niedziela, 24 stycznia 2016
Christian Signol "Zimowa róża"
Tytuł oryginalny: Une année de neige
Tłumaczenie: Andrzej Sobol-Jurczykowski
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2007
Liczba stron: 190
Choroba i cierpienie dzieci zawsze będą mnie poruszać. Nie ważne, że chodzi o obce dziecko... na mnie jako na kobietę i matkę działa to podwójnie - sama mam chore dziecko. W piątek usłyszałam szokującą informację w przedszkolu mojej córy - w rodzinie jednej z pracujących tam pań jest trzyletni chłopiec, u którego wykryto guza. Został wycięty, ale już wiadomo, że dla malucha nie ma ratunku... :(
"Zimowa róża" to książka opowiadająca o dziesięcioletnim Sebastienie, który usłyszał straszną diagnozę - ostra białaczka z anemią. Chłopca wychowuje tylko matka, która jego zdaniem nie ma tyle energii, by poradzić sobie z chorobą syna i tym bardziej go wspierać. Nie spodziewając się zbytniej pomocy z jej strony, chłopiec prosi ją o opuszczenie Paryża, ponieważ chce ten czas spędzić na wsi, u dziadków. Uważa, że tylko tych dwoje ludzi na świecie jest w stanie pomóc mu pokonać lodowy mur, który oddziela go od osób żyjących. Liczy, że oni są w stanie go wyleczyć. Pomimo, że dziadkowie mają ponad sześćdziesiąt lat przygarniają wnuczka i starają się wlać w jego serce nadzieję o wyzdrowieniu. W ich domu nie rozmawia się o chorobach czy cierpieniach i to chyba dodatkowy powód, dlaczego chłopiec czuje się u nich jak w innym świecie.
Dziadkowie starają się zajmować chłopcem najlepiej jak potrafią korzystając z rad przybywającego co jakiś czas lekarza i przygotowując się na dłuższe pobyty w szpitalu w Tuluzie, gdzie Sebastien ma być poddany transfuzjom. Jak cała trójka poradzi sobie z tymi trudnymi chwilami? Jak dziesięciolatek zniesie pobyty w szpitalu, wymioty, bóle głowy i tajemnice, które dorośli przed nim mają? Jaką rolę w jego rekonwalescencji będzie miała silna babcia a jaką - w moim odczuciu - lekkoduch dziadek?
Babcia spędza z nim sporo czasu w szpitalu, zaś dziadek zabiera na spacery, uczy łowić ryby i raki, zbierać zioła, którymi można leczyć. Pewnego dnia dziadek wlewa w serce wnuka dodatkową nadzieję opowiadając mu o ciemierniku, który jest rzadki, ale może go wyleczyć...
W czasie pobytu na wsi chłopiec odkryte też niejedną rodzinną tajemnicę...
Sebastien chciałby żyć beztrosko i normalnie, robić to co jego rówieśnicy, zazdrości im, jednak musi podporządkować się chorobie i wskazanemu przez lekarzy rytmowi dni i miesięcy. Czuje się jak więzień i często zadaje najbliższym pytania "dlaczego ja?" oraz "czy umrę?". I jak dorośli powinni odpowiadać na takie pytania?
Chłopiec zawiera na prowincji przyjaźnie, staje się też obiektem zakochania! Czy mają one szanse na przyszłość? Jak zakończy się historia Sebastiana? Tego nie zdradzę, ale powiem tylko, że autor podarował czytelnikom epilog, nie trzymając czytelników w niepewności.
Malutka i niezbyt gruba książeczka a jakże przepełniona miłością, przyjaźnią, wsparciem, tęsknotą, strachem czy cierpieniem. Mnóstwo w niej niepewności i wypatrywania kłamstw... bo jakże czułby się w takiej sytuacji dorosły?! A co dopiero dziesięcioletnie dziecko! Książki nie da się ocenić tak jak to standardowo robię... język, dialogi, akcja... To po prostu lektura, którą albo chce się przeżyć albo nie ma się dość siły... Przeczytałam, ale ile emocji odczułam...ogrom!
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Cztery pory roku, Gra w kolory II, Grunt to okładka, 52 książki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Linka do tej recenzji podrzucę dla mojej Drużyny Szpiku. Nie słyszałam o tej książce.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNa pewno ta lektura jest bezcenna. Jak tylko ją gdzieś ujrzę - na pewno pożyczę.
OdpowiedzUsuńSporo się można nauczyć od chorego chłopca i jego otoczenia...
UsuńChoroba dzieci jest dla mnie czymś, czego nie potrafię pojąć... To ogromna niesprawiedliwość :( O tej książce nie słyszałam, ale przeczytam na pewno!
OdpowiedzUsuńKażde chore dziecko wzbudza we mnie smutek, żal i pytanie "co te dzieci zawiniły?" A tym jeśli są tak bardzo chore...
UsuńNie słyszałam o tej książce, będę ją miała na uwadze. Niedawno czytałam powieść Lindy Green "Mamifest", tam też pojawił się wątek choroby dziecka. Poruszająca i pełna emocji lektura.
OdpowiedzUsuńZgłaszałaś ją chyba nawet do Pod hasłem :)
UsuńTo co, nie żałujesz, że Ci tę książkę pożyczyłam?
OdpowiedzUsuńMnie to się wydaje, że w każdym przypadku dzieci łatwiej znoszą chorobę niż dorośli. Jest w nich więcej pokory, ale i determinacji. Dzieci najczęściej wierzą w wyzdrowienie i dążą do tego cierpliwie znosząc ból, nie załamują się tak łatwo. Dorośli mają większą świadomość tego co się dzieje, poza tym wiedzą, co mogą stracić i jest im trudniej.
Nie żałuję, podobała mi się :)
UsuńNie zawsze łatwiej, ale są mniej świadome wielu rzeczy... Tylko czemu muszą tak cierpieć??
Na cierpienie nigdy nie znajdziemy wyjaśnienia...
UsuńNie mogę czytać takich książek.. po prostu nie mogę. ..
OdpowiedzUsuńCałkowicie rozumiem Twoje podejście.
UsuńMnie także zawsze poruszają takie historie... Śledziłam historię jedenastoletniego Bartka, który miał guza... dwa tygodnie przed koncertem na którym miały być zbierane pieniążki na jego leczenie w Stanach umarł... Poryczałam się... Będę mieć na uwadze tą powieść...
OdpowiedzUsuńTych historii, zwłaszcza zdarzających się obok nas - pomijając już literaturę - jest stanowczo zbyt wiele...
UsuńMam ją gdzieś na półce - muszę zerknąć :-)
OdpowiedzUsuń