poniedziałek, 29 lutego 2016

Katarzyna Michalak "Mistrz"




Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2013
Liczba stron: 312
Seria: z Tulipanem










Gdyby ktoś ukrył przede mną nazwisko autorki tej książki, to nie wiem czy udałoby mi się odgadnąć jaka jest prawda (zastanawiam się nawet czy gdyby tak je faktycznie ukryć to nie miałaby wyższych ocen, ponieważ niektórzy uprzedzają się do twórczości K. Michalak). Z uwagi na miejsce akcji (głównie Cypr) oraz nietypowe - a chwilami egzotyczne - imiona bohaterów (o których za chwilę), celowałabym w pierwszej kolejności w nazwiska zagraniczne. Wiedząc, że to jednak polska autorka moją pierwszą myślą byłaby raczej Agnieszka Lingas-Łoniewska, która ostatnio mi udowodniła jakże świetne sensacje pisze... Ale Katarzyna Michalak?? Jestem zaskoczona treścią w wydaniu tej autorki. Ale może po kolei...

Dwudziestoletnia Sonia tuż przed północą wracała z treningu do domu. Jednak taksówka zepsuła się kilka minut od celu (czy to naprawdę był przypadek?) i musiała skorzystać z przejścia podziemnego. Nie spodziewała się, że ta decyzja by nie nadłożyć drogi i nie schodzi w dół zaważy na jej życiu, na przyszłości... Bowiem już za chwilę wydarzenia potoczyły się błyskawicznie: w podziemia zbiegł mężczyzna, potem pojawiło się kilku innych, którzy zablokowali wyjścia aż w końcu padł strzał... Przy Soni znaleziono narkotyki (ale jak? skąd?) i uznając za winną udziału w całej sprawie zabrano ją do tajemniczej rezydencji. Jak się okazało dziewczyna stała się niejako więźniem w cypryjskim domu Raula de Luci, człowieka cynicznego, niedostępnego i bezwzględnego a przede wszystkim gangstera. Raul jest mistrzem manipulacji, jego apartamentów chroni kod cyfrowy a szef ochrony Stanley nieustannie sprawdza czy nikt tam nie podrzucił żadnej niespodzianki w postaci podsłuchu czy kamery. Po co tak liczne środki zapobiegawcze? Otóż w sejfie spoczywa niebieska koperta, dla wielu osób niezwykle cenna. Dlaczego? Co zawiera? Jak ważne ma znaczenie dla narkotykowego światka? Tego nie zdradzę, ale zachęcę do poznania tej historii w inny sposób.

Andżelika Herman to z kolei dziewczyna, która nie cofnie się przed niczym, byle zarobić pięciocyfrową sumkę, zwłaszcza jeśli można przy tym doznać licznych seksualnych przygód. Tajemniczy zleceniodawca wyznaczył jej zadanie: ma rozkochać w sobie Raula i zdobyć dostęp do sejfu i kopertę. Czy dziewczyna wypełni zadanie?
Niewątpliwie porywczy Vincent, który stanie na jej drodze będzie pomocny w dotarciu do Raula, ale czy na pewno ich cel jest taki sam? Czy będą współpracować czy wręcz przeciwnie? W jakiej sferze dogadają się najbardziej?
Ogromną rolę w tej historii odgrywa również Paweł, przyjaciel Raula a zarazem lekarz. Jest chyba jedynym człowiekiem, który może śmiało i bez strachu rozmawiać na każdy temat z de Lucą.

Cały wachlarz bohaterów - od słodkiej i niewinnej dziewicy, poprzez rozwiązłą, cyniczną i lekkomyślną wampirzycę z karminowymi ustami czy prawdziwego przyjaciela aż do pozbawionego zasad przyrodniego brata i kończąc na niezwykle tajemniczym, ale jakże pociągającym, przystojnym i przewidywalnym szefie. Może i autorka nie dokonała wnikliwej charakterystyki psychologicznej tychże osób, ale zostali tak przedstawieni, że każdy jawi się czytelnikowi jako dobry lub zły, stojący po właściwej lub nie stronie barykady wydarzeń. Zostali opisani tak, że doskonale potrafię ich sobie wyobrazić.

Już samo miejsce akcji, czyli cudowny Cypr z ciepłym i przezroczystym morzem, grzejącym stopy piaskiem, bujną roślinnością z przepięknymi kwiatami hibiskusa na czele, przygrzewającym słonkiem i niebezpiecznymi klifami, sprawiło że było mi ciepło i dobrze. Akcja pędzi, momentami przystaje, by dać się uwieść scenom "łóżkowym", a po chwili znów nabrać prędkości i wciągnąć czytelnika w wir nowych wydarzeń. Tu nie ma miejsca na nudę, bo wciąż czuć napięcie mającego nastąpić za kilka dni ważnego wydarzenia, do którego Raul i jego ludzie przygotowywali się od dziesięciu lat! Dodatkowo głupstwa popełniane przez Sonię, wybuchy, romanse, postrzały, zdrady i egzekucje... Ekskluzywne łodzie, śmigłowce, ogrodzenie pod napięciem, żądania kuriera i rosyjski burdel - to wszystko znajdziecie na trzystu stronach tej obyczajowo-erotyczno-sensacyjnej lektury. No tak, nie wspomniałam jeszcze o erotyce...

"Mistrz" został wydany jako pierwsza część cyklu "Polskie autorki - zmysłowo i erotycznie" i faktycznie, nie brak w nim tematyki seksu. Wszystko jest jednak opisane w dobrym guście, wulgaryzmy nie pojawiają się zbyt często (zwykle tylko w przypadku zbliżeń jednej pary) i nawet ogromna chęć do sprawiania mężczyznom przyjemności przez Andżelikę nie odrzuca. Choć nie powiem zaskoczyła mnie scena podczas przejażdżki konnej - i to podwójnie, bo z jednej strony to dość nietypowe, że dwoje ludzi tak szybko od chwili poznania się szuka ustronnego miejsca a dwa... na koniu?? :P

Autorka urozmaiciła sceny zbliżeń i to zarówno pod względem bohaterów (ale kto z kim? nie powiem :P), otoczenia jak i zmysłowości. Czasem jest delikatniej, czasem brutalniej, nie ma jednego nudnego schematu, bo i bohaterki są krańcowo różne... W obliczu czytanych ostatnio przeze mnie kilku książek z tego gatunku stwierdzam, że Katarzyna Michalak bardzo dobrze odnalazła się w erotyce, ale nie myślcie że zdominowała ona lekturę. Książka pobudza zmysły, można dać się uwieść pięknym bohaterom i naprawdę przeżywać... choć wiadomo, nie wszystkie sceny podniosą adrenalinę - i nie tylko - ale to już chyba polski znak firmowy, że autorki w erotykę wchodzą delikatnie.

Ten kto zna "Wiśniowy dworek" autorki i osobę Daniela, mógł wtedy poczuć zaledwie przedsmak możliwości, jakie tym razem podarowała nam Michalak w dziedzinie sensacji. Tu wszystko jest możliwe. Jest przepych, bogactwo, narkotyki i świat zupełnie inny niż znają go zwyczajni ludzie. Jednak jak wiele można stracić i jak bardzo to boli wiedzą tylko Ci, którzy stoją na szczycie, którzy muszą czasami grać niedostępnych, by nie dać się skrzywdzić. A bliskich i ukochanych muszą chronić podwójnie. To świat walki dobra ze złem, albo zła ze złem i gdzie wróg może się okazać bratem a brat wrogiem. Gdzie czasami trzeba wybierać między przyjaźnią a miłością, wciąż wypatrując z której strony zbliży się zdrajca.

Nie mogę pominąć rzeczy, które na pewno działają na niekorzyść tej lektury. Zaliczę tu na pewno niektóre zachowania bohaterów, którzy byli zbyt tajemniczy w swej tajemniczości i wciąż po wielokroć powracali do tych samych przemyśleń.
Autorce nie udało się uniknąć małych wpadek w zakresie nieścisłości, bo na przykład majtki raz zdarte nie mogą po chwili być znów ściągane, bo przecież zostały rozerwane a bohaterka nie miała czasu by założyć nowe...


A zakończenie? Liczyłam się z takim finałem wydarzeń w VillaRosie, jednak po cichu łudziłam się, że będzie inaczej... Ostatnie strony już wtedy nie wywołały u mnie takiego szoku, choć nie do końca jestem usatysfakcjonowana pomysłem na "żyli długo i szczęśliwie". Jednak ciąg dalszy tej historii mamy szansę poznać już niebawem, bowiem "Zemsta" ma premierę już w marcu! Ja sięgnę na pewno a Wy?


Podsumowując - jest to najbardziej dynamiczna książka Kasi Michalak spośród tych, które znam (a znam kilkanaście). "Mistrz" jest doskonałą sensacją z domieszką erotyki, która spodoba się tym, którzy lubią nieco inaczej niż raz na miesiąc i to na misjonarza :D  Autorka pokazała, że oprócz pięknych, słodkich i jakże uroczych obyczajówek potrafi pokazać "pazur" i inną wersję siebie. To bardzo udana książka, która zmieniła trochę moje patrzenie na poukładaną dotychczas rzeczywistość w twórczości autorki. Myślę, że powinna czasami podarować swoim czytelnikom coś tak ekscytującego jak "Mistrz". Zwłaszcza, że czyta się go naprawdę szybko... No dobra, to gdzie ja znajdę takiego Raula? :)




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Czytelnicze marzenia ejotka, Gra w kolory II, Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki

niedziela, 28 lutego 2016

Natasha Walker "Tajemnice Emmy: niespodzianki"



Tytuł oryginału: The Secret Lives of Emma: Distractions
Tłumaczenie: Monika Wyrwas - Wiśniewska
Wydawnictwo: Muza/Akurat
Data wydania:  2013
Liczba stron: 240
Seria: Tajemnice Emmy tom 2









Nie sądziłam, że uda mi się przeczytać tą książkę jeszcze w tym miesiącu, ale chęć poznania co było między uwiedzeniem osiemnastoletniego sąsiada w tomie pierwszym a orgiami z tomu trzeciego, zwyciężyła. Jak oceniam środkowy tom tej serii o niezwykle sensualnej i seksualnej Emmie?

Po szalonej nocy z Jasonem Emma postanowiła wycofać się ze swojego dotychczasowego życia. Obiecała sobie, że się zmieni. Będzie lepszą żoną, dochowa wierności, przestanie być tak nieokiełznana i rozwiązła. Niejako zmusza swoją przyjaciółkę do zmiany planów i wyprasza, by pojechały do domku rodziców Sally na wybrzeże Nowej Południowej Walii. Czy szum oceanu da Emmie wyciszenie i spokój potrzebny do przewartościowania swojego życia? Jak wpłynie na nią pobyt w opustoszałym miejscu z przyjaciółką u boku?

Jak nietrudno się domyślić postanowienia Emmy szybko "biorą w łeb", bo bohaterka wciąż myśli o ostatnich wydarzeniach z udziałem Jasona. Nawet Sally nie wierzyła, że Emma ustatkuje się u boku Davida i jak się okazuje, bardziej zdaje sobie z tego sprawę niż sama pani Benson. A co robią przyjaciółki w domku pozbawionym męskiej obecności? Oprócz relaksu, czytania, leniuchowania czy opalania postanowiły powspominać dawne czasy, kiedy to wielokrotnie oddawały się wspólnym igraszkom i szaleństwom. Dlatego jakoś specjalnie nie zdziwił mnie fakt, że panie urozmaiciły sobie pobyt wzajemnym zaspokajaniem potrzeb seksualnych rozładowując napięcie ciał. A kiedy na weekend przyjeżdżają ich mężowie atmosfera zagęszcza się, bowiem Mark (mąż Sally) ma ochotę na Emmę a ona na niego nie, Sally chce uwieść Davida, on tak naprawdę też by jej pragnął, ale jakoś tak mu głupio się do tego przyznać a Emma chętnie daje przyjaciółce zielone światło w stosunku do uwiedzenia własnego męża... Ale tak naprawdę między kobietami pojawia się zazdrość, napięcie jest widoczne, alkohol niezbędny... Co się wydarzy? Do czego posuną się szalone bohaterki? Czy panowie będą świadomi wszystkich wydarzeń podczas tego weekendu? Czy dojdzie do orgii? Jak bardzo pragnienie orgazmu zawładnie ich umysłami?

