piątek, 30 października 2015
James Craig "Londyn we krwi"
Tytuł oryginalny: London Calling
Tłumaczenie: Janusz Ochab
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 2013
Liczba stron: 336
Seria: John Carlyle tom 1
Kiedy recenzuję kolejne tomy różnych serii, zwykle znajdujecie adnotację, że książka jest odrębną historią, ale polecam czytanie tomów we właściwej kolejności. Dlaczego tym razem sama nie posłuchałam swojej zasady? Gdy sięgałam po tom drugi a potem trzeci, były one egzemplarzami recenzyjnymi, które skusiły mnie opisami. Postanowiłam zaryzykować i poznać działania Johna Carlyle'a bez znajomości "Londynu we krwi". I szczerze mówiąc teraz mogę z pełną świadomością napisać, że bardzo dobrze zrobiłam! Dlaczego?
Do komisariatu Charing Cross pewien mężczyzna przynosi list, który ktoś zostawił w hotelu Garden. John Carlyle po otwarciu koperty żegna się w myślach z szansą na sen (wrócił na posterunek tylko dlatego, że zapomniał kluczy a nie chciał budzić żony i córki) i udaje się na miejsce. Musi sprawdzić zawartą w liście informację, iż w pokoju 329 znajduje się ciało, nie pierwsze i nie ostatnie! Niestety, prawda jest brutalna, bowiem w środku faktycznie znajduje się ciało mężczyzny z nożem w .... czterech literach. Ofiara to Ian Blake, jedynak, kawaler, o którym nic ciekawego nie mogą powiedzieć ani sąsiedzi ani współpracownicy. Kto mógł chcieć jego śmierci? I to w tak dziwny sposób... Czyżby był gejem?
W śledztwie inspektorowi Carlyle'owi pomaga sierżant Joe Szyszkowski, który na Uniwersytecie Cambridge dociera do szokujących informacji. Są one przełomem w sprawie, bowiem trudno było znaleźć jakiekolwiek powiązania i punkty zaczepienia. Kolejne morderstwa coraz bardziej utwierdzają policjantów w przekonaniu, że trzeba pójść tropem Klubu Merrion, który około trzydziestu lat temu działał na terenie Cambridge. Należeli do niego studenci, którzy uważali się za lepszych od innych i bezkarnych w swoich występkach. Trzech z nich zajmuje się obecnie polityką, pną się coraz wyżej po szczeblach kariery a za kilka dni mają odbyć się wybory. Czy zdają sobie sprawę, że grozi im niebezpieczeństwo? Czy poświęcą karierę czy życie? A może znów ujdzie im to płazem? Co takiego wydarzyło się przed laty, że ktoś dokonuje zemsty na członkach Merrionu? I dlaczego dopiero teraz?
Jak przystało na pierwszy tom serii, autor przenosi czytelnika w przeszłość, pokazując mu jak Carlyle zakochiwał się w Helen, a także jak powoli zdobywał kolejne stopnie w hierarchii policyjnej, awansował z posterunkowego na sierżanta, potem inspektora. Pracował na wielu placówkach, zajmując się drobnymi przestępstwami, oszustwami, narkotykami, morderstwami. W swojej ponad dwudziestoletniej karierze zdobył wiele pochwał i wyróżnień. Jedynie żona i córka były zawsze uzależnione od jego czasu i pracy. John ubolewa, że nie może spędzać z Alice tak wiele czasu jak inni ojcowie, że tylko kilka razy w miesiącu może ją odprowadzić do szkoły.
Rozdziały dotyczące przeszłości inspektora z pozoru nie mają związku z główną fabułą, ale w rezultacie okazuje się, że ludzie z którymi miał wtedy do czynienia, będą pojawiali się w jego życiu, czasem pomagając a czasem szkodząc. Ciekawym doświadczeniem było dla mnie to, jak bardzo zażyłe stosunki mogą łączyć rodzinę policjanta z rodziną Dominica Silvera biorąc pod uwagę jego profesję...
Sam wątek morderstw, ich przyczyna, powiązania, dochodzenie do prawdy, zbyt powolne działania policji i brak nacisku na ludzi wyżej postawionych - były interesujące. Byłam ogromnie ciekawa czy zginą wszyscy członkowie Klubu Merrion, kto jest mordercą i wreszcie co będzie z wyborami. Czułam się wciągnięta w tą historię, zwłaszcza że zbrodnie były bardzo nietypowe, doskonale przemyślane, dopracowane i kosztowały mordercę sporo zabiegów.
Jednak gdybym zaczęła swoją przygodę z tą serią od tomu pierwszego to chyba nie sięgnęłabym po resztę, a byłoby szkoda biorąc pod uwagę fabułę tomów: "Zło czai się w cieniu" oraz "Milcz nawet po śmierci". "Londyn we krwi" nie zachwycił mnie tak, jak jego kontynuacje (co chyba oznacza, że autor rozwinął swój warsztat pisarski, od momentu swojego debiutu). Chociaż finał książki - począwszy od wieczoru wyborczego - dostarczył mi tylu wrażeń, że aż do ostatniej strony czytałam z wypiekami na twarzy. Więc może to właśnie ostateczne rozstrzygnięcia zaważyłyby na fakcie, że jednak sięgnęłabym po kolejne tomy...?
