Dzisiaj zapraszam Was na siódmy już wywiad na moim blogu. Tym razem starałam się odkryć nieco tajemnic Rafała Lewandowskiego, młodego autora, którego książki są warte przyciągnięcia uwagi. Może dzięki temu skusicie się na ich przeczytanie. Ja polecam, czytałam dwie i na tym nie poprzestanę.
Wywiad zawiera też pytania od Was - dziękuję za wszystkie! Zapraszam do lektury, bowiem autor odpowiedział naprawdę ciekawie.
Ejotek: Rafale, masz 25 lat a wydałeś już sześć książek.
Kiedy poczułeś, że chcesz zostać pisarzem?
Dawno, nawet bardzo dawno. Myślę, że taka myśl pojawiła się już
wtedy, gdy dopiero co nauczyłem się czytać, ale wtedy oczywiście
nie przypuszczałem, że w przyszłości rzeczywiście będę się
tym zajmował. To uczucie co jakiś czas dochodziło do głosu,
podejmowałem pierwsze, może nawet nieco nieporadne literackie
próby, które kończyły się zazwyczaj na paru stronach, po których
porzucałem dany pomysł. Jednak tak na poważnie zrozumiałem, że
chcę się tym zajmować dopiero w okresie licealnym. Wówczas
uświadomiłem sobie, że naprawdę tego chcę i co więcej, że stać
mnie na to, by pisać powieści. Dobre powieści. Co prawda później
wielokrotnie w to wątpiłem, jednak to właśnie wtedy obrałem ten
kierunek, którego przez ostatnie lata się trzymałem.
Ejotek: Opowiesz jak to się stało, że wydałeś pierwszą
książkę? Kto Ci pomógł? Kto przeczytał ją jako pierwszy?
Skoro już ją napisałem, to oczywiście chciałem też wydać,
prosta sprawa. Starałem się o to we własnym zakresie, nikt mi w
tym nie pomagał, gdyż wtedy praktycznie jeszcze nikt nie wiedział
o tym, że piszę, ukrywałem to zarówno przed rodziną jak i
znajomymi. Po pierwsze, chciałem ich zaskoczyć. Po drugie, nie
chciałem się zdradzać z tym, że coś tam sobie piszę, bo wtedy
jeszcze nie wiedziałem, czy cokolwiek z tego będzie, czy po prostu
się nie ośmieszę. Nie wiem, kto przeczytał ją w całości jako
pierwszy, pewnie ktoś z wydawnictwa. Wiem natomiast, kto czytał jej
nieliczne fragmenty jeszcze przed publikacją. Był to mój najlepszy
przyjaciel, którego jako jedynego dopuściłem do swojej tajemnicy
na tak wczesnym etapie powstawania mojego debiutu.
Ejotek: „Efekt motyla” (czyli Twój debiut) skojarzył mi się
z filmem, czy i Ciebie zainspirował film
czy to zupełnie
przypadkowy dobór tytułu?
Inspiracją nie był film, aczkolwiek dobór tego tytułu nie był
przypadkowy. Wziął się on stąd, że motto tej książki
pochodziło z piosenki o tym samym tytule. Jednak widzę, że
większość ludzi kojarzy ten film niż twórczość wrocławskiego
zespołu Pepe Skuad. Swego czasu nawet żałowałem, że właśnie
tak zatytułowałem swój debiut, bowiem pytanie o to, czy
inspirowałem się tym właśnie filmem było chyba najczęściej
zadawanym pytaniem w kontekście tej powieści. Chociaż już dawno
na nie nie odpowiadałem, myślałem nawet, że ten etap jest już za
mną.
Ejotek: Jak widać „Efekt motyla” powrócił :) A czy trudno
było wydać debiutancką książkę?
Wydanie debiutanckiej powieści to trudna sprawa, ale wbrew pozorom
później też wcale nie jest łatwiej. Chyba, że już na początku
drogi trafiło się do dużego i znanego wydawnictwa, ale w przypadku
zdecydowanej większości debiutantów to mało prawdopodobne.
Chociaż taka Olga Rudnicka dostała szansę od wydawnictwa
Prószyński i S-ka, gdy miała chyba ze dwadzieścia lat. W sumie
też bym tak chciał. Debiutantom, zwłaszcza bardzo młodym, jest o
tyle trudniej, że po prostu nie znają realiów rynku książki,
zazwyczaj się w tym nie orientują, czego naturalną konsekwencją
są popełniane przez nich błędy. Sam w przypadku „Efektu motyla”
skupiałem się na tym, by go w ogóle napisać, doprowadzić
opisywaną historię do końca. Wtedy jeszcze nie zastanawiałem się
nad kwestiami wydawniczymi. Gdy powieść była już gotowa,
wydrukowałem ją na domowej drukarce po czym… schowałem do
szuflady. Dopiero po pewnym czasie zdecydowałem się wysłać ją do
wydawnictw. Naiwnie myślałem, że dalej to już będzie z górki.
