Autor: Barbara Vujcic
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: planowana w lipcu 2015
Liczba stron: 272
Sięgając po "Niebieski zeszyt" byłam przekonana, że jest to kolejny debiut, nie byłam pewna czy polski z powodu nazwiska autorki. Jednak treść skutecznie mnie przekonała, że książka jest całkowicie polska a akcja została osadzona częściowo na Podlasiu, gdyż tam urodziła się Barbara Vujcic. Powieść nie jest też debiutem. Była nim historia o polskich emigrantach w Wielkiej Brytanii "W kraju róży", wydana w ubiegłym roku.
Czternastoletnia Ola, która jest narratorką powieści, mieszka z mamą w Krakowie. Z pozoru ich rodzina niewiele różni się od innych, mieszkających na tym samym osiedlu, w tej samej dzielnicy. Dziewczynka chodzi do prywatnej szkoły (na którą zarabia ojciec pracujący w Wielkiej Brytanii), uczęszcza na zajęcia dodatkowe, uwielbia kółko teatralne. Ola wchodzi właśnie w etap pierwszych zauroczeń chłopcami a swoimi sekretami dzieli się z najlepszą przyjaciółką Julką. Jednak tu właśnie to idealne życie przestaje takie być. Okazuje się bowiem, że ojciec miał wypadek, matka musi tam pojechać i zająć się mężem ze złamaną nogą. Aleksandra nie może przecież sama zostać w Krakowie, więc z dnia na dzień żegna się z dotychczasowym życiem i musi wyjechać do Bronek, podlaskiej wsi niedaleko Białegostoku, gdzie będzie mieszkała u dziadków i chodziła do tamtejszej szkoły.
Ola mimo buntu w stosunku do sytuacji, musi się podporządkować woli mamy. Jest za młoda, by o sobie decydować. Zwłaszcza, że ich krakowskie mieszkanie zostanie wynajęte. Wieś, w której mieszkają rodzice mamy jest fajna, ale na wakacje. A nie na stałe. Ola wie, że nie chce się tam z nikim zaprzyjaźnić, bo mocno wierzy w to, że kryzys szybko zostanie zażegnany i wróci do domu. Zresztą, kto będzie chciał polubić dziewczynę z trądzikiem.
Niestety prawda jest bolesna: rodzice wciąż się kłócą, mama musiała w Anglii podjąć pracę, tata wrócił do Krakowa i zamieszkał z inną kobietą. Tego wszystkiego Ola nie wie i długo jest to przed nią ukrywane. Odkrywa za to inne sekrety z życia rodziny, co jest miłą odmianą od szkolnego życia pełnego problemów, od utrudnionych kontaktów z rodzicami i zamartwianiem się o babcię w czasie, gdy dziadek "wylądował" w szpitalu. W tym czasie dziewczynka musiała zająć się starszą panią i jeszcze gospodarstwem. Na jej barki spadła też wizyta w szpitalu. Dobrze, że mogła liczyć na pomoc Bena, jedynej osoby w nowej szkole, która okazała sympatię "nowej".
Ale o sekretach chciałam pisać... Wszystko zaczęło się od porteru wiszącego w pokoju, który zajmowała Ola. Był to portret Amelii, siostry dziadka. Ale czy tylko? To jednak nie koniec tajemnic, które skrywa ten pokój. I życie tej rodziny. Co ukrywają dziadkowie? Czy powiedzą dziewczynce prawdę? Czy ona o nią zapyta? Czy mama Oli zna prawdziwą wersję wydarzeń? Co zrobi nastolatka? Zostawi sprawy własnemu biegowi czy podejmie próbę rozwiązania zagadki do końca, mimo że będzie to wymagało od niej pieniędzy i trzymania całej sprawy w sekrecie? Kogo Ola poprosi o pomoc?
Ta niepozorna książka o bardzo prostym tytule mnie zaskoczyła. Pozytywnie. Uwielbiam odkrywanie rodzinnych tajemnic, stare miłości, smutne rozstania, szalone romanse, przedmioty z przeszłości sprytnie ukryte przed światem. Jakże życiowe problemy poruszone w książce to praca za granicą, rozbijanie rodziny, próby połączenia choćby maleńką nitką sympatii członków rodziny obecnej i poprzedniej. Jest też nastoletnia miłość, antypatie szkolne i odrzucenie przez społeczność wioski z powodu plotki. Są łzy i radość, jest miłość i przyjaźń a także tytułowy niebieski zeszyt, w którym Ola pisze opowieść, bajkę właściwie (opowiedziałam ją już mojej córce, była ciekawa kolejnych części) o księżniczce Białej Koniczynce, która próbowała uratować ojca z zamku złej czarownicy. Przyznam, że i ja byłam ciekawa zakończenia tej historii.