Jakie mankamenty przeszkadzały mi odbiorze lektury? Czułam przesyt bohaterami - było ich tylu i z teraźniejszości i z przeszłości, że chwilami zupełnie się gubiłam, kto kim jest, czy dany człowiek jeszcze żyje czy już nie... Wprawdzie na początku książki jest ściągawka z nazwiskami, ale czytałam e-booka i było mi mało komfortowo mrugać wciąż między początkiem a miejscem gdzie czytałam.
Denerwowały mnie ogromnie duże ilości angielskich nazw, które i tak niewiele wniosły w moje życie, bo pamiętam jedynie nazwę posterunku. Autor zaś zaserwował nam nazwy lokali gastronomicznych, ulic (czasem opisując nawet skrzyżowania, czyli nawet trzy nazwy w jednym momencie, nic nie mówiące polskiemu czytelnikowi siedzącemu na kanapie i nie znającemu londyńskich ulic) czy budynków, często zresztą są to długie nazwy. Tym razem nie czułam więc radości, że mam szansę zwiedzić coś wirtualnie a jedynie pomieszanie z poplątaniem. Przeszkadzało mi to w skupieniu się na rzeczach ważnych i uważam, że można to zrobić inaczej, bardziej lekko, bo nie każda nazwa musiała się tam znaleźć.
Podsumowując, pragnę mimo wszystko zachęcić Was do zapoznania się z książkami Jamesa Craiga, ponieważ już sam główny bohater jest wart poznania. Klimat Londynu, policjant z polskimi korzeniami, skandale w rodzinie królewskiej czy zależność policji od polityków - o tym właśnie przeczytacie sięgając po serię. Każdy tom jest odrębną całością i można go czytać osobno, jedynie życie prywatne Carlyle'a będzie wtedy niespójne i wybrakowane o wydarzenia z przeszłości.
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, 52 książki
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Londyn we krwi" zdecydowanie nie jest lekturą, na którą aktualnie miałabym ochotę.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie jest to książka dla Ciebie na tą chwilę, tak za jakiś czas polecam jak będziesz żądna wrażeń innych niż kupki, zupki, kolki i pieluszki :D
UsuńSpokojnie, na razie nie tylko jeszcze takie tematy mnie interesują! :P
UsuńJa jeszcze nie znam tego autora, więc wszystko przede mną :)
OdpowiedzUsuńTo ja Ci polecam od razu trzy tomy, bo to fajny pomysł na kryminały :)
UsuńMnie przekonałaś, Twoja recenzja jest bardzo dogłębną analizą i chociażby ze względu na interesujący wątek kryminalny i wracanie do przeszłych wydarzeń, mam ochotę poznać tę historię. Co do bohaterów, też nie przepadam jak jest ich za dużo. Czasem trudno połapać się, kto tak naprawdę jest kim... No cóż, uznajmy, że wzbogaca to zawiłość śledztwa :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie, staram się zawsze napisać o plusach i minusach, żeby każdy podjął decyzję według swojego gustu.
UsuńMając egzemplarz papierowy będzie łatwiej zerkać na ściągawkę, poza tym chyba i tak ten finał....ech... mniejsza z tą mnogością bohaterów przy nim :D
Sporo słyszałam o tej serii, nie miałam jednak okazji po nią sięgnąć. Ciekawi mnie ten autor, więc pewnie w końcu zacznę go czytać:)
OdpowiedzUsuńNa tą chwilę są trzy tomy w Polsce, myślę że Tobie akurat ten typ literatury by się spodobał :)
UsuńPolicjant z polskimi korzeniami najbardziej mnie frapuje.
OdpowiedzUsuńJest bardzo ciekawą postacią i polubiłam go
UsuńJakiś czas temu miałam ogromna ochotę na te książkę, zapomniałam o niej, teraz mi przypomniałaś, rozejrzę się za nią, choć tych wielu bohaterów może zniechęcić , ale chętnie ich poznam :)
OdpowiedzUsuńCałą trójkę przygód inspektora oceniam bardzo dobrze, także liczę że i Tobie się spodoba :) Dla tej końcówki warto tych bohaterów przeboleć!
UsuńJuz misie podoba ten policjant z polskimi korzeniami
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczny gość :)
UsuńMoże kiedyś sięgnę, jak narazie jestem "w połowie" przekonana . ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Rozumiem i nie przekonuję na siłę, może najdzie Cię w którymś momencie ochota :)
UsuńMnie sam opis fabuły zachęcił.
OdpowiedzUsuńMnogość nazwisk i angielskich nazw rzeczywiście może być denerwujące, ale wydaje mi się, że warto.
Dobrze, że piszesz, że kolejne tomy są lepsze - na pewno nie będzie to bez znaczenie gdybym poczuła się znużona lekturą (o ile oczywiście książka wpadnie w moje ręce).
Warto, mimo tych przeszkód.
UsuńWg mojej oceny dużo lepsze! Mimo świetnego zakończenia tutaj, to jednak ten tom zmierzając do zakończenia mnie tak nie fascynował...