Jednak okazało się, że to dopiero początek drogi. O tym, że nie
była ona łatwa najlepiej świadczy fakt, że napisałem tę książkę
w wieku osiemnastu lat, chodząc jeszcze do liceum, a wydałem ją
dopiero dwa lata później, będąc już studentem.
Ejotek: Jakie były opinie kiedy już była dostępna dla
czytelników? Czy to oni zdopingowali Cię do dalszego pisania?
Opinie były dość pozytywne, chociaż nie spłynęło ich do mnie
zbyt wiele. Wbrew moim wcześniejszym obawom nie spotkałem się
wówczas z jakąś ostrą krytyką, chociaż pojawiały się też
inne, mniej entuzjastyczne głosy. Jednak wcale mi to nie
przeszkadzało, sam zdawałem sobie sprawę, że jeszcze sporo pracy
przede mną, że muszę się dużo nauczyć, jeżeli chcę cokolwiek
ugrać w tej branży. A chciałem. Bardzo. Może nawet za bardzo.
Opinie na temat debiutu ani mnie nie zdopingowały do dalszego
pisania, ani nie zdemotywowały. Były praktycznie bez znaczenia, no
może z małymi wyjątkami. Po prostu czułem wtedy głód pisania,
chciałem dalej się tym zajmować, bez względu na wszystko.
Ejotek: Jak długo piszesz każdą kolejną książkę? Krócej,
ponieważ masz już doświadczenie? Czy może nie ma to znaczenia?
To jak długo pisałem każdą z moich książek mogą sobie
sprawdzić wszyscy czytelnicy. Zawsze na końcu swych powieści
podaję miejsce i przedział czasowy, w jakim je pisałem. Nadmienię
jednak, że jest to czas „pisania właściwego”, nie uwzględnia
on całego procesu koncepcyjnego, ani późniejszych drobnych
poprawek. Oczywiście zdobyte przez te lata doświadczenie ma ogromne
znaczenie. Nie określiłbym jednak, że dzięki niemu pisanie idzie
mi krócej, użyłbym raczej określenia sprawniej. Poza tym każda
książka to nieco inna historia, do każdej z nich należy
podchodzić indywidualnie. Ogólnie można jednak powiedzieć, że im
dłuższa powieść, tym więcej czasu potrzeba na jej napisanie.
Może brzmi to mało odkrywczo, ale tak po prostu jest. W ramach
przykładu porównam dwie moje książki: „Bonus” i „Zbrodnię
w BTW”. Na napisanie 160 – stronicowego „Bonusu”
potrzebowałem niecałego miesiąca, a na 60 stron „Zbrodni w BTW”
zaledwie tygodnia. Podkreślam, że to czas „pisania właściwego”,
gdy wszystko mam już dokładnie przemyślane, opracowane w postaci
bardzo szczegółowego planu wydarzeń. Wtedy tylko siadam i całymi
dniami piszę, skupiając się głównie na tym, co mam do napisania.
Ejotek: Czy akcje wszystkich książek umieściłeś w swoim
rodzinnym mieście – Bełchatowie?
Nie. W Bełchatowie umieściłem tylko akcję „Zbrodni w BTW”. To
jednorazowy zamysł, nie zamierzam ponownie wykorzystywać tego
miasta jako tła do opisywanych przeze mnie historii.
Ejotek: Główny bohater „Niemego” poszukuje swoich przodków
i jest osobą niemą. Czy Ty w swoim prywatnym życiu fascynujesz się
genealogią i jesteś lub masz styczność z osobą niemą? Jeśli
nie, to skąd pomysł na takiego bohatera?
Trzy razy nie. Nie fascynuję się specjalnie genealogią. Nie jestem
niemy, co najwyżej małomówny. Nie mam też styczności z ludźmi
niemymi. Chciałem stworzyć charakterystycznego bohatera,
wyróżniającego się czymś. Uznałem, że musi się to wiązać z
jakąś ułomnością, niedoskonałością. Po wielu przemyśleniach
ostatecznie padło na brak mowy, chociaż długo zastanawiałem się,
czy napisanie trylogii, w której główny bohater nie mówi ani
słowa, jest w ogóle możliwe. Okazało się, że jednak da się to
zrobić. Ogólnie najpierw stworzyłem Rafaela Wellsa, obdarzyłem go
pewnymi cechami, a dopiero później zająłem się wymyślaniem
przygód, w jakie zostanie uwikłany. To wyjątek, bo w przypadku
poprzednich książek zawsze zaczynałem od historii, a dopiero potem
kreowałem bohaterów, którzy mieli wziąć w niej udział.
