poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Dziś jest nietypowe święto...

źródło
31.08.2015

Jestem ogromnie ciekawa kto wie jakie jest dziś święto...?

Dzień Blogów!

Blogów przybywa, w każdej dziedzinie życia można znaleźć grupę ludzi, która o tym pisze. Nasze grono to głównie ludzie piszący o książkach. Czasem o innym hobby, ale przecież jeszcze są blogi modowe, dotyczące dzieci, kuchni czy muzyki.

Z okazji święta bloga dopieść swoje miejsce w sieci :) Zrób choć jedną rzecz, która od dawna była w planie... niech się ucieszy :)

A ja ze swej strony życzę Wam sukcesów w blogowaniu i obchodzenia kolejnych rocznic Dnia Bloga! Wytrwałości, ciekawych pomysłów i odstresowania, a także nawiązywania nowych znajomości w gronie pasjonatów.

niedziela, 30 sierpnia 2015

Magdalena Witkiewicz "Zamek z piasku"




Autor: Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2013
Liczba stron: 284











Dziecko. Tak wiele i niewiele zarazem (tylko proszę mnie źle nie zrozumieć i czytać dalej). "Niewiele" napisałam tylko dlatego, że wystarczy chwila namiętności czy zapomnienia w upojeniu alkoholowym i powstaje mały człowiek. Przecież tak wielu ludzi uprawia seks byle gdzie i z byle kim. Nie patrząc na konsekwencje. Nie zdając sobie sprawy, że w ułamku sekundy mogą począć dziecko, które jest ogromnym darem, niewyobrażalnym szczęściem i miłością. Ale czy na pewno dla nich? Potem myślą tacy o tabletkach poronnych, aborcjach, porzuceniach... A inni marzą, czekają i cierpią...
Moja niespełna pięcioletnia córka została poczęta w pierwszym, naprawdę zaplanowanym cyklu, jednak ileż par nie otrzymuje tak szybko swoich dwóch kresek na teście? O tym jak wygląda ich życie opisała Magda Witkiewicz w kolejnej powieści - "Zamek z piasku". Tytułem idealnie pasował mi do urlopu nad morzem i to właśnie tam poznałam historię pierwszej miłości Weroniki i Marka. Pamiętacie swoje pierwsze miłości? Czy okazały się być ostatnimi?


fot. mąż ejotka
Poznali się w liceum. Marek podrywał Weronikę linijką, wystukując jej utwory muzyczne na plecach. To była ich pierwsza miłość, wzajemne poznawanie się, swoich wad, zalet, ulubionych rzeczy, wymiana poglądów i smakowanie ciał. Ona ukończyła anglistykę, on prawo. Łączyła ich już silna przyjaźń, kiedy po sześciu latach postanowili zostać małżeństwem. Mieli mieszkanie, pracę i marzenia. Weronika pragnęła tłumaczyć książki, choć musiała się zadowolić posadą asystentki, tak "na razie". Jednak jej największym pragnieniem było posiadanie dziecka. Ot, naturalna - zdawałoby się - kolej rzeczy, kiedy dwoje ludzi kocha się nad życie, chce być ze sobą na zawsze i tak naprawdę niczego im więcej do tego szczęścia nie trzeba. Dla niektórych to nie problem mieć czterdzieści lat i trzynaścioro pociech - bo i takie przypadki znamy z życia. Ale w historii Weroniki i Marka temat ten miał na długi czas pozostać tematem drażliwym.

Kolejne próby tylko w określone dni a po wszystkim nogi w górze, kolejne miesiączki, brak upragnionych kresek na teście a wokoło kobiety w ciąży oraz spacerujące matki z niemowlętami. Diety, badania i coraz większa frustracja. Weronika była już tym zmęczona, ale z uporem maniaczki dążyła do celu, do macierzyństwa. Nie zwracała uwagi na środki, które miały ją do tego celu zaprowadzić. Nie brała pod uwagę faktu, że mąż stał się tylko reproduktorem a ich zażyłość, bliskość i zrozumienie... diabli biorą. Marek nie chciał poddać się badaniom uważając, że przecież wina nie może leżeć po stronie faceta. Ale czy na pewno mężczyźni mają w tej kwestii rację? Niezależnie od płci, w każdym żywym organizmie może być coś "popsute". Zbadajcie się, jeśli marzycie o dziecku a nie zwalajcie winy na drugą osobę.

