czwartek, 31 stycznia 2013

David Mitchell "Atlas chmur"



Tytuł oryginału: Cloud Atlas
Tłumaczenie: Justyna Gardzińska
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: listopad 2012
Liczba stron: 544






"Atlas chmur" to książka, o której zrobiło się głośno dzięki tegorocznemu przeniesieniu jej na ekrany kinowe. Jeszcze przed premierą Weronika (koleżanka z pracy) pochwaliła się swoim egzemplarzem. Potem opowiadała o emocjach związanych z czytaniem kolejnych partii książki. No i już wiedziałam - muszę ją przeczytać.

Książka składa się z sześciu opowieści, każda z nich jest osobną częścią, akcja każdej z nich rozgrywa się w innym czasie: od XIX wieku do przyszłości. Pierwsza część opowiada o losach Adama Ewinga, notariusza, który w 1850 roku odbywał podróż przez Pacyfik. Później poznajemy młodego kompozytora z problemami - Roberta Frobishera. Po tym jak został wydziedziczony,  zarabia jako osobisty sekretarz znanego kompozytora. Jego opowieść jest zapisana w formie listów do przyjaciela - Rufusa. Kalifornijskie klimaty towarzyszyć nam będą w historii dziennikarki Luisy, która próbując dociec prawdy, wpląta się w niebezpieczną aferę. W czwartej części towarzyszymy Timothy'emu Cavendishowi w ucieczce przed mafią, która zresztą kończy się w niespodziewany sposób. Sonmi-451 to kolejna bohaterka dzieła Mitchell'a, dość specyficzna, bo jest to genetycznie zmodyfikowany klon, który pracuje w restauracji.
A kiedy już przebrnęliśmy przez morza oraz oceany czasu i przestrzeni docieramy do Zachariasza - chłopaka z wysp Pacyfiku...

To jego historia zostaje nam opowiedziana przez autora w całości. Wszystkie poprzednie zostały przerwane, by rozbudzić w nas ciekawość i zasiać ziarno niepewności. Dopiero po części szóstej autor powraca do pozostałych bohaterów, by dokończyć nam opowieści o nich. Dopiero wtedy wszystko zaczyna się wyjaśniać a szczegóły łączące poszczególne części stają się bardziej wyraziste i nabierają kształtu. W tych zakończeniach znajdujemy rozwiązania wcześniejszych znaków zapytania, które pojawiały się w naszych czytelniczych głowach.


Prawda o "Atlasie chmur" jest taka: każdy musi być do tej książki przygotowany i przekonany. Nie jest to książka dla każdego. Jeśli liczycie na łatwą i lekką lekturę nie sięgajcie po nią. Tu trzeba wysilić umysł, dać się zmusić do refleksji, wczuć się w poszczególne style pisarskie oraz w wielopłaszczyznowość. Książka mi się podobała, chwilami się śmiałam, chwilami drżałam z napięcia, choć nie ukrywam, że część pierwsza i ostatnia trochę mnie pomęczyły...


Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:  Od A do Z, Book z nami (3,4cm), Pochłaniam strony, bo kocham tomy, Book-Trotter, 52 książki

środa, 30 stycznia 2013

Słup ogłoszeniowy

źródło
Dziś będzie informacyjnie.

W związku z faktem, iż od 31 stycznia do 2 lutego będę w miejscu, gdzie nie będę miała dostępu do Internetu ogłaszam co następuje:

1. Post z nowym HASŁEM - na luty - w wyzwaniu "Pod hasłem" zostanie opublikowany zgodnie z planem dnia 1 lutego.

2. Na wszystkie komentarze zostawione w tym czasie odpowiem jak wrócę.

3. Jedynym minusem sytuacji jest to, że Wasze linki wyzwaniowe z HASŁEM stycznia, przesłane wieczorem 30 stycznia i później będę mogła uzupełnić po powrocie.

Czyli jednym słowem: proszę o wyrozumiałość, ale niestety moje leczenie wymaga comiesięcznego pobytu w szpitalu... przynajmniej do momentu kiedy NFZ nie podpisze pewnej umowy... A przez dwa czynniki mój pobyt się przesunął i wypadł właśnie na przełomie miesięcy... niestety.

Pozdrawiam Was serdecznie i liczę na mnóstwo informacji o komentarzach z linkami :)

wtorek, 29 stycznia 2013

Marika Cobbold "Utonięcie Rose" - recenzja gościnna



Tytuł oryginału: Drowning Rose
Tłumaczenie: Anna Rajca-Salata
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: wrzesień 2012
Liczba stron: 352







Eliza - główna bohaterka „Utonięcia Rose” Mariki Cobbold od ponad dwudziestu lat boryka się z poczuciem winny za śmierć swojej kuzynki. Ma wyrzuty sumienia, ze zostawiła 16-letnią Rose samą nad jeziorem, a sama uciekła jak tchórz. To doprowadza do tego że zapomina o swoim wielkim marzeniu zostania artystką, nie układa się jej życie uczucie z wspaniałym mężczyzną. Pewnego dnia otrzymuje wiadomość od swojego wuja (ojca Rose), że chce jej przekazać dość sporą kwotę pieniędzy. Eliza jest zdziwiona bo przez lata się do niej nie odzywał obwiniając ją o śmierć córki. 

Umiejętnie przeplatany z teraźniejszością wątek retrospekcyjny pozwala czytelnikowi poznać co naprawdę wydarzyło się nad jeziorem. Jak i dlaczego zginęła Rose...

Marika Cobbold doskonale ukazuje jakie zmiany zachodzą w człowieku po tak wielkiej tragedii - śmierci członka rodziny i mogą trwać latami. To poczucie winy, krzywdy, samotności doprowadza do stopniowego wycofania się z życia społecznego, stopniowo zabiera plany, marzenia, radość z życia, psuje relacje z najbliższymi. Całe życie będziemy zastanawiać się dlaczego tak się stało! Strata bliskiej osoby a w tym przypadku dodatkowo poczucie winy za śmierć potęgują stany depresyjne. Eliza (tuż po tragedii) potrzebowała fachowej pomocy psychologicznej.Dowiedziała się, że ma zawsze myśleć o miejscu, w którym się znajduje "tu i teraz" i to przyczyniło się, przynajmniej w pewnym stopniu "do normalności", ale i tak żyje cieniem własnego życia.

Dopiero po liście, rozmowach z wujem i dzięki jego pomocy realizuje jedno ze swoich marzeń. Po dwudziestu latach, przez przypadek dowiaduje się prawdy. Czy dopiero teraz, jako czterdziestoletnia kobieta zacznie żyć pełnią życia?
Zachęcam do przeczytania, aby znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Proza Mariki Cobbold mnie zaintrygowała, dlatego nie zamierzam rozstawać się z jej twórczością - na mojej półce już czeka jej wcześniejsza powieść "Gupiki na podwieczorek". Jestem pewna, że się nie rozczaruję.

Recenzja napisana w ramach wyzwania czytelniczego 2013 "Pod hasłem" - autorki bloga Ejotka :)

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Maria Krüger "Karolcia" - recenzja gościnna




Wydawnictwo: Siedmioróg
Data wydania: 2008
Oprawa: miękka
Liczba stron: 133






Wyobraź sobie, że gdzieś za piecem, czy za lodówką znajdujesz malutki, niebieski koralik. Bierzesz go do ręki i delikatnie przecierasz. Nagle okazuje sie, że koralik mówi...dziwne, prawda? Ale jeszcze dziwniejsze jest to, że koralik ten spełni także Twoje życzenia. Masz ich tylko kilka, bo z każdym koralik blednie i nie da rady spełnić zachcianek każdego. Co byś wybrał/a ? Milion złotych, piękny dom, 20 kg mniej, czy może nowy samochód? Widzisz - Karolcia wybrała inaczej. Może to dlatego, że ma tylko 8 lat i 8 miesięcy i jej świat nie jest przepełniony problemami dorosłych. Karolcia za pomocą koralika chce być choć na chwilę niewidzialna, aby móc wraz ze swoim kompanem zabaw psocić i robić psikusy. Pragnie, aby autobus, którym codziennie jej Mamusia jeździ do pracy nie był przepełniony, aby Mama mogła usiąść i bez stania w ścisku dojechać do pracy. Karolcia pragnie uratować swój ukochany plac zabaw, aby wszystkie dzieci z podwórka miały gdzie spędzać wolne od nauki popołudnia i weekendy. musi być jednak ostrożna, bo na koralik czyha czarownica gotowa w każdej chwili wykraść go z rąk Karolci i zrobić z niego użytek. 

