wtorek, 30 czerwca 2015

Sophie Hannah "Błąd w zeznaniach"




Tytuł oryginalny: The Telling Error
Tłumaczenie: Marta Kisiel-Małecka
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: maj 2015
Liczba stron: 464
Seria: Konstabl Simon Waterhouse tom 9









Lubicie kryminały i thrillery? Ja bardzo. Czytałam ich w swoim życiu sporo, może nie tak wiele jak typowi wielbiciele tylko tego gatunku, ale uważam, że śmiało mogę czynić porównania, chwalić i krytykować. Dotychczas nie miałam okazji poznać twórczości angielskiej pisarki Sophie Hannah. Zetknęłam się jedynie z krytyką jej książki "Inicjały zbrodni. Agatha Christie". Czy "Błąd w zeznaniach" jest wart poznania, pomimo posiadanej wiedzy? Sprawdźcie.

Nichola Clemens, zwana Nicki, jest czterdziestodwuletnią kurą domową. Ma męża, dwójkę dzieci i nieciekawą przeszłość. Zresztą jej aktualne zachowanie również pozostawia wiele do życzenia. Ale po kolei. Jest pierwszy dzień lipca 2013 roku i Nicki musi po raz drugi tego dnia pojechać do szkoły, ponieważ jej syn zapomniał stroju, później wraca do domu i okazuje się, że córka źle się poczuła, co skutkuje ponowną wycieczką w tym samym kierunku, by ją przywieźć do domu. Na koniec dnia Nicki po raz czwarty zjawia się w szkole, by odebrać syna po treningu. Nie ma w tym nic dziwnego powiecie... Cóż, niby racja, ale kiedy kobieta wyruszyła w drogę ze strojem Ethana i dotarła do Elmhirst Road okazało się, że na drodze utworzył się korek. Policja rozmawia z każdym z kierowców i to tak przestraszyło Nicki, że postanowiła pojechać alternatywną trasą, ale wymagającą pół godziny czasu więcej. Dlaczego to zrobiła? Co takiego zobaczyła stojąc w korku? Czy ma coś na sumieniu? Jaki jest powód obecności policji w tym miejscu?

Damon Blundy jest autorem kąśliwych felietonów dla pewnej gazety, w których regularnie obraża głównie osoby znane lub porusza kontrowersyjne tematy. Jest przystojnym i błyskotliwym facetem a jego żona Hannah uważa, że mąż jej nie kocha. Sama nie rozumie dlaczego się z nią ożenił, bo przecież jest kanciasta, niesymetryczna i brzydka. Damon uwielbia niszczyć innym życie, toczyć nieustające walki słowne i nie liczyć się ze zdaniem innych. I do czego go to doprowadzi? Otóż kiedy nastanie pierwszy dzień lipca 2013 roku dla Damona będzie on jego ostatnim... Zginie w bardzo ciekawy sposób a obecna w tym czasie w domu żona nawet nie zauważy kiedy to się stało. Na miejscu zbrodni śledczy odkrywają wiele ciekawych śladów, które pozostawiono tam celowo. Jest też intrygujący napis na ścianie: "Jest nie mniej martwy". Śledztwo będzie trudne, śladów mordercy brak, potencjalnych sprawców można liczyć w setkach...

Jednak na wysokości zadania ma stanąć policyjny bohater - konstabl Simon Waterhouse, który jawi się wszystkim jako cudowny funkcjonariusz z niejednokrotnie kobiecą intuicją. Gdzie Simon nie może tam żonę pośle, tylko na kogo wtedy spłynie chwała? Rozmowy Simona z drugim policjantem Samem ogromnie mnie bawiły, gdyż jak wiadomo dwóch dogryzających sobie facetów, którzy nie do końca rozumieją co drugi ma na myśli, może rozłożyć na łopatki, nawet w stresujących chwilach.

No dobra, nudna ta recenzja, trzeba wprowadzić nieco akcji.
Śledczy przeprowadzają rozmowy z kolejnymi potencjalnymi podejrzanymi, kierując się kąśliwymi felietonami Damona, starają się rozgryźć jego dziwne hasło do komputera, spotykają się z ludźmi którzy go nienawidzili i którzy kochali. Swoim dziwnym zachowaniem ich czujność wzbudziła kobieta kierująca srebrnym audi, czyli Nicki. Ona twierdzi, że nie zabiła Damona i zaczyna snuć pajęczynę kłamstw. Już od najmłodszych lat miała z tym problemy. Raz nawet rodzice chcieli oddać ją do zakładu dla psychicznie chorych. Kłamstwa goniły kolejne kłamstwa i żadne obietnice, że z tym skończy nie były dotrzymywane. W domu wciąż słychać było awantury, młodszy brat Lee cierpiał wtedy, ale nie bronił siostry, podobnie jak matka... Teraz pojął za żonę najlepszą przyjaciółkę Nicki - Melissę, która ze względu na męża odmawia kłamiącej pomocy i szans na wysłuchanie. 

Rodzice oraz Melissa znają przeszłość Nicki (kłamstwa, zdrady) i w obecnej sytuacji, kiedy to została wplątana w morderstwo, chcą ujawnić wszystko jej mężowi. Nie wiedzą jednak wszystkiego... Nie wiedzą jaki był prawdziwy powód przeprowadzki Nicki z Londynu do Spilling dwa lata wcześniej. Nie mają pojęcia, że kobieta jest uzależniona od potajemnej wymiany maili z nieznajomymi mężczyznami: najpierw był to Król Edward VII, potem Gavin a w międzyczasie jeszcze fanatyczne uwielbienie felietonów Damona i komentowanie ich. Jaki to wszystko ma związek ze sobą? Kiedy Nicki się opamięta i przestanie kłamać? Czy wyjaśni prawdziwy powód zmiany trasy tamtego feralnego dnia na początku lipca? Jak zareaguje mąż na te wszystkie rewelacje? Czy dowie się, że jego żona wynajmuje pokój w hotelu i naga - jedynie z przepaską na oczach - czeka na mężczyznę? Czy to jest zdrada? Co tak naprawdę bohaterka ma wspólnego z morderstwem? Zabiła czy nie? Kto to zrobił?

Policja ma naprawdę trudne zadanie... Jednak mimo faktu, że podobały mi się niektóre wątki, sympatyzowałam z kilkoma bohaterami to książka mi się nie podobała. Dlaczego? Narracja mnie okrutnie denerwowała, niektóre wydarzenia czy szczegóły śledztwa były powtarzane wręcz do znudzenia. Początek książki pokazuje czytelnikowi masę niespójnych ze sobą informacji, które w miarę czytania powinny się wyjaśniać a one tylko coraz bardziej się plączą, dochodzą nowe znaki zapytania, nowe tajemnice i chwilami czułam się wręcz zmęczona myśleniem i kodowaniem szczegółów. Bo przecież sama chciałam dojść do rozwiązania zagadki. Nie udało mi się, nie odkryłam kto zabił, ale poczułam ulgę - to już koniec książki. Nie poczułam nawet wielkiego "wow" w chwili, gdy wszystko się wyjaśniło, gdy wskoczyło na swoje miejsce. Zresztą nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie dojść do prawdy, bowiem dopiero na końcu zostaje ujawniony pewien mail Nicki, który zawiera kluczowe informacje niezbędne do finału. Nie poczułam dreszczyku emocji w żadnym momencie lektury, kilka wątków nie zostało dokończonych (wyjaśnionych), czułam znużenie i niedosyt. A chyba nie tak powinno się odczuwać książki z gatunku "z dreszczykiem", prawda? 

Nie mogłam pojąć zachowania Lee (brata Nicki) i jej rodziców. Dla mnie to skandaliczne tak traktować własne dziecko, oboje dzieci... Skrytykuję też osobę Adama, męża bohaterki, który był strasznie ciapowaty, leciał na każde jej zawołanie, wierzył bezmyślnie i wybaczał, coś co dla mnie, nie powinno jej tak łatwo ujść...

Fakt, autorka pokazała i postacie dobre i złe, chwilami zdarzał się jej humor, są i morały, które można wyciągnąć z tej książki. Jednak kiedy poznałam imiona bohaterów i okazało się, że i Sophie, i Hannah (imię i nazwisko autorki) to imiona poszczególnych bohaterek pomyślałam, że chyba mogła wysilić się na inne, bardziej oryginalne.

Ja wiem, że autorka i książka mają rzesze fanów, ludzi, których zafascynowała ta historia, którzy poczuli się spełnieni, zahipnotyzowani wręcz czytaną opowieścią o śmierci znienawidzonego przez całe mnóstwo osób publicysty. Ale ja chyba podziękuję bestsellerowej autorce, bo jej twórczość nie jest dla mnie. Zawiodłam się i w najbliższej przyszłości nie zamierzam sięgać po kolejną książkę tej autorki. To chyba jakieś fatum, ponieważ ostatnio często rozczarowują mnie tak zwane hity. Widać mój gust czytelniczy nie podąża za ideą tłumów... 




Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki
Baza recenzji Syndykatu ZwB


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Panu Sebastianowi z

niedziela, 28 czerwca 2015

Magdalena Kordel "Uroczysko" - przed premierą wyd. 2




Autor: Magdalena Kordel
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: planowana na 16 lipca 2015
Liczba stron: 400








Nic tak nie ubarwia zwykłego szarego życia z ogromem problemów jak miłe niespodzianki, prawda? Ja się z tym całkowicie zgadzam. Ta książka jest tego świetnym dowodem, bowiem kiedy wreszcie po trudach, cierpieniach, wzdychaniu nad ceną tego tytułu na nazwijmy to "czarnym rynku", udało mi się cudem książkę zdobyć... i zaplanować lekturę na nadchodzący urlop to... przemiły los wiedział, że to jednak teraz jest lepszy moment... Cóż, na urlop i tak będzie co zabrać a chwile z lekturą były ekscytujące. Magdo K., Ty już nie pisz bloga, pisz książki, bo są ludziom potrzebne!

Jestem ciepłolubnym stworzeniem i dlatego całym sercem rozumiem ból i cierpienie jakie musiała znosić Majka, mieszkając w chatynce, w której wciąż było zimno. Ilość ubrań jaką musiała na sobie nosić czasami mogło przekraczać jej osobistą wagę, nawet do spania udawała się w więcej niż jednej warstwie dresu. Co na to mąż? Pobudka w nocy, by podłożyć do pieca była konieczna, co z kolei skutkowało notorycznym niewyspaniem. Co na to szef? Nastoletnia córka mająca wciąż ochotę na wszczynanie kolejnych awantur, ot tak, czasem dla zasady. Co na to matczyna miłość?

Jednak to jeszcze nie szczyt nieszczęść jakie mogą spotkać człowieka. Otóż lawina tragedii dopiero zaczyna schodzić... Najpierw mąż odchodzi do kochanki a kiedy Majka jeszcze nie zdąży się otrząsnąć z tego szoku i zaczyna przeplanowywać życie swoje i nastolatki okazuje się, że domu też nie mają, ponieważ szanowny małżonek wziął kredyt pod zastaw domu (bez jej wiedzy a tym bardziej zgody), interesy nie wypaliły i zimny, ale zawsze dom, zajmie komornik. Jak czuje się kobieta w takiej sytuacji, że traci męża i dom a dostaje... masę długów.

Na szczęście może liczyć na rodziców i przyjaciółkę Jagodę, która wspiera Majkę z Paryża. Kobieta zostawia dziecko u rodziców i postanawia wyrwać się gdzieś, gdzie z dala od jądra problemów, czyli niebawem byłego męża Igora, będzie mogła pomyśleć nad swoim życiem. Co ma dalej robić? Gdzie zamieszkać? Jak rozwiązać sprawę rozwodu i długów? I w tak trudnej sytuacji, jak z nieba spada jej dom w Malowniczem, u podnóża Sudetów, który rodzice odziedziczyli po cioci Krysi. To tam, z dala od ludzi, na łonie natury mają przybyć do głowy skołowanej kobiety - pomysły na dalsze lata dla Marysi i dla niej. Czy górskie powietrze pomoże w podejmowaniu trudnych decyzji? Jak na Majkę zareaguje tamtejsze środowisko, bo jak wiadomo takie małe enklawy są dość hermetyczne... Czy kobietę po przejściach czeka jeszcze szczęście?

Cóż, nie będzie to zbytnim spojlerem, jeśli napiszę, że Majka zostanie w Malowniczem, gdyż wskazuje na to już sam tytuł powieści. Jednak droga do finału będzie długa i kręta. Ileż ciekawych zdarzeń wymyśliła autorka (walka o mięso, wianuszek wielbicieli czy przygoda we wrocławskim pubie); nakreśliła też bardzo bogate postacie, nie tylko pierwszoplanowe. Pomijając już nawet ciekawą fabułę i świetnych bohaterów to nagrodę przyznaję - humorowi! Był taki moment pod koniec książki, że nie mogłam przestać się śmiać, a że czytałam go, gdy moja córa się bawiła to nieustannie pytała mnie z czego się śmieję... z krowy :) O tak, Kasandra w połączeniu z Majką to duet wyborowy.

Niezwykłą postacią drugoplanową jest mała Anielka, która swoimi tekstami też niejednokrotnie wywoływała we mnie uśmiech. Bo jak kilkulatka udziela dorosłym rad zaczerpniętych z telewizji albo zadaje pytania, które paść nie powinny, to może dla bohaterów jest to żenujące, ale dla czytelnika - zabawne. Druga osoba, która mnie zaczarowała to Filip, który otrzymał od Majki miano "anioł gej" a już pink protest (niejako z powodu Filipa) to w ogóle wydarzenie na miarę artykułu w prasie ogólnopolskiej (szkoda, że nie docenione przez niektórych).

Twórczość autorki poznałam dzięki trzem tytułom z serii "Malownicze". Teraz mam okazję cofnąć się w czasie i poznać wydarzenia sprzed "Wymarzonego domu". Uwielbiam pióro Magdy Kordel, jej poczucie humoru mnie rozwala wręcz, to świetna lektura na trudny czas.
Jednak w książce przeszkadzały mi dwie rzeczy. Pierwsza to fakt, że strasznie podobne są losy Majki i Madeleine ("Wymarzony dom"). Obie udają się w góry, na wieś, by zmienić swoje życie. Ja wiem, że dużo jest takich książek, ale dwie podobne historie u jednej autorki to ciut mnie zasmuciło. Druga kwestia to kiepski przykład dla uczniów, jaki dała im Majka... Wszak klasa stanęła na wysokości zadania, ale stan w jakim nauczycielka zjawiła się w szkole nie jest godny naśladowania, ktoś powinien dać dobry przykład.

Mimo wszystko, powieść uważam za świetną i nie mogę się doczekać lektury "Sezonu na cuda". Autorka pokazała na czym polega miłość, przyjaźń i wsparcie oraz że nawet z największego dołka dzięki temu można wyjść. Trzeba jednak zaufać sobie, posłuchać głosu serca, przeorganizować dotychczasowe życie i może nawet rzucić na głęboką wodę... Mimo, że czasami niechęć przed zmianami bywa silniejsza. A podjąć trzeba jeszcze decyzję co będzie lepsze dla dobra dziecka. To mądra książka, pełna uczuć, emocji, prawd życiowych i gorzkich porażek, ale i sprawiająca, że odprężenie spłynie na czytającego. Polecam!





"Uroczysko"
"Sezon na cuda"
"Wino z Malwiną"


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Czytelnicze marzenia ejotka, 52 książki

Za możliwość przeczytania książki
dziękuję całemu zespołowi z Wyd.




sobota, 27 czerwca 2015

Indywidualne wyzwanie czytelnicze #16

Żeby Ewie Książkówce nie było smutno, że walczy z moimi pomysłami sama, to dziś chciałabym zaprosić do zabawy kolejną osobę.
Licząc oczywiście, że podejmie wyzwanie :)



Na czym polega wyzwanie?

Wyzwana: Plichcia
Cel: przeczytać dowolną książkę Sarah Jio
Termin: 18 sierpnia 2015 roku

Rozliczenie: pochwal się wrażeniami z lektury - powodzenia!

piątek, 26 czerwca 2015

Małgorzata Sobieszczańska "Kilka dni lata"




Autor: Małgorzata Sobieszczańska
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 18 czerwca 2015
Liczba stron: 324











Amelia, Janina i Maja. Babka, matka i córka. Trzy kobiety, których losy splotła ze sobą więź krwi, ale i fakt, że czasem zdarzenia jednej nocy mogą zmienić całe życie. Życie będące czasem fikcją, bowiem zatajenie ważnych informacji przed bliskimi może spowodować, że trudno im będzie dzielić ze sobą codzienność. Czy będą w stanie przejść nad tymi zdarzeniami do porządku dziennego i żyć dalej... ? Wszak tylko przyszłość można zmienić...

Amelia ma dziewięćdziesiąt lat i pół roku temu pozostawiła pustce i kurzowi swoje gdańskie mieszkanie, by zamieszkać z córką i jej rodziną. Kobieta czuje, że nie pozostało jej wiele czasu. Pod poduszką wciąż trzyma cynową obrączkę z wygrawerowanym cyrylicą imieniem Żora a w głowie wspomnienia, którymi bardzo chce się z kimś podzielić. Jednak w mieszkaniu nie ma chętnych do wysłuchania starszej pani... Kostek, mąż Janiny pracuje, wnuczka Maja też a Janka mimo że zrezygnowała z pracy, by opiekować się matką, też nie ma dla niej zbyt wiele czasu. Dlatego wybór Amelii pada na dziewięcioletniego prawnuka Kubę. To on w konspiracji kupuje prababci słodycze i staje się świadkiem jej ostatnich wyznań. Ale czy zapamięta z nich coś, co pomoże w odtworzeniu życia kobiety? Czy wspomnienia staną się tylko złudną historią rzuconą gdzieś w przestrzeń mieszkania? A przecież Amelia miała takie poplątane życie, pełne bólu i wydarzeń, które nie do końca można nazwać pozytywnymi.