Książkę czytało mi się dobrze, historia choć dotyczyła głównie młodzieży była wciągająca, intrygująca i z zaciekawieniem czekałam na kolejne, dość krótkie rozdziały. Autorka wprowadziła wielu ciekawych bohaterów, mocno utrudniała im życie, co doskonale odzwierciedla prawdziwe życie... Niestety kłody wciąż są nam rzucane pod nogi, prawda? Jest tylko jedna rzecz, do której mam zastrzeżenia a mianowicie dialogi i ich graficzne umieszczenie w tekście. Nie wiem czy to zabieg autorki czy wydawnictwa, ale lubię gdy dialogi są doskonale widoczne (od myślników w nowych linijkach) i wiadomo kto co mówi. Jednak tutaj niejednokrotnie musiałam wracać do początku wypowiedzi bohatera, by skupić się na tym, w którym miejscu akapitu jego wypowiedź się kończy a zaczyna kogoś innego, gdyż myślnik jest zaraz po jego wypowiedzi w ciągu danego wersu. Oby ten mój problem był spowodowany wersją recenzyjną książki.
Powieść nie nudzi, gdyż akcja przenosi się w miejscu i czasie oraz dodatkowo do opowieści Oli. Wciąż dzieje się coś nowego - a to święta, a to pies, a to szpital. Jest też podbite oko, przedstawienie teatralne, ale w chwili gdy Ola odwiedza starszą panią z domku, który do tej pory widziała ze swojego okna, gdzieś w oddali, akcja nabiera tempa. Ola kojarzy szczegóły, przedmioty i dostaje ważne dla siebie informacje. Dalsza część powieści to już istna magia, feeria cudów i niezwykłe szaleństwo, którego podjęła się czternastolatka. Czy było warto? Mnie zakończenie ogromnie się podobało! Polecam Wam "Niebieski zeszyt", nie tylko na urlop.
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dorocie z
Brzmi ciekawie. Nowa szkoda i zmiana miejsca zamieszkania kojarzy mi się trochę z amerykańskimi książkami/filmami dla młodzieży przeniesionymi na grunt polski. Skoro twierdzisz, że książka wciąga to z chęcią dam jej szansę :)
OdpowiedzUsuńJa nie odczułam jakoby te wątki były jakoś powielone. Widać nie znam zbyt wielu takich amerykańskich pierwowzorów. Twierdzę :)
UsuńOkładka mi się nie podoba, ale treść wydaje się intrygująca, zwłaszcza te sekrety rodzinne i obraz Amelii. Chętnie przeczytam tę powieść, mimo że młodzieżą nie jestem ;)
OdpowiedzUsuńA ja zapraszam Cię do siebie - od dziś u mnie urodzinowy konkurs:
http://atramentowomi.blogspot.com/2015/07/konkurs-urodziny-u-rodziny.html
Uwierz, że ja już też dawno nie, ale to moim zdaniem tak samo książka młodzieżowa jak i kobieca. Mnie się podobała, może bez fajerwerków, ale wiele rzeczy mi się podobało i zakończenie zaskoczyło :)
UsuńBardzo mnie zainteresowałaś tą książka! Jaką tajemnice może skrywać zwykły obraz? Książka mnie intryguje ;)
OdpowiedzUsuńSam obraz nie skrywa tajemnic, ale ma w nich sporą rolę :)
UsuńWidziałam ją ostatnio w zapowiedziach i okładka wraz z opisem bardzo mnie zaciekawiły. Widzę, że intuicja jeszcze działa :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Działa! choć dla mnie okładka nie jest intrygująca, to sięgnęłam szięki tytułowi i opisowi - nie żałuję :)
UsuńZapowiada się ciekawie i chętnie ją przeczytam, lubię rodzinne tajemnice.
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńLubię takie niepozorne historie, które okazują się naprawdę wartościowymi lekturami.
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tymi rodzinnymi tajemnicami (trudno żeby nie, po lekturze "Tajemnic Luizy Bein"), ale razi mnie trochę rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńTata łamie nogę i żona jedzie mu pomóc, a córka zmienia szkołę?
Ja bym pojechała po męża i wróciła z nim do domu. Gdyby nie było mnie stać na szkołę prywatną to wysłałabym córkę do innej szkoły, ale w Krakowie i sama poszłabym do pracy na miejscu...
Tata wrócił do Polski, ale zamieszkał z inną kobietą?! Ale jak? Poznał kobietę w Wielkiej Brytanii i tam się zakochał? No to ona pewnie tam pracowała i powinni tam zostać (żona nie musiała po niego jechać, powinien otwarcie powiedzieć jej na czym stoi, gdy ta postanowiła jechać tam by go pielęgnować).
No dziwne...
Bardzo mnie zaciekawiłam Twoja recenzja. Dizekuję
OdpowiedzUsuń