Nie będę ukrywać, że dość trudno czytało mi się tą krótką, choć uroczą książkę przeznaczoną dla dzieci. Może to dlatego, że już dawno temu zatraciłam w sobie dziecko i świat dorosłych zepchnął moją czasami dziecinna naturę na drugi, a nawet dalszy plan. My dorośli, już zawsze będziemy podążać za realiami; jak dobrze mieć chociaż te dziecinne i młodzieńcze wspomnienia, których zarówno nam dorosłym, jak i Karolci nikt nie zabierze.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Pod hasłem". 

Moje pierwsze czytelnicze wyzwanie. Za rok będzie ich dużo więcej 


Aneta Kęska

niedziela, 27 stycznia 2013

Styczeń miesiącem wydawania kasy! - stosisko

Mimo faktu, że w świecie blogów pojawiły się jakiś czas temu posty i komentarze bojkotujące stosy i stosiki, dziś będzie właśnie stos. Nie rozumiem tego bojkotu, dlatego pochwalę się Wam moimi styczniowymi szaleństwami. Kto nie lubi, niech w tym miejscu zakończy czytanie tego posta.

Kilka powodów złożyło się na moje szaleństwo zakupowe. Przede wszystkim wyprzedaż w Weltbildzie. Jak widziałam kolejne maile z obniżkami, to mimo początkowego oporu.... potem się poddałam. (Też macie taką słabą wolę jeśli o książki chodzi?) Efekt? Najpierw (w połowie stycznia) zakupy on-line, a potem (24 stycznia) wizyta w realnej, namacalnej księgarni na ul. Floriańskiej w Krakowie.

Zakupy zrobiłam też w koszach z przecenami w Matrasie (5-10zł) oraz - o dziwo! - na stołach z promocyjnymi cenami książek w Media Markt (każda sztuka 6,99zł).

A oto i tytułowe stosisko:



Nie będę wypisywać wszystkich tytułów, bo chyba dobrze widać, ale że mam fotki z podziałem na Świat Książki i inne to wklejam - jeszcze lepiej widoczne tytuły.


Świat Książki. Co czwartą książkę miałam za 1zł. Ponadto, dzięki wyprzedaży, najmniejszym cięciem rabatowym było -50%... np. "Fanaberie" czy "W niebie na agrafce" kupiłam za 17,45zł / sztuka. To z tych dwóch jestem najbardziej zadowolona. Chciałam kupić jeszcze serię V. Andrews, ale już kasiorki nie wystarczyłoby na potrzebne do życia rzeczy... Może w lutym...


Matras, Media Markt i Weltbild (ale nie Świat Książki):


Tu ceny kształtowały się poniżej 10zł. Zadowolona jestem z Kasi Enerlich, bo autorkę poznałam a książki nie znałam żadnej. Agatha Christie - no nie mogłam przejść obojętnie obok ulubionej pisarki kryminałów :) Agatha Raisin to podobno fajne kryminały a i "Bestia ujarzmiona" o chorej na stwardnienie rozsiane wydaje się być ciekawa.

Łącznie wydałam około 170 złotych. To dużo za taki stos?

Które książki macie / chcielibyście mieć / nie chcecie mieć? Które szczególnie polecacie - pochwalcie się :)

sobota, 26 stycznia 2013

Świat Zofii.. Świat Hildy.. a może po prostu świat Filozofii? - recenzja gościnna



Tytuł oryginału: Sofies verden
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: grudzień 2007
Liczba stron: 560






Zosia, piętnastoletnia norweska dziewczynka, pewnego dnia dostaje tajemniczy list.. Kim jesteś? I tak zaczyna się Jej przygoda z filozofią... Tak zaczyna się korespondencyjny kurs Filozofii.. Nauczyciel, Alberto Knox, jest postacią równie tajemniczą jak listy z kolejnymi pytaniami podrzucane do skrzynki.. To On przeprowadza Zofię poprzez dzieje europejskiej filozofii, od antyku po czasy współczesne.. Lecz jest jeszcze Hilda oraz jej ojciec major Albert Knax. Kto z nich jest rzeczywiście prawdziwy, a kto istnieje jedynie w wyobraźni autora?

Trudno jest opisać tę książkę.. Nie jest ona z tych, które czyta się z zapartym tchem.. Czasem wręcz się dłuży, ciąży czytelnikowi, by za kilka stron znów stać się bardziej przystępną.. Tak jak i nurty filozoiczne.. Nie wszystkie koncepcje odpowiadają Nam osobiście.. Trudno też pisać o fabule, gdyż wszystkie wydarzenia są ze sobą powiązane i pisząc cokolwiek zdradzamy fakty, na które czeka się do samego końca..

Czytając tę książke zastanawiamy się nad sobą, nad światem.. Choć w większości "jesteśmy dziećmi, które przyzwyczaiły się do świata" to może jednak świat potrafi nas jeszcze zadziwić?


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania czytelniczego "Pod hasłem" mojej ciągle jeszcze wirtualnej (choć już coraz bardziej realnej) przyjaciółki Ejotka.. :)


madziatko

Urszula Kozłowska "Idę do lekarza"




Autor: Urszula Kozłowska
Wydawnictwo: WILGA
Ilustracje: Artur Rajch
Liczba stron: 10
Data wydania: lipiec 2012
Okładka: twarda
Seria: Biblioteka maluszka








Książeczka znalazła się w naszym domu z pomysłu babci, która chciała przekonać Patrysię, że wizyty u lekarza nie trzeba się bać. Najpierw był dziecinny stetoskop, teraz bajka.

"Idę do lekarza" to doskonała edukacja dla dzieci od 18 miesięcy (moim zdaniem, na przykładzie córy). Jest to kolorowa książeczka, w której rolę lekarza i małych pacjentów pełnią zwierzęta. Doktor leczy wysypkę, bolący brzuszek oraz gardło. Autorka stworzyła ciekawe rymowane strofki, które szybko wpadną w ucho dziecku. Bo jak nie dać się przekonać słowom:

"Mama się wybierze z tobą - 
bez obawy, będzie obok.
Możesz trzymać ją za rączkę,
tylko grzecznie zmierz gorączkę."

Książeczka przekonała moje dziecko do wizyt u lekarza. Nie ma już płaczu przy badaniu. Patrycja chętnie daje się osłuchać a gardło pokazuje samodzielnie, wystawia język i mówi "aaaa". Nawet patyczek nie jest konieczny. Wiadomo wiek robi swoje, ale pozycja Wydawnictwa Wilga może świetnie pomóc.


Książeczka przeczytana w ramach wyzwań: Odnajdź w sobie dziecko, Z literą w tle, Book z nami (1,2cm), Polacy nie gęsi...

środa, 23 stycznia 2013

Jayne Ann Krentz "Białe kłamstwa"


Tytuł oryginału: White Lies
Tłumaczenie: Ewa Błaszczyk, Alicja Marcinkowska
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: wrzesień 2009
Oprawa: miękka
Liczba stron: 224
Seria: Love & Story





 Jayne Ann Krentz to amerykańska pisarka, której dorobek literacki wynosi ponad 120 tytułów wydanych książek. Teraz zapewne każdy czytający te słowa zastanawia się jak to jest możliwe. Autorka nie jest aż tak znana, nikt nie zliczy aż tylu jej dzieł. Jednak sekret kryje się w siedmiu pseudonimach. Najbardziej znany czytelnikom to Amanda Quick, pod którym pisarka wydawała powieści historyczne.

Wyobraź sobie siebie, jako trzydziestoletnią kobietę, bez mężczyzny u boku oraz bez pracy. Dowiadujesz się nagle, że Twój ojciec jest znanym i bogatym człowiekiem w Kalifornii, a Ty masz siostrę. Dzięki swoim paranormalnym zdolnościom wyczuwasz, że grozi jej niebezpieczeństwo. Jednak by ratować siostrę musisz stawić czoła ojcu i jego żonie, lecz nie do końca masz na to ochotę.

Tak przedstawia się sytuacja głównej bohaterki "Białych kłamstw" - Clare Lancaster. Kobieta ma niezwykły dar - swoimi zmysłami wyczuwa, gdy ktoś kłamie. Wprawdzie nie zawsze jest to jej atutem w życiu, jednak Clare stara się "wykorzystywać" tę umiejętność tylko w dobrych intencjach.

Kiedy rozpoznaje swoją siostrę na zdjęciu w prasie, wyczuwa, że jest jej potrzebna. Wprawdzie udaje jej się uratować Elizabeth przed jej mężem, Bradem, który starał się jej wmówić, że jest psychicznie chora, jednak zostaje wplątana w morderstwo. Gdy Clare znajduje martwego Brada staje się jednocześnie jedną z podejrzanych.

Później wydarzenia nabierają tempa. Clare zostaje zaproszona do posiadłości swojego ojca, by otrzymać niezwykłą propozycję. Jej pojawienie się w domu Glazebrooków wywoła szereg złych zdarzeń i wybuchy niekontrolowanych emocji. Bohaterkę czeka niespodziewana kąpiel w basenie, zamachy na jej życie, a także rozwiązywanie zagadki z morderstwami w tle. Czy wspominałam już o tym, że to właśnie Clare znajdzie kolejne ciało?