Janina jest władczą kobietą, która twardą ręką stara się trzymać pieczę nad domem i domownikami. Mąż grzecznie słucha żony i potulnie jada potrawkę z kurczaka, chowając w zakamarki zakazane słodycze. Po śmierci matki udaje się wraz z Mają do Gdańska, by uporządkować mieszkanie i przygotować do sprzedaży. Czy domyśla się co spotka ją w mieście, w którym spędziła dzieciństwo? Kogo spotka, jakie wspomnienia odżyją w głowie pełnej tajemnic i trudnych tematów? Czy mieszkanie Amelii odkryje przed kobietami tę najważniejszą, czyli kim był Żora? Jakie prawdy o sobie samych odkryją w nadmorskiej scenerii te dwie tak naprawdę nieszczęśliwe kobiety?

Maja jest rok po rozwodzie i ma dziewięcioletniego syna Kubę. Janek - były mąż - wciąż wzbudza w niej całą gamę emocji. Maja nie może się pogodzić z faktem, że mimo iż małżeństwo było zawierane w nietypowych okolicznościach i na podłożu tragedii to jednak była szczęśliwa. Z nim. Teraz kobieta po pracy nie wraca do domu, tylko wystaje naprzeciw jego mieszkania sprawdzając czy mężczyzna znalazł sobie już kogoś na jej miejsce... Bohaterka była dla mnie w tamtych chwilach skrajnie chora, najpewniej psychicznie. Nie potrafiłam zrozumieć jej postępowania, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej szalone. Do czego posunie się Maja? Czy zdobędzie ponownie Janka? Przekonajcie się sami. Nie chcę zdradzać najciekawszych epizodów z jej życia, bowiem odkrywane informacje i tajemnice przestałyby Was interesować.

W chwili pojawienia się Janiny w Gdańsku wydaje się, że Kostek - jej mąż, może odpocząć. Ale mężczyzna po początkowym "nic nie robieniu" bierze za bary swoje życie i postanawia powrócić do przeszłości. Wyjeżdża. Poznajemy wtedy historię jego dzieciństwa, miłości, utraty, czas studiów oraz dzieje rodziny. Czy Kostek zastanie w Kunicach koło Opatowa kogoś znanego z tamtych czasów? Czy odzyska spokój ducha, po który przyjechał? Co odkryje a o czym będzie chciał zapomnieć? Do ostatnich kart powieści będziemy poznawać tajemnice z jego przeszłości.

W Gdańsku zaś Janina spotka swoją miłość z młodych lat, czy wyjaśnią sobie zatargi z sierpnia '80? Czy mężczyzna zawróci jej znów w głowie? A może to już tylko dobry znajomy? Jak wyglądało życie Janki w tych trudnych politycznie czasach? Czy kobieta będzie w stanie wybaczyć matce? A sobie? W rozdziałach dotyczących przeszłości czytelnik poznaje życie młodej Janki i jej problemy. Czy zrozumie jej postępowanie?

Amelia miała szesnaście lat, gdy wybuchła wojna. Jej siostra Józefa miała wyjść za mąż za Emila, brat Tadek podkochiwał się z wzajemnością w Kazi a ona... Ona oddała serce już na zawsze pewnemu tajemniczemu mężczyźnie o imieniu Żora, którego tożsamości nikt nigdy nie poznał, tak jak jego samego. Co łączyło młodą dziewczynę z Żorą? Jak bardzo czas z nim spędzony zaważył na jej przyszłości? Komu, oprócz niej, udało się przeżyć wojnę? To co musiała przejść ta kobieta wielokrotnie wywoływało u mnie ciarki.

Bardzo klimatyczna i sielska okładka nie do końca pasuje do trudnych losów bohaterek, choć cieszę się, że może skusić czytelnika do sięgnięcia po powieść. Autorka płynnie przechodzi z czasu teraźniejszego do przeszłości i to aż w trzech płaszczyznach, bowiem dotyczą one trzech kobiet. Dumne, zakochane i jakże skrzywdzone przez zdarzenia jednej nocy, muszą już do końca swych dni dźwigać ten ciężar. Będą musiały się nauczyć z tym żyć i jedynie kiedy same sobie przebaczą i zrozumieją, że trzeba tu i teraz odnaleźć szczęście, będą mogły spojrzeć w oczy swojemu odbiciu w lustrze i przytulić bliską sobie osobę.

Powieść jest fajną lekturą na okres letni, gdyż to on wiedzie prym w trzech historiach. Czytelnik nie ma czasu na nudę, bowiem wciąż odkrywane są przed nim nowe tajemnice, tragedie i sekrety. A kiedy chwilowo ich brak bieżące działania Mai wyrównują tę stratę. Książkę czyta się dobrze, choć nie jest pełna jedynie słodkich i radosnych chwil. Jak życie. Dlatego uważam swoje pierwsze spotkanie z twórczością autorki za dosyć udane. Dlaczego piszę "dosyć udane"? Brakowało mi w niej bowiem, czegoś lekkiego, co idealnie pasowałoby do powieści z latem w tytule... Może lżejszego nieco stylu... Czegoś bardzo ulotnego... Ale i tak polecam, może Wasza ulotność da się uchwycić? :)




Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Aleksandrze z


czwartek, 25 czerwca 2015

Gosi B też gratuluję! i jeszcze coś :)

Trzynasta odsłona Indywidualnego wyzwania, które kiedyś popełniłam i popełniam wciąż, zakończyła się szczęśliwie - Gosia B przeczytała lekturę a przy okazji narobiła mi na nią ochoty :P
Gratuluję!



Zadaniem Gosi było przeczytanie dowolnej książki Gabrieli Gargaś i wybrała "Drogę do domu"
Powieść się spodobała i mam nadzieję, że Gosia sięgnie kiedyś po inne tytuły autorki :)

Obecnie na placu boju pozostała już tylko Ewa Książkówka - trzymam kciuki!




& & & & & & &

I jeszcze wiadomość dotycząca faktu, że nigdy nie powinno się mówić nigdy. Ja to wiem i staram się nie używać tego słowa.
Już wiele razy twierdziłam, że nie używam FB z braku czasu... Już jakiś czas temu założyłam tam blogowi konto, by ... móc podglądać strony wydawnictw czy autorów. Ale ostatnio poczułam zniechęcenie do wielu rzeczy i wpadłam w dołek... Dla zmiany "otoczenia" weszłam na FB, skusił mnie konkurs Laven Rose i ... musiałam nauczyć się udostępniania... Udało się. Potem ustępniłam znowu konkurs, wczoraj napisałam swój post z linkiem do recenzji... I mimo, że tak u mnie pusto już mam kilka polubień.

Nie mogę obiecać, że będę tam częstym gościem, bo to zależy od czasu a obecnie zwaliło mi się trochę problemów na głowę i nadejdzie taki czas, że przez dłuższą chwilę będę nieobecna w internetowym życiu zapewne... Tak, to poważna sprawa, ale na tą chwilę nie będę o tym myśleć...

Do rzeczy: Może w miarę możliwości będę coś na tym swoim profilu wrzucać, ale wielu rzeczy nie umiem, nie kumam wręcz...Więc nie będzie tak pięknie jak u Was [nie potrafię dokończyć Ale gdybyście chcieli to zapraszam TUTAJ :) [mam nadzieję, że link działa]

wtorek, 23 czerwca 2015

Katarzyna Michalak "Nie oddam dzieci"




Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: kwiecień 2015
Liczba stron: 256
Seria: Z czarnym kotem










Niedawno jedna sympatyczna osoba napisała mi fajną rzecz, że odbiór książki zależy od tego, czego po niej oczekujemy, czego w niej szukamy i jaki mamy nastrój. I ja się z tym całkowicie zgadzam. Czytałam już piętnaście książek Katarzyny Michalak - jedne oceniam nieco lepiej, inne nieco gorzej, ale wszystkie miały w sobie coś, co uwalniało mnie od świata rzeczywistego i od jego problemów. A o to chyba chodzi z czytaniem książek, prawda?

W dotychczasowych powieściach autorki spotkałam się z rozbudowaną akcją, wielowątkowością. Jednak tym razem książka ma bardzo okrojoną, podstawową wręcz fabułę. Oto znany i szanowany lekarz - doktor Michał Sokołowski - poświęca się całkowicie pracy. Wciąż tylko praca i praca... Rodzina jest spychana na boczny tor. Owszem, jest to człowiek, który ratuje ludzkie życie, który pomógł wielu osobom, ale przecież ma dom a w nim czekającą wciąż na męża żonę i troje dzieci... A w drodze czwarte... Tyle, że on tego nie zauważa. Nie docenia faktu, że ma do kogo wrócić. Że żona czuje się samotna. A wreszcie, że nastaje dzień trzecich urodzin najmłodszego synka - Antosia, który ma zmienić całe ich życie... Jeszcze tego nie wiedzą, ale za kilkadziesiąt minut, za kilka... dwóch szalonych, naćpanych facetów z blondynką na doczepkę będzie dla zabawy wyprzedzało tira na zakręcie... A zza niego wyłoni się autko prowadzone przez Martę Sokołowską. Kobieta i jej synek nie będą mieli szans. Widokiem zmasakrowanego ciałka dziecka będzie zszokowanych wiele ludzi, którzy często stykają się ze śmiercią, ale ten obraz będzie ich prześladował.