fot. mąż ejotka
Jak nietrudno się domyślić małżeństwo tych dwojga przeżyło kryzys. Doszło
do rozłamu, zawalenia się solidnych fundamentów budowanych przez lata. Każde z nich próbuje na nowo odnaleźć się w życiu, każde szuka miejsc, czynności, które pozwolą na zapomnienie, przemyślenie, wyciszenie. Weronika w tym celu udaje się na plażę, gdzie na piasku spotyka Kubę. Motocyklista dobrodusznie pozwala jej się wypłakać i poużalać nad sobą, utraconymi nadziejami, zawiedzionym zaufaniem i rozdartym życiem. Muszę przyznać, że Kuba znacznie zmieni losy bohaterów książki, ale jak bardzo? Co takiego połączy go z Weroniką? Czy kobieta spełni swe marzenie? Tego nie zdradzę, ale wierzcie mi, że zakończenie powaliło mnie na kolana. Autorka zaskoczyła mnie, niczym Agatha Christie w finale swoich zmyślnych kryminałów. Choć nie mam tu na myśli morderstwa w "Zamku z piasku"...

Magdalena Witkiewicz niejednokrotnie udowodniła, że potrafi pisać. Ba, jej powieści wręcz pochłaniam. Nie ma czasu na nudę, niezależnie od tego czy fabuła opiera się na chorobach, poważnych problemach czy humorze. Autorka umiejętnie "ubiera" temat w zdania, dialogi, stwarza ciekawych bohaterów, którzy szukają miłości, przyjaźni, walczą z życiowymi przeszkodami i z pożądaniem. W powieści odnajdziemy też mądrość pokoleń, jaką jest odnajdywanie siebie, ale i szukanie rozwiązań czy kompromisów w  związkach. Nie obędzie się bez rozważań dotyczących zdrady, in vitro, adopcji i strachu o jutro.

Kto powinien przeczytać powieść "Zamek z piasku"? Kobiety, które lubią pióro Magdy, ale przede wszystkim te, którym nie obcy jest temat starań o dziecko, bowiem autorka z zegarmistrzowską precyzją opisała cały mechanizm tego procesu. Taki miły moment zbliżenia a potrafi tak bardzo zestresować, spłycić i odebrać przyjemność, gdy problem trwa miesiącami czy latami. Jednak uważam, że po książkę powinni też sięgnąć mężczyźni, choć wiem, że mało który lubi "babskie czytadła". Dlaczego? Żeby zrozumieć co czują obie strony dramatu i jakie znaczenie mają dokonywane wybory.






Książka przeczytana w ramach lipcowych wyzwań: Czytelnicze marzenia Ejotka, 52 książki

sobota, 29 sierpnia 2015

Trochę się pochwalę... mogę?

Nie chcę pisać o tym w stosikowie ani w podsumowaniu sierpnia, bo już i tak te posty są bogate.
Dlatego dziś post specjalny - post chwalipięty :) Czasem można, prawda?

Po pierwsze to na blogu Agnieszki Lingas-Łoniewskiej wygrałam książkę:





Druga zaś sprawa to "Rówieśnik komputera". Pamiętacie ten recenzowany przeze mnie tytuł? Był też wywiad z autorem.
Otóż trwają pracę nad drugim wydaniem Rówieśnika, którego okładka ma nowy wygląd a na niej ... nieco mnie :) Póki co nie mogę ujawniać szczegółów. Liczę, że na nie poczekacie.
Pokażę Wam za to stronę wydawcy - gdzie znajduje się moja recenzja: TUTAJ

A już niedługo nowa książka autora "Skrywane pragnienia". Premiera planowana na listopad. Ja przeczytam, kto jeszcze ma ochotę?


czwartek, 27 sierpnia 2015

Agnieszka Krawczyk "Dolina mgieł i róż"




Autor: Agnieszka Krawczyk
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: wrzesień 2014
Liczba stron: 480
Seria: Magiczne miejsce tom 2





Jeśli lubisz poznawać losy bohaterów we właściwej kolejności, zanim przeczytasz recenzję poznaj powieść "Magiczne miejsce" (albo przynajmniej pomiń pierwszy akapit)