Nie chcąc psuć fabuły, która jest niesamowicie intrygująca, z elementami miłości, oszustami, kojotami oraz zwrotami akcji, pozostaje mi zaprosić Was do lektury. Przy "Białych kłamstwach" można się odprężyć, ale tylko pod warunkiem, że nie będziemy starali się samodzielnie rozwikłać zagadki. Książka dostarcza nam chwil uniesień, gdy Clare poznaje wspólnika ojca  Jake'a Slatera. Pojawiają się też momenty grozy i tajemnice, czyli coś dla wielbicieli typowych thrillerów. Myślę, że jest to wszechstronna lektura, w której każdy znajdzie coś dla siebie. A że jest to thriller romantyczny to zakończenie jest niestety przewidywalne.



Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Z literą w tle, Book z nami (1,3cm), Z półki, 52 książki

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dorota Skwark "Zwierzęta i ich młode"



Autor: Dorota Skwark
Wydawnictwo: MD Monika Duda
Ilustracje i opracowanie: Maria Wejner
Liczba stron: 10
Data wydania: 2009








Jest to sympatyczna książeczka, która opowiada o domowych zwierzętach: koniach, krowach, świnkach czy kaczuszkach. Uczy dzieci jak nazywają się mama, tata i dziecko w poszczególnych gatunkach. Do każdej zwierzęcej rodzinki przyporządkowane są aż dwie strony, na których czytamy bardzo proste i łatwe dla ucha dziecka - rymowanki.
Autorka użyła w nich takich słów, które małe dziecko stara się powtórzyć i zapamiętać.
Ilustracje są barwne, radosne a zwierzęta wyglądają jak żywe :)
Moja dwuletnia córcia jest zachwycona książeczką - najbardziej podoba jej się rodzinka koników oraz taplające się w błocie świnki.



Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Odnajdź w sobie dziecko, Polacy nie gęsi..., Book z nami (0,6cm)

niedziela, 20 stycznia 2013

Małgorzata Strzałkowska "Na łące"



Autor: Małgorzata Strzałkowska
Wydawnictwo: Bajka
Ilustracje: Ewa Nawrocka
Liczba stron: 16
Data wydania: wrzesień 2012
Seria: Zgadywanki dla maluszka
Wiek dziecka: 2+






Książeczkę kupiłam córci podczas Targów Książki w Krakowie w październiku 2012 roku. Z daleka zainteresowała mnie jej prosta okładka. I do tego ta zawartość!
Autorka miała niesamowicie ciekawy pomysł. Przedstawia dziecku zwierzątka z łąki, lecz w formie zgadywanek. Najpierw pojawia się fragment stworzonka i pytania typu "Co to jest?" lub "A tam co?" wraz z czterowersowym wierszykiem, który ma naprowadzić dziecko na odpowiedź. A pojawia się ona dopiero na kolejnej stronie, wraz z ilustracją danego zwierzątka. I tak aż do finału sobie zgadujemy. Na ostatnich dwóch stronach, których zdjęcie zaprezentowałam, są zwierzątka z całej książeczki oraz kilka dodatkowych. Córa bardzo lubi te zgadywanki, z radością uczestniczy w czytaniu. Jeśli nie umie powiedzieć jakiegoś słowa to pokazuje, skacze lub w inny sposób próbuje odpowiadać na zadane zagadki. To był naprawdę udany zakup.


Książeczkę przeczytałam w ramach wyzwań: Odnajdź w sobie dziecko, Polacy nie gęsi..., Book z nami (1cm)

sobota, 19 stycznia 2013

Wyróżnienie Versatile Blogger

W ciągu ostatnich kilku dni spotkało mnie podwójne wyróżnienie. Mój blog został nominowany do Versatile Blogger przez: Leanika oraz Patka - dziękuję Wam dziewczyny :)


Zasady:

Każdy nominowany bloger powinien:
  • podziękować nominującemu u niego na blogu
  • pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu
  • ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
  • nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
  • poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów

Zatem zgodnie z zasadami...

Fakty z życia Ejotka:
  1. Moje imię pochodzi od ukochanej Balzack'a
  2. Kocham wyszukiwanie literówek - wszędzie: w tv, w prasie, na billboardach, w książkach...
  3. W podstawówce należałam do chóru szkolnego... jako grająca na syntezatorze :)
  4. Barszcz czerwony to coś, co mogę jeść przez cały tydzień i mi się nie znudzi... uwielbiam! najchętniej z uszkami
  5. W latach "szczenięcych" uwielbiałam Kelly Family :D
  6. Nie mam zdolności do języków obcych :( Niestety
  7. Lubię wiosnę, bo wiem że potem będzie lato :)


Jako, że sporo osób już w Versatile Blogger udział wzięło, nie nominuję nikogo. Każdy kto tu zajrzy, a będzie miał ochotę - serdecznie zapraszam do zabawy :)

czwartek, 17 stycznia 2013

Post szybki, ale ważny!

źródło

Okładka "Mistrza" - każdy pomyśli... no tak, 23 stycznia premiera... ale to nie dlatego tu umieściłam tę powieść...

Otóż przedstawiam Wam mój prezent od Autorki - Kasi Michalak :) bardzo Ci dziękuję.

Odkryłam to wczorajszego wieczoru, ale byłam tak podekscytowana, że nie mogłam sklecić posta....

Niedawno na blogu Kasi był konkurs, wzięłam udział, ale nie wygrałam. Jakaż była moja radość, gdy się okazało, że Autorka mi egzemplarz podaruje :)
Kiedy prezentowałam stosik grudniowy z zakupionymi bodajże trzema książkami Autorki, w komentarzu napisała, że może mi tak coś podaruje... i pamiętała o mnie :)

Ależ mam radochę! Jak dzieciak się cieszę :) Czekam z utęsknieniem.

A TUTAJ wyniki tegoż konkursu i wspomnienie o prezencie dla mnie.


* * *

Korzystając z faktu, że jestem przed Waszymi oczami chciałam Wam podziękować. Za dwie rzeczy.

Pierwsza: liczny, rzekłabym tłumny, udział w moim wyzwaniu "Pod hasłem" :) Dziękuję Wam! Jestem pod ogromnym wrażeniem frekwencji... nie spodziewałam się. Cieszę się, że Wam się podoba. Hasło na luty już czeka do publikacji :)

Drugie podziękowania są dla nowych obserwatorów, których również przybywa :) dziękuję i raduję się niezmiernie, że jesteście :)

środa, 16 stycznia 2013

Natalia Rogińska "Alicja"



Wydawnictwo: Prószyński i Ska
Data wydania: lipiec 2010
Oprawa: miękka
Liczba stron: 184
Seria: Imiona miłości






Natalia Rogińska to niespełna trzydziestoletnia pisarka, która do czasu wzięcia do ręki "Alicji", była dla mnie zupełnie nieznana.

Tytułowa "Alicja" to imię głównej bohaterki oraz nazwa jej salonu fryzjerskiego, który istnieje od 1960 roku i był wcześniej prowadzony przez jej matkę, również Alicję.

Bohaterka jest prawie czterdziestosześcioletnią, niezależną i przedsiębiorczą kobietą. Poradziła sobie z depresją, spowodowaną poronieniem a potem dowiedziała się, że mąż ją zdradza. Dlatego też, od ponad trzech lat jest matką samotnie wychowującą pełnoletnie już dzieci, Grzegorz bowiem zapragnął rozwodu i ponownego ożenku - z Wandą.
Teraz Alicja radzi sobie sama: z domem, salonem oraz trójką dzieci, z poprawkowym egzaminem z ginekologii, z utratą dziewictwa czy złamaną ręką. Uczy się żyć bez mężczyzny w domu. A gdzie najlepiej kupić sprzęt elektroniczny? Na Allegro. Jak najlepiej poradzić sobie z samotnością? Urządzić imprezę.
Kobieta nie zawsze jest zadowolona ze swoich wyborów czy decyzji swoich dzieci, ale próbuje być dobrą matką i niezłą szefową.

Co podobało mi się w książce? Styl autorki. Jest lekki, z humorem, książkę czyta się bardzo przyjemnie. Jest to świetna lektura na wieczór po męczącym dniu w pracy. Na uwagę zasługują choćby afera z kwasem foliowym czy znajomość z trollem. Polecam tę książkę kobietom, które chcą uwierzyć w miłość, niezależnie od swoich dotychczasowych przeżyć.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Od A do Z, Polacy nie gęsi, Pod hasłem, Trójka e-pik (styczeń), Z półki, Book z nami (1,2cm), 52 książki

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Oficynkowe zapowiedzi

Ten post bierze udział w konkursie Syndykatu ZwB - szczegóły


Drodzy czytelnicy, dziś chciałam przedstawić Wam książki, które planuje wydać dla nas Wydawnictwo Oficynka. Jak to zrobię? Nie będą to długie eseje. Nie będą też, publikowane zwykle, recenzje. Dziś będzie inaczej. Zapraszam!