Ejotek: Czytałam „Niemego” i wyczekuję na kolejny tom
trylogii, czy znasz już datę premiery?
Nie znam dokładnej daty premiery, ale myślę, że drugi tom „Niemej
Trylogii” ukaże się w lipcu tego roku. Być może nawet w
pierwszej połowie lipca, aczkolwiek nie chcę niczego obiecywać.
Ejotek: Jakie tym razem przygody przygotowałeś dla bohatera?
Zdradzisz choć ułamek fabuły?
Trochę mogę zdradzić. Drugi tom pt. „Blok” będzie obfitował
w wiele niespodzianek. Zarówno dla głównego bohatera, jak i dla
czytelników. Akcja tej części „Niemej Trylogii” rozgrywa się
w cztery lata po wydarzeniach opisanych w „Niemym”. Rafael Wells
będzie już nieco dojrzalszy, całkiem niedawno rozpoczął nowy
etap swojego życia. Tym razem niemy bohater pozna kilka tajemnic z
przeszłości swoich rodziców. Znowu wyruszy w kolejną podróż
życia, w trakcie której dowie się także wiele o samym sobie.
Ejotek: Najpierw dziadkowie a teraz rodzice... dlaczego na to nie
wpadłam...? Która z Twoich książek jest Twoją ulubioną? A którą
najbardziej uwielbiają czytelnicy?
Nie potrafię wybrać ulubionej, muszę podać dwa tytuły: „Bonus”
i „Niemy”. Z obu tych pozycji jestem bardzo zadowolony, cieszę
się, że je napisałem. Natomiast nie jestem w stanie udzielić
odpowiedzi na pytanie, którą książkę uwielbiają czytelnicy. To
raczej oni powinni się wypowiedzieć na ten temat. Może warto by
było zrobić jakąś ankietę, zwłaszcza że z wykształcenia
jestem socjologiem. Między innymi, bo parę tych szkół skończyłem.
Zazwyczaj jednak większość osób kojarzy mnie z „Efektem
motyla”, aczkolwiek wcale nie jestem przekonany, czy aby na pewno
go czytali.
Ejotek: W takim razie dopinguję do stworzenia ankiety. Sama
jestem ciekawa jej wyniku. Czy pisanie to tylko Twoja pasja a
zarabiasz zupełnie inaczej? Czy może pisanie stało się już
zawodem?
Pisanie to niestety tylko moja pasja. Kiedyś rzeczywiście chciałem
na tym zarabiać. Właściwie dzisiaj nadal bym tego chciał, ale
zdaję sobie sprawę, że to już nierealne. Skoro przez tyle lat
zajmowania się tym, nie udało mi się przekuć tego hobby na pracę
przynoszącą sensowne dochody, to już raczej nie ma na to większych
szans. Stałem się realistą, wydałem kilka książek, już nie
jestem tym naiwnym nastolatkiem, który pisząc w zeszycie swój
debiut liczył, że zdobędzie w ten sposób sławę i wielkie
pieniądze. Podsumowując ten wywód: pisanie nie stało się moim
zawodem i już nigdy się nim nie stanie.
Ejotek: A gdzie lubisz pisać? W domu, na łonie natury, na kartce
czy w komputerze?
Zdecydowanie w domu. Początkowo pisałem też na nudnych lekcjach,
czy później na jeszcze nudniejszych wykładach, ale efekty takiego
tworzenia przy świadkach nie były zachwycające. Po prostu ciężko
mi się było wtedy skupić na pisaniu. Wszystkie moje powieści
powstawały najpierw w zeszycie, dopiero później przepisuję je na
komputerze. Niektórym wydaje się to pewnie stratą czasu, że
praktycznie muszę pisać ten sam tekst dwa razy, ale tak po prostu
wolę. Poza tym czytałem gdzieś, że odręczne pisanie pobudza inne
obszary mózgu (te odpowiedzialne za kreatywność) niż stukanie w
klawiaturę i być może rzeczywiście coś w tym jest.
Ejotek: Skąd czerpiesz pomysły? Siadasz i wymyślasz książkę
od początku do końca czy może tworzy się ona w trakcie pisania? A
może są to historie zasłyszane?
