Autor: Magdalena Woźniak
Wydawnictwo: Ad Rem
Data wydania: grudzień 2016
Liczba stron: 118
Seria: Z Biblioteki Ducha Gór
Książka nagrodzona w I edycji Konkursu Literackiego "Z Biblioteki Ducha Gór"
Jak świat światem zawsze dochodziło do zatargów, zazdrości i knucia. Nie inaczej jest wśród karkonoskich zielarzy (czyli laborantów), lekarzy i aptekarzy. Wciąż się konfliktują uważając, że ich rzemiosło jest ważniejsze. W Wigilię Świętego Jana co odważniejsi zielarze udawali się na Białą Łąkę, do ogrodu Ducha Gór, po cenne zioła do wyrobu leków. Jednak nie każdy, nawet najzdolniejszy laborant, mógł wstąpić do cechu - nie dość, że kandydaci musieli przejść trudny egzamin to koncesji wydawano tylko trzydzieści. A wszystkiemu winna tamtejsza władza.
W ten oto świat skonfliktowanych mężczyzn chce wkroczyć Agnes, córka doskonałego zielarza. Ubolewa, że jest kobietą a przecież bardzo by chciała zajmować się ziołami i pomagać ludziom... Tworzyć nalewki, maści, napary... Dziewczyna ma jednak ważniejszy dylemat - sercowy - dwóch młodych, buńczucznych mężczyzn zaczyna się nią interesować, jednak nie z każdym może się związać. Dlaczego?
Ta książeczka to bardzo nietypowa pozycja - łączy w sobie historię, trochę legend z rejonu Karkonoszy, miłość, rywalizację a i wątek kryminalny się pojawia. Jest zaklinacz węży, niepełnosprawny chłopiec, jarmark świętojański oraz tajemnicze specyfiki zielarzy i medyków. Na deser wspomnę, że kluczową rolę odgrywa tu diabeł ryfejski, który nieźle zamiesza czytelnikom w głowach. Ale jaka jest prawda o nim? Dowiecie się już z lektury.
Opowieść autorstwa Magdaleny Woźniak (znanej nam blogerki Pani_Wu) jest niewielkich rozmiarów a zawiera w sobie wiele cennych rad, porad i historii prosto z życia. Uwielbiam książki z tajemnicami w tle - a tu ich nie brakuje :)
Jednak nie mogę zdradzić zbyt wiele, byście sami mogli odkryć jak to z tym diabłem naprawdę było...
W zamian, mam dla Was coś innego - zadałam Magdzie 5 pytań, dzięki czemu wyszedł mi taki wywiadzik:
1. To bardzo
nietypowa pozycja - połączenie fascynacji regionem, historią i
.... no właśnie, jakbyś określiła trzeci trzon "Gniazda
żmij"?
Zielarstwo.
Wiedza o tradycjach ziołolecznictwa w Karkonoszach pochodzi ze
źródeł archiwalnych, spisanych w języku niemieckim. Zupełnie
hobbystycznie, społecznie i ku ogólnemu pożytkowi, transkrypcją
tekstów zajmuje się pan Ulrich Junker, Niemiec, który co jakiś
czas przyjeżdża do Jeleniej Góry, przeszukuje archiwa i ślęczy
nad dokumentami. Rozszyfrowuje odręczne pismo i przy pomocy
komputera zapisuje treść po niemiecku. Wtedy może się za tekst
zabrać tłumacz, którego dokument interesuje.
W
taki sposób ogólnie dostępne stały się informacje na temat
zielarstwa w Karkonoszach, które przybrało rozmach na niesłychaną
skalę. Ten fenomen, którego rozkwit przypadł na XVII i XVIII wiek
nie ma sobie równych na całym świecie. Ponieważ zielarstwo było
domeną prostych ludzi, oczywiste jest, że obrastało w ceremonie i
wierzenia, adaptowało lokalne legendy dla celów ziołolecznictwa
oraz zielarstwo wplatano do legend, choćby nazywając Ducha Gór
korzennikiem.