Premiera: 25 stycznia 2013 roku
Seria: ABC


Piękna Tania i jej mama,
która nadmiar czasu miała,
drzewo zrobić chciała, rodziny swej.
Czy się udało? List dostały od paryskiej księżnej,
najstarszej z rodu.
I tak oto usłyszały tajemnicę... skarbu.
Julia przeciw, Tania za! I kto brylanty ma?








Premiera: 15 lutego 2013 roku
Seria: ABC


Inspektor Markowski śledztwo prowadzi:
kto trzy osoby zgładził?
zastrzelona dziewczyna wyłowiona z rzeki,
narkoman w slumsach z głową Azteki
i pani architekt nie żyje też...
czy policja skaże sprawcę na rzeź?
Do tego miłość jest, a jak
cmentarz i Berlin a może pijak?






Premiera: 15 lutego 2013 roku
Seria: Detektyw Murdoch


Z detektywem moje spotkanie
to na razie tylko z recenzjami obcowanie.
Lecz jak tu odpuścić próby lektury,
gdy czytam, iż jest on niewielkiej postury,
do tego skromny, odważny rowerzysta
a z wiedzy swej idealnie korzysta.
Tym razem ratuje ojca swego,
który podobno zabił kumpla dobrego.
Udział brał w walkach psów ze szczurami
i potem alkohol i zwłoki stały się problemami.




Premiera: kwiecień 2013 roku
Seria: Criminal Minds


Policja w Chicago ma serię morderstw,
a by nie stać się obiektem szyderstw,
wzywa na pomoc z FBI profilerów.
Może teraz szybko dotrą do rozwiązania celu?
Pięć ciał, każdy przypadek inny:
samochód, park i wreszcie beczka
aż pot z czoła ściera profilerowi chusteczka.
David Rossi bohaterem zostaje,
gdy odkrywa, że wzorem dla kogoś są zbrodniczy hultaje. 






Premiera: maj 2013 roku
Seria: ABC


Hillerman stworzył powieść plemienną,
jak to dwaj chłopcy giną śmiercią tajemną.
Każdy z plemienia innego,
lecz obaj krwią zaznaczyli ziemię rezerwatu indiańskiego.
Nowy Meksyk, trop wierzeń pradawnych,
czyż to nie jest książka z rodzaju wytrawnych?








Premiera: sierpień 2013 roku
Seria: Criminal Minds


Druga w tym roku lektura,
gdzie pomóc ma zespół JAB - hura!
Tym razem groby są trzy w lesie,
a w nich dziewczyny - jak wieść niesie
dziesięć lat wcześniej zaginione,
kocem owinięte ale nie uduszone.
Barbiturany sprawiły,
że... już się nie obudziły.

niedziela, 13 stycznia 2013

Rei Kimura "Motyl na wietrze"



Tytuł oryginału: Butterfly in the Wind
Tłumaczenie: Anna Bańkowska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania w Polsce: luty 2009
Oprawa: miękka
Liczba stron: 168





"Motyl na wietrze" to moje drugie spotkanie z literaturą Dalekiego Wschodu. W 2011 roku czytałam książkę dotyczącą kultury Chin. Wtedy lektura nie przypadła mi zbytnio do gustu, bo spodziewałam się po niej czegoś innego. Tym razem chciałam poznać literaturę japońską. Łącząc w sobie kilka wyzwań wybór padł na książkę Rei Kimury.

W maleńkiej nadmorskiej miejscowości - Shimoda - żyła skromnie rodzina cieśli okrętowego. 10 grudnia 1841 roku na świat przyszło kolejne dziecko, śliczna dziewczynka o mlecznobiałej skórze, błyszczących czarnych włoskach oraz delikatnych rysach. Ichibei Saito wraz z żoną Mako martwili się o przyszłość  córki. Nie zawsze bowiem piękno popłaca, zwłaszcza w ciężkich czasach. Okichi  bo tak miała na imię dziewczynka - była pogodnym dzieckiem, zawsze chciała zadowolić wszystkich wokół, nie chciała się wyróżniać wśród rówieśników. Uwielbiała spędzać czas na brzegu morza wraz ze swoją przyjaciółką Naoko.

Po ukończeniu dwunastu lat Okichi - z woli ojca - zamieszkała w domu Sen Murayama, by szkolić się na zawodową gejszę. Mimo, iż nie zgadzała się z tym postanowiniem, polubiła taniec i grę na lutni. Starała się czerpać z tych czynności radość, ale i tak w głębi duszy marzyła o mężu i dzieciach.

Nieszczęście, jakie spadło na Shimoda w listopadzie 1854 roku, stało się jednocześnie początkiem wielkiej miłości dwojga młodych ludzi. Tajfun zniszczył miasteczko, ale dzięki tym wydarzeniom Okichi poznała młodego, zdolnego stolarza - Tsurumatsu. Młodzi zakochali się w sobie i zaręczyli. I gdyby nie pomysł Naoko, by pewnego wieczoru wracać do domu okrężną drogą, doczekaliby się pięknego domku i gromadki dzieci. Jednak piękną Okichi zmuszono do służby u amerykańskiego konsula generalnego Townsenda Harrisa. Miała pełnić rolę jego pielęgniarki oraz spełniać tak zwane "osobiste obowiązki". Dziewczyna przyczyniła się do wynegocjowania korzystnych warunków traktatu między Ameryką a Japonią, lecz nikt tego nie dostrzegał. Czuła się poniżona i odtrącona, zapomniana i osamotniona.

Czy już do końca życia będzie konkubiną "cudzoziemskiego diabła"? A może uda jej się wrócić do Shimoda i znaleźć szczęście u boku ukochanego mężczyzny? Czy Okichi pozbędzie się szydzących spojrzeń Japończyków?
Na wszystkie pytania znajdziecie odpowiedź w książce "Motyl na wietrze".

Jest to trudna książka, mimo, że niezbyt obszerna to czytało mi się ją powoli. Chyba nie potrafiłam sobie poradzić z losem młodej, skrzywdzonej dziewczyny, opisanej w kiepski sposób.
Nie jest to książka godna polecenia. Sam pomysł na historię tragicznego życia Japonki świetny, ale niestety treść nie jest tym, czego oczekiwałam. I jeszcze wtrącenia autorki, które przez całą fabułę sugerują zakończenie.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Z literą w tle, Trójka e-pik (styczeń), Z półki, Book z nami (1,1cm), 52 książki

piątek, 11 stycznia 2013

Wspomnienie Ejotkowego konkursu - praca Patki

Dziewięć szans



Rozdział 1 - Niezapomniane 
 
źródło
Światła samochodu prześlizgiwały się mokrej szosie i załamywały się na wybojach. Z każdym minionym kilometrem Brian miał coraz więcej wątpliwości. Czy powinien wracać? Co czeka go na miejscu? Pewne było jednak to, czego nie zastanie po powrocie. Nie chciał o tym myśleć. Wszystko w nim krzyczało, żeby zawrócił, ale duma i nieustępliwość charakteru mu na to nie pozwalały. Jechał, więc dalej uderzając do taktu w kierownicę udając przed samym sobą, że nie pamięta, dlaczego opuścił to miejsce dziewięć lat temu. Ale pamiętał aż za dobrze, choć dla własnego dobra powinien o tym zapomnieć.
Miał dziewięć lat, siedział w samochodzie ze spuszczoną głową. Powiedzieli mu, że to dla jego dobra, że u dziadka będzie mu lepiej. Zgodził się bez wahania, nic już nie łączyło go z tym miejscem. Nie pozwolili mu iść nawet na jej pogrzeb. Może to i lepiej Pewnie nie pozwoliłby im jej zakopać, nie mógłby się z nią pożegnać. Wciąż widział jej bladą twarz i szeroko otwarte oczy. Pamiętał rany pokrywające jej ciało i oskarżenie widoczne w spojrzeniu. To jego oskarżała, a on czuł się winny. Widział krew na swoich drżących dłoniach, pragnął w końcu obudzić się z tego koszmaru. A potem usłyszał własny krzyk: błagał, żeby się obudziła, szarpał jej pokrwawione ubranie. Ale ona wciąż była nieruchoma