Niniejszy drugi tom jest zupełnie inny niż pierwszy. Wtedy poznałam postać i potrzeby Emmy, a głównym wątkiem (bo o jakiejś konkretnej fabule ciężko mówić) były zbliżenia między nią i młodym Jasonem. Teraz autorka poszerzyła nieco wydarzenia fabuły o coś poza seksem (dzięki wprowadzeniu większej liczby bohaterów pierwszego planu, a także horyzonty czytelnika w dziedzinie samej erotyki i pokusiła się o bardziej wyzwolony seks: jest samozaspokojenie się, zbliżenie kobiet oraz obserwacja miłości heteroseksualnej przez osobę trzecią. Samych aktów jest wprawdzie mniej niż w pierwszym tomie, ale króluje większa różnorodność i spełnianie nietypowych zachcianek seksualnych a wszystko to barwnie opisane, co ogromnie wpływa na wyobraźnię. Pojawiają się też wulgaryzmy, ponieważ "kręcą" niektórych bohaterów i sprawiają im dodatkową przyjemność.

Książka udowodniła, że ludzie zwiększają liczbę zbliżeń z partnerem kiedy mają coś do ukrycia albo mają względem niego jakiś ukryty cel. Czy to prawda? Pewnie każdy sam musi ocenić... Autorka pokazała jak bardzo na człowieka wpływa seks, zaś na przykładzie głównie Emmy - że warto walczyć o zaspokojenie swoich potrzeb, na różne sposoby.

Podsumowując - to erotyk w pełnym tego słowa znaczeniu (może nie na miarę Pulitzera, ale można się dorobić wypieków), jest seks pod różnymi postaciami (nie tylko hetero- czy mono-), do tego wiele sytuacji związanych z nagością i pożądaniem. Nie odebrałam książki jako gorszącej, wszak jestem pełnoletnia, ale nastolatkom jej nie polecam. Cała trylogia to - z książki na książkę - stopniowanie napięcia i rozwijanie akcji, wprowadzanie nowych bohaterów, eksperymentowanie i coraz większa liczba urozmaiceń. Także jeśli macie ochotę na chwileczkę zapomnienia i zagłębienia się w lekkiej i niewymagającej myślenia fabule to będzie to dobry wybór.




Tajemnice Emmy: początki
Tajemnice Emmy: niespodzianki
Tajemnice Emmy: powroty


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, 52 książki 

piątek, 26 lutego 2016

Andy Griffiths "26-piętrowy domek na drzewie"




Tytuł oryginalny: The 26-Storey Treehouse
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 348
Seria: Domek na drzewie tom 2
Wiek odbiorców: 6-10 lat







W domu człowiek powinien czuć się dobrze, prawda? A nawet bardzo dobrze. Za sprawą atmosfery, wyposażenia, wystroju, nastroju czy udogodnień powinno nam się mieszkać idealnie. Wprawdzie nie wpadłam do Andy'ego i Terry'ego z wizytą w czasach, kiedy mieszkali jeszcze w 13-piętrowym domku na drzewie, ale wprosiłam się teraz... po rozbudowie. Czego tam nie ma... Chłopcy dodali tor wyścigowy, tor do jazdy na deskorolkach, komorę antygrawitacyjną, lodowisko, studio nagraniowe, lodziarnię (a w niej siedemdziesiąt osiem smaków) oraz labirynt śmierci.... Choć to jeszcze nie wszystkie nowości, ale to już na zachętę wystarczy, prawda?

domek na drzewie


Oprócz dni wypełnionych rozrywką bohaterowie muszą stworzyć książkę, na którą czeka pan Nochal, wciąż popędzający ich przez wideotelefon. Andy ją napisze a Terry zilustruje, tylko jak to zrobić, kiedy jest tyle fajniejszych rzeczy do roboty... Poza tym chłopcy zamierzają opowiedzieć czytelnikowi jak się poznali... Opowieść nie jest snuta od razu czy w pośpiechu... bowiem najpierw przeszkodzi nam wydawca a później rekiny, które zjadły bokserki Terry'ego i dostały niestrawności. Na pomoc musi zjawić się Jill, miłośniczka zwierząt mieszkająca w domku za lasem, która ma swoje miejsce w całej opowieści dotyczącej poznania się. Kiedy już uda nam się rozpocząć to okazuje się, że nie brakuje w niej - ujmijmy to delikatnie - nietypowych rodziców, chwil grozy na oceanie, piratów, strasznych ryb, ale i sympatycznych zwierząt.

operacja na rekinie

Andy i Terry

Jill i uratowane zwierzęta


Wprawdzie liczyłam, że ta książeczka będzie bardziej dotyczyła tego, jak chłopcy bawią się w swoim domku na drzewie, jak wykorzystują laboratorium podziemne, piankomat, kręgielnię czy fontannę z oranżadą, które wybudowali na samym początku, czyli w tomie pierwszym tej serii. A dostałam historię poznania się i walkę z piratami. Nie powiem jest ciekawie, książeczka dostarczyła mi porządnej porcji śmiechu i rozluźniła. Jest napisana dla dzieci co najmniej sześcioletnich (z założenia, z którym tym razem zgadzam się całkowicie, ponieważ moja pięciolatka poczuła zainteresowanie tylko fragmentami), choć i dorośli będą się doskonale bawić. Miło jest przecież przenieść się znów w czasy wczesnej młodości, czy nawet dzieciństwa. Zwłaszcza, że książeczka jest pięknie, choć ascetycznie - bo jedynie przy użyciu koloru czarnego - zilustrowana (samych ilustracji jest ogromnie dużo, bo to przecież komiksowa forma), momentami jest to kilka linijek tekstu, momentami niemal same ilustracje.

bohaterowie złapani przez piratów


W żadnym wypadku podczas lektury nie można się nudzić, bowiem chyba żaden czytelnik nie jest w stanie przewidzieć co stanie się za chwilę, gdy przewrócimy stronę... Co tym razem wymyślą nasi mali bohaterowie... To lektura pełna szalonych pomysłów, z dużą czcionką, zabawnymi ilustracjami i ... nie pozostaje mi nic innego jak polecić ją Wam - moi mali i duzi czytelnicy :)




Wszystkie ilustracje pochodzą z książeczki

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dagmarze z

czwartek, 25 lutego 2016

Renata Kosin "Sekret zegarmistrza"




Autor: Renata Kosin
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 3 lutego 2016
Liczba stron: 416









Kiedy byłam w końcowych klasach szkoły podstawowej rodzice przerobili część strychu w naszym domu na pokoje mieszkalne. Wcześniej straszyły tam myszy i hulał wiatr... Wieszaliśmy pranie w zimie, leżały resztki słomy, orzechy włoskie i mnóstwo innych rzeczy. Był to istny skarbiec różności. Zawsze marzyłam, że znajdę tam coś tajemniczego, niesamowitego co pozwoli odkryć tajemnice i zagadki z przeszłości... Jednak zawiodłam się, bo dom budowany był w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku i starsze rzeczy nie zostały w nim ukryte... Pozostaje mi odkrywanie zaszłości z bohaterami książek...


Lena (choć właściwie Helena, ale nie lubi pełnej wersji swojego imienia) mieszka w dworku po dziadkach w Bujanach na Podlasiu. Teoretycznie mieszka z mężem Adamem i córką Ksenią, ale w praktyce większość jej dni upływa w ciszy, bowiem Adam pracuje w Białymstoku i częściej sypia w ich tamtejszym mieszkaniu, podobnie jak studiująca Ksenia. Lena zajmuje się domem, ogrodem a przede wszystkim tworzy i sprzedaje biżuterię, łącząc motywy zegarków z różnymi materiałami. Inspiracją w tej egzotycznej pasji był dla niej dziadek zegarmistrz i pudełko po francuskich czekoladkach zapełnione nie odebranymi przez klientów zegarkami. Już samo pudełko w rękach Leny zdaje się "przemawiać" i szeptać swoją tajemnicę pochodzenia... A kiedy dodamy do tego zegarek z inicjałami "JB", o którym dziadek mówił, że lepiej żeby nie został odebrany... Bohaterka często rozmyśla nad sprawami dotyczącymi przeszłości rodziny, bowiem z opowieści wie, choćby o konflikcie i rozłamie dotyczącym Śmiałowskich (babcia Stefania była z panny Śmiałowska).

Liczba tajemnic rodzinnych do wyjaśnienia powiększa się w chwili, gdy robotnicy burzą jeden z pieców (od wielu lat nie działał i był brzydki) we dworze a w jego środku znajdują nadpalony dziennik oraz starą szmatę (choć może nie tak do końca zwykłą i bez znaczenia, przynajmniej ja miałam takie wrażenie, gdy po raz pierwszy o tym wspomniano. Czy miałam rację?). Ksenia i Lena są ogromnie zaintrygowane do kogo należał, w jakim języku jest napisany, czy w jakiś sposób łączy się z ich rodziną i dlaczego ktoś chciał go spalić... ? Kiedy udaje im się odczytać nazwisko wytłoczone na memuarze (czyli dzienniku) - Emilie de Fleury - rozpoczynają wnikliwe śledztwo. Zamierzają dowiedzieć się jak najwięcej, bowiem to co z trudem odczytały ogromnie je intryguje. Udają się nawet w podróż do Francji, gdyż tam prowadzi trop. Co zastaną na miejscu? Kim tak naprawdę jest właścicielka butiku? Jaką rolę w życiu małego francuskiego miasteczka odegrała kiedyś Emilie? I dlaczego po powrocie z Polski wpadła w depresję? Co się wydarzyło?

Autorka w "Sekrecie zegarmistrza" oprowadziła czytelnika poprzez dwie piękne krainy - Podlasie i południową Francję. Opowiedziała wiele ciekawych historii dotyczących tych miejsc, które sprytnie wplecione w fabułę nie nudzą a jedynie intrygują i fascynują. Bo któż przypuszczał, że napotka w powieści takie nazwiska jak Picasso czy Maria Skłodowska (jeszcze nie Curie)? Pod przykrywką snutej opowieści, dowiedziałam się co nieco o powstańcach i ich niepochlebnym zachowaniu wobec mieszkańców Podlasia.

