka lat temu zrobiłam podyplomówkę z edytorstwa tekstów. Od tamtej pory jeszcze bardziej jestem wrażliwa na błędy. Czasami zdarzało się, że widziałam wyraz z błędem, ale nie miałam pojęcia co znaczy, dopóki go sobie głośno nie przeczytałam... Oko prawdę ci powie :)
OdpowiedzUsuńOho, ja też się absolutnie nie pogniewam, jeśli znajdziesz jakieś byki lub cielaki u mnie;p
OdpowiedzUsuń23-23.....krótka impreza była;p
Może nie jestem obsesyjna (chociaż częściowo jednak jestem :-), ale błędy też poprawiam i właśnie to uczynię:
OdpowiedzUsuń"dni miesiąca maja" - powinno być: "dni maja"
To bardzo utrwalony przez rozmaite druki urzędowe błąd. Bardzo mnie irytuje takie "w miesiącu lipcu...", nazwy miesięcy nie muszą być poprzedzane słowem "miesiąc", bo wiadomo, że np."lipiec" to miesiąc, tak jak przecież nie piszemy " w dniu piątku".
Pamiętam Twój cykl "kwiatki", może powrócisz do tego?
Ja tez robię błędy, będzie mi miło, gdy ktoś coś zauważy i da znać, abym mogła poprawić. Nieraz bywało tak, że sięgałam do starego tekstu na blogu i znajdowałam literówki, czy wręcz błędy i zastanawiałam się, że nikt nie zwrócił uwagi na nie, a były komentarze, więc zakładam, że czytano wpis.
Miałam w poprzednim semestrze na studiach zajęcia z korekty tekstów i bardzo podobały mi się te wszystkie znaczki i dociekanie sensu zdań.
OdpowiedzUsuńFajnie, że mogłaś wówczas pasję połączyć z pracą.
OdpowiedzUsuńJa swego czasu też byłam całkiem niezła na dyktandach, natomiast ze studiów pozostał mi nawyk czytania moich wypocin co najmniej 2-3 razy przed publikacją.
Zazdroszczę takich umiejętności. U mnie jest dokładnie odwrotnie - pamiętam jak na maturze podeszła do mnie moja polonistka i pyta (byłam pewna że zapyta o naukę):
OdpowiedzUsuń- Asiu zjadłaś śniadanie?
- tak - odpowiadam bardzo zdziwiona i z wielkimi oczyma
a Pani polonistka na to:
- Noooo to nie zjadaj liter podczas pisania - i z uśmiechem odeszła :-)
Maturę zdałam więc chyba to śniadanie pomogło i nie zjadła liter ale niestety to mój wielki problem :-)
Super post - przyjemnie się czytało