Szarówka zmieniła się w gęsty, nieprzenikniony mrok. Wieczorna mgła zaczęła się podnosić. Była już na wysokości metra, kiedy Brian skręcił w prawo. Jeszcze tylko siedem kilometrów i dotrze do domu. Starał się odegnać ponure myśli, ale te wciąż kłębiły się w jego głowie. Denerwowały go własne słabości. Podkręcił dźwięk w radiu i śpiewał razem z Linkin Park Shadow of the Day: „Zamykam oba zatrzaski pod oknem. Zasuwam obie zasłony i obracam się. Czasami rozwiązanie nie jest takie łatwe. Czasami pożegnanie się jest jedynym wyjściem.”
Nagle zamilkł uświadamiając sobie słowa które wypowiedział.
- Cholerne wspomnienia…- szepnął zmęczony.
Mgła zaczęła gęstnieć i Bryan ledwo widział drogę przed sobą. Chwilę później zauważył zarys jakiejś postaci kilka metrów dalej. Niewyraźne kontury nabrały ostrości ukazując smukłą kobiecą sylwetkę. Kiedy Brian się zatrzymał odwróciła głowę mrużąc oczy w świetle reflektorów.
- Może cię podwieźć? Mam po drodze.- zapytał
Po chwili wahania nieznajoma wślizgnęła się na przednie siedzenie. Chłopak przyglądał jej się przez chwilę. Była bardzo ładna; miała mokre włosy i trzęsła się z zimna. Zastanawiał się przez chwilę kim może być, ale nie przypominała mu żadnej osoby którą znał mieszkając w miasteczku. Jako dziecko miał wielu znajomych, ale nigdy nie zwracał szczególnej uwagi na dziewczyny. W końcu miał Elodie, której nie dało się zastąpić…
- Hej- uśmiechnął się do dziewczyny.- Trochę niebezpiecznie spacerować po zmroku, nie sądzisz? W lesie mogą być potwory albo inne paskudztwa.
- Masz rację, jakiś szaleniec mógłby zmusić mnie bym wsiadła do jego samochodu…
- Widzisz, dzięki mnie nic ci nie grozi- odparł z uśmiechem.- Jestem Brian.
- Wiem.
Zmarszczył brwi zdziwiony, był pewien, że się nie znają. Ale mógł się mylić, w końcu ostatnio był tu dziewięć lat temu.
- Hm, cóż dawno mnie tu nie było, więc cię nie pamiętam. Jak masz na imię?
- Myślę, że wiesz.
-Mam zgadywać? Dobra. Cassie? Hannah? Suze?...
- Pudło. Ale próbuj dalej, to jest nawet zabawne.
- Poddaję się. Gdzie mieszkasz.
- Wysadź mnie koło cmentarza, nie chcę ci ułatwiać zadania.
- Ale nie jesteś, żadną zjawą, Krwawą Mery czy czymś takim?
Przysunęła się z wyzywającym spojrzeniem.
- Sam oceń.
- Zdecydowanie nie.- powiedział ze śmiechem stukając ją palcem w nos. Po kilku metrach zatrzymał auto i spojrzał na nią ponownie.- Jesteśmy na miejscu. No, zmylaj wampirzyco, bo świt cię tu zastanie. Mam nadzieję, że już jadłaś kolację.
- Bez obaw nie wyglądasz na smacznego.
- Nie jadasz ciastek?
- Twoje żarty są kiepskie jak zwykle.
- Jeśli się boisz mogę cię podwieźć do domu.-powiedział całkiem poważnie zmieniając temat.
- Myślisz, że na cmentarzu może być coś gorszego od głodnej wampirzycy?
Spojrzał demonstracyjnie w stronę lasu, udając, że się zastanawia.
- Cóż, chociażby…- zaczął, ale był w samochodzie zupełnie sam. Zastygł z otwartymi ustami patrząc na miejsce gdzie przed chwilą siedziała dziewczyna. Próbował dostrzec ją na zewnątrz ale gęsta mgła skutecznie utrudniała mu to zadanie.
- Robi się dziwnie…- szepnął sam do siebie i dodał gazu.
***
źródło
Kiedy w końcu dotarł na miejsce dochodziła północ. Księżyc rzucał nikłe światło na uśpioną okolicę. Dla Briana, świat jakby nagle zatrzymał się w miejscu. Przez dziewięć lat, od kiedy się wyprowadził, nie zmieniło się tu nic. Dom wyglądał tak jak go zapamiętał: Czerwony dach, białe drewniane ściany, brązowe okiennice. O upływie czasu świadczyła tylko łuszcząca się farba i wysoka trawa; krzewy, które ojciec tak starannie przycinał każdego lata, zupełnie zdziczały, a po kwiatach matki nie było śladu. Skrzynka pocztowa leżała zniszczona kilka metrów od miejsca gdzie znajdowała się wcześniej.
Choć Brian był przygotowany na ten widok, nie spodziewał się, że dom będzie wyglądał tak posępnie. Dopiero teraz zrozumiał słowa dziadka: „ Dusza domu to ludzie którzy w nim mieszkają. Dom pozbawiony duszy stopniowo przestaje istnieć”. Podszedł bliżej widząc coraz wyraźniej jak czas okaleczył miejsce jego dzieciństwa. Powrót do domu okazał się trudniejszy niż przypuszczał.
Schody werandy zaskrzypiały niebezpiecznie kiedy wchodził po nich na górę. Wyjął z kieszeni klucz i wsunął go do zamka. Drzwi otworzyły się bezszelestnie ukazując mroczne wnętrze.
- Witaj w domu- mruknął bez entuzjazmu wchodząc w ciemność.
Kiedy zapalił światło w salonie poczuł się jakby nigdy z niego nie wychodził, te same meble, książki, zdjęcia. Spodziewał się, że ojciec zabierze je ze sobą, ale najwyraźniej chciał się całkowicie odciąć od przeszłości. Brian nie mógł mieć mu tego za złe, bo czy nie postąpił tak samo dziewięć lat temu?
Przeszedł powoli do półki pod ścianą i wziął do ręki jedno ze zdjęć. Ciemnowłosa kobieta na fotografii uśmiechała się z tym samym błyskiem w karmelowych oczach, który można było dostrzec u niego. Melissa Stone była najpiękniejszą kobietą i najwspanialszą matką, jaką można był sobie wyobrazić. Brian był pewien, że ojciec nie powiedział mu wszystkiego…

źródło
-Odbierz w końcu ten cholerny telefon, Brian!- Wrzasnął dziadek z groźną miną. Henry był surowym człowiekiem, uważał, że życie to reguły którym trzeba się podporządkować. Jego życiowym celem było nauczenie dyscypliny wnuka, ten jednak okazał się na nią dużo bardziej oporny niż można było się tego spodziewać.
- Nie irytuj się tak dziadziu, przecież idę,- Powiedział Brian schodząc wolno po schodach. Mieszkali razem już ponad siedem lat a chłopak nie mógł się nadziwić skąd staruszek bierze siłę, żeby wrzeszczeć na niego każdego dnia. W pierwszych miesiącach po przyjeździe był przerażony i poddawał się rygorom bez słowa. Kiedy trochę się otrząsnął postanowił się zbuntować i trwał w tym buncie do dziś. Teraz nawet go to bawiło.- Mógł byś odebrać, może to do ciebie?
Dziadek rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- To twój cholerny wynalazek, kto niby miał by dzwonić do mnie?- zaperzył się staruszek. Brian dobrze znał jego słabości, dziadek nienawidził technologii. Ale dużo bardziej nienawidził czegoś innego.
- Może to nasza urocza sąsiadka chce się z tobą umówić? Znowu…
Tym razem spojrzenie którym zaszczycił wnuczka było zabójcze.
- Odbierz. W tej chwili.- powiedział z trudem hamując złość i zamknął z trzaskiem drzwi gabinetu.
- Halo?- powiedział Brian w końcu odbierając.
- Hej synu. Co u ciebie?- usłyszał w słuchawce znajomy głos ojca.
- To samo co siedem lat temu kiedy dzwoniłeś ostatnio. Czego chcesz?
- Mi też miło cię słyszeć. Dzwonię, żeby przekazać coś ważnego, twoja matka nie żyje, była chora . Pomyślałem, że chciałbyś o tym wiedzieć.
Brian nagle zapomniał o złości. Nie wiedział co powiedzieć. Ponieważ milczał, ojciec mówił dalej.
- To stało się nagle, po prostu się nie obudziła.
- Była zdrowa. To niemożliwe…
- Ale prawdziwe. Przykro mi jutro jest pogrzeb.
- Nie zdążę dojechać…
- Wiem. Nie bez powodu wywieźliśmy cię na drugi koniec kraju. Zaraz po pogrzebie wyjeżdżam. Dom jest twój. Sprzedaj go jeśli chcesz. Wyjedź gdzieś na studia. Nie życzę ci takiego życia jakie czeka na ciebie w tym domu. Ale zrobisz jak chcesz.
- O czym ty mówisz, jakiego życia? Halo?- ale nikt się nie odezwał. Brian Z furią rzucił telefon na stół. Zacisnął pięści, nie chciał okazywać emocji. Nie mógł się rozsypać tak jak ostatnio. Ale w głębi duszy czuł to co przed wieloma laty. I znowu nie mógł się pożegnać.
Odwrócił się i zobaczył, że dziadek przygląda mu się stojąc w przejściu.
- Mama umarła- powiedział tylko. Był pewien, że widzi w oczach staruszka współczucie