Marta nie poznała prawdy o synku siłą woli utrzymując się najdłużej jak potrafiła przy życiu, bo przecież pod jej sercem biło maleńkie serduszko. Czy małego człowieka uda się uratować? Jak zareaguje doktor Sokołowski na wieść o tym, że właśnie uratował życie Tadka Marszaka, człowieka, który pozbawił go ukochanych osób? Czy wiedząc o tym przed operacją, też by go uratował? A przecież na innej szpitalnej sali leży Alfred Niro, podstępny i żmijowaty współwinny. Chyba nie jest trudno domyślić się jak czuje się ten mężczyzna... Rozpacz, szok, wściekłość, żal że nie poświęcił im kilka sekund więcej, kiedy przyjechali do szpitala, by mógł synkowi złożyć życzenia... Gdyby podarował im te sekundy... Gdyby jego przyjaciel nie zastawił jego samochodu, może mieliby większe szanse... Gdyby, gdyby, gdyby... Gdybanie to już jedyne co pozostało, ale nie wróci życia Marcie i Antosiowi. Jak przekazać wiadomość pozostałym w domu z rodziną dzieciom, które czekają na imprezę urodzinową brata...

Autorka skupiła się w tej książce na jednym temacie (wypadek samochodowy), ale za to spowodowała taki ogrom przeżyć, że można odczuć wyprucie wręcz z emocji. Pokazała prawdziwą twarz ludzką: tragedia rodzin ofiar, niezbyt właściwe zachowanie rodziców czy ciotek (odrzucenie Michała i obwinianie go o tragedię), szukający sensacji dziennikarze i ludzie z dalszego otoczenia, którzy niejednokrotnie chcą pomóc, tylko nie wiedzą jak i tylko pogarszają sprawę, aż wreszcie twarz sprawców... Zimnych, nieczułych, którzy tylko liczą na wyjście obronną ręką z sytuacji, w której pozbawili życia innych ludzi. A polskie prawo, taka jest prawda, nie nakłada stosownych kar za takie przewinienia.

Na przykładzie osoby głównego bohatera poznajemy też nieszczęsny męski honor, który nie pozwala mu prosić o pomoc... Czym to się skończy? Czy Michał w porę się opamięta i dotrzyma obietnicy żonie, że nie odda dzieci? Bardzo podobała mi się postawa najstarszej córki Sokołowskich - trzynastoletniej Mai, ileż mogą unieść barki takiego dziecka? Jak bardzo będzie chciała zachować w całości tę resztkę rodziny, która jej pozostała... Dzielna dziewczynka.

Ta książka jest inna. Nie jest słodką obyczajówką, która daje kobietom przyjemne chwile z lekturą. Nie jest hitem, który zdobędzie nagrody. Jest krytykowana, ale ja uważam że mimo wszystko jest potrzebna (i pod tym kątem ją oceniam, jako bardzo dobrą). Jest przestrogą, która może zwróci uwagę choć jednego kierowcy na przydrożny krzyż, na niebezpieczny zakręt, na chwilę gdy noga dociśnie pedał gazu tuż przed nim... Może jednak zwolni i uratuje choć jedno życie... Może choć jedna rodzina nie będzie przeżywała tak ciężkich chwil jak Sokołowscy. Narkotyki, alkohol, nieliczenie się z nikim i co może pieniądz - o tym też przeczytamy w "Nie oddam dzieci".

Powieść opiera się na całej gamie uczuć: miłość, przyjaźń, współczucie, rozpacz, bezsilność, ale są też mocniejsze akcenty w postaci harpii z rodziny i z mediów... Bardzo podobała mi się postać pani adwokat - rewelacyjna, choć chwilami ostra bohaterka, która nadała zupełnie inny wydźwięk tej książce i wprowadziła powiew świeżości i humoru. Bardzo ucieszyły mnie wieści z życia bohaterów, które dotyczyły wydarzeń mających miejsce w dwa i pięć lat później. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw... Wciąż zastanawiałam się, czy ulubione słowa mojej cioci, że "Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy" będą i w tej powieści miały zastosowanie, ale o tym przekonajcie się już sami.



P.S. Publikację celowo ustawiłam na dziś - Dzień Ojca a główny bohater jest właśnie samotnym ojcem...


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, Pod hasłem, Czytelnicze marzenia Ejotka, 52 książki


Za książkę, po wielu perypetiach :)
dziękuję Autorce

niedziela, 21 czerwca 2015

Detektyw ejotek na tropie ... Rafała Lewandowskiego (nie mylić z Robertem) - wywiad #7

Dzisiaj zapraszam Was na siódmy już wywiad na moim blogu. Tym razem starałam się odkryć nieco tajemnic Rafała Lewandowskiego, młodego autora, którego książki są warte przyciągnięcia uwagi. Może dzięki temu skusicie się na ich przeczytanie. Ja polecam, czytałam dwie i na tym nie poprzestanę.
Wywiad zawiera też pytania od Was - dziękuję za wszystkie! Zapraszam do lektury, bowiem autor odpowiedział naprawdę ciekawie.


Ejotek: Rafale, masz 25 lat a wydałeś już sześć książek. Kiedy poczułeś, że chcesz zostać pisarzem?

Dawno, nawet bardzo dawno. Myślę, że taka myśl pojawiła się już wtedy, gdy dopiero co nauczyłem się czytać, ale wtedy oczywiście nie przypuszczałem, że w przyszłości rzeczywiście będę się tym zajmował. To uczucie co jakiś czas dochodziło do głosu, podejmowałem pierwsze, może nawet nieco nieporadne literackie próby, które kończyły się zazwyczaj na paru stronach, po których porzucałem dany pomysł. Jednak tak na poważnie zrozumiałem, że chcę się tym zajmować dopiero w okresie licealnym. Wówczas uświadomiłem sobie, że naprawdę tego chcę i co więcej, że stać mnie na to, by pisać powieści. Dobre powieści. Co prawda później wielokrotnie w to wątpiłem, jednak to właśnie wtedy obrałem ten kierunek, którego przez ostatnie lata się trzymałem.

Ejotek: Opowiesz jak to się stało, że wydałeś pierwszą książkę? Kto Ci pomógł? Kto przeczytał ją jako pierwszy?

Skoro już ją napisałem, to oczywiście chciałem też wydać, prosta sprawa. Starałem się o to we własnym zakresie, nikt mi w tym nie pomagał, gdyż wtedy praktycznie jeszcze nikt nie wiedział o tym, że piszę, ukrywałem to zarówno przed rodziną jak i znajomymi. Po pierwsze, chciałem ich zaskoczyć. Po drugie, nie chciałem się zdradzać z tym, że coś tam sobie piszę, bo wtedy jeszcze nie wiedziałem, czy cokolwiek z tego będzie, czy po prostu się nie ośmieszę. Nie wiem, kto przeczytał ją w całości jako pierwszy, pewnie ktoś z wydawnictwa. Wiem natomiast, kto czytał jej nieliczne fragmenty jeszcze przed publikacją. Był to mój najlepszy przyjaciel, którego jako jedynego dopuściłem do swojej tajemnicy na tak wczesnym etapie powstawania mojego debiutu.

Ejotek: „Efekt motyla” (czyli Twój debiut) skojarzył mi się z filmem, czy i Ciebie zainspirował film
czy to zupełnie przypadkowy dobór tytułu?

Inspiracją nie był film, aczkolwiek dobór tego tytułu nie był przypadkowy. Wziął się on stąd, że motto tej książki pochodziło z piosenki o tym samym tytule. Jednak widzę, że większość ludzi kojarzy ten film niż twórczość wrocławskiego zespołu Pepe Skuad. Swego czasu nawet żałowałem, że właśnie tak zatytułowałem swój debiut, bowiem pytanie o to, czy inspirowałem się tym właśnie filmem było chyba najczęściej zadawanym pytaniem w kontekście tej powieści. Chociaż już dawno na nie nie odpowiadałem, myślałem nawet, że ten etap jest już za mną.

Ejotek: Jak widać „Efekt motyla” powrócił :) A czy trudno było wydać debiutancką książkę?

Wydanie debiutanckiej powieści to trudna sprawa, ale wbrew pozorom później też wcale nie jest łatwiej. Chyba, że już na początku drogi trafiło się do dużego i znanego wydawnictwa, ale w przypadku zdecydowanej większości debiutantów to mało prawdopodobne. Chociaż taka Olga Rudnicka dostała szansę od wydawnictwa Prószyński i S-ka, gdy miała chyba ze dwadzieścia lat. W sumie też bym tak chciał. Debiutantom, zwłaszcza bardzo młodym, jest o tyle trudniej, że po prostu nie znają realiów rynku książki, zazwyczaj się w tym nie orientują, czego naturalną konsekwencją są popełniane przez nich błędy. Sam w przypadku „Efektu motyla” skupiałem się na tym, by go w ogóle napisać, doprowadzić opisywaną historię do końca. Wtedy jeszcze nie zastanawiałem się nad kwestiami wydawniczymi. Gdy powieść była już gotowa, wydrukowałem ją na domowej drukarce po czym… schowałem do szuflady. Dopiero po pewnym czasie zdecydowałem się wysłać ją do wydawnictw. Naiwnie myślałem, że dalej to już będzie z górki. Jednak okazało się, że to dopiero początek drogi. O tym, że nie była ona łatwa najlepiej świadczy fakt, że napisałem tę książkę w wieku osiemnastu lat, chodząc jeszcze do liceum, a wydałem ją dopiero dwa lata później, będąc już studentem.