Sporo pracy włożyła Renata Kosin w przygotowanie tej książki... I to nie tylko pod względem historycznym, ale i kulinarnym. Opisała eksperymentalną kuchnię Stefanii i Honoraty, które uwielbiały piec i gotować często korzystając z darów ziemi, nawet kwiatów (konfitura z fiołków...mhmm...). Pojawia się też temat kuchni tatarskiej. Choć tutaj akurat chętnie dowiedziałabym się co kryje się pod poszczególnymi, jakże nieznanymi nazwami. Ta chyba pierwszy z minusów książki - używanie trudnych słów, bez przybliżenia czytelnikowi ich znaczenia. Przydałyby się przypisy lub choćby słowniczek na końcu lektury (byłyby bardzo pomocne czytelnikowi), bo słowa memuar, kordzik czy kaboszony - oraz właśnie tatarskie dania - nie są wyrazami, których znaczenie znamy, bo nie używamy ich codziennie.
Co mnie jeszcze denerwowało? Postać Nadii, która zachowywała się niezwykle dziwnie i z daleka dało się wyczuć, że coś ukrywa (czy plotki krążące o niej po wsi okażą się prawdziwe?). Niemal każda jej rozmowa z Leną kończyła się szybkim odwrotem i ucieczką, niezależnie od faktu czy rozmowa została skończona a sama Lena... to zbyt szybkie nazwanie Nadii przyjaciółką, trochę mnie do niej zniechęciło. Potraficie nazwać kogoś przyjacielem pod dwóch dniach ucinania sobie pogawędek? Nawet jeśli takie było jej życzenie i tak nazywała sąsiadkę w myślach to jest to bardzo na wyrost.
I jeszcze kwestia wydarzeń we Francji, które moim zdaniem autorka zbyt bardzo ubarwiła, chciała stworzyć coś na kształt sensacji, ale ja poczułam zawód. Zwłaszcza kiedy okazało się, kto został "wynajęty" dużo wcześniej, by nieco zamieszać w bujaneckim dworku a później w Vallauris (Francja).

Ale dość już o minusach, wróćmy do pozytywnych stron książki, bo przecież i tak jest ona bardzo dobrą lekturą, choć po cichutku spodziewałam się takiego "wow" jak przy "Tajemnicach Luizy Bein".
Renata Kosin poruszyła w powieści również ciekawe wątki dotyczące grzechów z przeszłości, chorób, odrzucenia przez społeczeństwo. Jest też próba odkupienia win, udawanie (które nazwałabym również zwodzeniem), kradzieże czy fascynacja regionalizmami. Do zbioru tajemnic i zagadek, jakimi niewątpliwie są dziennik czy pudełko po czekoladkach należy dodać kamień z inskrypcją, karty tarota oraz wisior z aleksandrytem. Jak wszystkie te elementy sprytnie połączą się w piękną opowieść? Co ma tu największe znaczenie? Na czym Lena i Ksenia powinny się skupić? Czy uda im się rozwiązać wszystkie zagadki? Łącznie z genezą mozaiki na tarasie? :)

Powieść początkowo mnie nudziła, uważam że pierwsze sto - sto pięćdziesiąt stron spokojnie można skrócić a i tak da się uchwycić ideę tej historii. Właściwie to czytałam i wciąż czekałam na konkretne wydarzenia. Czekałam aż fabuła się rozkręci i coś zacznie się dziać. Zupełnie nie mogłam złapać tego haczyka, który jest jakże potrzebny, by nawet po odłożeniu lektury wciąż myśleć o bohaterach i ich przygodach. Kiedy już akcja nabrała tempa "Sekret zegarmistrza" czytał się szybko a napięcie wzrastało. Nad zakończeniem rozmyślam do tej pory, nawet kilka dni po zakończeniu przygody z zegarkami... Część zagadek bowiem udaje się bohaterkom rozwikłać, jednak niektóre nadal pozostają zawieszone w próżni... Na szczęście autorka wyjaśnia to później w specjalnym tekście do czytelnika. Napisała tam również, skąd czerpała pomysły i wiecie co? Strasznie mi się ta "zapalnikowa" część podobała... Szkoda, że w moim życiu nie ma czegoś tak intrygującego...

Podsumowując - najnowsza powieść Renaty Kosin intryguje, uczy i pokazuje, że często w starszych pokoleniach należy upatrywać źródła obecnych relacji międzyludzkich. Czytelnik zostaje wciągnięty w poszukiwanie tajemniczej Emilie oraz - odgrywającej niemałą rolę w wydarzeniach - Janki (która była ciotką dziadka Nadii). Komu i czego udaje się dowiedzieć? To już musicie odkryć sami, bowiem powieść z każdą stroną pokazuje nowe wskazówki... Choć nie wszystkie stają się od razu pomocne...  Zabaw się w detektywa!





Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki 
dziękuję Pani Kasi z


środa, 24 lutego 2016

Monweg ukończyła wyzwanie z sukcesem!

Troszkę mi się Indywidualne wyzwanie popsuło.... Na początku wszyscy mieli wielką ochotę i mobilizację a im dalej w las tym... jakoś nam nie idzie.
Przyznaję, że i mnie jakoś czasu brakuje na analizę kolejnych osób, ale będą następne odsłony, będą... Niektórzy proszą o przesunięcie terminu, co oczywiście czynię, bo to zabawa, ale widać że zabawa straciła... Anne18, Michalina Miśka, ami - wciąż czekam na Wasze realizacje :)

Dlatego tym bardziej liczę na Wasze oklaski dla monweg, która miała za zadanie poznać twórczość Lisy Genovy i przeczytała "Motyla". Brawo! Gratulacje!



Sama przyznaję, że nie znam jeszcze twórczości autorki... cóż czas, który nie chce się rozciągać sprawia, że niestety nie czytam wszystkiego na co mam ochotę... Poza tym chwilowo liczba chorób w rodzinie sprawia, że nie wszystkie książki o takiej tematyce chcę czytać...

wtorek, 23 lutego 2016

Magdalena Witkiewicz, Natasza Socha "Awaria małżeńska"




Autor: Magdalena Witkiewicz, Natasza Socha
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 376










To już moja trzecia książka Magdy Witkiewicz w lutym... (zresztą w każdej z nich występuje bohaterka nosząca moje imię - cudownie!) chyba zostanie patronką tego miesiąca :) Choć tym razem jest to twórczość łączona, bowiem powieść została stworzona wspólnie z Nataszą Sochą (niezwykle intryguje mnie pytanie, w jaki sposób autorki podzieliły się pisaniem) - i tu przyznaję się bez bicia, że jeszcze nie znam nic jej pióra. Ale do rzeczy, czyli do Awarii..., bowiem żyjemy zupełnie nieświadomie i nie zdajemy sobie sprawy, że czasem śmierć zwykłego kota może stać się momentem, który zrewolucjonizuje nasze życie. Dowód? Przeczytajcie moje wrażenia.

Ewelina i Justyna, niczego złego nie przeczuwające zapracowane kobiety, podróżują gdańskim autobusem linii 122 we wtorkowe popołudnie. Jednak w ułamku sekundy leżą na podłodze niemal jedna na drugiej, z nietypowo  powykręcanymi kończynami. Nie zdają sobie w pierwszej chwili sprawy, że sprawcą gwałtownego hamowania był kot, który niestety nie wyszedł z życiem z tego wypadku, tak jak one. Bohaterki lądują na szpitalnych łóżkach oddziału ortopedycznego - jedna z zagipsowaną nogą, druga - ręką i barkiem. W pierwszym odruchu chcą jak najszybciej stamtąd wyjść, bo przecież nawet unieruchomione lepiej zajmą się domem i dziećmi niż mężowie, którzy - o zgrozo! - nie mają o codzienności bladego pojęcia. Zresztą na własne niejako życzenie żon, bo nawet gdy coś robili, starali się jak mogli, to one po nich poprawiały, dopieszczały i w rezultacie panowie odpuścili... nie dziwne, prawda?

Jednak pierwotny odruch pacjentek, by "biec" do domu, ostudziła pani doktor, stwierdzająca, iż możliwe są komplikacje i pobyt na oddziale będzie konieczny przez co najmniej trzy tygodnie! Panie z każdym kolejnym dniem oswajają się z sytuacją i starają umilić czas najlepiej jak to w tych warunkach jest możliwe: czytają, dyskutują, nawet na tematy intymne (dochodzą na przykład do wniosku, że kobieta, która potrafi sama sobie dać przyjemność czy za pomocą wibratora czy prysznica, ma wyższe poczucie własnej wartości, czuje się lepiej i jest niezależna od faceta) a nawet poprawiają swój wygląd. W najtrudniejszych momentach udzielają porad przez telefon a popołudniami wysłuchują szczerych relacji od dzieci (które mieszczą się w przedziale wiekowym 5 do 11 lat).

A co w tym czasie słychać w domu? Jak radzą sobie Sebastian i Mateusz? Hmmm... Pierwsze dni były najtrudniejsze, bowiem panowie nie mieli nawet wiedzy podstawowej dotyczącej funkcjonowania własnych komórek rodzinnych. Bo po co prasować skarpetki? Jak ugotować krupnik, by nie był ciałem stałym? Dlaczego każde z dzieci na śniadanie je jajko w innej postaci? Dlaczego nie można kupić gotowej nutelli? Co się robi z brudną klatką królika? To papier toaletowy sam nie odrasta na uchwycie? A tu jeszcze przewrotny los sprawił, że wielkimi krokami nadszedł nowy rok szkolny i trzeba najpierw dokończyć kompletowanie wyprawki a potem pogodzić zakupy, pracę, szkoły, przedszkole.... No dobra, tylko jaki jest adres tych placówek?? Później dojdą wywiadówki, zadania domowe, konkursy, wierszyki i piosenki, przebrania a przede wszystkim poradzenie sobie z sytuacją, gdy nad ranem w poniedziałek dziecko przypomina sobie magiczne "co trzeba przynieść lub zrobić na jutro"... znaczy na dziś. I nawet nie ma kiedy oczyszczać synaps... Z czym jeszcze będą musieli zmierzyć się panowie? Ja nie zdradzę nic więcej...

Do tej pory nieogarnięci i niewtajemniczeni tatusiowie, teraz rzuceni na głęboką wodę i zmuszeni do samotnego ojcostwa przez kilka tygodni, muszą sobie radzić. Może mają w głowach chaos, może wykonują plan minimum, byle tylko przetrwać, może nie mają pojęcia o wielu sprawach, bo do tej pory wszystko funkcjonowało dzięki żonom - które tak nawiasy mówiąc są chyba w połowie cyborgami, bo po całym dniu faceci padają na pysk a kobiety wciąż wyglądają na uśmiechnięte i z zapasem sił - ale starają się sprostać, żeby dzieci podczas odwiedzin u mamy, nie miały podstaw do skarżenia się. Bardzo przydatna okazała się również pomoc Dżesiki, która normalnie zajmowała się ptaszkami a teraz pomaga przy dzieciach...

W tym czasie żony nie tylko odpoczęły, ale też przewietrzyły mózgi co poskutkowało podjęciem mnóstwa decyzji, jakże ważnych w chwili, gdy ich związki się sypią czy też "separują". Postanowiły, że już nie będą perfekcyjnymi paniami domu i pozwolą sobie pomagać, choćby coś miało być zrobione gorzej. Ich szpitalny rachunek sumienia miał sprawić, że znów będą szczęśliwymi nie tylko matkami, ale i żonami. Bo przecież kiedyś przeżywali romantyczne chwile...

Świetna komedia z humorem (oraz ironią), który idealnie do mnie trafiał co skutkowało chichotaniem niezależnie od miejsca gdzie czytałam książkę. Boskie teksty, zabawne scenki, rozbrajająca niewiedza i ciekawe pomysły na rozwiązywanie różnorodnych problemów. Autorki postawiły też na popularyzowanie twórczości innych, bowiem wspomniały o Nesbo, Kingu czy Cobenie. Oprócz tego w powieści znajdziemy też prawdy z życia wzięte, które mogą skłonić do przemyśleń i prób ratowania związków i relacji, bo czasem jest jeszcze na to szansa. Witkiewicz i Socha pokazały jak ważne jest zacieśnianie więzi dzieci z ojcem oraz że mama, mimo że kocha ogromnie też czasem potrzebuje oddechu. A zakończenie? Każdy czytelnik myśli, że jest przewidywalne, prawda? Nic bardziej mylnego, ja poczułam się ogromnie zaskoczona a uśmiech zagościł na twarzy...