Ależ rozkosznie było powrócić do Idy, małej wioski położonej pośród lasów i gór, na południu Polski. Hotel "Pod Graalem i Różą" zaprasza już w swe progi gości, którzy poszukują tutaj zgoła różnych inspiracji. Mniej więcej dwa lata temu Witold ukończył remont i od tego czasu pani Gertruda dba o żołądki gości a ciężarna Mila Mossakowska o ich dobre samopoczucie. Szkoda, że Witold odczuł potrzebę dodatkowego zarobku i znów pracuje w stolicy, co wzbudza w Mili ogromne pokłady smutku i tęsknoty. Na kim tym razem skupi się nasza uwaga? Czy "Dolina..." będzie równie fascynującą lekturą co jej poprzedni tom, czyli "Magiczne miejsce"?

Sabina Południewska jest polską pisarką, która wydała już kilka bestsellerowych powieści pod pseudonimem Laura Rossa. Kobieta, by lepiej wczuć się w rolę zakłada nawet specjalny szal i pierścień i przenika w głąb swojego umysłu, by stworzyć coraz to nowsze historie poruszające serca czytelników. Ale nie tym razem... Aktualnie pisarka ma niemoc twórczą. Wydawca jest przerażony, terminy naglą, trzeba już wypuszczać w świat wstępne reklamy i zapowiedzi a on nie dostał nawet szkicu książki. Jednak nie ma to jak dobry pomysł - Arend wpadł na - powiedziałabym - genialny! Postanowił wysłać Sabinę do Idy, by w spokojnym miejscu, pośród przyrody i zapachu róż zregenerowała siły i napisała następny bestseller. Czy ten zabieg zaowocuje? A może będą to zmarnowane pieniądze?

Zanim się tego dowiemy Sabina musi najpierw dotrzeć do tej malutkiej wioski przez wyboistą i pełną dziur drogę. Jej samochód (co można łatwo przewidzieć) staje na jej środku i ani myśli ruszyć dalej. Pustkowie wokoło, nigdzie żywej duszy, nie ma do kogo zadzwonić po pomoc, aż tu nagle... pojawia się kilkuletnia dziewczynka obwieszczając konkretnie, że samochód się zepsuł i tylko Krzyś może pomóc. Jednak Sabina nie wierzy małomównemu oraz dziwnemu dziecku i rusza przed siebie. Julinka nie kłamała o czym Sabina przekonuje się wsiadając do samochodu, który pojawił się od strony Idy wraz z dziewczynką i wspomnianym Krzysiem w środku. Pisarka zostaje odwieziona do pałacu, dostaje najlepszy pokój z widokiem na dolinę, która o poranku jest tytułową doliną mgieł i rozpoczyna ponad dwumiesięczny ( w założeniu miał to być miesiąc) pobyt w tym urokliwym miejscu. Sama jeszcze nie wie co ją tam czeka... Kogo spotka, jakie przeżyje przygody, czyje tajemnice odkryje a co najważniejsze czy uda jej się napisać powieść jednocześnie nie dając się zdekonspirować?

Sabina poznaje w hotelu i w ogóle w Idzie sympatycznych i ciepłych ludzi, z niektórymi udaje jej się zaprzyjaźnić (Mila, Tekla), w innych wzbudzić silniejsze uczucia. Może przyjaźń, której nie było jej dane zaznać w Warszawie, przemieni ją z zimnej, wyniosłej i zamkniętej w sobie osoby, w kogoś kto pozna siebie, swoje uczucia i pragnienia. Otworzy się na ludzi, będzie chciała spędzać z nimi czas a nie tylko siedzieć zamknięta w swoim mieszkaniu i tworzyć. W Idzie Sabina odnajduje maleńkie rzeczy, które też potrafią ogromnie cieszyć: rozsiewające intensywną woń róże, niesamowicie relaksujące kosmetyki wytworzone przez Teklę, mgła otulająca dolinę za jej oknem, wspaniałe widoki i konne przejażdżki.

Południewska, jako osoba niejako z zewnątrz, rzuca świeże spojrzenie na konflikt mieszkańców Idy z lokalnym biznesmenem z Brzózek - Markiem Rokoszem, który nie bacząc na ochronę środowiska i interesy sąsiadów zamierza wybudować fabrykę sproszkowanych jajek. Czy głos Sabiny zmieni coś we wzajemnych relacjach na linii Ida-Marek? Czy Rokosz zechce pertraktować?