Ejotek: Jakie były opinie kiedy już była dostępna dla czytelników? Czy to oni zdopingowali Cię do dalszego pisania?

Opinie były dość pozytywne, chociaż nie spłynęło ich do mnie zbyt wiele. Wbrew moim wcześniejszym obawom nie spotkałem się wówczas z jakąś ostrą krytyką, chociaż pojawiały się też inne, mniej entuzjastyczne głosy. Jednak wcale mi to nie przeszkadzało, sam zdawałem sobie sprawę, że jeszcze sporo pracy przede mną, że muszę się dużo nauczyć, jeżeli chcę cokolwiek ugrać w tej branży. A chciałem. Bardzo. Może nawet za bardzo. Opinie na temat debiutu ani mnie nie zdopingowały do dalszego pisania, ani nie zdemotywowały. Były praktycznie bez znaczenia, no może z małymi wyjątkami. Po prostu czułem wtedy głód pisania, chciałem dalej się tym zajmować, bez względu na wszystko.

Ejotek: Jak długo piszesz każdą kolejną książkę? Krócej, ponieważ masz już doświadczenie? Czy może nie ma to znaczenia?

To jak długo pisałem każdą z moich książek mogą sobie sprawdzić wszyscy czytelnicy. Zawsze na końcu swych powieści podaję miejsce i przedział czasowy, w jakim je pisałem. Nadmienię jednak, że jest to czas „pisania właściwego”, nie uwzględnia on całego procesu koncepcyjnego, ani późniejszych drobnych poprawek. Oczywiście zdobyte przez te lata doświadczenie ma ogromne znaczenie. Nie określiłbym jednak, że dzięki niemu pisanie idzie mi krócej, użyłbym raczej określenia sprawniej. Poza tym każda książka to nieco inna historia, do każdej z nich należy podchodzić indywidualnie. Ogólnie można jednak powiedzieć, że im dłuższa powieść, tym więcej czasu potrzeba na jej napisanie. Może brzmi to mało odkrywczo, ale tak po prostu jest. W ramach przykładu porównam dwie moje książki: „Bonus” i „Zbrodnię w BTW”. Na napisanie 160 – stronicowego „Bonusu” potrzebowałem niecałego miesiąca, a na 60 stron „Zbrodni w BTW” zaledwie tygodnia. Podkreślam, że to czas „pisania właściwego”, gdy wszystko mam już dokładnie przemyślane, opracowane w postaci bardzo szczegółowego planu wydarzeń. Wtedy tylko siadam i całymi dniami piszę, skupiając się głównie na tym, co mam do napisania.

Ejotek: Czy akcje wszystkich książek umieściłeś w swoim rodzinnym mieście – Bełchatowie?

Nie. W Bełchatowie umieściłem tylko akcję „Zbrodni w BTW”. To jednorazowy zamysł, nie zamierzam ponownie wykorzystywać tego miasta jako tła do opisywanych przeze mnie historii.

Ejotek: Główny bohater „Niemego” poszukuje swoich przodków i jest osobą niemą. Czy Ty w swoim prywatnym życiu fascynujesz się genealogią i jesteś lub masz styczność z osobą niemą? Jeśli nie, to skąd pomysł na takiego bohatera?

Trzy razy nie. Nie fascynuję się specjalnie genealogią. Nie jestem niemy, co najwyżej małomówny. Nie mam też styczności z ludźmi niemymi. Chciałem stworzyć charakterystycznego bohatera, wyróżniającego się czymś. Uznałem, że musi się to wiązać z jakąś ułomnością, niedoskonałością. Po wielu przemyśleniach ostatecznie padło na brak mowy, chociaż długo zastanawiałem się, czy napisanie trylogii, w której główny bohater nie mówi ani słowa, jest w ogóle możliwe. Okazało się, że jednak da się to zrobić. Ogólnie najpierw stworzyłem Rafaela Wellsa, obdarzyłem go pewnymi cechami, a dopiero później zająłem się wymyślaniem przygód, w jakie zostanie uwikłany. To wyjątek, bo w przypadku poprzednich książek zawsze zaczynałem od historii, a dopiero potem kreowałem bohaterów, którzy mieli wziąć w niej udział.

Ejotek: Czytałam „Niemego” i wyczekuję na kolejny tom trylogii, czy znasz już datę premiery?

Nie znam dokładnej daty premiery, ale myślę, że drugi tom „Niemej Trylogii” ukaże się w lipcu tego roku. Być może nawet w pierwszej połowie lipca, aczkolwiek nie chcę niczego obiecywać.

Ejotek: Jakie tym razem przygody przygotowałeś dla bohatera? Zdradzisz choć ułamek fabuły?

Trochę mogę zdradzić. Drugi tom pt. „Blok” będzie obfitował w wiele niespodzianek. Zarówno dla głównego bohatera, jak i dla czytelników. Akcja tej części „Niemej Trylogii” rozgrywa się w cztery lata po wydarzeniach opisanych w „Niemym”. Rafael Wells będzie już nieco dojrzalszy, całkiem niedawno rozpoczął nowy etap swojego życia. Tym razem niemy bohater pozna kilka tajemnic z przeszłości swoich rodziców. Znowu wyruszy w kolejną podróż życia, w trakcie której dowie się także wiele o samym sobie.

Ejotek: Najpierw dziadkowie a teraz rodzice... dlaczego na to nie wpadłam...? Która z Twoich książek jest Twoją ulubioną? A którą najbardziej uwielbiają czytelnicy?

Nie potrafię wybrać ulubionej, muszę podać dwa tytuły: „Bonus” i „Niemy”. Z obu tych pozycji jestem bardzo zadowolony, cieszę się, że je napisałem. Natomiast nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie, którą książkę uwielbiają czytelnicy. To raczej oni powinni się wypowiedzieć na ten temat. Może warto by było zrobić jakąś ankietę, zwłaszcza że z wykształcenia jestem socjologiem. Między innymi, bo parę tych szkół skończyłem. Zazwyczaj jednak większość osób kojarzy mnie z „Efektem motyla”, aczkolwiek wcale nie jestem przekonany, czy aby na pewno go czytali.

Ejotek: W takim razie dopinguję do stworzenia ankiety. Sama jestem ciekawa jej wyniku. Czy pisanie to tylko Twoja pasja a zarabiasz zupełnie inaczej? Czy może pisanie stało się już zawodem?

Pisanie to niestety tylko moja pasja. Kiedyś rzeczywiście chciałem na tym zarabiać. Właściwie dzisiaj nadal bym tego chciał, ale zdaję sobie sprawę, że to już nierealne. Skoro przez tyle lat zajmowania się tym, nie udało mi się przekuć tego hobby na pracę przynoszącą sensowne dochody, to już raczej nie ma na to większych szans. Stałem się realistą, wydałem kilka książek, już nie jestem tym naiwnym nastolatkiem, który pisząc w zeszycie swój debiut liczył, że zdobędzie w ten sposób sławę i wielkie pieniądze. Podsumowując ten wywód: pisanie nie stało się moim zawodem i już nigdy się nim nie stanie.

Ejotek: A gdzie lubisz pisać? W domu, na łonie natury, na kartce czy w komputerze?

Zdecydowanie w domu. Początkowo pisałem też na nudnych lekcjach, czy później na jeszcze nudniejszych wykładach, ale efekty takiego tworzenia przy świadkach nie były zachwycające. Po prostu ciężko mi się było wtedy skupić na pisaniu. Wszystkie moje powieści powstawały najpierw w zeszycie, dopiero później przepisuję je na komputerze. Niektórym wydaje się to pewnie stratą czasu, że praktycznie muszę pisać ten sam tekst dwa razy, ale tak po prostu wolę. Poza tym czytałem gdzieś, że odręczne pisanie pobudza inne obszary mózgu (te odpowiedzialne za kreatywność) niż stukanie w klawiaturę i być może rzeczywiście coś w tym jest.

Ejotek: Skąd czerpiesz pomysły? Siadasz i wymyślasz książkę od początku do końca czy może tworzy się ona w trakcie pisania? A może są to historie zasłyszane?

Zawsze mam problem z udzieleniem odpowiedzi na pytanie, skąd czerpię pomysły. Trudno powiedzieć, one po prostu same przychodzą. Czasem takim katalizatorem, który pobudza wyobraźnię do działania, jest jakiś urywek właśnie oglądanego filmu, czy wers ze słuchanej piosenki. Nazwałbym to takim błyskiem, punktem wyjścia, po którym szkicuję sobie w myślach zarys całej powieści. Zanim usiądę do pisania staram się wszystko przemyśleć jak najdokładniej. Przed napisaniem pierwszego zdania mniej więcej wiem jak potoczy się dana historia i jakie będzie jej zakończenie. Jednak już w trakcie samego pisania dochodzą nowe pomysły, najczęściej na jakieś poboczne wątki, dodatkowe smaczki, które nie zaburzają pierwotnie opracowanej konstrukcji, a tylko wzbogacając konkretną opowieść. Czasem myślę nawet, że to właśnie one decydują o większej atrakcyjności książki, że bez nich byłaby ona znacznie słabsza.

Ejotek: Słuchasz muzyki pisząc czy potrzebujesz ciszy?