Podsumowując - ogromnie się cieszę, że sięgnęłam po "Awarię małżeńską", bo to gwarancja dobrej zabawy. Książka aż kipi od ciekawych pomysłów, trafnych spostrzeżeń dotyczących codziennego życia, ale jakże czasem zaskakującego. Bohaterowie zostali dobrze wykreowani, niektórzy otrzymali dość charakterystyczne cechy czy zajęcia. Powieść doskonale spełnia się zarówno w kategorii rozrywkowej, ale też uczy a jest przecież lekka i przyjemna. Ja polecam! Chyba nie tylko kobietom...



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, 52 książki

sobota, 20 lutego 2016

Magdalena Witkiewicz "Pensjonat marzeń"




Autor: Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2014
Liczba stron: 256
Cykl: Szkoła Żon tom 2
Seria: z Tulipanem



Książkę oraz recenzję polecam czytać po lekturze "Szkoły Żon"




Czas jest ulotnym tworem żyjącym swoim życiem. Nijak nie daje się zatrzymać ani podporządkować. I to właśnie z jego powodu rzadko kiedy udaje mi się przeczytać kontynuację jakiejś książki zaraz po tej pierwszej. Zwyczajnie gonią mnie terminy.... Jednak w przypadku "Pensjonatu marzeń" dopadła mnie magiczna siła i wiedziałam, że muszę od razu, z marszu poznać dalsze losy bohaterek "Szkoły Żon". Jak przebiegło nasze spotkanie?

Bardzo polubiłam bohaterki "Szkoły Żon", bo pomimo że każda miała problemy, ich życie nie było idealne... a może właśnie dlatego są takie zwyczajne i łatwiej poczuć do nich sympatię i więź z nimi?
Już w Epilogu pierwszego tomu tej serii autorka pokazała czytelnikom, że nasze bohaterki zaczęły zmieniać swoje życie, zaczęły dążyć do swojego szczęście, samorealizacji i bycia paniami swojego losu. To oczywiście nie oznacza, że Marta porzuci dzieci - bo uwielbia etat matki i kocha je nad życie - ale zacznie działać, by i one były radośniejsze mając zadowoloną mamę. Marta rozpoczęła pracę z trenerką personalną - Agnieszką (której historię życia poznajemy i staje się ona szóstą główną bohaterką), która chwilami bardziej ją demotywowała niż motywowała, bo Marta potrzebowała osoby głaskającej czasem po głowie i mówiącej, że da radę niż wciąż krytykującej. Jednak mimo wszystko Marta próbuje działać i nawet stawić czoło wyzwaniom a nie wciąż siedzieć w domu, bo faceci nie doceniają domowej pracy kobiet? Bo przecież mama zawsze wszystko musi, tata już nie... I jeszcze twierdzi, że jego wkład w istnienie i funkcjonowanie komórki rodzinnej jest większy i lepszy... Mrzonki! Czy i ile uda się Marcie schudnąć?  Czy znajdzie dla siebie zajęcie poza domem?
Julka buduje swoje szczęście z Konradem wciąż wzbraniając się przed instytucją małżeństwa, choć powoli małymi kroczkami jej życie zostaje podporządkowane wspólnej przyszłości. A sama bohaterka jeszcze sobie nie zdaje sprawy, że wkrótce zmieni się jeszcze bardziej za sprawą nowych wyzwań. Tylko po co zastanawia się co by zrobiła, gdyby zostały jej trzy dni życia??
Misia całkowicie oddała się pracy w Szkole żon, jednocześnie realizując się w związku z Jankiem. Ale zaczyna mieć wątpliwości... Czego dotyczą? Kto jej pomoże w ich zrozumieniu? Czy Michalina tak naprawdę nie jest szczęśliwa? Co stoi na przeszkodzie? Brak pewności siebie? Niepoukładana przeszłość? Niepewność uczuć? Młodziutka dziewczyna szuka sposobu, by choć przez pewien czas pobyć sama, bo krótkie rozstania dobrze robią i pozwalają zastanowić się nad tym, co dalej.
Cała trójka - a w właściwie czwórka kobiet - ma dzięki Ewelinie i jej nowemu pomysłowi,  szansę na wspólną pracę i spędzenie czasu razem. Dlaczego? Otóż przedsiębiorcza właścicielka Szkoły żon, zamierza otworzyć filię tegoż przybytku i poszukuje odpowiedniego lokalu. Podczas spotkania Julki, Misi, Marty i Jadwigi w Warszawie dochodzi do skumulowania pomysłów i .... plany zaczynają się krystalizować. Sama zakochałam się w znalezionym miejscu a entuzjazm bohaterek znacznie mi się udzielił... Choć każda trzymała kciuki za powodzenie, to jednak ich powody były skrajnie różne. Jaki cel miały poszczególne kobiety? Co chciały osiągnąć dzięki nowej szkole?
Najwięcej zmian pojawiło się chyba w życiu najstarszej bohaterki - Jadwigi, która nie brała udziału w szaleństwie związanym z nową szkołą, ale jednak wzięła życie za rogi i postanowiła konkretnie rozprawić się ze zdradzającym ją mężem (choć sam ogromnie jej w tym pomógł hihi) i zrozumiała, że czasami zwykłe spotkanie w galerii handlowej może sprawić wiele przyjemności. Tylko co wypada kobiecie po pięćdziesiątce? Czy można przeżyć drugą młodość? Czy z czasem można nie zwracać uwagi na coraz później wracającego męża i coraz dłuższe delegacje? Roman zawsze wiedział wszystko najlepiej i nie pozwalał, by ktoś inny miał rację. Ale było mu dobrze, bo w domu miał wszystko uprane, obiad ugotowany, zakupy zrobione... tak jest wygodniej... o żonę wystarczyło się postarać raz i nie trzeba już nic w tym kierunku robić, ona po prostu jest i o niego dba... To nic, że byli związani przysięgą małżeńską... ona już istniała tylko na papierze, oni żyli samotnie.

Autorka znów mnie uwiodła i to nie w typowo erotycznym znaczeniu, bo aspekty miłości cielesnej znów zajmują w książce wątek poboczny. Uwiodła mnie zwyczajną opowieścią o zwyczajnych kobietach, bo potrafiła wydobyć na światło dzienne to, co gnębi wiele polskich kobiet. Z bohaterkami możemy się identyfikować i ich problemy są nam bliskie. Bohaterkom różnie poukładało się życie, niejedno przeszły, wiele przed nimi. Magda Witkiewicz udowodniła, że potrafi napisać książkę, która ma nas wesprzeć, ma nas pokierować, podnieść na duchu, ale i dać kopniaka. Jeśli nie uda się teraz nic zmienić, uda się za jakiś czas, ale warto czekać i walczyć. O siebie. O szczęście. O przyszłość. O lepsze ja w lepszym jutrze.

Jak bardzo powieść skłoniła mnie do przemyśleń, mogłabym tutaj napisać nową mini książkę, ale nie w tym rzecz. Bohaterki przeżywają kolejne wzloty i upadki, muszą nie tylko żyć dniem dzisiejszym i z nim sobie radzić, ale są zmuszone do przeżywania przeszłości, która wciąż pojawia się na ich drodze. Jak do niej podejść? Próbować ratować? Odpuścić i myśleć o przyszłości z podniesioną głową zamiast oglądania się za siebie? Każda z nich musi podjąć decyzję zgodną z własnym sumieniem i swoimi pragnieniami. Jednak trzeba uważać, ponieważ czasami może się to skończyć niezłym zamieszaniem.

"Pensjonat marzeń" jest pięknym ukoronowaniem genialnej "Szkoły żon" (która podobała mi się jednak ciut bardziej) a autorka pięknie pisze o relacjach matek z dziećmi, małżonków, samotnych matkach, różnicy wieku w związkach, rozstaniach. Bardzo skupia się na pokazaniu prawdziwego i codziennego życia matki na przykładzie Marty czy Agnieszki. Rewelacyjnie opisała prawdziwą miłość właścicieli hotelu na Kaszubach i tęsknotę pana Karola. Uzmysłowiła jak czuje się wiele kobiet po pięćdziesiątce (i nie tylko), które kiedy były zdobywane a teraz są nijakie, niezauważane i marzące o miłych chwilach w swoim nudnym życiu. Przecież mają do tego prawo! Udowodniła, że zawsze jest czas na zmiany, że odchudzać nie można się od jutra - a przecież to najczęściej sobie wmawiamy, prawda? - ale od teraz, zaraz, już! A seks dobrze wpływa na wszystko :)

Cieszę, się że ani Szkoła ani Pensjonat nie są erotykami, tylko obyczajówkami z mnóstwem trafnych i mądrych zdań. Wiele z nich na długo zapadnie mi w pamięć, do części już zaczęłam się stosować a reszta ...hmmm... czas pokaże, ale to jeszcze nie koniec! Dziękuję Magda :)




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki

czwartek, 18 lutego 2016

"Siostry" Agnieszki Krawczyk - zapowiedź

Już 2 marca 2016 roku swoją premierę będzie miała najnowsza książka Agnieszki Krawczyk - "Siostry", która rozkochała mnie w swoich książkach lekturą serii Magiczne miejsce.

Wtedy wręcz z uwielbieniem sięgałam po kolejne tomy. Teraz liczę na równie udaną ucztę literacką. Książka stoi już na półce i jeszcze w lutym postaram się Wam o niej opowiedzieć w szczegółach. A jako że to pierwszy tom, to potem będę obgryzać paznokcie... :)


Teraz zapraszam do zapoznania się z notką wydawcy, czyli Wyd. Filia:

Młoda kobieta, Agata Niemirska chce poznać prawdę o swojej przeszłości. Dostaje zawiadomienie o śmierci matki, której nigdy nie znała. Razem z przyrodnią siostrą, Danielą, jedzie więc do Zmysłowa, maleńkiego miasteczka w górach, by znaleźć odpowiedź na pytania, które dręczyły ją całe życie.
Nic nie jest jednak tak proste jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Pytania nie mają łatwych odpowiedzi, podobnie jak życie, które nie układa się według naszych planów.
W Zmysłowie czeka na Agatę dziewięcioletnia dziewczynka, Tosia, jej druga przyrodnia siostra, o której istnieniu dziewczyna nie miała pojęcia. Kto jest jej ojcem? Dlaczego matka ukrywała jego tożsamość? Miasteczko zatrzyma Agatę i Danielę na dłużej, zmuszając, by nie tylko przyjrzały się przeszłości i jej zagadkom, ale i własnemu życiu. Otoczą ich ludzie – dobrzy, ale też i ci mniej życzliwi, pojawią się wierni przyjaciele, ale i wrogowie. Niemirska zyska oddanych sojuszników – miejscowego weterynarza-dziwaka, Jerzego Wilka i Julię Kovacs – Węgierkę, która związała swój los z Polską.
Siostry wpłyną na życie wielu osób, zmieniając ich w zaskakujący sposób. Gdzieś w tle zamajaczy wielkie uczucie. Miłość pomimo wszystko i bez pytań „dlaczego?”.
Niech zatem uwiedzie Was magia małego miasteczka w górach, położonego wśród lasów i pachnących kwiatami łąk.
Czary codzienności – one odmienią losy sióstr, pozostałych mieszkańców Zmysłowa, a może odmienią i nas…



Ja ubóstwiam takie historie.... Nie mogę się doczekać lektury! A Wy? Kto lubi zagadki, tajemnice i odkrywanie przeszłości? A wszystko to w pięknym otoczeniu przyrody... Kto czeka na "Siostry"?