"Dolina mgieł i róż" jest uroczą lekturą samą w sobie, jednak Agnieszka Krawczyk postanowiła, że będzie to też sposób na popularyzowanie innych dzieł literackich, które zresztą sama lubi. Dlatego w powieści znajdują się liczne odwołania do takich autorów jak Balzak, Rimbaud, Nowacka, Trollope, Ch. Bronte, Eliot, Sienkiewicz, Gogol, Jerome oraz Jane Austen, której beletryzowaną biografię ma teoretycznie pisać Sabina.
Nie mogę nie wspomnieć o tym, że często pojawiającymi się na kartach powieści bohaterami innych dzieł, są Mary Poppins oraz Harry Potter. Przyznaję, że mieszkańcy Idy oraz goście hotelowi to ludzie bardzo obyci w dziedzinie kultury i sztuki, bowiem dyskusje prowadzą również na temat poezji, muzyki i filmu.

Powieść jest ogromnie lekka stylowo a do tego ciepła i wręcz bajkowa. Czas płynie niezwykle powoli, nie ma tu zbyt pośpiesznie skreślonych słów. Wszystko jest przemyślane, bohaterów pomylić się nie da, wydarzeń też nie. Czytelnik ma czas na niespieszne zanurzenie się w powieść, choć prawda jest taka, że jak już zaczęłam czytać to sama nie wiem kiedy było za mną osiemdziesiąt czy sto stron...
"Dolina..." jest napisana z humorem, ale i nie brak w niej momentów mrożących krew w żyłach. Autorka napisała historię, którą przeczytałam z szybkością wiatru i oświadczam uroczyście, że kolejne dwa tomy tej serii również muszę przeczytać. Dlaczego? Pokochałam bohaterów już od chwili poznania "Magicznego miejsca" i każde z nimi spotkanie to uczta literacka. Ich charaktery, wypowiedzi, przemiany osobowościowe i zmiany w życiu podziałały na mnie jak narkotyk. Teksty Carmen (szwagierki Mili), która uczy się języka polskiego na bazie książek klasycznych wprost zwalają z nóg. Profesor Niewiara i pułkownik Janicki (goście hotelu) oraz Albert z doktorem Doleckim to wybuchowa mieszanka testosteronu, nadająca powieści niewielką przeciwwagę do charakternych i utalentowanych kobiet: biznes Tekli, rękodzieło Aliny, kuchnia Gertrudy, książki Rossy... a także bezinteresowna miłość i ufność Julinki.

W tej pięknej i idealnej opowieści znalazłam dwie rysy, które delikatnie podrażniły mnie podczas czytania, jednak nie będę o nich wspominać. Dlaczego? Są dwa powody. Pierwszy taki, że łatwo odnajdziecie je na innych blogach a drugi - tak się zaczytałam, tak się odprężyłam i przeniosłam niemal do cudownej krainy u stóp gór, gdzie leży Ida, że te minusiki nie stanowią zupełnie o moim zauroczeniu lekturą.

Podsumowując, jeśli szukacie lektury, w której klimat maleńkiej wioski został połączony z kuszącymi smakami i zapachami to "Dolina mgieł i róż" jest idealnym wyborem. Do tego lekki styl, humor i sympatyczni bohaterowie, pośród których nie brak czarnego charakteru. Chcecie odwiedzić Idę? Zapraszam, ja wciąż czuję zapach róż pośród opadających mgieł...




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki


Seria Magiczne miejsce:
Magiczne miejsce
Dolina mgieł i róż
Ogród księżycowy
Jezioro szczęścia

środa, 26 sierpnia 2015

Post "z nienacka"

Życie czasem zaskakuje, prawda? Wkrótce sporo o tym poczytacie na moim blogu, ale to już w poście wyzwaniowym 1 września a potem w specjalnym poście.

Ja zostałam zaskoczona przez Znak (Między słowami właściwie), bardzo miło zresztą i z tej okazji dziś mam dla Was szybki konkurs.

W lutym tego roku recenzowałam debiutancką powieść Doroty Gąsiorowskiej "Obietnica Łucji". Za kilka dni zabiorę się za czytanie dalszych losów Łucji, czyli książki "Marzenie Łucji". Czy ktoś miałby ochotę też przeczytać? Mam do oddania recenzyjną wersję tego tytułu.