Zarówno do pisania jak i do czytania potrzebuję ciszy. Najlepiej absolutnej, nie znoszę, gdy ktoś przeszkadza mi w wykonywaniu obu tych czynności. Dlatego też podczas pisania nie słucham muzyki, robię to przed pisaniem lub w trakcie przerw od pisania.

Ejotek: Czy jesteś rozpoznawalny w swoim mieście? Ktoś kojarzy młodego autora?

Wydaje mi się, że nie. Myślę, że gdyby ktoś pokusił się o przeprowadzenie krótkiej sondy ulicznej na temat: Czy wiesz, kim jest Rafał Lewandowski?, to dziewięciu na dziesięciu mieszkańców Bełchatowa odpowiedziałoby pewnie, że nie wie. A dialog z tą jedną pozostałą osobą zapewne wyglądałby tak:
– Czy wiesz, kim jest Rafał Lewandowski?
– Oczywiście, że wiem kim jest Robert Lewandowski.
– Nie Robert. Rafał Lewandowski.
– Rafał? A nie, to jednak nie znam.
Może trochę przesadzam, może ktoś tam mnie kojarzy, ale z pewnością nie jestem znaną postacią w swoim mieście. Może gdybym zajmował się inną dziedziną sztuki byłoby inaczej, bo np. na koncert jakiegoś lokalnego rapera to kilkadziesiąt osób przyjdzie, ale żeby zaraz czytać książkę? Mam wrażenie, że niektórych to przerasta, przeraża wręcz, nawet w przypadku tak niewielkich pod względem objętości powieści jak moje.

Ejotek: Rozbawiłeś mnie tą odpowiedzią, zwłaszcza dialogiem :) A o czym marzysz, tak prywatnie i tak zawodowo, tuż przed wydaniem siódmej książki?

Przed wydaniem kolejnej książki marzę o tym, by wszyscy, którzy czytali pierwszy tom „Niemej Trylogii”, sięgnęli także po drugi, a potem oczywiście po trzeci. Jeżeli chodzi o inne marzenia związane z moimi literackimi poczynaniami to są one raczej nierealne, ale pomarzyć zawsze można. Marzy mi się np. ekranizacja którejś z moich powieści, najlepiej „Bonusu”. Myślę, że na podstawie tej książki mógłby powstać całkiem niezły, trzymający w napięciu thriller. Jeśli czyta to jakiś reżyser szukający pomysłu na nowy film to może śmiało do mnie napisać. Nie mam nic przeciwko temu, każda taka propozycja zostanie przeze mnie rozpatrzona. Ciekawe, ilu żartownisiów napisze teraz do mnie mejla w tej sprawie?

Ejotek: Mogę odpowiedzieć za siebie: zamierzam sięgnąć po drugi tom. Życząc spełnienia wszystkich marzeń – z ekranizacją włącznie - dziękuję Ci za poświęcony czas i chęć udzielenia odpowiedzi na moje – i nie tylko - pytania.

Dziękuję za wywiad, zwłaszcza że chyba po raz pierwszy przepytywał mnie ktoś, kto naprawdę porządnie przygotował się do rozmowy, a przede wszystkim czytał moje książki.

Wiem, że miałem wybrać jeszcze pięć pytań od czytelników, ale były one na tyle ciekawe, że postanowiłem odpowiedzieć na nieco więcej, bo chyba aż na trzynaście.



Pani Lecter
Okładka ''Niemego'' zaskakuje tym, że niewiele wspólnego ma z tytułem i nie można dokładnie przed zakupem wyobrazić sobie na co się porywamy. Jak duży wpływ miał Pan na wygląd graficzny powieści?

Zawsze mam duży wpływ na projekty okładek, które zdobią moje książki. Zazwyczaj sam wybieram grafików i przedstawiam im swoje pomysły. Czasem dorzucają oni coś od siebie, ale nie zawsze jest to zgodne z moją pierwotną wizją. Zdarza się też jednak, że ich pomysły są jeszcze ciekawsze od moich. Na przykład bardzo cenię sobie efekty inwencji twórczej Jakuba Brzozowskiego, który jest odpowiedzialny za okładki „Bonusu” i „Zbrodni w BTW”. Ma on naprawdę doskonałe wyczucie smaku, samym doborem kolorów potrafi idealnie oddać klimat danej powieści. Jednak projektem graficznym „Niemego” zajmował się już ktoś inny. Ogólnie miałem kilka pomysłów na okładkę „Niemego”. Ostatecznie padło na ten, czy był to najlepszy możliwy wybór trudno mi powiedzieć. Zresztą ten projekt zbiera skrajne opinie, niektórzy się nim zachwycają, inni wręcz przeciwnie. Ja jestem z niego zadowolony. Oprawą graficzną kolejnych tomów „Niemej Trylogii” także zajmie się ten sam grafik – Łukasz Buchała. Szata graficzna całej trylogii będzie utrzymana w podobnym stylu, po prostu chciałem, żeby patrząc na same okładki było widać, że są to części jednego cyklu. Front „Niemego” może i rzeczywiście nie zdradza zbyt wiele, ale myślę, że dzisiaj jednak większość czytelników przy wyborze książki dla siebie kieruje się raczej jej tytułem i opisem niż samą grafiką, chociaż oczywiście zdarzają się też i tacy.


Agnesto
Co czyta młody autor w wolnych chwilach, po jakich pisarzy sięga chętnie, a jakiej literatury unika?

W wolnych chwilach sięgam po różne książki, ale w większości jest to beletrystyka, nie interesują mnie biografie, poradniki, poezja, itp. Zdecydowanie unikam książek pisanych lub współtworzonych przez różnego rodzaju celebrytów, kompletnie nie mam ochoty tracić swego czasu na czytanie czegoś takiego. Najczęściej sięgam po powieści kryminalne i thrillery. Ciężko jest mi wybrać jednego ulubionego autora, dlatego wymienię kilku, których twórczość szczególnie sobie cenię. Do tego grona z pewnością należy zaliczyć pisarzy takich jak: Jo Nesbø, Harlan Coben, Michael Connelly, Håkan Nesser, Peter James, Dean Koontz czy Camila Läckberg. Lubię też lżejsze klimaty, takie humorystyczne powieści, jak te napisane przez Olgę Rudnicką, Joannę Fabicką czy Maję Kotarską. Zdarza mi się też sięgać po powieści obyczajowe Katarzyny Leżeńskiej, Izabeli Sowy, a z zagranicznych autorek – Jodi Picoult. Oczywiście mógłbym tak wymieniać niemal bez końca, bo na świecie jest naprawdę mnóstwo świetnych pisarzy, z których twórczością warto się zapoznać.


Lustro Rzeczywistosci
Ma Pan jakieś zdanie na temat polskiej blogosfery? Śledzi pan blogi?

Tak, od kilku lat dość uważnie śledzę książkową blogosferę. W związku z tym zdążyłem już sobie wyrobić pewne opinie na jej temat. Nie można tu generalizować, są blogi prowadzone lepiej i gorzej. Przyznaję, że czasem irytują mnie blogerki (bo jednak przeważnie zajmują się tym kobiety) zachwycające się absolutnie każdą książką. Oczywiście każdy ma prawo do własnej opinii na temat poszczególnych tytułów, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że kilkadziesiąt ostatnio przeczytanych przez daną blogerkę książek naprawdę zasługuje na oceny 5/6 czy 6/6. Dlatego takich blogów nie traktuję poważnie, zwłaszcza przy planowaniu książkowych zakupów. Na szczęście są także blogerzy, którzy prowadzą swoje strony bardzo rzetelnie i można opierać się na ich opiniach. Do tych rzetelnie prowadzonych blogów, które często, może nawet codziennie odwiedzam, należą: Myśli i słowa wiatrem niesione (Ann RK), Literaturomania (Wiki), Ejotkowe postrzeganie świata (Ejotek) oraz Kryminalna Piła (Leszek Koźmiński). Poza takimi typowo recenzenckimi blogami często zaglądam także na stronę Pawła Pollaka, pomimo iż nie zgadzam się z częścią jego poglądów (zwłaszcza z tym wrzucaniem wszystkich self-publisherów do jednego wora), natomiast bardzo cenię sobie jego styl pisania i poczucie humoru.


Pana książki nie są zbyt obszerne, jednak krótkie formy są czasem bardziej wymowne niż 800-stronicowa cegła i potrafią doskonale zawładnąć umysłem czytelnika. Planuje Pan pełnowymiarową powieść, czy jednak pozostanie Pan przy maksimum treści na minimalnej ilości stron?

Wszystkie swoje książki poza „Zbrodnią w BTW” traktuję jako pełnowymiarowe powieści. Dla tych, którym tych stron było trochę za mało, mam dobrą wiadomość. Moja kolejna powieść „Blok” będzie miała około 240 stron i myślę, że to powinno w zupełności wystarczyć. Poza tym zawsze wychodziłem z założenia, że lepiej pisać krótko i w miarę interesująco niż długo i nudno. Zwłaszcza, że sam jako czytelnik czasem nudzę się przy książce rozwleczonej na kilkaset stron. Nawet w przypadku naprawdę świetnych autorów takie rozciągnięcie historii nie wychodzi ich książkom na dobre. Na przykład taki recenzowany przez chyba połowę książkowej blogosfery „Pochłaniacz” mógłby być o te kilkadziesiąt stron krótszy, według mnie zdecydowanie poprawiłoby to dynamikę całej powieści. Osobiście nie wyobrażam sobie, żebym mógł ciągnąć jakąś historię przez 800 stron. To znaczy może i dałbym radę tyle napisać, ale zapewne przynudzałbym wtedy niemiłosiernie.


martucha180
Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pana wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Panu talent literacki czy wręcz przeciwnie?