środa, 17 lutego 2016

Magdalena Witkiewicz "Szkoła żon"




Autor: Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2013
Liczba stron: 256
Cykl: Szkoła żon tom 1
Seria: Seria z Tulipanem








Jak wygląda dzień przeciętnej kobiety? W skrócie pisząc - zabiegany. Zwłaszcza poranek, kiedy trzeba wszystkich wyprawić w miejsca docelowe. Praca, dom, dzieci, zakupy, pranie i cała masa innych obowiązków to dla nas codzienność. Choć wielu przedstawicieli przeciwnej płci i tak stwierdzi, że nic nie robimy... Owszem, najmniej robimy DLA SIEBIE. Dlatego czasem przychodzi moment przesilenia, kiedy już naprawdę nie mamy siły, działamy siłą woli i marzymy o chwili oddechu. W "Szkole żon" Magdy Witkiewicz bohaterki otrzymują właśnie taką możliwość urlopu od dotychczasowego życia... Na czym on polega?

Julia ma dwadzieścia siedem lat i jest świeżutką rozwódką. I to nawet bardzo, bo dopiero od niespełna sześciu godzin. Wraz z przyjaciółkami oblewa swój nowy stan cywilny w zadymionej knajpie, kiedy nieoczekiwanie okazuje się, że wygrała w loterii wizytówkowej trzytygodniowy pobyt w SPA, a dokładniej Zmysłowej Szkole Żon. I choć będzie starała się z tego wyjazdu wykręcić, bo przecież nie jest żoną, to w rezultacie wyjedzie na Mazury i podda się przygotowanym tam dla niej - i dla chętnych kobiet, które płacą za turnus mnóstwo pieniędzy - atrakcjom: zajęcia z masażu (czasem bardzo zmysłowego), makijażu, seksu oralnego i gimnastyka - to tylko niektóre rozrywki, jakie przygotowano dla kuracjuszek. Są też sauny, basen, las i jezioro - czyli zróżnicowane sposoby na relaks, chociaż trzeba koniecznie wziąć sobie do serca rady dyrektorki szkoły - Eweliny, która twierdzi, że siebie to trzeba kochać i stara się uzmysłowić kobietom, że powinny pomyśleć o sobie. Zrobić coś dla siebie. Poczuć się piękne, seksowne i zmysłowe. Czy kolejny turnus zrozumie jej przesłanie i wyniesie jakieś korzyści z pobytu?

Na Mazurach Julka poznaje bliżej trzy kobiety: ponad pięćdziesięcioletnią nauczycielkę matematyki Jadwigę, trzydziestopięcioletnią Martę oraz młodziutką Michalinę.
Jadwiga ukrywa się pod zmienionym imieniem - Jagoda. Jej małżeństwo to od lat farsa: osobne sypialnie, a co za tym idzie osobne łóżka, przypadkowy dotyk i mąż, który notorycznie ją zdradza a ona nie szuka dowodów, bo nie chce rozwodem komplikować życia, zwłaszcza córce. Od szkoły oczekuje, że wleje w nią poczucie piękna i własnej wartości. Chce zrozumieć, że może jeszcze czerpać z życia, być szczęśliwą a nie tylko siedzieć w fotelu i czytać kolejne książki o miłości i seksie, bo tego jej w brakuje w codzienności. Ach... no i nie myśleć wciąż o kolejnych kochanicach męża.
Marta jest matką dwójki dzieci i "nosicielką" wielu zbędnych kilogramów. Chętnie by się ich pozbyła, ale wiadomo że wszelkie diety zaczyna się "od jutra", które jakoś nie nadchodzi. Kobieta nie potrafi się zmobilizować, mąż wciąż pracuje a ona za parawanem obowiązków wciska w siebie kolejne partie jedzenia. Skończyła prawo, ale mimo że chciałaby pracować i robić w życiu coś więcej niż tylko zajmowanie się dziećmi (choć kocha je nad życie), popada w coraz większe załamanie. Na szczęście jest córką kuzynki Eweliny...   
Michalina (czyli Miśka) to dziewiętnastolatka, która nie przyjechała do szkoły dla siebie. Za pobyt zapłacił Misiek - jej chłopak Michał. A dziewczyna ma się tutaj nauczyć robić mu... dobrze. Przez długi czas nie wierzyłam, że dla tego ..... (może nie użyję określenia, które ciśnie się na usta i klawiaturę) można tyle poświęcić... Miśka nie zrobiła matury, utraciła kontakt z rodziną, odcięła się od dotychczasowego życia i postawiła wszystko na jedną kartę - bycia z tym facetem. Czy opuści szkołę z "odrobionym zadaniem"?

Cztery bohaterki (a właściwie pięć, bo dodałabym jeszcze Ewelinę, której sporą część życia i tajemniczą przeszłość poznajemy), cztery historie, cztery sposoby patrzenia na siebie, na codzienność i na przyszłość. Połączyła je Szkoła Żon i problemy, które każda z nich chce rozwiązać, każda chce też coś ukryć, ale każda chce poczuć się piękna, kochana, akceptowana. Co sobie uświadomiły w tym magicznym zakątku na Mazurach? Czy zawarte przyjaźnie przetrwają? Kim tak naprawdę jest Konrad i co ukrywa? Co wydarzy się w saunie nad jeziorem? Dlaczego Anna Nowak syczy? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie już w książce. Ja nie zdradzę ani odrobiny.

"Szkoła żon" jako książka z serii z Tulipanem miała być w zamierzeniu erotykiem. Czy nim jest? Właściwie to bym tak tego nie określiła... Dla mnie to powieść obyczajowa (które przecież uwielbiam) ze zmysłowymi scenami erotycznymi, które są pięknie i subtelnie napisane, idealnie wkomponowane w fabułę. Nie jest ich za dużo, bo to obyczajówka; nie jest ich za mało, bo miał być erotyk. Ale najważniejszy jest fakt, że to książka z drugim dnem. To pierwsze dno zawiera sceny seksu, które wpasowały się w zamysł powieści, potrafią sprawić, że krew szybciej krąży w żyłach. Zaś drugie - idea o byciu piękną, robieniu czegoś DLA SIEBIE i pokazanie, że każda z nas mimo problemów powinna dążyć do wytyczonych sobie celów. Ile kobiet, tyle przeszkód w życiu, ale czy nie warto wiedzieć, że mamy swoją wartość? Że musimy cenić się same jeśli nikt inny tego nie robi? Czasami małymi kroczkami można poprawić sobie nastrój, choć życie wyciska z nas pot, łzy i cierpienie... Jeśli osoby w naszym otoczeniu nie do końca rozumieją nas i nasze potrzeby...

W powieści nie brakuje też uwypuklonych wartości takich jak przyjaźń, miłość, potrzeba bliskości, ale jest też zdrada, tajemnice, rozpacz i próba naprawienia błędów przeszłości.

To już kolejna książka Magdy Witkiewicz którą przeczytałam i śmiało mogę napisać, że z niesłabnącą miłością będę sięgać po następne. W ciemno. Powieści autorki uwielbiam, bo dają mi siłę, której moje serce i dusza niezmiernie potrzebują. Tak jak napisałam wyżej, każdy ma problemy, ja też i chwilami nie mam siły, by się podnieść z nimi na ramionach. Magdalena Witkiewicz ratuje mnie w takich chwilach swoimi historiami, puentami, bohaterkami i przygotowanymi dla nich ścieżkami pełnymi rozwiązań. Nie jest łatwo wcielić to w życie, nie zawsze ot tak się da... Czasem przeszkód jest zbyt wiele, potrzeba czasu, ale przecież to jeszcze nie koniec, prawda? Może kiedyś i ja trafię do takiej Szkoły Żon i oddam się we władanie na przykład masażyście, który trafił się Julce? Mhmm.... Tylko szukać takiej szkoły.... :P

Podsumowanie będzie krótkie - obyczajowo-erotyczna lektura, która przynosi odprężenie, zrozumienie dla problemów zróżnicowanej grupy czytelników, która wywołuje rumieńce i mimo, że autorka jest mistrzynią dobrych zakończeń, to nigdy nie wiadomo komu i jak ułoży życie, jak pokieruje jego losem, by było dobrze. Ja jestem mało obiektywna w przypadku powieści autorki, bo je wręcz pochłaniam, ale liczę że i Wam się spodoba. Warto sięgnąć i pozwolić myślom szybować... na Mazury!




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Czytelnicze marzenia ejotka, Gra w kolory II, Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki

poniedziałek, 15 lutego 2016

Joanna Jagiełło "Taki wstyd"




Autor: Joanna Jagiełło
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 352










Morderstwo, odgrzewany związek i tajemnice - te słowa zadziałały na mnie jak doskonały wabik i skusiły do sięgnięcia po książkę autorki, która do tej pory pisała głównie dla młodzieży. To jej druga próba trafienia w gust dorosłych czytelników. Czy połączeniem obyczajówki z kryminałem Joanna Jagiełło poradziła sobie z tym zadaniem?

Marta i Olgierd kiedyś byli małżeństwem. Rozwiedli się, bo ona go zdradziła. Ot, jednorazowy skok w bok, po którym od razu się przyznała do winy. Jednak postanowili, że jako przyjaciele (na jej warunkach) pojadą razem na dwa tygodnie urlopu na Hel. Marta zawsze była dla męża zbyt skomplikowana, nie nadążał za jej myśleniem, ona się cieszy a on wciąż smęci, marudzi i narzeka. Wciąż stopuje jej radość, pomysły i spontaniczność.
Któregoś dnia siedząc na ławce, Olgierd zostaje zupełnie przypadkowo wciągnięty w intrygujący temat - starsza pani, która usiadła obok opowiedziała mu o tym, jak pół roku temu, dokładnie w Sylwestra, zamordowano trzydziestoośmioletniego Jonasza Skalskiego, szefa chóru. Temat zainteresował głownie Martę, która jako dziennikarka postanowiła rozwikłać zagadkę i stworzyć reportaż, gdyż nawet policja nie ujęła sprawcy. Czy wizyty Marty w bibliotece wniosą coś do sprawy? A może spoufalanie się Olgierda z miejscowymi rybakami podsunie im jakiś trop? Jedno jest pewne - śledź na pewno nie jest śledziem a przy okazji poszukiwania mordercy Jonasza na światło dzienne wyjdzie wiele innych tajemnic, które mimo że niezwiązane z tą sylwestrową śmiercią to jednak są skrzętnie przez mieszkańców ukrywane. A jak rozwiną się sprawy między bohaterami? Wszak oboje coś czują, tylko boją się spłoszyć drugą osobę...

Dwutorowo, choć w bardzo symboliczny (okrojony) sposób, prowadzony jest wątek biorący swój początek w roku 1909, kiedy to młoda kobieta - Eliza - tęskni za swoją córeczką z sanatoryjnego pokoju dla osób z gruźlicą. Autorka powraca do tego wątku tylko co kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, wyłącznie w wyjątkowym dla każdej bohaterki momencie. Początkowo czytelnik zupełnie nie widzi związku z aktualnymi wydarzeniami, jednak po pewnym czasie już wiadomo co łączy te kobiety, jaki schemat zostaje powielony i kto z roku 2014  jest wspólnym mianownikiem tych dwóch wątków. Tego jednak nie zdradzę...