Zawsze mam problem z udzieleniem odpowiedzi na pytanie, skąd czerpię
pomysły. Trudno powiedzieć, one po prostu same przychodzą. Czasem
takim katalizatorem, który pobudza wyobraźnię do działania, jest
jakiś urywek właśnie oglądanego filmu, czy wers ze słuchanej
piosenki. Nazwałbym to takim błyskiem, punktem wyjścia, po którym
szkicuję sobie w myślach zarys całej powieści. Zanim usiądę do
pisania staram się wszystko przemyśleć jak najdokładniej. Przed
napisaniem pierwszego zdania mniej więcej wiem jak potoczy się dana
historia i jakie będzie jej zakończenie. Jednak już w trakcie
samego pisania dochodzą nowe pomysły, najczęściej na jakieś
poboczne wątki, dodatkowe smaczki, które nie zaburzają pierwotnie
opracowanej konstrukcji, a tylko wzbogacając konkretną opowieść.
Czasem myślę nawet, że to właśnie one decydują o większej
atrakcyjności książki, że bez nich byłaby ona znacznie słabsza.
Ejotek: Słuchasz muzyki pisząc czy potrzebujesz ciszy?
Zarówno do pisania jak i do czytania potrzebuję ciszy. Najlepiej
absolutnej, nie znoszę, gdy ktoś przeszkadza mi w wykonywaniu obu
tych czynności. Dlatego też podczas pisania nie słucham muzyki,
robię to przed pisaniem lub w trakcie przerw od pisania.
Ejotek: Czy jesteś rozpoznawalny w swoim mieście? Ktoś kojarzy
młodego autora?
Wydaje mi się, że nie. Myślę, że gdyby ktoś pokusił się o
przeprowadzenie krótkiej sondy ulicznej na temat: Czy wiesz, kim
jest Rafał Lewandowski?, to dziewięciu na dziesięciu mieszkańców
Bełchatowa odpowiedziałoby pewnie, że nie wie. A dialog z tą
jedną pozostałą osobą zapewne wyglądałby tak:
– Czy wiesz, kim jest Rafał Lewandowski?
– Oczywiście, że wiem kim jest Robert Lewandowski.
– Nie Robert. Rafał Lewandowski.
– Rafał? A nie, to jednak nie znam.
Może trochę przesadzam, może ktoś tam mnie kojarzy, ale z
pewnością nie jestem znaną postacią w swoim mieście. Może
gdybym zajmował się inną dziedziną sztuki byłoby inaczej, bo np.
na koncert jakiegoś lokalnego rapera to kilkadziesiąt osób
przyjdzie, ale żeby zaraz czytać książkę? Mam wrażenie, że
niektórych to przerasta, przeraża wręcz, nawet w przypadku tak
niewielkich pod względem objętości powieści jak moje.
Ejotek: Rozbawiłeś mnie tą odpowiedzią, zwłaszcza dialogiem
:) A o czym marzysz, tak prywatnie i tak zawodowo, tuż przed
wydaniem siódmej książki?
Przed wydaniem kolejnej książki marzę o tym, by wszyscy, którzy
czytali pierwszy tom „Niemej Trylogii”, sięgnęli także po
drugi, a potem oczywiście po trzeci. Jeżeli chodzi o inne marzenia
związane z moimi literackimi poczynaniami to są one raczej
nierealne, ale pomarzyć zawsze można. Marzy mi się np. ekranizacja
którejś z moich powieści, najlepiej „Bonusu”. Myślę, że na
podstawie tej książki mógłby powstać całkiem niezły,
trzymający w napięciu thriller. Jeśli czyta to jakiś reżyser
szukający pomysłu na nowy film to może śmiało do mnie napisać.
Nie mam nic przeciwko temu, każda taka propozycja zostanie przeze
mnie rozpatrzona. Ciekawe, ilu żartownisiów napisze teraz do mnie
mejla w tej sprawie?
Ejotek: Mogę odpowiedzieć za siebie: zamierzam sięgnąć po
drugi tom. Życząc spełnienia wszystkich marzeń – z ekranizacją
włącznie - dziękuję Ci za poświęcony czas i chęć udzielenia
odpowiedzi na moje – i nie tylko - pytania.
Dziękuję za wywiad, zwłaszcza że chyba po raz pierwszy
przepytywał mnie ktoś, kto naprawdę porządnie przygotował się
do rozmowy, a przede wszystkim czytał moje książki.
Wiem, że miałem wybrać jeszcze pięć pytań od czytelników, ale
były one na tyle ciekawe, że postanowiłem odpowiedzieć na nieco
więcej, bo chyba aż na trzynaście.
Pani Lecter
Okładka ''Niemego'' zaskakuje tym, że niewiele wspólnego ma z
tytułem i nie można dokładnie przed zakupem wyobrazić sobie na co
się porywamy. Jak duży wpływ miał Pan na wygląd graficzny
powieści?