Akurat z języka polskiego zawsze byłem niezły. Jeśli chodzi o szkolne wypracowania dostawałem piątki, czasem zdarzała się jakaś czwórka. Jednak w szkole teksty oceniane są głównie przez pryzmat stopnia zrealizowania danego tematu, a nie styl w jakim się to zrobiło. Myślę, że poziom moich prac nie wzbudzał żadnych większych zastrzeżeń, natomiast koszmarem polonistek (i chyba wszystkich innych nauczycieli) był mój charakter pisma. Tutaj słowo dla czytelników moich książek: cieszcie się, że nie musicie czytać rękopisów tych powieści, to byłaby męczarnia. Polonistki być może widziały we mnie jakiś zalążek literackiego talentu, aczkolwiek nikt o tym głośno nie mówił. Większość nauczycieli zajmuje się realizowaniem podstawy programowej, nie ma czasu na wychwalanie poszczególnych uczniów. Wydaje mi się jednak, że nawet jeśli dostrzegali we mnie jakiś potencjał, to chyba nigdy nie przyszło im do głów, że rzeczywiście zacznę pisać książki.


Epilog - zaczytana Joana
Nie znam jeszcze Pana twórczości ale poczytałam kilka recenzji które bardzo mnie zachęciły do lektury i dlatego mam pytanie o Pana plany wydawnicze. Czy jest już u Pana na warsztacie jakiś nowy pomysł?

Jeśli chodzi o moje plany wydawnicze to wyglądają one następująco. Na lipiec tego roku przewiduję premierę drugiego tomu „Niemej Trylogii” pt. „Blok”. Poza tym pod koniec lipca, dokładnie w pięć lat po premierze mojego debiutu, ukaże się on wreszcie także jako e-book. To wydanie „Efektu motyla” będzie dostępne za symboliczną złotówkę. Do sprzedaży trafi dokładnie taka sama wersja tekstu, jaka została wydrukowana w 2010 roku, bez żadnych poprawek. Dzięki temu wszyscy zainteresowani będę mogli zobaczyć jak zaczynałem swą literacką przygodę, będą sobie mogli porównać, jakie od tego czasu zrobiłem postępy i czy w ogóle je zrobiłem. To tyle jeśli chodzi o okres wakacyjny, natomiast najprawdopodobniej późną jesienią zostanie wydany ostatni tom „Niemej Trylogii”. Na tej pozycji moje wydawnicze plany się kończą.


Pani_Wu
Umieścił Pan akcję "Zbrodni w BTW" w Bełchatowie. Podobnie pan Marek Krajewski opisał Wrocław, pan Zygmunt Miłoszewski Sandomierz, pan Marcin Wroński Lublin, pan Ćwirlej Poznań. Czy miał Pan na celu promowanie "swojego" miasta czy po prostu zna Pan realia i stąd wybór miejsca akcji?

Wybrałem Bełchatów na miejsce akcji rozumując właśnie w ten sam sposób. Że skoro Krajewski może pisać o swoim Wrocławiu, Wroński o Lublinie, to równie dobrze ja mogę o Bełchatowie. Promowanie miasta raczej nie było moim celem, aczkolwiek umieszczając w nim akcję powieści, niejako siłą rzeczy je promuję. Można powiedzieć, że w ten sposób miasto samo się promuje, bez względu na założenia autora. Jednak ci, którzy czytali już „Zbrodnię w BTW” wiedzą, że pokazuję ten Bełchatów z różnych perspektyw, raczej nie jako cudowne miejsce do spędzenia całego życia, tylko miejsce przymusowego pobytu, przystanku na drodze do lepszego świata. Z tym, że dla niektórych to tymczasowe pomieszkiwanie zamienia się w pozostanie tam na zawsze. Oczywiście przedstawiam też jaśniejszą stronę miasta, ale ogólnie pokazany przeze mnie obraz Bełchatowa nie jest jakoś szczególnie zachęcający. Z tego powodu może niektórzy czytelnicy, którzy sięgną po „Zbrodnię w BTW” stwierdzą, że to nie promocja tego miasta, tylko wręcz przeciwnie. Oczywiście znajomość realiów też miała znaczenie w przypadku wyboru takiego miejsca akcji. Wszystkie budynki, ulice, osiedla i inne szczegóły topograficzne, a także te nieliczne związane z historią miasta detale stanowią wierne odwzorowanie stanu faktycznego.


Michalina Miśka
Nie miałam jeszcze okazji czytać Pana książek, ale z tego co wiem, akcja "Zbrodni w BTW" toczy się w Bełchatowie i teraz moje nietypowe pytanie, czy jest Pan fanem Skry Bełchatów? :)

Powiedzmy. Nie jestem typem człowieka, który jeździ na mecze czy nie przepuszcza transmisji z żadnego spotkania. Często jednak oglądam poczynania Skry, zwłaszcza jej potyczki w Lidze Mistrzów, czy mecze fazy play-off i decydujące spotkania w Pucharze Polski. Zresztą, od urodzenia mieszkam w Bełchatowie, więc niejako automatycznie nieco interesuję się losami tej drużyny. Poza tym grają świetnie, czasem aż miło popatrzeć, gdy dochodzą do fazy Final Four Ligi Mistrzów, pokonując po drodze inne potęgi europejskiej siatkówki.


Co powiedziałby Pan osobie, która nie czyta książek, by zachęcić ją do ich czytania?

Może odpowiedź będzie trochę zaskakująca, ale nic bym nie powiedział. Po prostu myślę, że nie ma potrzeby nikogo zachęcać. Jeśli ktoś nie czyta, jest to jego wybór i należy to uszanować. Sam lubię ludzi z pasją, ale nie znoszę, gdy na siłę chcą zarażać swą pasją innych, których w ogóle to nie interesuje. Dlatego też niezbyt wierzę w skuteczność wszelkich kampanii społecznych, także tych mających na celu propagowanie czytelnictwa.


Naila
Jaki był Twój pierwszy pomysł na książkę?

Jak zobaczyłem to pytanie to pierwsza odpowiedź, jaka przyszła mi na myśl to: słaby. Tak na poważnie to zależy, czy chodzi o pierwszy zrealizowany pomysł, czy w ogóle o pierwszy, jaki przyszedł mi do głowy. W przypadku pierwszego w pełni zrealizowanego pomysłu nie ma się co za bardzo rozpisywać, najlepiej po prostu przeczytać powieść, która powstała na jego podstawie. Wszystkich zainteresowanych odsyłam więc do „Efektu motyla”. Natomiast jeśli chodzi o pierwszy pomysł w ogóle, to chciałem napisać kryminał, wynikało to zapewne z ówczesnej fascynacji twórczością Agathy Christie. Nie pamiętam już dokładnie tej planowanej intrygi, ale coś kojarzę, że zbyt odkrywcza to ona nie była. Zresztą, nigdy tego kryminału nie skończyłem, więc ciężko określić, jak by to wyglądało jako całość.


Czy masz jakieś przyzwyczajenie w stylu specjalne miejsce do pisania, ulubiony kubek, muzykę, które pomaga w wymyślaniu akcji książki?

Tak, oczywiście mam pewne przyzwyczajenia, ale pomagają mi one raczej w samym pisaniu, a nie w wymyślaniu od podstaw. Ulubione miejsce do pisania to moje biurko, przy którym powstały prawie wszystkie moje powieści. Do tego potrzebuję jeszcze kawy (obojętnie w jakim kubku czy szklance, liczy się zawartość), ciszy i spokoju. Wtedy, gdy na poważnie przysiadam do pisania praktycznie nie oglądam telewizji i nie korzystam z internetu (a przynajmniej staram się to ograniczać), żeby się nie rozpraszać i nie marnować czasu. Wbrew pozorom przy pisaniu powieści sporo też chodzę, w tę i z powrotem, zastanawiając się nad detalami poszczególnych rozwiązań fabularnych czy przegadując sam ze sobą niektóre dialogi, żeby sprawdzić, czy wypowiedziane na głos nie brzmią zbyt sztucznie.


Gab riela
Panie Rafale, czy mógłby pan dać jakieś konkretne wskazówki początkującym pisarzom?

Może bym i mógł, ale wolałbym tego nie robić. Myślę, że jest na to po prostu jeszcze za wcześnie. W tej branży jest naprawdę wielu świetnych pisarzy i początkujący autorzy to raczej ich powinni pytać o ewentualne wskazówki. Ze swojej strony mogę tylko wspomnieć, że jeśli chce się dobrze pisać to najpierw trzeba jednak sporo poczytać. W ten sposób naprawdę można się wiele nauczyć, zaobserwować pewne techniczne aspekty związane z budowaniem poszczególnych części utworu. Oczywiście sama taka obserwacja bez praktycznych ćwiczeń nie uczyni z nikogo dobrego pisarza, aczkolwiek myślę, że stanowi to dobry punkt wyjścia do rozpoczęcia pracy nad pisaniem własnych tekstów.


pasjonatka książek
Dlaczego Pana książek nie można kupić w księgarniach?