Dopiero kilka dni temu postanowił wrócić. Planował to już od dawna, ale brakowało mu odwagi. Lecz teraz nie miał wyboru. Na pogrzebie dziadka podeszła do niego siostra ojca mówiąc, że dom należy teraz do niej, a skoro ma własny mógłby się wyprowadzić.
Nie, to nie była odwaga. Musiał wrócić.
Odstawił zdjęcie na miejsce i wszedł po drewnianych schodach na górę. Uchylił pomalowane na biało drzwi i uśmiechnął się mimo woli. Chłonął widok swojego dawnego pokoju, w ciemnych kątach kryły się wspomnienia, których nie chciał pogrzebać. Pamiętał jak schował się z Elodie pod łóżkiem, kiedy zbili stary wazon babci, i jak ukrywali małego kociaka znalezionego podczas powrotu ze szkoły.
Zdjął kurtkę i podszedł do worka treningowego zawieszonego w rogu pokoju. Któregoś dnia ojciec powiedział mu, że prawdziwy mężczyzna musi umieć się bić. „Kto będzie bronił Elodie?”- powiedział mrugając do syna, jakby odkrył jego sekret. „Nie zawsze będziesz mógł chwać się za matką.” Przez lata często zastanawiał się czy, gdyby potrafił walczyć, uchroniłby przyjaciółkę. Ale wiedział, że to nie kwestia pięści, po prostu nie potrafił jej ocalić. Ale nie mógł wybaczyć sobie tego, że ją zostawił.
Zacisnął dłonie w pięści i zaczął uderzać w worek. Początkowo robił to tak jak uczyli go na treningach, ale potem ogarnęła go furia. Uderzał coraz silniej, wkładał w każdy cios całą swoją złość i rozczarowanie. Wymierzał ciosy dotąd, aż wzrok zasnuła mu niebieskawa mgła. Przestał walczyć i objął worek próbując odegnać mgłę z pod powiek. Często, kiedy się denerwował, jego gniew przybierał ten kształt zasłaniając mu pole widzenia. Zamrugał kilkakrotnie, spojrzał na worek i wymierzył ostatni cios. Spojrzał na swoje dłonie, kostki były czerwone i lekko opuchnięte. Musi poszukać rękawic.
Westchnął uspokajając oddech i rzucił się na łóżko uderzając z impetem w jego drewnianą ramę. Stęknął z bólu. No tak, łóżko było już zdecydowanie z małe. Pamiętał jak leżąc w nim wieczorem przyglądał się trenującemu ojcu. Po kilku dniach od zamontowania worka było pewne, że zrobienie syna mężczyzny, to tylko pretekst. Tak naprawdę kupił go dla siebie. „Na razie nie możesz z niego korzystać.”- mówił. „Najpierw teoria, potem praktyka. Nie możesz bezmyślnie walić w worek. Zawsze wracaj do tej pozycji. Uderzaj pewnie. Oddychaj miarowo.” Tak naprawdę nigdy nie pozwolił synowi włożyć rękawic. Dopiero kiedy Brian przeprowadził się do dziadka, postanowił zapisać się do klubu sportowego. Tam nauczył się walczyć.
Wstał zrezygnowany i zszedł na dół by w końcu przynieść walizki. Zadrżał czując na mokrej od potu skórze chłodny dotyk powietrza. Noce zawsze były tu bardzo zimne. Wyjął z kieszeni klucze i otworzył bagażnik. Walizka i trzy kartony, tylko tyle posiadał. Postawił wszystko na chodniku i zatrzasnął klapę. Kiedy pochylił się, żeby podnieść pudła usłyszał za sobą jakiś dźwięk.
Syk i drapanie.
Trzymając w rękach ciężkie pudła, podszedł w tamtym kierunku szukając źródła dźwięku.
- Jest tam ktoś?- zapytał ciemność.
Uniósł głowę słysząc sekst liści i drapanie. Włożył rękę do pudła szukając po omacku znajomego metalowego kształtu. Jest. Wyciągnął z kartonu latarkę i zapalił ją. Jasny snop światła padł na drzewo oślepiając go na chwilę. Zobaczył wśród liści ciemny kształt i duże żółte oczy.
- Zjeżdżaj stąd.- syknął rzucając w kota piłką do tenisa. Zwierzę prychnęło z furią i zniknęło w ciemności.
Brian wyłączył latarkę i wrzucił ją do kartonu.
Nienawidził kotów i miał powód.
Podniósł swoje rzeczy i zaniósł je do sypialni rodziców. Zdjął nakrycie z łóżka i położył się na nim w ubraniu, mając nadzieję, że nie udusi się kurzem podczas snu.
***
- Nie ten! Przecież jest brzydki!- powiedziała Elodie marszcząc nos w udawanym obrzydzeniu- Zerwij białe.
Brian westchnął zrezygnowany. Dziewczyny są takie trudne w obsłudze! Podszedł do klombu pełnego drobnych białych kwiatków i spojrzał pytająco na przyjaciółkę. Kiwnęła głową z uśmiechem. Długie, jasne loki zatańczyły wokół jej twarzy odbijając promienie słońca. Bujała się na huśtawce wydając radosne okrzyki. W białej sukience wyglądała jak anioł. Chłopiec pochylił się nad klombem i zerwał garść kwiatów. Elodie westchnęła patrząc na niego.
- Bez korzeni.- powiedziała zrezygnowana.
- Ja tam nadal myślę, że to dziewczyna powinna przynieść kwiaty.- odparł niepewnie, posłusznie pozbawiając bukiet korzeni.
- Jesteś chłopakiem więc się nie znasz, Bri.- powiedziała tonem znawcy.- W filmie to chłopak przynosił kwiaty.
Spojrzał na nią z pode łba.
- Nie nazywaj mnie tak. To głupie. Chłopaki się śmieją.
- Dobrze, Bri.- Odparła z niewinnym uśmiechem. Mad górną wargą miała mały pieprzyk, dzięki któremu wszyscy nazywali ją „naszą małą Marilyn”.
Zeskoczyła z huśtawki i wzięła Briana za rękę.
- Dokąd idziemy?- zapytał.
- Do „Tunelu miłości”, tam będzie idealnie- rozmarzyła się.
Ciągnęła za sobą zrezygnowanego Briana, który szedł jak na egzekucję. Kilka dni temu obejrzała film „Uciekająca panna młoda” i doszła do wniosku, że najwyższy czas, żeby wzięli ślub. Próbował jej wytłumaczyć, ze to obciach, ale nie chciała słuchać. Obiecała mu, że nie ucieknie więc niechętnie się zgodził.
- Masz obrączki?- zapytała, kiedy stanęli przed sobą w „Tunelu miłości”.
Kiwnął głową i wyciągnął z kieszeni dwie gumy do żucia z przyczepionymi metalowymi pierścionkami. Dużo wymówek kosztowało ukrycie zakupu przed kolegami. Już za sam fakt przyjaźni z dziewczyną nazwali go pantoflarzem. Ale wiedział, że to z zazdrości, bo Elodie była najładniejszą dziewczyną w szkole. Mama mu to wytłumaczyła.
-Co teraz?- zapytał niepewnie.
- Musimy założyć sobie obrączki i powiedzieć: „Obiecuję, że będę cię kochać aż do śmierci”.
- No więc… obiecuję.- powiedział wciskając jej na palec pierścionek i czerwieniąc się przy tym jak burak. Uśmiechnęła się tylko z jego wymijającej odpowiedzi, ale nie naciskała. Sama powiedziała regułę od początku do końca patrząc na Briana z uwielbieniem.
- Nie mam mowy!- Powiedział odgadując jej zamiary.- Żadnego całowania!
Widząc, że jego protesty zdały się na nic, odwrócił się gwałtownie i zaczął uciekać.
- Tylko jeden całus, Bri.- krzyknęła goniąc go i śmiejąc się głośno.
- Nie zmusisz mnie, El! To obrzydliwe!
W końcu potknął się o wystający korzeń i upadł na trawę. Elodie, która w tym czasie złapała go za koszulę, upadła obok niego.
- Widzisz to przez ciebie.- powiedziała wypluwając trawę.
- To nie ja goniłem cię wypełniając jakieś chore rytuały.
- R o m a n t y c z n e. Nie c h o r e.- powiedziała z naciskiem.- Zobacz, kotek. Taki jak nasz. A tam jest drugi. Bri, dlaczego one się tak ślinią?
- Nie wiem, ale mama mówiła, że to niedobrze.
Koty pojawiały się wszędzie, syczały wściekle zbliżając się do dzieci.
- Boję się, Bri. Chodźmy stąd.- szepnęła Elodie drżącym głosem.
....