Zawsze mam duży wpływ na projekty okładek, które zdobią moje
książki. Zazwyczaj sam wybieram grafików i przedstawiam im swoje
pomysły. Czasem dorzucają oni coś od siebie, ale nie zawsze jest
to zgodne z moją pierwotną wizją. Zdarza się też jednak, że ich
pomysły są jeszcze ciekawsze od moich. Na przykład bardzo cenię
sobie efekty inwencji twórczej Jakuba Brzozowskiego, który jest
odpowiedzialny za okładki „Bonusu” i „Zbrodni w BTW”. Ma on
naprawdę doskonałe wyczucie smaku, samym doborem kolorów potrafi
idealnie oddać klimat danej powieści. Jednak projektem graficznym
„Niemego” zajmował się już ktoś inny. Ogólnie miałem kilka
pomysłów na okładkę „Niemego”. Ostatecznie padło na ten, czy
był to najlepszy możliwy wybór trudno mi powiedzieć. Zresztą ten
projekt zbiera skrajne opinie, niektórzy się nim zachwycają, inni
wręcz przeciwnie. Ja jestem z niego zadowolony. Oprawą graficzną
kolejnych tomów „Niemej Trylogii” także zajmie się ten sam
grafik – Łukasz Buchała. Szata graficzna całej trylogii będzie
utrzymana w podobnym stylu, po prostu chciałem, żeby patrząc na
same okładki było widać, że są to części jednego cyklu. Front
„Niemego” może i rzeczywiście nie zdradza zbyt wiele, ale
myślę, że dzisiaj jednak większość czytelników przy wyborze
książki dla siebie kieruje się raczej jej tytułem i opisem niż
samą grafiką, chociaż oczywiście zdarzają się też i tacy.
Agnesto
Co czyta młody autor w wolnych chwilach, po jakich pisarzy sięga
chętnie, a jakiej literatury unika?
W wolnych chwilach sięgam po różne książki, ale w większości
jest to beletrystyka, nie interesują mnie biografie, poradniki,
poezja, itp. Zdecydowanie unikam książek pisanych lub
współtworzonych przez różnego rodzaju celebrytów, kompletnie nie
mam ochoty tracić swego czasu na czytanie czegoś takiego.
Najczęściej sięgam po powieści kryminalne i thrillery. Ciężko
jest mi wybrać jednego ulubionego autora, dlatego wymienię kilku,
których twórczość szczególnie sobie cenię. Do tego grona z
pewnością należy zaliczyć pisarzy takich jak: Jo Nesbø, Harlan
Coben, Michael Connelly, Håkan Nesser, Peter James, Dean Koontz czy
Camila Läckberg. Lubię też lżejsze klimaty, takie humorystyczne
powieści, jak te napisane przez Olgę Rudnicką, Joannę Fabicką
czy Maję Kotarską. Zdarza mi się też sięgać po powieści
obyczajowe Katarzyny Leżeńskiej, Izabeli Sowy, a z zagranicznych
autorek – Jodi Picoult. Oczywiście mógłbym tak wymieniać niemal
bez końca, bo na świecie jest naprawdę mnóstwo świetnych
pisarzy, z których twórczością warto się zapoznać.
Lustro Rzeczywistosci
Ma Pan jakieś zdanie na temat polskiej blogosfery? Śledzi pan
blogi?
Tak, od kilku lat dość uważnie śledzę książkową blogosferę.
W związku z tym zdążyłem już sobie wyrobić pewne opinie na jej
temat. Nie można tu generalizować, są blogi prowadzone lepiej i
gorzej. Przyznaję, że czasem irytują mnie blogerki (bo jednak
przeważnie zajmują się tym kobiety) zachwycające się absolutnie
każdą książką. Oczywiście każdy ma prawo do własnej opinii na
temat poszczególnych tytułów, ale jakoś nie chce mi się wierzyć,
że kilkadziesiąt ostatnio przeczytanych przez daną blogerkę
książek naprawdę zasługuje na oceny 5/6 czy 6/6. Dlatego takich
blogów nie traktuję poważnie, zwłaszcza przy planowaniu
książkowych zakupów. Na szczęście są także blogerzy, którzy
prowadzą swoje strony bardzo rzetelnie i można opierać się na ich
opiniach. Do tych rzetelnie prowadzonych blogów, które często,
może nawet codziennie odwiedzam, należą: Myśli i słowa wiatrem
niesione (Ann RK), Literaturomania (Wiki), Ejotkowe postrzeganie
świata (Ejotek) oraz Kryminalna Piła (Leszek Koźmiński). Poza
takimi typowo recenzenckimi blogami często zaglądam także na
stronę Pawła Pollaka, pomimo iż nie zgadzam się z częścią jego
poglądów (zwłaszcza z tym wrzucaniem wszystkich self-publisherów
do jednego wora), natomiast bardzo cenię sobie jego styl pisania i
poczucie humoru.