Informacje
o karkonoskich zielarzach, których nazywano laborantami, pochodzą
między innymi z zapisków ludzi podróżujących w rejon Karkonoszy
(w XVIII wieku pojawiła się moda na pamiętniki), dokumentów
cechowych, wyciągów z ksiąg zmarłych, papierów dotyczących
gruntów, budynków oraz koncesji, czyli pozwoleń na wykonywanie
zawodu, a także przepisów na leki.
Zależało
mi, żeby zawartą w noweli historię umieścić w czasach, kiedy
działalność laborantów była w pełni rozkwitu, a ich wyroby
znano na dworach całej Europy. Pomyślałam, że przy okazji
rozrywki, jaką niesie kryminalny wątek, czytelnik dowie się trochę
nowych i ciekawych rzeczy o naszym regionie, jednak nie będzie to
suchy artykuł w periodyku naukowym.
Kto
zna treść artykułów, napisanych przez dr historii Przemysława
Wiatera, na podstawie jego własnych tłumaczeń jeleniogórskich
archiwaliów oraz artykułów Henryka Wańka ten wie, że postać
Jacoba Grossmanna stworzyłam opierając się na opisie Melchiora
Grossmanna, sporządzonym przez anonimowego autora, w wydanej w
Lipsku w roku 1703 książce pt. "Śnieżka pełna cudów
opisana przez znanego Ślązaka" ("Wundervollen Schneekoppe
von einem Bekannten Schlesier").
A
kto nie zna i nie wie, poznaje tę barwną postać na kartach książki
i zastanawia się, czy był w ogóle ktoś taki? Mogę więc
powiedzieć, że tak, to postać w pewnym stopniu prawdziwa.
Oczywiście książkowy Jacob wyszedł mocno poza ramy
pamiętnikarskiego opisu. To, czego nie zanotował kronikarz,
dopowiedziałam sama.
2. A skąd pomysł na taką akurat opowieść?
Fenomen
laborantów tak bardzo mnie zafascynował, że zaczął żyć własnym
życiem w mojej głowie. Szperałam w poszukiwaniu informacji i
zastanawiałam się, jak mogło wyglądać wtedy życie tych ludzi.
Omotali mnie całkowicie i zdawało się, że szeptali do ucha:
„Napisz o nas, napisz”.
„A
kysz!” – wołałam. – „Ja nie mam czasu, pracuję, mam stosy
klasówek do sprawdzania.” Nie odpuszczali. Mówili: „Pamiętasz
opowieści o pradziadku Kazimierzu?”. No i tu mnie mieli, bo jakże
mogłabym zapomnieć opowieści mojej śp. Babci o jej teściu, a
dziadku mojej śp. Mamy, który w wioseczce na Kresach Wschodnich
leczył ludzi ziołami. A tak potrafił to robić, że powiadano, iż
niemal dokonywał cudów. Jego przepisy na mieszanki ziołowe
zachowała moja Babcia, ale niestety rozdała potrzebującym, zamiast
przepisać i udostępnić kopię. Kiedy pytałyśmy o to Babcię
odpowiadała: „To żaden problem, ja wszystko pamiętam!”. U
babci w domu zawsze były zioła na różne dolegliwości, moja mama
też najpierw parzyła zioła, a dopiero potem rozważała wizytę u
lekarza.
Pomyślałam
wtedy, że coś w tym jest, w tym życiu w zgodzie z naturą, w
szukaniu leków na własnym polu, w ogrodzie, w lesie. Uznałam, że
laborancka profesja, zapewne przez niesienie ulgi w cierpieniu, w
jakiś sposób łączy wszystkich ludowych zielarzy, na całym
świecie.
W
wyniku II Wojny Światowej i decyzji, które zapadły po jej
zakończeniu, moja rodzina, jak i wiele podobnych, została
przesiedlona z Kresów na Dolny Śląsk. Pradziadek zmarł przed
końcem wojny i został pochowany w Kobryniu. A tu, wszystko było
nowe, inne, ale tutaj także rosły i rosną zioła, które przynoszą
ulgę w cierpieniu.