Autorka zaskoczyła czytelnika niewątpliwie miejscem akcji, bo nie jest to ani Warszawa, ani Kraków, ani Poznań, ani żadne inne duże polskie miasto a Hel. To tam rozgrywa się główna część fabuły, choć nie brakuje też chwil, gdy zostajemy zaproszeni do Gdyni, Jastarni czy w okolice Bydgoszczy.
Oprócz głównych bohaterów - Marty i Olgierda - pojawiło się sporo postaci, które wnoszą  do powieści trochę tajemnic, problemów oraz zróżnicowanych poglądów na życie. Jest bibliotekarka Malwina, dla której potrzeby i upodobania Ryśka stały się jej własnymi - czy to prawdziwa miłość? Jej przyjaciółka Krystyna, jest postacią która wielokrotnie pojawia się w różnych aspektach tej powieści, a jest młodą ciężarną kobietą, która zmuszona przez matkę ma po porodzie oddać dziecko - czy tak uczyni? Policjantka Sandra boryka się z nadmierną ilością kilogramów, brakiem zapału do pracy i życia oraz problemami będącymi skutkiem nałogu. A teraz dojdą jeszcze wyrzuty sumienia? Dlaczego? Czy sobie z tym poradzi? Są też przedstawiciele starszego pokolenia - matka Krystyny, teściowa i matka Jonasza, rodzice Malwiny... Co takiego wniosą do powieści?

Gdybym miała decydować o tym czy sięgnę po daną książkę wyłącznie na podstawie okładki czy tytułu, to na "Taki wstyd" nie miałabym ochoty... Zupełnie nie przemówiła do mnie ta minimalistyczna okładka czy jej barwy - smutne, szare i ponure, jak za oknem.
Co jest niewątpliwie na plus? Intrygujące i zmuszające do myślenia są fragmenty tekstu pisane kursywą, będące myślami jednego z bohaterów - kogo? Komu uda się to szybko odkryć? Joanna Jagiełło miała bardzo ciekawy pomysł na fabułę, sporo szczegółów sprawy morderstwa jest oryginalnych a czasem wyprowadzających czytelnika w manowce. Mamy niespodzianki, zwroty akcji, krótkie rozdziały, fajny i łatwo się czytający styl pisania. Dużo się dzieje a zachowanie wprowadzanych kolejno temperamentnych bohaterów, niejednokrotnie wydają się podejrzane. Autorka opisała wiele emocji i problemów, takich zwyczajnych, życiowych, z którymi nie radzi sobie nasze społeczeństwo - uzmysłowiła nam po raz kolejny, że trudne wybory jakie podejmujemy rzutują na całe nasze życie i życie następnych pokoleń. Zwróciła też uwagę na samotne macierzyństwo, jak czują się te kobiety, którym los podarował walkę ze wszystkim w pojedynkę, czy powinny odczuwać wstyd? Czy powinny obarczać winą dziecko?

Powieść ma też minusy, nie jest idealna, owszem, jednak zwalam to na karb faktu, że nie jest to piętnasta ani nawet piąta obyczajowo-kryminalna historia autorki, tylko pierwsza. Nie jest źle, bowiem wbrew temu co niektórzy twierdzą, to czytelnik nie dostaje wszystkiego "na tacy", trzeba trochę pogłówkować i mimo że można być wciąż kilka kroków przed bohaterami w domysłach i rozwiązaniach to samo dochodzenie do tego jest fajną zabawą i miło spędzonym czasem. Świetnie się bawiłam, zwłaszcza, że długo nie domyślałam się kto zabił Jonasza.... to nie jest aż tak oczywiste - mam wrażenie że tak napisały osoby, które celowo chcą gorzej ocenić książkę... Bo nawet jak już się wytypuje właściwie to właściwie ciężko jest stwierdzić skąd ta osoba miała motyw, bo przecież nie znała prawdy.... A może jednak??
Zachowanie Marty jako dziennikarki było kilkakrotnie nieprofesjonalne, zaczynała sporo działań i nagle je porzucała... Chwilami robiła więcej niż policja, choć tu z kolei przedstawicielka wymiaru sprawiedliwości była nie do końca godna zaufania...
Jednak chyba najbardziej przeszkadzał mi fakt chaotyczności - Jagiełło strasznie skakała pośród wydarzeń fabuły, mieszając podrozdziałami, zawieszając czasem w próżni rozpoczęty tam temat. Niektóre wątki nie zostały dopracowane, mam wrażenie że z powodu ich dużej ilości a wystarczyło pominąć kilka drobniejszych, które tak naprawdę nie mają większego znaczenia w sprawie. Dzięki temu mogło być fajniej i ciekawiej a sama autorka bardziej skupiłaby się na dwóch najlepszych wątkach, czyli morderstwie oraz schematach u potomkiń Elizy.

Bardzo lubię powieści, w których teraźniejszość przeplata się z przeszłością. Gdzie pojawiają się tajemnicze postacie, teksty pisane kursywą czy listy. Nie było mi szkoda czasu na tą lekturę, przeczytałam ją bardzo standardowo, czyli w dwa dni i choć faktycznie niektóre postacie czy wątki mogły zostać inaczej poprowadzone to i tak uważam że to bardzo dobra lektura. Czytałam wiele gorszych pozycji - naprawdę - a wcale nie uważam się za osobę płytką czy potrzebującą prymitywnej rozrywki. Ta książka jest ciekawa i ja ją polecam, bo miło mi się odkrywało kilka tajemnic i emocjonowało losami bohaterów i tym jak się potoczą.

Podsumowując stwierdzam, że pomimo, że są to początki autorki w gatunku kryminału i widoczne są niedociągnięcia czy elementy niepotrzebne, to i tak uważam książkę za wartą przeczytania. Polecam ją nie tylko początkującym czytelnikom, choć lepszą rozrywkę będą chyba mieli wielbiciele obyczajówek niż kryminałów.



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dagmarze z


sobota, 13 lutego 2016

Natasha Walker "Tajemnice Emmy: początki"



Tytuł oryginału:  The Secret Lives of Emma: Beginnings
Tłumaczenie: Monika Wyrwas - Wiśniewska
Wydawnictwo: Muza/Akurat
Data wydania:  2013
Liczba stron: 208
Seria: Tajemnice Emmy tom 1








W listopadzie 2013 roku poznałam trzydziestodwuletnią Emmę, bohaterkę trylogii Tajemnice Emmy. Wtedy - inaczej niż zwykle, bo przeważnie czytam grzecznie w kolejności - miałam okazję przeczytać trzeci tom "Tajemnice Emmy: powroty", zaś teraz postanowiłam dowiedzieć się jak się zaczęło wyuzdane i pełne seksualnych podbojów życie tej młodej kobiety.

Emma Benson jest od roku żoną biznesmena Davida, który mimo bardzo dobrej sytuacji finansowej, nie myśli o emeryturze. Uwielbia pracować i podziwiać swoją piękną i młodą żonę. Emma kocha męża, ale sama przyznaje, że chciałaby mieć większą swobodę w wyborze partnerów seksualnych, bo tak naprawdę nie czuje by kiedykolwiek była tak do końca kobietą Davida. Spełnienie daje jej częsty seks i to na jej warunkach, dlatego w wierności małżeńskiej wytrzymała jedynie 69 dni...

Bohaterka jest seksualnie nienasycona. Uważa, że seks wymaga urozmaicenia a ona im starsza, tym więcej pragnie z niego czerpać. Ogromną radością jest dla niej zachwyt kochanka, niezależnie od tego kto nim jest. Emma zdradzała już męża z ich wspólnym przyjacielem Paulem a teraz... Teraz jej myśli przejął całkowicie osiemnastoletni syn sąsiadów - Jason - prostoduszny i posłuszny prawiczek, który pewnego dnia gubi piłkę w ogrodzie Bensonów i od tego dnia wiele ma się zmienić w jego życiu. Emma go kusi i zwodzi, rozpala i odsyła, bawi się jego pragnieniami, podnieceniem, kręci ją brak doświadczenia u młodego mężczyzny. On przystojny i silny, ona piękna i kusząca - zaczynają sobie poczynać coraz śmielej...  Jak to się skończy? Do czego doprowadzi tych dwoje wzajemny pociąg i żądza? Przede wszystkim do pewnej nocy, która została opisana na ponad pięćdziesięciu stronach...

Książka jest typowym erotykiem, nie znajdziecie tutaj żadnej konkretnej akcji czy fabuły (niewiele się dzieje oprócz wydarzeń związanych z seksem), więc jeśli liczycie na taką to lepiej książkę odpuścić. W tym świecie liczy się tylko kto kogo gdzie dotykał, co mówił czy szeptał, gdzie gryzł albo kąsał. W tej pozycji nie brakuje scen, które jasno i wyraźnie udowodnią, że jest to erotyk. Zmieniają się miejsca i pozycje w jakich dane jest nam "podglądać" bohaterów i ich wzajemne igranie z ogniem. Ważną rolę ogrywa fakt, że to Emma jest nauczycielką a Jason uczniem, nieopierzonym i nieznającym tajników seksualnych igraszek. Z tego powodu to kobieta próbuje narzucać swoje warunki i rządzić młodszym kochankiem. Jednak czy zawsze on jej posłucha? Czy będzie potrafił się postawić i co z tego wyniknie?

Po pamiętnej nocy z Jasonem kobieta wyjeżdża wraz z przyjaciółką do domku na plaży, ale będzie to już odrębna historia, która została opisana w drugim tomie przygód Emmy - "Tajemnice Emmy: niespodzianki", po który chętnie sięgnę.

Pamiętam, że kiedy czytałam trzeci tom serii, narzekałam na zbyt dużą ilość wulgaryzmów. W tej książce nie jest ich dużo, nie raziły mnie, może dlatego że są to igraszki z prawiczkiem, który skupia się na innych doznaniach niż przekleństwa czy brzydkie wyrazy a Emma - na uczeniu. Jest to książka, która zawiera naprawdę sporo scen erotycznych, właściwie znaczna większość to mniejsze lub większe igraszki Emmy lub Emmy i Jasona. Czy warto po nią sięgnąć? Jeśli szukacie typowego erotyka, który ma Was odprężyć i spowodować lekkie mrowienie czy rumieniec to będzie odpowiednią lekturą. Nie jest to powieść wysokich lotów czy wybitnie wyróżniająca się, ale jest dobra i czasem miło jest poczytać o fantazjach i marzeniach seksualnych, które potrafią się urzeczywistnić.



Tajemnice Emmy: początki
Tajemnice Emmy: niespodzianki
Tajemnice Emmy: powroty

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, 52 książki

czwartek, 11 lutego 2016

Jørn Lier Horst "Zagadka zegara maltańskiego"




Tytuł oryginalny: Maltesergåten
Tłumaczenie: Milena Skoczko
Wydawnictwo: Smak Słowa
Data wydania: wrzesień 2015
Liczba stron: 158
Seria: Clue tom 2









Jak to dobrze, że mogłam przeczytać dwa pierwsze tomy serii jedna po drugiej... Jak to źle, że nie mogę od razu sięgnąć po kolejne.... Ech... nie mogę się doczekać ponownego spotkania z młodymi bohaterami. Ale zanim zacznę marudzić to zapraszam ponownie do Norwegii, na drugie spotkanie z detektywami-amatorami.

Po rozwikłaniu tajemnicy człowieka z tatuażem Cecilia, Une, Leo i Egon nie zamierzają siedzieć bezczynnie przed pensjonatem i prowadzić jedynie uprzejmych pogawędek z gośćmi.
Zwłaszcza, że w związku z remontem części prywatnej pensjonatu Cecilia zamieszkuje pokój nr 118 i słyszy w nocy dziwne odgłosy z zewnątrz... jakby ktoś chciał się dostać do środka... Ponadto jeden z gości - zegarmistrz Frank Kobolt - czyta gazetę sprzed roku... Jest tam mowa o zuchwałym napadzie na jubilera w Oslo. Straty są ogromne a oprócz złota i biżuterii ginie unikatowy Zegar Zakonu Maltańskiego. Trzy tygodnie po włamaniu, policji udaje się zamknąć w więzieniu tylko jednego złodzieja, którym okazuje się być mieszkaniec domu Wiganderów w Zatoce Okrętów - Levi Hildonen. Odzyskano tylko część skradzionych skarbów, reszta pozostaje w niewiadomym miejscu. Jednak sprawy wymykają się spod kontroli, bowiem Leviemu udaje się uciec... Czy uda się do miejsca ukrycia łupów? Czy dowiemy się kto był jego wspólnikiem? Co wpłynęło na taki wybór sposobu życia przez Leviego?