Pana książki nie są zbyt obszerne, jednak krótkie formy są
czasem bardziej wymowne niż 800-stronicowa cegła i potrafią
doskonale zawładnąć umysłem czytelnika. Planuje Pan
pełnowymiarową powieść, czy jednak pozostanie Pan przy maksimum
treści na minimalnej ilości stron?
Wszystkie swoje książki poza „Zbrodnią w BTW” traktuję jako
pełnowymiarowe powieści. Dla tych, którym tych stron było trochę
za mało, mam dobrą wiadomość. Moja kolejna powieść „Blok”
będzie miała około 240 stron i myślę, że to powinno w
zupełności wystarczyć. Poza tym zawsze wychodziłem z założenia,
że lepiej pisać krótko i w miarę interesująco niż długo i
nudno. Zwłaszcza, że sam jako czytelnik czasem nudzę się przy
książce rozwleczonej na kilkaset stron. Nawet w przypadku naprawdę
świetnych autorów takie rozciągnięcie historii nie wychodzi ich
książkom na dobre. Na przykład taki recenzowany przez chyba połowę
książkowej blogosfery „Pochłaniacz” mógłby być o te
kilkadziesiąt stron krótszy, według mnie zdecydowanie poprawiłoby
to dynamikę całej powieści. Osobiście nie wyobrażam sobie, żebym
mógł ciągnąć jakąś historię przez 800 stron. To znaczy może
i dałbym radę tyle napisać, ale zapewne przynudzałbym wtedy
niemiłosiernie.
martucha180
Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością
było w czasach szkolnych? Jak Pana wypracowania oceniali poloniści
– co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Panu talent
literacki czy wręcz przeciwnie?
Akurat z języka polskiego zawsze byłem niezły. Jeśli chodzi o
szkolne wypracowania dostawałem piątki, czasem zdarzała się jakaś
czwórka. Jednak w szkole teksty oceniane są głównie przez pryzmat
stopnia zrealizowania danego tematu, a nie styl w jakim się to
zrobiło. Myślę, że poziom moich prac nie wzbudzał żadnych
większych zastrzeżeń, natomiast koszmarem polonistek (i chyba
wszystkich innych nauczycieli) był mój charakter pisma. Tutaj słowo
dla czytelników moich książek: cieszcie się, że nie musicie
czytać rękopisów tych powieści, to byłaby męczarnia. Polonistki
być może widziały we mnie jakiś zalążek literackiego talentu,
aczkolwiek nikt o tym głośno nie mówił. Większość nauczycieli
zajmuje się realizowaniem podstawy programowej, nie ma czasu na
wychwalanie poszczególnych uczniów. Wydaje mi się jednak, że
nawet jeśli dostrzegali we mnie jakiś potencjał, to chyba nigdy
nie przyszło im do głów, że rzeczywiście zacznę pisać książki.
Epilog - zaczytana Joana
Nie znam jeszcze Pana twórczości ale poczytałam kilka recenzji
które bardzo mnie zachęciły do lektury i dlatego mam pytanie o
Pana plany wydawnicze. Czy jest już u Pana na warsztacie jakiś nowy
pomysł?
Jeśli chodzi o moje plany wydawnicze to wyglądają one następująco.
Na lipiec tego roku przewiduję premierę drugiego tomu „Niemej
Trylogii” pt. „Blok”. Poza tym pod koniec lipca, dokładnie w
pięć lat po premierze mojego debiutu, ukaże się on wreszcie także
jako e-book. To wydanie „Efektu motyla” będzie dostępne za
symboliczną złotówkę. Do sprzedaży trafi dokładnie taka sama
wersja tekstu, jaka została wydrukowana w 2010 roku, bez żadnych
poprawek. Dzięki temu wszyscy zainteresowani będę mogli zobaczyć
jak zaczynałem swą literacką przygodę, będą sobie mogli
porównać, jakie od tego czasu zrobiłem postępy i czy w ogóle je
zrobiłem. To tyle jeśli chodzi o okres wakacyjny, natomiast
najprawdopodobniej późną jesienią zostanie wydany ostatni tom
„Niemej Trylogii”. Na tej pozycji moje wydawnicze plany się
kończą.