Nie trzeba nic lubić, lajkować, obserwować, nic umieszczać czy publikować. Choć oczywiście można :)
Do niedzieli - 30.08 do godziny 20:00 czekam na Wasze komentarze pod tym postem. Maili nie wpisujcie, wyniki ogłoszę w poście wyzwania Pod hasłem - 1 września.
Co trzeba zrobić? Przekonaj mnie, że to do Ciebie powinna powędrować powieść.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Katarzyna Michalak "Sekretnik"




Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2011
Liczba stron: 360











Przeczytałam dotychczas kilkanaście powieści Katarzyny Michalak. Nie wszystkie zasługują - w moim mniemaniu - na ocenę wybitną, ale lubię typowo babskie obyczajówki, zwłaszcza w klimatach polskich i większość twórczości autorki spełnia swoje zadanie. Dlatego postanowiłam zabrać na urlop kolejny tytuł i wybór padł na "Sekretnik". Czy jestem z niego zadowolona?

Książka jest czymś w rodzaju poradnika dla kobiet. Jest podzielona na dwie części.
Pierwsza to "Sekretnik. Czyli jak marzyć skutecznie". Z treści dowiedziałam się wreszcie, co ma na myśli Michalak na swoim blogu, kiedy pisze o drimerkach... Ale wracając do poradnika drimerki... Autorka zamierza udzielić nam pomocy, wskazać kierunek i dać narzędzia a my mamy tylko wziąć zeszyt, długopis i robić notatki.
Potem następują prośby o wypisanie naszych marzeń, autorka przedstawia ich podział, rozpisuje się o pracy, rodzinie, facecie (należy opisać w zeszycie totalnie wszystko co powinien mieć taki idealny), zdrowiu, urodzie, pieniądzach i marzeniach (nie tylko materialnych) oraz umiejętnościach. Ta część sporo ujawnia z życia autorki, jest w niej trochę humoru, ale i ciężkiej pracy dla czytelniczki, która chcąc osiągnąć szczęście faktycznie używa zeszytu i stosuje się do zaleceń zawartych w tekście. A jest ich dużo. Następnie przeczytamy o wizualizacjach, afirmacjach, planach i działaniach oraz magicznym klawiszu "delete". 

Część druga nosi tytuł "Pamiętniczek. Czyli zbiór najfajniejszych opowieści znanych i nieznanych". Oczywiście dotyczące życia Katarzyny Michalak. Poznałam tu jej przeżycia podczas zagranicznych wyjazdów (Złote Piasku w Bułgarii, Cypr, Teneryfa i wyspa Sark) oraz rozrywkowo spędzonym czasie na warszawskim lotnisku.
Jest też krótka instrukcja obsługi mężczyzny oraz seksu, rady dotyczące tego, jak zostać pisarką, historia psów Gapa i Pepsi, przygotowania do sesji okładkowej czy porównanie "Poczekajki" do Harlequina. Jeśli macie problemy z wypełnieniem PITa, sięgnijcie bowiem autorka też zajęła się tym zagadnieniem (choć nie do końca brałabym to na serio). I jeszcze kilkoma innymi...

A teraz, kiedy już opowiedziałam Wam o czym mniej więcej jest ten nietypowy poradnik, przydałoby się jakieś moje zdanie, odczucia czy przemyślenia. I szczerze mówiąc jestem nieco rozdarta. Dlaczego?
Otóż z jednej strony książka jest bardzo ciekawa, bowiem zawiera mnóstwo porad, które mają odmienić nasze życie. Jeśli nie odczuwamy w pełni szczęścia to trzeba działać. Bezrobocie, chorobę, samotność - wszystko to można przetrwać, najważniejsze to pięknie żyć. Autorka nie wyssała swoich rad z palca, bowiem sama jest doskonałym przykładem na to, jak los może być przewrotny.

Felietony i opowiadania są napisane z humorem, lekkością a czasem z przewrotnością. Czego chcieć więcej, gdy lektura może bawić i uczyć w jednym? Jest trochę rad, opisów z wycieczek zagranicznych, wskazówek do zwykłego życia.
Drugą część książki lepiej będę wspominać, ponieważ humor bardziej śmieszył a i teksty były ciekawsze.
Bo czy tak łatwo jest po prostu odpocząć i zacząć działać...? Czasami nie jest to łatwe a życiowe problemy utrudniają to skutecznie. Wierzcie mi, wiem coś o tym.