Patrycja Kuchta
 -------------

 Jakie jest Wasze zdanie? Co sądzicie o przedstawionym fragmencie?

Fotki to już moja twórczość, tak na klimat :)

czwartek, 10 stycznia 2013

Jacek Krakowski "Zgubne dziedzictwo"




Wydawnictwo: Pi
Data wydania: sierpień 2012
Oprawa: miękka
Liczba stron: 191
Seria: Super kryminał tom 17





 29 października 2011 roku do Kostrzyna nad Odrą przyjeżdża z rodzinnego Olsztyna, Laura Sawicka. Powód jest niestety dość przykry: w Chinach, podczas kuracji zmarła jej dalsza krewna, ciotka Zenobia Kruszyńska. Już podczas pogrzebu, dziewczyna zauważa pierwsze oznaki braku sympatii pomiędzy członkami rodziny, której do tej pory tak naprawdę nie znała. Z cmentarza żałobnicy udają się do willi ciotki Aurelii, w której ma zostać odczytany testament zmarłej.

Zanim to jednak nastąpiło, Laura poznała część historii rodzinnych. A jak to bywa w dużych rodzinach, gdzie wśród osób spokrewnionych są też spowinowacone, gdzie jedni są bogaci a inni biedni, wtedy do "utopienia w łyżce wody" niewiele brakuje.

Ciotka Zenobia należała właśnie do tej bogatej części rodziny, ba, nawet spore kwoty łożyła na pomoc poszczególnym osobom. Kobieta wróciła do kraju w 1996 roku, kiedy to po śmierci męża zdecydowała się opuścić Brazylię. Małżonkowie dorobili się tam milionów dzięki plantacjom kawy i bawełny oraz inwestycjom w nieruchomości.

Jak dotychczas historia jak z powieści obyczajowej. Jednak do momentu odczytu testamentu. Gdy rodzina usłyszała od notariusza, Waleriana  Hubertusa, kto dziedziczy cały majątek, rozpoczęły się kłótnie. Cisza zapadła w momencie, gdy w drzwiach stanęła... Zenobia Kruszyńska.

Przed młodą policjantką Laurą postawiono trudne zadanie. Poznać na tyle skomplikowane koneksje rodzinne, by odnaleźć sprawcę morderstw. Tak, tak, to nie moja pomyłka w liczbie mnogiej słowa morderstwo. Nie zdradzę jednak szczegółów.

Uwielbiam kryminały, jednak ta książka mnie rozczarowała. Starałam się skupić na zrozumieniu kto jest kim dla kogo, czyje dziecko, która żona, kto jest rodzony, kto przyrodni. Moim zdaniem autor wprowadził zbyt wiele skomplikowanych powiązań i czytelnik zamiast skupić się na akcji kryminału próbuje tworzyć sobie drzewo genealogiczne.



Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Polacy nie gęsi, Z literą w tle, Trójka e-pik, Z półki, Book z nami (1,2cm), Czytamy kryminały, 52 książki
Wpis z tagiem: Baza recenzji Syndykatu ZwB

środa, 9 stycznia 2013

W Nowym Roku kontynuuję wyzwania z roku poprzedniego

Zgodnie z tym co obiecałam publikując ostatnio posta o nowych wyzwaniach - teraz o tych, które będę kontynuować. W 2012 zaczęłam prowadzić bloga, zaczęłam też swój udział w wyzwaniach:


Chcąc nie chcąc czytając, ilość książek dobija do jakiejś liczby, nie ważne z jakiego wyzwania jest pozycja tu i tak się liczy, więc cóż mi szkodzi... Będę zatem je zliczać. Ogólny zarys w zakładce Wyzwania czytelnicze 2013, szczegóły zaś TUTAJ

* * *



Kasię Michalak pokochałam miłością ogromną, teraz już nie pamiętam dlaczego kupiłam i przeczytałam pierwszą książkę... Ważne, że mam już kolejne i czytać będę. Zachęcam wszystkich. Po szczegóły odsyłam TUTAJ

* * *



Jako wielbicielka Agathy Christie nie mogę przejść obojętnie wobec tego wyzwania. Zwłaszcza, że "obowiązek" wymaga 1 książki na pół roku. Tylko... książki mi się na półce skończyły :( Szczegóły znajdziecie TUTAJ

* * *


Wyzwanie promujące rodzimych autorów, trwa ono rok i "zobowiązuje" nas do 12 lektur w tym czasie. Minimum :) Szczegóły TUTAJ

* * *


Baner ze styczniowej edycji wyzwania. Polega ono na przeczytaniu aż 3 książek miesięcznie z podanych kategorii. Nie wiem dlaczego to najbardziej wymagające wyzwanie najbardziej mnie wciągnęło - TUTAJ  szczegóły


* * *



Wyzwanie, które pojawiło się znienacka we wrześniu 2012. Polega ono na przeczytaniu dowolnej ilości książek, których nazwisko autora zaczyna się na podaną przez autorkę literę. Szczegóły TUTAJ


* * *


To bardzo motywujące wyzwanie... Do czytania swoich książek, by nie zbierały tylko i wyłącznie kurzu. Poprzedni rok okazał się sukcesem - 30 przeczytanych pozycji, Teraz idę na najgłębszą wodę i zgłosiłam poziom MISTRZ - powyżej 31. Dam radę! Szczegóły TUTAJ


A Wy w jakich wyzwaniach bierzecie udział?
Czy zaczynacie coś nowego czy same kontynuacje?

Wszystkim kochającym wyzwania i czerpiącym z nich same pozytywy życzę powodzenia w ich realizacji! :)

wtorek, 8 stycznia 2013

Katarzyna Michalak "Sklepik z niespodzianką. Adela"



Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 25.07.2012
Oprawa: miękka
Liczba stron: 288
Seria: Z kokardką tom 2




Długo zwlekałam z przeczytaniem tej części Sklepiku z Niespodzianką. Mimo, że poprzednia część zakończyła się tak, że jak najszybciej chciałam dowiedzieć się co dalej, to z drugiej strony wiedziałam, że i tak Lidka (tom 3 Serii z kokardką) jeszcze nie jest wydana.

W końcu sięgnęłam... i jak ja wytrzymam teraz do premiery ciągu dalszego??

Jako, że recenzja dotyczy kontynuacji to tradycyjnie proszę, by ten kto nie czytał "Sklepiku z Niespodzianką. Bogusia" nie psuł sobie lektury i nie czytał dalszej części tego tekstu. Chyba, że na własną odpowiedzialność.

Książka na szczęście (nie wiem tylko czy moje czy Autorki :) ) rozpoczyna się w momencie, na którym zakończyła się poprzednia część: wizytą Anny Potockiej u Bogusi. Hrabina przyszła przypomnieć dziewczynie, że to ona nadal jest żoną Wiktora. A że nie było jej trzy lata... a teraz pojawia się tak po prostu i to bez słowa wyjaśnienia...

Domysłów w Pogodnej i wśród przyjaciółek Bogusi nie brakuje. Każdy próbuje wymyślić wiarygodną przyczynę zniknięcia Anny Potockiej. Czy komuś się uda? Czy osoba, która wróciła do Pogodnej jest Anną czy Anitą? Czy mąż i syn wybaczą kobiecie trzy lata milczenia?

Ktoś kiedyś napisał, że powieści Katarzyny Michalak są optymistyczne i bajkowe. Może i jest w tym część prawdy, jednak w tej części Sklepiku nie brakuje życiowych problemów.

Adela w obliczu powrotu Anny Potockiej powraca do przeszłości, do czasów swojej wielkiej miłości do Wiktora. Jej opowieść o tamtych czasach jest pełna bólu, wstydu i żalu. Nie tylko do Potockiego, lecz przede wszystkim do panien Kwiecień. Bohaterka opowiada o swoim dzieciństwie w krakowskiej wielodzietnej rodzinie, o dramacie swojej cioci, a potem o ucieczce.
Adela Niwska nie miała łatwego życia, a teraz los nadal nie pomaga tej czterdziestoletniej kobiecie. Jest samotna, prześladują ją duchy przeszłości a do tego dowiaduje się, że czeka ją ważna życiowa decyzja.

Problemy nie ominęły również ciężarnej Konstancji, której przyjaciółki starają się pomóc. Bogusia z kolei staje przed szansą zostania gwiazdą telewizji a potem właścicielką kamieniczki.

Jakie niespodzianki kryją się w tym tomie serii odkryjcie sami. Książka jest po prostu świetna. Prosta, przystępna, bez zbędnych opisów. Łzy można wylewać z kilku powodów, lecz i dla ciała też tu coś znajdziemy: przepisy na kąpiele i peelingi cioci Krysi.
Autorka postawiła w tej części ponownie na atuty przyjaźni, na miłość, która jest tuż obok a my jej nie dostrzegamy. Zwróciła też uwagę na fakt, jak ważne w naszym życiu jest zdrowie i co może w nim zmienić jego załamanie.