Pani_Wu
Umieścił Pan akcję "Zbrodni w BTW" w Bełchatowie.
Podobnie pan Marek Krajewski opisał Wrocław, pan Zygmunt
Miłoszewski Sandomierz, pan Marcin Wroński Lublin, pan Ćwirlej
Poznań. Czy miał Pan na celu promowanie "swojego" miasta
czy po prostu zna Pan realia i stąd wybór miejsca akcji?
Wybrałem Bełchatów na miejsce akcji rozumując właśnie w ten sam
sposób. Że skoro Krajewski może pisać o swoim Wrocławiu, Wroński
o Lublinie, to równie dobrze ja mogę o Bełchatowie. Promowanie
miasta raczej nie było moim celem, aczkolwiek umieszczając w nim
akcję powieści, niejako siłą rzeczy je promuję. Można
powiedzieć, że w ten sposób miasto samo się promuje, bez względu
na założenia autora. Jednak ci, którzy czytali już „Zbrodnię w
BTW” wiedzą, że pokazuję ten Bełchatów z różnych perspektyw,
raczej nie jako cudowne miejsce do spędzenia całego życia, tylko
miejsce przymusowego pobytu, przystanku na drodze do lepszego świata.
Z tym, że dla niektórych to tymczasowe pomieszkiwanie zamienia się
w pozostanie tam na zawsze. Oczywiście przedstawiam też jaśniejszą
stronę miasta, ale ogólnie pokazany przeze mnie obraz Bełchatowa
nie jest jakoś szczególnie zachęcający. Z tego powodu może
niektórzy czytelnicy, którzy sięgną po „Zbrodnię w BTW”
stwierdzą, że to nie promocja tego miasta, tylko wręcz przeciwnie.
Oczywiście znajomość realiów też miała znaczenie w przypadku
wyboru takiego miejsca akcji. Wszystkie budynki, ulice, osiedla i
inne szczegóły topograficzne, a także te nieliczne związane z
historią miasta detale stanowią wierne odwzorowanie stanu
faktycznego.
Michalina Miśka
Nie miałam jeszcze okazji czytać Pana książek, ale z tego co
wiem, akcja "Zbrodni w BTW" toczy się w Bełchatowie i
teraz moje nietypowe pytanie, czy jest Pan fanem Skry Bełchatów? :)
Powiedzmy. Nie jestem typem człowieka, który jeździ na mecze czy
nie przepuszcza transmisji z żadnego spotkania. Często jednak
oglądam poczynania Skry, zwłaszcza jej potyczki w Lidze Mistrzów,
czy mecze fazy play-off i decydujące spotkania w Pucharze Polski.
Zresztą, od urodzenia mieszkam w Bełchatowie, więc niejako
automatycznie nieco interesuję się losami tej drużyny. Poza tym
grają świetnie, czasem aż miło popatrzeć, gdy dochodzą do fazy
Final Four Ligi Mistrzów, pokonując po drodze inne potęgi
europejskiej siatkówki.
Co powiedziałby Pan osobie, która nie czyta książek, by
zachęcić ją do ich czytania?
Może odpowiedź będzie trochę zaskakująca, ale nic bym nie
powiedział. Po prostu myślę, że nie ma potrzeby nikogo zachęcać.
Jeśli ktoś nie czyta, jest to jego wybór i należy to uszanować.
Sam lubię ludzi z pasją, ale nie znoszę, gdy na siłę chcą
zarażać swą pasją innych, których w ogóle to nie interesuje.
Dlatego też niezbyt wierzę w skuteczność wszelkich kampanii
społecznych, także tych mających na celu propagowanie
czytelnictwa.
Naila
Jaki był Twój pierwszy pomysł na książkę?
Jak zobaczyłem to pytanie to pierwsza odpowiedź, jaka przyszła mi
na myśl to: słaby. Tak na poważnie to zależy, czy chodzi o
pierwszy zrealizowany pomysł, czy w ogóle o pierwszy, jaki
przyszedł mi do głowy. W przypadku pierwszego w pełni
zrealizowanego pomysłu nie ma się co za bardzo rozpisywać,
najlepiej po prostu przeczytać powieść, która powstała na jego
podstawie. Wszystkich zainteresowanych odsyłam więc do „Efektu
motyla”. Natomiast jeśli chodzi o pierwszy pomysł w ogóle, to
chciałem napisać kryminał, wynikało to zapewne z ówczesnej
fascynacji twórczością Agathy Christie. Nie pamiętam już
dokładnie tej planowanej intrygi, ale coś kojarzę, że zbyt
odkrywcza to ona nie była. Zresztą, nigdy tego kryminału nie
skończyłem, więc ciężko określić, jak by to wyglądało jako
całość.