Ale jest też druga strona tej książki, czyli minusy. Jeśli szukacie powieści obyczajowej to nie sięgajcie po "Sekretnik". Jak już wspomniałam na początku, jest to poradnik, wszak nietypowy, ale nie ma tu typowych bohaterów, akcji, wstępu, rozwinięcia czy finału fabuły. Ktoś kto sięgnie po książkę nieświadomie, może się rozczarować.
Dodatkowo część lektury może być zbyt wyidealizowana, pokazująca życie jakie nie każdy może osiągnąć, nawet jeśli zastosuje się do porad. Nie każdemu może przytrafić się metamorfoza z kopciuszka w księżniczkę czy królewnę, prawda? (specjalnie piszę w wersji żeńskiej, ponieważ stwierdzam, że to raczej pozycja dla kobiet). Pewne rozdziały okropnie mnie nużyły (z lubością na nie wtedy pobieżnie zerkałam i kartkowałam), drażniły i stwierdziłam, że jednak wolę Michalak w wersji obyczajowej i te jej dzieła będę polecać. O czytaniu tego zdecydujcie sami. Ja umieszczam pozycję najniżej w hierarchii przeczytanych książek Katarzyny Michalak.



Książka przeczytana w ramach lipcowych wyzwań: Grunt to okładka, Pod hasłem, Czytelnicze marzenia 2015, 52 książki

niedziela, 23 sierpnia 2015

Jonathan Kellerman "Niedobra miłość"




Tytuł oryginalny: Bad Love
Tłumaczenie: Adam Łanowy
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 12 sierpnia
Wydanie: 2
Liczba stron: 560









Przeczytałam w swoim życiu wiele książek o ludzkiej krzywdzie. I to zarówno tych opartych na fikcji literackiej, jak i tych z gatunku literatury faktu. Jedne są lepsze, mocniejsze, bardziej chwytające za serce lub trafiające w gust czytelnika. Jednak jako osoba wrażliwa, kobieta i matka najbardziej mną poruszają lektury dotyczące krzywdy dzieci. Patrząc na okładkę "Niedobrej miłości" już można przewidzieć na czym skupi się fabuła... Jednak byłam ciekawa nowego bohatera serii książek Kellermana, gdyż nie miałam do tej pory okazji poznać jego twórczości. Czy pierwsze spotkanie z thrillerem amerykańskiego pisarza uważam za udane?


Alex Delaware jest psychologiem, który nie zajmuje się prowadzeniem praktyki, ale współpracuje z policją i sądami. Zresztą jego najlepszy przyjaciel to policjant - Milo Sturgis. Aktualnie Alex stara się poznać tajemnice rodziny Wallace. Mąż zabił żonę a teraz pragnie, by jego córki odwiedzały go w więzieniu. Jednak Tiffany i Chondra Wallace, opiekująca się nimi babcia oraz sam psycholog są innego zdania. Delaware musi pokonać niechęć babki do spotkań i rozmów z wnuczkami, ona wciąż ma "załatwienia" i to Alex jeździ do jej domu, żeby choć uniknąć przeszkody jaką jest podróżowanie. Dziewczynki nie są zbyt wylewne, ciężko się z nimi pracuje aż w końcu cała rodzina po prostu znika... Czy Alexowi uda się z nimi skontaktować? Jak zakończy się sprawa więziennych widzeń, zwłaszcza że sam Wallace naciska i pisze list do psychologa...

Ale przecież prowadzenie jednej sprawy byłoby zbyt nudne, prawda? By Alex miał co robić (spacery, montaż specjalnego wejścia) znajduje psa. Daje ogłoszenia o zaginięciu, jednak nikt się po czworonoga nie zgłasza. A nie jest to zwykły kundel, który je kości i śpi na wycieraczce czy w budzie. To bardzo mądry zwierzak (buldog francuski), którego kolejne zalety psycholog będzie odkrywał stopniowo. Po powrocie z delegacji wielką sympatią do psa zapała również Robin - partnerka Alexa. Czy śliniący się buldog będzie mógł z nimi zostać?