W pensjonacie aż roi się od nowych gości, przyjeżdżają, odjeżdżają. Jedni wydają się młodym detektywom podejrzani i wymagają szczególnej uwagi, a także zręcznego manewrowania czasem (który jest częścią filozoficznych prawd w tej książce). Ten tom ma zupełnie inny schemat fabuły, oparty na innych wskazówkach i w dość odmienny sposób prowadzi przyjaciół do finału. Choć droga będzie skomplikowana, pełna niebezpieczeństw i zaskoczeń. Każdy z nas wie, jak ważne w poszukiwaniu skarbów jest odnalezienie mapy i klucza, prawda? Dzieciaki znalazły obie te rzeczy, udali się na eksplorację domu Wiganderów, odkryli dlaczego zegar w pensjonacie nie chodził od roku (właściwie to odkryła to Cecilia wraz z Koboltem - był to ogromny szok dla niej), uświadomili mi jak ważna jest pora koszenia trawy. Ponadto pojawiły się nowe okoliczności sprawy zniknięcia matki Cecilii oraz tajemniczy pan L. Czy ojciec dziewczynki powinien poznać prawdę o nim? Skąd wzięła się druga czerwona suknia i gdzie jest ta pierwsza? Czy młodzi i dzielni mieszkańcy norweskiej wioski odnajdą skradzione z Oslo skarby? Czy strach nie będzie silniejszy? Jedno jest pewne - sam finał tej sprawy jest bardzo bogaty w wydarzenia mrożące krew w żyłach...

Podobnie jak w pierwszym tomie, tak i tutaj, książka jest doskonale przygotowana dla młodego czytelnika: czcionka, długość rozdziałów, prosty język, konstrukcja fabuły. Na początku książki autor przedstawił nam krótką charakterystykę naszych głównych bohaterów a na końcu pogłębimy wiedzę o czasie. Gdyby ktoś sięgnął po "Zagadkę zegara maltańskiego" bez znajomości pierwszego tomu, znajdzie tu sporo skrótowych informacji kto kim jest i co działo się w życiu bohaterów wcześniej. Jednak polecam czytanie we właściwej kolejności, nie zepsujecie sobie dobrej zabawy odkrywając tajemnice w odpowiednim czasie. Ja osobiście jestem zafascynowana tą serią i z rosnącą niecierpliwością czekam na dalsze przygody nieustraszonych nastolatków!




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, 52 książki
Baza recenzji Syndykatu ZwB

wtorek, 9 lutego 2016

Elizabeth Flock "Emma i ja"




Tytuł oryginalny: Me & Emma
Tłumaczenie: Alina Patkowska
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 304










Są takie książki, które niosą ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, które mają wręcz wywołać u czytelnika gęsią skórkę, cierpienie, ból, wzruszenie czy współczucie. Książki, które mają łatwy do odbioru przekaz, albo taki trochę ukryty. Najtrudniej czyta się te powieści, w których opisywana jest krzywda dziecka, bo to przecież najmłodsi są najbardziej bezbronni i ufni, choć czasami się zawiodą na dorosłych. Dziś właśnie chcę Wam opowiedzieć o takim problemie...

W małej mieścinie w Karolinie Północnej mieszka rodzina, w której żyje się biednie, ale szczęśliwie. Po wypłacie taty, który zajmuje się sprzedażą wykładzin, zawsze udają się na większe zakupy i tradycyjne picie oranżady. Mama jest rodzicem bardziej wymagającym, tata przymyka oko na pewne sprawy, potrafi też lepiej wysłuchać, przytulić i dać poczucie bezpieczeństwa. I takie wspomnienia taty ma ośmioletnia teraz Caroline (zwana też Carrie), bowiem któregoś dnia został on zastrzelony podczas napadu na dom. Od tamtego dnia, Caroline oraz jej sześcioletnia siostra Emma przekonują się, że może być tylko gorzej. Mama "musi" bowiem ponownie wyjść za mąż, bo nie radzi sobie z utrzymaniem domu i rodziny. Szkoda tylko, że jedynym kandydatem jest Richard, człowiek znikąd, który poniża żonę i dzieci. Który miewa napady agresji, wciąż pije piwo a dźwięk kolejno odrzucanych kapsli daje dziewczynkom pojęcie, jak bardzo już jest pijany... Kiedy Richard dostaje nową pracę na drugim końcu stanu, przerażone i zastraszone dzieci podejmują nawet próbę ucieczki z domu...Czy przymusowa przeprowadzka zmieni coś w ich życiu? Czy matka weźmie się za siebie i zacznie dbać o dzieci, by nie chodziły brudne, głodne i rozczochrane? Czy zrozumie, że jej rola polega na czymś więcej niż tylko przestrzeganiu Carrie, by się nie odszczekiwała ojczymowi i schodziła mu z drogi? Czy Libby da dzieciom miłość i poczucie bezpieczeństwa?

Są takie momenty, że to mała dziewczynka stara się dbać o matkę, pomaga jej w domowych obowiązkach a i tak wciąż słyszy wyzwiska, obelgi... Zresztą w wielu sytuacjach wie, że dostanie lanie i nawet już nie próbuje się nad tym zastanawiać, tylko korzysta z ulotnych chwil szczęścia, bo potem przecież i tak jakiś powód się znajdzie i znów nabędzie nowych zadrapań, guzów, oparzeń, siniaków czy strupów we włosach. Strach pomyśleć ile wokoło nas jest takich rodzin? A ile jest ludzi, którzy widzą takie zachowania, widzą krzywdę innych ludzi a tym bardziej dzieci i nie robią nic? W powieści też są tacy... potrafią tylko zapytać, by słysząc  odpowiedź zapewniającą, że jest dobrze, znów zacząć żyć swoim życiem ze spokojniejszym sumieniem...

"Emma i ja" to powieść obyczajowo-psychologiczna, napisana z perspektywy ośmioletniej Carrie, która jest narratorem tej książki. Prostym językiem opowiada o swoim trudnym życiu, szkole, gdzie dzieci jej dokuczają, podjęciu pracy u pana White'a, wizycie u koleżanki, w której domu dźwięk garnków i patelni podczas przygotowywania posiłku był fantastyczny, bo ze swojego domu go nie znała... Caroline opisuje swoje relacje z Emmą, odwagę młodszej siostry, ich świat i zasady w nim panujące, podobnie jak i we wspólnym pokoju.

Najbardziej poruszyły mnie opisy krzywd i razów wymierzanych dziewczynkom oraz karmienie ich psim jedzeniem, ich ucieczki, skradanie się, tworzenie całych planów, by ominąć jakoś kolejne krzywe spojrzenie rodziców. Bo wystarczyło spojrzeć nie tak jak oni tego oczekiwali i już można było się narazić na gniew... Kiedy i jak skończy się piekło, które urządza rodzinie Richard? Jak będą brzmiały odpowiedzi na pytania, które stawiałam podczas kolejnych czytanych stron?

Książka jest bardzo specyficzna i poruszająca. Nie wierzę, że człowiek który posiada serce a tym bardziej rodzinę czy dzieci nie odczuje w sposób szczególny tego, o czym przeczyta. Powieść wzbudza mnóstwo skrajnych emocji, ale - muszę napisać to szczerze - jest dość nudna. Możliwe, że jest to wynik faktu, że narratorką jest ośmiolatka i świat widziany jej oczami nie jest tak szeroki i nie obejmuje wielu rzeczy, które byłyby widziane z perspektywy dorosłego. Dziecko skupia się w życiu jednak na innych płaszczyznach, sprawach, ideałach. Zwykle, gdy książka jest bardzo interesująca to nawet gdy jestem zmuszona ją odłożyć, myślę o niej, intryguje mnie ciąg dalszy i czuję, jak dany tytuł mnie "przywołuje". W tym przypadku tak nie miałam. Owszem chciałam poznać zakończenie, ale nie odczuwałam potrzeby, by każdą chwilę poświęcić na czytanie.

A samo zakończenie? W zasadzie mogłabym podzielić je na dwie części. Część dotycząca Richarda - dla uważnego i wnikliwego czytelnika - okazuje się bardzo przewidywalna i w bardzo prosty sposób można się domyślić jej finału. Tu autorka nie zaskoczyła. Uczyniła to zaś w drugim przypadku, który nie do końca mogę opisać, bowiem zepsułabym Wam lekturę całej książki. Możliwe, że i tego można się domyślać, wszak Elizabeth Flock pozostawiła kilka drobnych wskazówek, jednak dla mnie stały się one jasne dopiero na końcu, dopiero po szokujących wydarzeniach. Tyle, że odczułam to jako pogrywanie autorki z czytelnikiem. Zabieg ten wywołał masę domysłów, szereg myśli biegnących i analizujących fabułę od początku, ale czuję się trochę.... oszukana.

Podsumowując jest to książka trudna, emocjonująca i opisująca najgorszą z możliwych krzywd - tą na dziecku. Dla mnie to powieść z półki "dobra", ponieważ zbyt wiele zabrakło jej, bym mogła czuć się w pełni usatysfakcjonowana lekturą. Jednak jeśli wiecie, że dacie radę przebrnąć przez opisy obrażeń na ciele ośmiolatki, obojętne czy czasem wrogie reakcje matki i szaleńcze ataki ojczyma, to sięgnijcie, bo może akurat to książka dla Was. A gwarantuję, że finał Was zaskoczy, choćby w połowie.







Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję


poniedziałek, 8 lutego 2016

Jørn Lier Horst "Zagadka salamandry"



Tytuł oryginalny: Salamandergåten
Tłumaczenie: Milena Skoczko
Wydawnictwo: Smak Słowa
Data wydania: wrzesień 2015
Liczba stron: 158
Seria: Clue tom 1









Nie miałam wcześniej przyjemności poznać twórczości autora, ale kiedy moja bratnia dusza - magdalenardo - zaczęła wychwalać serię CLUE, nie mogłam się nie skusić. Czy dobrze uczyniłam?

Zapraszam Was do Norwegii, gdzie nad Zatoką Okrętów stoi pensjonat "Perła", zbudowany ponad sto lat temu przez dziadka jednej z głównych bohaterek - Cecilii. To właśnie w okolicach pensjonatu będą się rozgrywały ważne wydarzenia w życiu trójki nastoletnich przyjaciół. Na plaży Cecilia znajduje ciało mężczyzny, które leży na brzuchu i z twarzą w piasku. Oplecione przez wodorosty staje się dodatkowo przerażające. Dziewczynka jest w szoku, jednak pojawia się przy niej Leo, syn nowej zarządzającej pensjonatem, która ma zastąpić na tym stanowisku nieżyjącą od roku matkę Cecilii. Później dołącza do nich również Une - przyjaciółka Cecilii - i jej pies Egon. Między młodymi zawiązuje się bliska relacja i postanawiają jak prawdziwi detektywi rozwiązać zagadkę topielca. Obeznany w sprawach fotograficznych i komputerowych Leo zajmuje się techniczną stroną przedsięwzięcia, Cecilii przypadła rola przeglądania systemu komputerowego w pensjonacie i zdobywanie kluczy (choć to ona ma zawsze największego pietra i o wszystkim chce informować dorosłych), zaś Une zapewnia im wodny środek transportu, jakże potrzebny do śledzenia podejrzanych na wodach zatoki. Czy młodym detektywom uda się rozwiązać tajemnicę? Gdzie w tej sprawie znajduje się policja? Kto komu depta po piętach? Dlaczego zespołowi CLUE (skrót serii utworzony został od pierwszych liter imion naszych bohaterów: Cecilia, Leo, Une, Egon) wszystko idzie sprawniej niż stróżom prawa? Czy aby na pewno to co robią jest bezpieczne?