Moich książek nie ma w księgarniach ze względów czysto ekonomicznych. W przypadku powieści wydawanych w małych nakładach jest to po prostu nieopłacalne, a te największe sieci księgarskie nie są w ogóle zainteresowane współpracą z niezależnymi autorami. Kiedyś zależało mi na tym, żeby moje książki były dostępne w księgarniach, nawet częściowo udało mi się to osiągnąć, ale wiązało się z tym zbyt dużo zachodu, a efekty takiej współpracy zdecydowanie nie spełniały moich oczekiwań. Moje książki można zamawiać bezpośrednio ode mnie, piszą wiadomość na adres lewandowski1331@gmail.com. Natomiast wszystkie informacje na temat moich powieści można znaleźć na moim blogu: www.rafal-lewandowski.blogspot.com. Zachęcam do zamawiania i czytania.


Dziękuję za wszystkie przysłane pytania, także za te, na które nie udzieliłem odpowiedzi. Ograniczyłem ilość pytań, gdyż po prostu nie chciałem, żeby ten wywiad zamienił się w artykuł zbyt długi, by wiele osób zechciało przeczytać go od początku do końca. I tak trochę się rozpisałem, pewnie zaraz pojawi się komentarz, że wywiad ze mną jest dłuższy niż książki mojego autorstwa. Co jednak wcale nie jest prawdą, moje powieści są nieco bardziej rozbudowane. Uwierzcie mi na słowo. Albo nie, przekonajcie się o tym sami, najlepiej sięgając po którąś z moich książek :)

Teraz jeszcze pozostało mi ogłosić wyniki zorganizowanego przy okazji wywiadu konkursu.
Lista zwycięzców i przyznanych im nagród prezentuje się następująco:
1. Lustro Rzeczywistości – „Niemy”
2. Michalina Miśka – „Nieodwzajemnione Uczucie”
3. Naila – „Nieodwzajemnione Uczucie”
4. Pani_Wu – „Nieodwzajemnione Uczucie”
5. Martucha180 – „Nieodwzajemnione Uczucie”


Gratuluję wszystkim zwycięzcom. Wiem od Ejotka, że adresy całej piątki ma z konkursu urodzinowego, zatem po Waszym potwierdzeniu po prostu mi je prześle.

Pozdrawiam
Rafał Lewandowski

piątek, 19 czerwca 2015

Indywidualne wyzwanie czytelnicze #15

Po niedawnej lekturze "Moralności pani Piontek" poczułam wenę twórczą, by zachęcić do poznania twórczości tej autorki kogoś, kto jeszcze jej nie zna...

Na kogo padło?
Liczę, że podejmie rękawicę i tym samym dołączy do grona walczących... Aktualnie na placu boju pozostała Gosia B.






Na czym polega wyzwanie?

Wyzwana: Ewa Książkówka
Cel: przeczytać dowolną książkę Magdaleny Witkiewicz
Termin: 09 sierpnia 2015 roku

Rozliczenie: pochwal się wrażeniami z lektury - powodzenia!

czwartek, 18 czerwca 2015

Susan Mallery "Za milion dolarów"




Tytuł oryginału: The Substitute Millionaire; The Unexpectered Millionaire; The Ultimate Millionaire
Tłumaczenie: Ala Marks, Zbigniew Studziński, Jarosław Cieśla
Wydawnictwo: Mira
Data wydania: 2015
Liczba stron: 444
Seria: Opowieści z pasją






Za górami, za lasami a dokładniej to za oceanem żyły sobie trzy siostry: Julie, Willow i Marina. To nie bajka dla dzieci - to odprężający romans idealny na nadchodzący letni czas. Powieść jest podzielona na trzy części (stąd w oryginalnym tłumaczeniu pojawiają się trzy tytuły) i każda z sióstr jest główną bohaterką jednej z nich. [Odradzam czytanie opisów książki przed czytaniem, zepsuje Wam to całą zabawę. W mojej recenzji nie znajdziecie spojlerów]

A wszystko zaczęło się wiele lat temu, kiedy to matka sióstr - Naomi, będąc siedemnastolatką zakochała się. Jej matka Ruth wraz z drugim mężem nie akceptowała ukochanego córki, więc Naomi uciekła z domu. Przez wiele długich lat kobiety nie miały kontaktu, aż do teraz. Mąż Ruth zmarł i mogła ona swobodnie podjąć próbę połączenia się z córką. I wnuczkami. Szalona starsza pani wpada też na pomysł nie z tej ziemi - postanawia obdarować każdą z wnuczek tytułowym milionem dolarów za ... poślubienie Todda Astona III. Jest on młodym, przystojnym i bogatym potomkiem jej drugiego męża, czyli tak naprawdę nie jest spokrewniony z dziewczętami. Co one na to?

Żadna nie chce wychodzić za mąż dla pieniędzy. Wszystkie zgodnie pragną miłości, jednak nie chcą zrobić przykrości dopiero co poznanej babci. Dlatego godzą się na randkę z Toddem a pójdzie na nią ta, która przegra w papier, kamień i nożyce. W restauracji pojawia się więc Julie a czekający na nią mężczyzna okazuje się być miły, przystojny i czarujący. Daje się wyczuć między nimi napięcie, jednak jest też nietypowe poczucie humoru i ... iskrzenie. Todd na koniec wieczoru postanowił eskortować Julie do domu a napięcie, które między nimi narastało teraz postanowiło się rozładować dzięki podjętej decyzji i nieprzestrzeganiu konwenansów. Czym zakończyła się randka? Niespodziewanie dla obojga - łóżkiem. Jednak najciekawsze były wydarzenia dnia drugiego, kiedy to Julie dowiaduje się prawdy o Toddzie... A właściwie nie Toddzie... Słowa, które wypowie mężczyzna, który przez całą noc dawał jej tyle przyjemności teraz oświadcza, że nie jest... Że to miała być nauczka... Tego było już za wiele... Jednak jak to bywa w romansach, pierwsza randka zakończona seksem została uwieńczona ciążą... Potem łączy ich praca, ponieważ Julie jest świetna w tym co robi a dodatkowo zna język mandaryński. Jak potoczą się losy Julie i ojca dziecka?

Bohaterką drugiej części jest średnia siostra - Willow. Najniższa z całej trójki, ale najbardziej waleczna. Wielbicielka ziół i ogrodnictwa udaje się bowiem do rezydencji Todda, by nawrzucać mu co myśli o nim i sytuacji z pierwszą randką z Julie. Jednak mężczyzna jest nieobecny a kobieta napotyka ochroniarza rezydencji - Kane'a. Zaczyna przed nim uciekać, idzie jej całkiem nieźle i wtedy... potyka się, skręca kostkę a na dodatek zauważa kotkę rodzącą młode. Czy muszę dodawać, że samotnik i mruk dostaje tego dnia dwa bonusy w postaci kontuzjowanej kobiety i świeżo upieczonej kociej mamy wraz z kociętami. Jak odnajdzie się w tej sytuacji? Czy Willow przełamie mur, który napotka?

Ostatnia część jest opowieścią dotyczącą głównie Mariny, jednak doskonale spina ona losy całej trójki i ukazuje ich relacje w kilka miesięcy od chwili pierwszej randki Julie. Nie napiszę więcej o historii Mariny, ponieważ to byłby już zbyt duży spojler a nie chcę odebrać Wam dobrej lektury tak jak potrafi to zrobić opis na okładce powieści.

Romans jest chwilami przewidywalny, chwilami banalny, ale przesycony hormonami, miłością, zauroczeniami i seksem. Jednak czyta się go bardzo przyjemnie, był dla mnie miło spędzonym czasem na fotelu pośród krzaczków truskawek i zieleniących się jeszcze czereśni w pewien słoneczny weekend. Powieść ocieka wręcz bogactwem, przepychem ale z drugiej strony pokazuje czym jest skromne, ale może przez to szczęśliwsze życie. Autorka pokazała jak bardzo pewne schematy i traumatyczne przeżycia z przeszłości mogą wpłynąć na teraźniejszość i nasze postrzeganie drugiej osoby. Niekoniecznie właściwie.

Książka jest napisana płynnym i prostym językiem, nie nudzi a wręcz wciąż zaskakuje drobnymi wydarzeniami (bo tak jak pisałam niektórych jesteśmy w stanie się domyślić). Dialogi są przyjemne, opisy o idealnej długości wprowadzają czytelnika we właściwy klimat danego fragmentu. Oprócz kilku momentów smutnych, trzymających w napięciu są też upojne chwile podczas zbliżeń, humor i odrobina tajemnicy.

Jak zakończy się misja Ruth z milionem dolarów? Czy którejś wnuczce uda się poślubić Todda Astona III i zapewnić całej trójce po milionie? Czy wszystkie siostry będą szczęśliwe bardziej niż ich matka żyjąca z człowiekiem, który pojawia i znika kiedy tylko ma na to ochotę, nie zważając na uczucia żony i córek? Jak zakończy się ta książka? Ode mnie się tego nie dowiecie, ale szczerze ją polecam.




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Monice z


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...