Jednak nawet obecność psa w domu nie uchroniła Delaware'a od nieprzyjemnych wydarzeń. Choć dotychczas nic sobie nie robił z anonimów czy głuchych telefonów tym razem został zaskoczony. Zapakowana w szary papier kaseta, brak nadawcy. Niby nic, ale kiedy Alex odsłuchał zawartość (dziecięcy głosik śpiewający pieśń żałobną i mówiący "niedobra miłość" a w tle przeraźliwe krzyki bólu i cierpienia) postanowił zająć się tą sprawą. Jednak nadawca nie zamierzał czekać bezczynnie aż bohater dotrze do prawdy, do powiązań i zależności. Alex zaczął odbierać dziwne telefony, ktoś włamał się na jego posesję i w brutalny sposób pozbawił życia jedną z jego ryb pływających w stawie.

Po wielu trudach i przemyśleniach Delaware dochodzi do pewnego ważnego wniosku: w 1979 roku brał udział w konferencji, która traktowała właśnie o niedobrej, parszywej miłości. Stara się więc dotrzeć do osób, które podobnie jak on, współtworzyły tamto wydarzenie. Czego się dowie? Otóż przede wszystkim ma problemy, by uzyskać numery telefonów czy adresy przemawiających. Czy możliwe, że wszyscy się od tamtego czasu przeprowadzili? Że zmienili pracę? W wyniku kilku przeprowadzonych rozmów okazuje się, że ludzie Ci nie żyją. Czy to przypadek? A może były to morderstwa pozorowane na samobójstwa czy wypadki... Alex wkracza na coraz bardziej grząski grunt. Czy zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa?

Dorsey Hewitt jest chory na schizofrenię. Pewnego dnia zabija Rebeckę Basille, która była pracownicą socjalną w Centrum Zdrowia Psychicznego i jego psychoterapeutką. Becky wiele eksperymentowała w pracy ze swoimi podopiecznymi. Czy to było powodem morderstwa? O mały włos Dorsey nie zabił kolejnej osoby, zasłaniał się jej ciałem i krzyczał o "niedobrej miłości". Czy ta sprawa ma coś wspólnego z konferencją? W toku śledztwa okazuje się, że zginęli nie tylko mówcy, ale również agentka nieruchomości i woźny. Czy to zupełnie inny sprawca?

Fabuła książki jest bardzo bogata. Pojawia się wielu bohaterów (chwilami chyba aż za dużo), wątków, Alex sporo podróżuje, rozmawia, dedukuje. "Niedobra miłość" to spora ilość dialogów i zwrotów akcji, liczne morderstwa oraz problem rasizmu de Boscha, człowieka prowadzącego Szkołę Poprawczą dla dzieci z zaburzeniami psychicznymi. Skąd wziął się termin "niedobrej / parszywej miłości"? Dlaczego ktoś teraz posługuje się tym tekstem mordując ludzi?

Na pewno nie przekreślę poznawania książek nowego na polskim rynku wydawnictwa, po tej pierwszej przeczytanej lekturze, jednak muszę wspomnieć o minusach tej pozycji, ponieważ są dość liczne.
Pierwszy to fakt odnalezienia informacji o konferencji. Alex potrzebował dużo czasu, by przypomnieć sobie o udziale w niej. A przecież był jednym z przewodniczących! Nie uczestniczył w kilku takich wydarzeniach tygodniowo a dodatkowo, kiedy poszukiwał informacji w komputerze - nie znalazł.
Już pomijam fakt, że to głównie on, psycholog, zajmuje się niejako odwalaniem całej roboty za policję. To on ryzykuje, udaje się coraz to nowsze miejsca, spotyka się z ludźmi, którzy w jakikolwiek sposób mogą mu pomóc w odnalezieniu sprawcy morderstw. Policja właściwie wykonuje to co musi i potwierdza tożsamość bohatera.

Czytałam do tej pory wiele książek w wersji jeszcze przed korektą, jednak było w nich mniej błędów niż w tej. Mnóstwo literówek, które powodowały zmianę wyrazów np. zamiast "mąż" był "mąć", zmianę płci bohaterki (zamiast "odebrała" - "odebrał") a nawet brak całego wyrazu "Czy ci to coś?" ja bym dodała "mówi"...*
Bardzo denerwujące było to, że wielokrotnie całe linie tekstu nie miały spacji a odstęp pojawiał się za to w wyrazach, tuż przed ostatnią ich literą.