Pozostaje mi życzyć miłej lektury!


Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Trójka e-pik (styczeń), Daj się zaczarować Kasi Michalak, Polacy nie gęsi, Book z nami (2,1cm), Pod hasłem, Z półki, Czytanie po Polsce czyli wyzwanie miejskie, 52 książki

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Nie będę owijać w bawełnę - WYNIKI KONKURSU



Kilka osób zapewne czekało na tego posta z niecierpliwością. Jednak zalała mnie fala wyzwaniowa... tylu postów to nie miałam nigdy dotąd!
Do tego moje dziecię się rozchorowało....

A i wszystkie prace przeczytałam raz jeszcze, jedną po drugiej, by ocena była najbardziej sprawiedliwa.

Niestety z konkursu musiałam odrzucić jedną pracę. Okazało się bowiem, że była ona już publikowana w internecie w 2010 roku. Wprawdzie nie zastrzegałam, że ma to być fragment stworzony na potrzeby konkursu, ale... nie będę dociekać czy został skopiowany od kogoś innego czy też ktoś próbuje szczęścia ponownie. Zresztą, nie ja muszę się tu tłumaczyć.

Do rzeczy: Nagrodę wygrywa.....

Patka! 

Praca była dłuższa niż oczekiwałam, ale nie jej długość zwyciężyła. Po prostu było tam to Coś :) Jeśli zrobisz z tego książkę i wydasz to ja już zapisuję się na nią :)

Wszystkim dziękuję za udział i zapraszam na kolejny konkurs.

Zwyciężczyni gratuluję i poproszę o adres do wysyłki.

niedziela, 6 stycznia 2013

Maria Ulatowska "Pensjonat Sosnówka"



Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: maj 2011
Oprawa: miękka
Liczba stron: 360
Seria: Sosnowe dziedzictwo tom 2






"Pensjonat Sosnówka" to kontynuacja debiutanckiej powieści Marii Ulatowskiej "Sosnowe dziedzictwo". Jeśli nie czytałaś / -eś części pierwszej, nie psuj sobie dobrej lektury i nie czytaj tej recenzji.

Książka rozpoczyna się króciutkim rozdzialikiem z października 2010 roku, w którym panna młoda - Anna - prosi autora jej portretu o narysowanie drzewa genealogicznego. Jednak autorka nie wyjawia - słusznie zresztą - ani imienia pana młodego ani żadnych innych szczegółów, by zachęcić, skusić wręcz, czytelnika do pochłaniania kolejnych stron powieści.

Potem jest "Wcześniej...". Poznajemy zatem przebieg pierwszych Świąt Bożego Narodzenia w Sosnówce. Ciepłą i rodzinną wręcz atmosferę. Anna zaprosiła do siebie swoją warszawską rodzinę, Dyzia, Irenkę, rodzinę Koniecznych. Autorka bardzo precyzyjnie opisała, czym kierowali się bohaterowie dobierając prezenty tak, by obdarowanemu sprawić prawdziwą radość.

Anna podejmuje poważną decyzję - zostaje w Sosnówce na stałe, musi zatem wynająć warszawskie mieszkanie rodziców. Bohaterka nawiązuje też nowe przyjaźnie: z pierwszym gościem pensjonatu - Marceliną Krzewicz-Zagórską oraz z autorką "Maleństwa" Heleną Markiewicz, której książkę musi przygotować do druku jako pracownica wydawnictwa "Oczko".

"Pensjonat Sosnówka" mogłabym nazwać książką o powrocie żon. Nieoczekiwanie bowiem w Sosnówce pojawia się Eulalia Bartczak, a później w Towianach - Wiola Konieczna. Co wyniknie z tych nagłych wizyt? Nie zdradzę, dbając oczywiście o Wasz komfort czytelniczy.

Ta część sosnowej serii została bardzo wzbogacona o nowych bohaterów. Poznajemy bowiem gości pensjonatu: Urszula i Mieczysław Kwiatkowscy, Lidia i Wiktor Jaromirscy, Władysława i Bronisław Nowiccy czy Barbara i Damian Szaniawscy wraz z Bartkiem Lewickim.  Okazali się oni bardzo ciekawymi postaciami, a powody jakie sprawiły, iż znaleźli się w pensjonacie są odrębnymi, interesującymi historiami. Jakie emocje i wydarzenia stały się ich udziałem? Odpowiedź znajdziecie w powieści.

Czym jeszcze mogę Was skusić? Może nowymi mieszkańcami Sosnówki? Któż to mógł być? Dlaczego dworek wymagał rozbudowy? Kto i jak przekonał braci Maliniaków, by chronili Annę? Oraz czyj podwójny ślub odbył się 2 października 2012 roku? Serdecznie zapraszam do przeczytania książki.



Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Polacy nie gęsi..., Trójka e-pik, Book z nami (2,2cm), 52 książki

oraz dzięki akcji Włóczykijka


sobota, 5 stycznia 2013

Nowy Rok - nowe wyzwania... czytelnicze

Nadszedł Nowy Rok 2013 a wraz z nim blogosferę zalała fala nowych wyzwań. Każdy chce zachęcić innych do czytania pod kątem tego właśnie wyzwania. Mają one na celu zachęcić do poznania tych książek, po które nie sięgamy z różnych powodów, mają pokazać nam, że to, czego na codzień nie czytamy też może być fajne.
Wyzwania wbrew temu co niektórzy sądzą, nie są po to by zmuszać, by narzucać. To ma być ZABAWA! A że dzięki temu prowadzimy rankingi czy listy z linkami... chyba lepsze to niż zaszycie się w kącie i oglądanie tv.

Ależ mnie wzięło na przemyślenia.... Do rzeczy.

W 2013 roku podjęłam się 12 wyzwań. Tak, to nie błąd - dwunastu. W tym poście przedstawię te, które są dla mnie nowe, których nie było w moim życiu w zeszłym roku.

Kolejność alfabetyczna.


To wyzwanie, które istniało już w 2012 roku, jednak ja dotarłam do niego dopiero pod koniec grudnia. Dlatego całę wyzwanie wraz z dwoma debiutami postanowiłam dopisać do zakładki wyzwań 2013.
Przekaz banerka jest megaczytelny  czytamy Debiuty pisarskie.
Podstawowe informacje wyzwania znajdują się w Wyzwania czytelnicze 2013 a szczegóły znajdziecie TUTAJ


* * *


Wyzwanie, które ma na celu przeczytanie książek, których tytuł zaczyna się na kolejną literę alfabetu w poszczególnych miesiącach.
Podstawowe informacje w mojej wyzwaniowej zakładce, a szczegóły TUTAJ

* * *


 Piękny banerek kuszący wprost do przeczytania dziecięcych książeczek. Jako, że autorka ma pewne wymogi szczegółowe odsyłam do konkretnych informacji TUTAJ.

* * *


To moje autorskie wyzwanie. Wszystkie informacje TUTAJ. Zapraszam serdecznie.

* * *

EDIT 06.01.2013 - likwidacja banera (organizatorka nie opublikowałą moich postów, nie odpisała - rezygnuję), zamierzam wziąć udział w wyzwaniu Przeczytam tyle ile mam wzrostu, jednak przez pierwotnych autorów tego wyzwania, czyli BOOK Z NAMI.

Mam podobno 154 cm, do tego wyzwania nic tylko się cieszyć, że nie np. 178cm :) Czy mi się uda wyzwanie zakończyć sukcesem nie wiem, ale nie zaszkodzi spróbować i mierzyć grzbiety książek - żebym tylko o tym pamiętała, zwłaszcza w przypadku nie swoich pozycji.


A już niebawem zapraszam na post z wyzwaniami czytelniczymi, które kontynuuję z 2012 roku. Będzie też recenzja "Pensjonatu Sosnówka" Marii Ulatowskiej.


czwartek, 3 stycznia 2013

Uwaga uwaga jeszcze tylko jutro...

...można przesyłać prace konkursowe w moim pierwszym konkursie. Szczegóły TUTAJ

Serdecznie zapraszam do wzięcia udziału - każdy ma jeszcze szanse.

A już w mojej główce kiełkuje pomysł na kolejny konkurs... chcecie?

Jestem też ciekawa czy Klementynka - czyli osoba, która złapała licznik na 3333 - przeczytała już nagrodę niespodziankę? :)

A blog obserwuje już ... aż 44 osoby! Dziekuję serdecznie :)

Mam jeszcze jeden ogromny powód do radochy - moje wyzwanie - bałam się klęski, klapy, porażki czy jak to nazwać... a tu taka niespodzianka :) tylu chętnych, pierwsze linki - wielkie dzięki! :)
Niezdecydowanych oczywiście zapraszam
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...