Niesamowita książka! Wcale nie uważam, jakoby miała być gorsza czy ustępować w czymkolwiek kryminałom dla dorosłych. Młodzi detektywi mają swoją bazę w pokoju na wieży, robią zdjęcia, analizują, zapisują, przeszukują zasoby internetu, podglądają przez lornetkę. Kiedy do morderstwa dochodzi również włamanie do hangaru, niedający im spokoju tatuaż, znaleziony telefon i licznie niedopałki śledztwo nabiera coraz szybszego tempa. I nikt by nie przypuszczał, że ważny głos w sprawie będzie miała również gadająca papuga! Lektura pełna wrażeń.

Bardzo ciekawych rzeczy dzieciaki dowiadują się od Starego Tima, który tłumaczy im skąd wiadomo, że będzie sztorm, po czym poznać wiatr wiejący od morza i najważniejsze - że odpowiedzi są ukryte w szczegółach! A z pozoru nic nie znaczące słowa "wiem, że nic nie wiem" Sokratesa, które powtarzały Cecilia i Une stają się kluczem. Dzięki analizie tych drobiazgów nastolatkom udaje się rozwikłać zagadkę. Jednak czy wszystko dobrze się skończy? Czy przewidzieli co tak naprawdę może się zdarzyć w zetknięciu ze złem?

Książka jest naprawdę lekturą godną polecenia i to nie tylko dla młodzieży, choć specjalnie dla młodszych czytelników format pozycji jest mniejszy, rozdziały krótkie a czcionka większa. Jednak każdego zachwyci fakt, że każda sytuacja czy wygląd bohaterów są opisane szczegółowo i łatwo sobie wszystko wyobrazić. Wartka akcja, wciąż coś się dzieje i nie pozwala się nudzić. Liczne ślady i tropy prowadzą młodych bohaterów wciąż przed siebie, pozwalając odkrywać im kolejne etapy prowadzące do finału. Język jest bardzo przystępny, dzięki czemu nawet nastoletni czytelnik nie będzie miał problemu ze zrozumieniem treści.

Pierwszy tom serii to nie tylko znalezienie zwłok człowieka z tatuażem, ale również filozoficzne przemyślenia, które mają udowadniać, że wywody na przykład Sokratesa są nam potrzebne w codziennym życiu. Notkę o tym znanym filozofie znajdziemy na końcu książki.
Wspomniałam wcześniej również o śmierci matki Cecilii - wątek ten będzie się zapewne przewijał przez wszystkie tomy serii CLUE, ponieważ w "Zagadce salamandry" nie wyjaśniło się zupełnie nic w tej sprawie. Ba, powiedziałabym nawet, że starsza pani o imieniu Ebba dając dziewczynce w prezencie zdjęcia jej matki sprzed roku, z dnia kiedy zniknęła (znaleziono ją tydzień później w wodach zatoki) wprowadza tylko mętlik, gdyż pojawia się motyw dwóch czerwonych sukienek! Nie pozostaje mi nic innego jak przeczytać kolejne tomy. Mam nadzieję, że i Wy sięgniecie.




P.S. Nie spotkałam się z tą informacją w żadnej opinii o książce i zastanawiam się czy nikt tego nie wyłapał... Autor pogubił się bowiem nieco w numerach pokoi w pensjonacie. Pokój 209 zamieszkiwał Ferit Hiddink a póżniej w również w 209 umieszczeni zostają motocykliści... Trzykrotnie sprawdzałam i mieszkają tam równocześnie :P



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki
Baza recenzji Syndykatu ZwB

niedziela, 7 lutego 2016

Krystyna Mirek "Rodzinne sekrety"




Autor: Krystyna Mirek
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 400
Seria: Jabłoniowy sad tom 2









To już dziesiąta powieść Krystyny Mirek, która pisze ciepłe historie chwytające za serce. Dla mnie to ósme spotkanie z twórczością autorki (o poprzednich możecie poczytać TUTAJ) i wciąż mam apetyt na więcej. "Rodzinne sekrety" są drugim tomem serii Jabłoniowy sad a mimo swoich czterystu stron - przeczytałam go ekspresowo, zastanawiając się na końcu: "no dobra a gdzie ta książka?" Pozostaje mi poczekać na wieńczący losy rodziny Zagórskich tom trzeci...

Koniec tomu pierwszego pozostawił czytelnika niejako w zawieszeniu, kiedy grad strzaskał rodzinny sad, nie było pewne jak zapatrzona w niego rodzina się podniesie. Czy będą potrafili nadal stawiać czoło problemom, przeciwnościom losu, podjąć codzienne zmagania z sobą i rzeczywistością, mimo że stracili właśnie coś, co było dla nich wsparciem i opoką. Ale przecież wciąż mają siebie, wciąż mają dom, w którym zawsze jest ktoś, kto wysłucha, poklepie po ramieniu czy wytrze łzy... Cztery córki Heleny i Jana uwielbiają wracać do rodziców - Maryla, Julia, Gabrysia oraz Aniela - cztery siostry, cztery światy, cztery skrajnie różne charaktery.

W tym tomie autorka skupiła się szczególnie na życiu dwóch sióstr, dwóch samotnych matek - Anieli i Maryli (liczę, że w trzecim poświęci czas pozostałej dwójce). Jednak każda z nich inaczej odbiera samotne macierzyństwo. Aniela, najmłodsza z Zagórskich, świadomie zostawiła ojca Ani kiedy zaszła w ciążę, podjęła decyzję i teraz ze spokojem poświęca się córeczce pracując jednocześnie w księgarni z ojcem. Aniela miała zawsze najwięcej swobody, ale co za tym idzie - najwięcej tajemnic. Siedem lat temu podjęła trudne decyzje i dusiła w sobie, nikomu nic nie mówiąc. Czy dobrze zrobiła, że opuściła ojca Ani? Dlaczego to zrobiła? Nareszcie jest szansa się tego dowiedzieć, ponieważ Aniela na skutek słów ojca zaczęła rozważać podjęte wtedy decyzje. Zamierza zrobić poważny krok do przodu i wyrusza na spotkanie z ojcem dziewczynki. Czy go odnajdzie? Jak on zareaguje? Czy zrozumie? Co będzie czuła Zagórska na widok tego człowieka? Jakie podejmą kroki? Wszak w domu pod Krakowem czeka na matkę Ania... Aniela liczy się z cierpieniem, ale wie że musi spróbować coś zrobić w tej sprawie, by mieć pewność i nie gnębić się w przyszłości.

Z samotnym macierzyństwem nie radzi sobie zaś najstarsza z sióstr - niepoprawna romantyczka Maryla, która wypowiadając kiedyś nieopatrznie słowa, by mąż sobie poszedł, odprawiła go ze swojego życia. Teraz na jej głowie jest dom, praca, dwóch urwisów i nieustanna walka z debetem na koncie. Maryla nie może się pogodzić z sytuacją i wciąż szuka odpowiedniego partnera, który będzie nie tylko wparciem czy kochankiem dla niej, ale też kumplem jej dzieci. Tyle, że w głowie wciąż kołacze jej myśl, że przecież nie wszystko jeszcze stracone i że może Marcin się opamięta i do niej wróci... Ma przecież znacznie pozytywnych cech niż ta jego Paulinka... Czy Maryla  spełni swe marzenia o uczuciu? Jak zakończy się jej walka o stabilizację i partnera?

Poważne decyzje czekają również na seniora rodu - Jana, bowiem po wielu latach do kraju ma przyjechać jego brat - Alfred, któremu interesy za oceanem nie poszły tak jak by sobie życzył. Dlatego wisząca w powietrzu przez czterdzieści lat spłata spadku teraz ma dojść do skutku... Tylko z czego Jan zapłaci? Przecież nie posiada takich pieniędzy... Stary i przywiązany do rodzinnych wspomnień człowiek stanie teraz przed trudnym wyborem: dom, sad czy księgarnia... Na sprzedaż czego zdecyduje się Zagórski? Muszę przyznać, że łatwo nie będzie... ale Jan niejedną decyzją nas zaskoczy...

Księgarnia jest w rodzinie Zagórskich od pokoleń i dla nich to coś więcej niż półki z książkami, to miejsce z duszą, o które chcą walczyć do końca. Szczególne podejście Jana do klientów oraz przygotowywany przez Anielkę plan naprawczy mają podnieść dochody i obronić ich miejsce pracy. Tylko czy zdążą przed Alfredem? Jak bardzo jego przybycie zmieni życie rodziny?Jaki wpływ na zdrowie Jana będzie miała wizyta jego brata? A później jeszcze Ludwika?

Śmiech, łzy, wzloty i upadki - brzmi jak prawdziwe życie, prawda? Tak samo można w skrócie opisać "Rodzinne sekrety", w których zgodnie z tytułem nie brakuje również tajemnic i sekretów. Wychodząc na światło dzienne potrafią wielokrotnie powalić na kolana, zaszokować, wycisnąć skrywane emocje i wywołać nieoczekiwane reakcje. To kolejna ciepła powieść Krystyny Mirek, która działa jak kominek, pled czy kakao, które ogrzeją nie tylko dłonie czy stopy, ale i serce. To książka, która opowiada o miłości wzajemnej rodziców do siebie i do dzieci, o przyjaźni, która mimo konfliktów wciąż tkwi głęboko w nas. Jest też o marzeniach i nieustającej walce, by się spełniały. Co warto poświęcić, by osiągnąć szczęście? Z czego warto zrezygnować, by móc podjąć się czegoś innego? Na jakie kompromisy warto pójść?

Autorka ma wyjątkowy dar. Nawet jeśli opisuje jedną sytuację, jedno uczucie czy jeden problem to robi to tak wnikliwie, dokładnie i szczegółowo, że czytelnik wprost "wpada" w życie bohaterów, utożsamia się z nimi, czuje się z nimi związany. Piękny język, bogate dialogi, realizm, ciepło domowego ogniska to uczta nie tylko literacka, ale i dosłowna, bowiem w kuchni Zagórskich wciąż pysznią się smakołyki i pachnie ciasto... Ich spokojne do tej chwili życie (oczywiście tylko pozornie, bo w tak licznej rodzinie wciąż coś się dzieje, córki zawsze wpadną w jakieś tarapaty życiowe), nagle wkracza na ścieżkę wydarzeń, które nie tylko zmieniają ich przyszłość, ale dostarczają mocnych wrażeń.

Komu Krystyna Mirek przygotowała drogę usłaną różami (choć jednak z kolcami)? Dla kogo przygotowała łzy szczęścia a dla kogo smutku? Kto dostanie szansę na miłość, choćby po latach a kto będzie musiał poszukiwać swojego spełnienia na innym polu? Tego zapewne dowiemy się z trzeciego tomu sagi, który jeszcze się pisze, ale już wiadomo że będzie nosił tytuł "Spełnione marzenia"? Komu się spełnią....? Ja zamierzam sprawdzić a Wy?




Jabłoniowy sad:
"Szczęśliwy dom"
"Rodzinne sekrety"
"Spełnione marzenia"


Książka przeczytana w ramach styczniowych wyzwań: Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Oldze z


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...