Czy masz jakieś przyzwyczajenie w stylu specjalne miejsce do
pisania, ulubiony kubek, muzykę, które pomaga w wymyślaniu akcji
książki?
Tak, oczywiście mam pewne przyzwyczajenia, ale pomagają mi one
raczej w samym pisaniu, a nie w wymyślaniu od podstaw. Ulubione
miejsce do pisania to moje biurko, przy którym powstały prawie
wszystkie moje powieści. Do tego potrzebuję jeszcze kawy (obojętnie
w jakim kubku czy szklance, liczy się zawartość), ciszy i spokoju.
Wtedy, gdy na poważnie przysiadam do pisania praktycznie nie oglądam
telewizji i nie korzystam z internetu (a przynajmniej staram się to
ograniczać), żeby się nie rozpraszać i nie marnować czasu. Wbrew
pozorom przy pisaniu powieści sporo też chodzę, w tę i z
powrotem, zastanawiając się nad detalami poszczególnych rozwiązań
fabularnych czy przegadując sam ze sobą niektóre dialogi, żeby
sprawdzić, czy wypowiedziane na głos nie brzmią zbyt sztucznie.
Gab riela
Panie Rafale, czy mógłby pan dać jakieś konkretne wskazówki
początkującym pisarzom?
Może bym i mógł, ale wolałbym tego nie robić. Myślę, że jest
na to po prostu jeszcze za wcześnie. W tej branży jest naprawdę
wielu świetnych pisarzy i początkujący autorzy to raczej ich
powinni pytać o ewentualne wskazówki. Ze swojej strony mogę tylko
wspomnieć, że jeśli chce się dobrze pisać to najpierw trzeba
jednak sporo poczytać. W ten sposób naprawdę można się wiele
nauczyć, zaobserwować pewne techniczne aspekty związane z
budowaniem poszczególnych części utworu. Oczywiście sama taka
obserwacja bez praktycznych ćwiczeń nie uczyni z nikogo dobrego
pisarza, aczkolwiek myślę, że stanowi to dobry punkt wyjścia do
rozpoczęcia pracy nad pisaniem własnych tekstów.
pasjonatka książek
Dlaczego Pana książek nie można kupić w księgarniach?
Moich książek nie ma w księgarniach ze względów czysto
ekonomicznych. W przypadku powieści wydawanych w małych nakładach
jest to po prostu nieopłacalne, a te największe sieci księgarskie
nie są w ogóle zainteresowane współpracą z niezależnymi
autorami. Kiedyś zależało mi na tym, żeby moje książki były
dostępne w księgarniach, nawet częściowo udało mi się to
osiągnąć, ale wiązało się z tym zbyt dużo zachodu, a efekty
takiej współpracy zdecydowanie nie spełniały moich oczekiwań.
Moje książki można zamawiać bezpośrednio ode mnie, piszą
wiadomość na adres lewandowski1331@gmail.com.
Natomiast wszystkie informacje na temat moich powieści można
znaleźć na moim blogu: www.rafal-lewandowski.blogspot.com.
Zachęcam do zamawiania i czytania.
Dziękuję za wszystkie przysłane pytania, także za te, na które
nie udzieliłem odpowiedzi. Ograniczyłem ilość pytań, gdyż po
prostu nie chciałem, żeby ten wywiad zamienił się w artykuł zbyt
długi, by wiele osób zechciało przeczytać go od początku do
końca. I tak trochę się rozpisałem, pewnie zaraz pojawi się
komentarz, że wywiad ze mną jest dłuższy niż książki mojego
autorstwa. Co jednak wcale nie jest prawdą, moje powieści są nieco
bardziej rozbudowane. Uwierzcie mi na słowo. Albo nie, przekonajcie
się o tym sami, najlepiej sięgając po którąś z moich książek :)
Teraz jeszcze pozostało mi ogłosić wyniki zorganizowanego przy
okazji wywiadu konkursu.
Lista zwycięzców i przyznanych im nagród prezentuje się
następująco:
1. Lustro Rzeczywistości – „Niemy”
2. Michalina Miśka – „Nieodwzajemnione Uczucie”
3. Naila – „Nieodwzajemnione Uczucie”
4. Pani_Wu – „Nieodwzajemnione Uczucie”
5. Martucha180 – „Nieodwzajemnione Uczucie”
Gratuluję wszystkim zwycięzcom. Wiem
od Ejotka, że adresy całej piątki ma z konkursu urodzinowego,
zatem po Waszym potwierdzeniu po prostu mi je prześle.
Pozdrawiam
Rafał Lewandowski