3. Opowiesz jak wyglądał Twój warsztat pracy?
A
to nie jest nic specjalnego – biurko, komputer, dysk pełen
informacji między innymi o ziołach, budynkach, ubraniach,
przedmiotach codziennego użytku na Dolnym Śląsku w minionych
wiekach i dużo, dużo więcej, bo i zdjęcia obrazów malarzy,
którzy uwieczniali dolnośląskie pejzaże czy żyjących tu ludzi,
zdjęcia z Karkonoszy dla pobudzenia wyobraźni, ponadto półki z
potrzebnymi książkami o ziołach i o regionie, a także internet
dla konsultacji. Tyle. Kilka lat temu z okna pokoju, w którym piszę,
widziałam Śnieżkę, ale teraz już zasłoniły ją nowo wybudowane
domy.
4. Długo pisałaś swoją pierwszą samodzielną książkę?
4. Długo pisałaś swoją pierwszą samodzielną książkę?
Netto
czy brutto? ;)
Od
chwili, kiedy pojawił się pomysł, do stanu ukończenia realizacji
i wysłania tekstu na konkurs minęło kilka lat, ale ja nie
zajmowałam się książką cały czas. Pracuję zawodowo, mam różne
obowiązki, bywały tygodnie, a nawet miesiące, kiedy nie zaglądałam
nawet do tekstu. Potem wracałam i wywracałam go na lewą stronę,
zaczynałam od początku, ale inaczej.
Pierwsze
koty za płoty, prawda? :)
Nie
umiem określić ile było samego pisania, nie liczyłam. No i
pytanie, z poszukiwaniem informacji, czy bez? :) Tropienie skrawków
informacji jest bardzo czasochłonne, nawet dysponując takim
narzędziem jak internet. Poświęciłam temu bardzo, bardzo dużo
czasu.
5. Wydanie książki, wygrana w konkursie to chyba rozbudziło Twój twórczy apetyt. Myślisz nad drugim "literackim dzieckiem"?
Tak,
myślę nad kontynuacją. Niektórych wątków w opowieści nie
domknęłam, celowo zresztą. Początkowo miałam przygotowany
projekt na dużo większą rzecz, ale wymogi konkursu zmusiły mnie
do pominięcia wielu wydarzeń, powiązań i pomysłów. Zamierzam
opowiedzieć o nich w następnej części, która będzie dalszym
ciągiem przygód bohaterów „Gniazda żmij”.
Zatem trzymam kciuki za wenę i życzę powodzenia! Dziękuję też za minuty poświęcone na ten wywiadzik :)
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 12 u Wiedźmy, 52 książki
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorce
Jestem już po lekturze tej książki. Jest świetna, niebawem opublikuję swoją recenzję.
OdpowiedzUsuńJestem mega godna podziwu dla Magdy :)
UsuńDzięki wyzwaniom czytelniczym odkrywam wciąż nowe blogi książkowe, które chce się czytać :) No i oczywiście lista książek też rośnie :)
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za dodatkowy trud w postaci miniwywiadu :) To niezwykle wartościowe, gdy można się dowiedzieć o kilka słów więcej :)
U mnie lista blogów, które podczytuję też rośnie... :) o liście książek nawet nie wspominam :)
UsuńDziękuję i zapraszam częściej :D
Uznałam, że przy tak szczególnej książce warto o coś więcej podpytać autorkę :)
Jak ja lubię tę wojnę między nauką a nie wiadomo czym :) Zawsze mnie to śmieszy. Książka raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńCzęsto zdarzają się takie konflikty, które tak naprawdę niewiele wnoszą. Rozumiem, nie zmuszam.
UsuńO Karkonoszach jeszcze nie czytałam. Lubię powieści w których jest ziarno prawdy, legendy. Przeglądam później mapy, atlasy, szperam w necie, aby powiększyć wiedzę. Dzięki temu mam kolejne tematy do rozmów ;)
OdpowiedzUsuńEwentualnie do przemyślenia :-P
Skoro lubujesz się w takich tematach i klimatach zatem TA książeczka będzie Ci się podobała :)
UsuńBardzo dziękuję za zainteresowanie moją książką :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcona, a pani Magdalenie gratuluję wygranej w konkursie i dalszych sukcesów w świecie literackim życzę. :))
OdpowiedzUsuń