Mimo zaskakującego finału, książkę oceniłabym tylko jako dobrą. Męczyły mnie błędy, które znacząco utrudniały mi czytanie a i bohater nie zafascynował na tyle, bym chciała poznawać jego dalsze losy. Chyba po prostu twórczość Kellermana nie leży w moim guście czytelniczym a korektor tylko pogorszył sprawę. Trudno. Z nadzieją oczekuję na inne tytuły z wydawnictwa. A odpowiedź na pytanie czy czytać "Niedobrą miłość" pozostawiam Wam. Sami musicie zdecydować o tym, czy można przymknąć oko na błędy i skupić się wydarzeniach. Wszak sporo się dzieje, choć uprzedzam - kobiety w ciąży nie powinny sięgać po lekturę!





* podane słowa i zdania pochodzą ze stron: 326, 439, 349



Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: 52 książki
Baza recenzji Syndykatu ZwB



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję


piątek, 21 sierpnia 2015

Marta Galewska-Kustra "Z muchą na luzie ćwiczymy buzie, czyli zabawy logopedyczne dla dzieci"




Autor: Marta Galewska-Kustra
Ilustracje: Joanna Kłos
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: sierpień 2015
Liczba stron: 48
Oprawa: twarda
Przedział wiekowy: 0-6 lat









Mucha jest pospolitym gatunkiem owada, który występuje na całym świecie. Żyje z reguły około miesiąca, stwarza za to duże zagrożenie epidemiologiczne. Mucha jest stawonogiem i pojawiła się na świecie około dwieście milionów lat temu. Tyle wiadomo dzięki Wikipedii. Ale czy na pewno to są najważniejsze informacje o tym stworzeniu muchowatym? Marta Galewska-Kustra udowodniła, że powinniśmy spojrzeć na to skrzydlate stworzonko z innej perspektywy ćwicząc przy okazji wymowę naszego dziecka.

Nie wiem jak Wy, ale nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby bohaterką książki była mucha. Owszem, "gwiazdorzyły" różne zwierzęta, ale nie mucha. Jednak TA mucha jest wyjątkowa. Ma na imię Fefe i postanowiła "wybzyczeć" autorce opowieść o swoim życiu.





Fefe może i wygląda jak tradycyjna przedstawicielka swojego gatunku, ale niewątpliwie taka nie jest. Już na pierwszy rzut oka widać, że czymś wyróżnia się z musiego tłumu - nosi żółtą muchę. Wygląda w niej naprawdę wyjątkowo. Kto by pomyślał, że życie muchy może być tak fascynujące...?! Fefe jest strażaczką i gasi pożary, jeździ samochodem, lata szybciej niż samolot, biega w maratonach, lata balonem, śpiewa w operze, jeździ na nartach, dosiada nawet psa Nerwusa - jak wierzchowca - ale podobnie jak i ludzie miewa zgryzoty.


Mucha uwielbia jadać w dobrych restauracjach, choć najbardziej bawi ją wtedy mlaskanie. Fefe chodzi też na randki (najlepiej do kina), zakochała się bowiem a przecież wtedy robi się "takie rzeczy", prawda? Nasza bohaterka nie lubi być przeganiana, jednak jeśli ktoś już usiłuje się jej pozbyć... pokazuje język. A wiecie, że chodzi do starszaków? Jak moja córa... w sensie do przedszkola (choć początkowo moje dziecko twierdziło, że nie ma w przedszkolu much to po głębszym przemyśleniu przyznało autorce rację :P).




To jeszcze nie wszystkie przygody i umiejętności Fefe, jednak długo by pisać... Czy sądzicie, że mucha może potem być zmęczona? Owszem. Udaje się wtedy na wakacje i pije soczek przez słomkę. W ogóle bohaterka jest
bardzo zajętym stworzonkiem, jednak ma dar do uspokajania dzieci. Moje bynajmniej siedziało grzecznie, zasłuchane i odpowiadało na pytania muchy. Mojej córce podobało się wiele z życia Fefe, choć najbardziej chyba przedszkole, jazda na koniu-psie i jedzenie krówki "mordoklejki". Przygody Fefe są naprawdę wciągające, sama byłam ogromnie ciekawa co czeka mnie na kolejnej stronie.




Niniejsza publikacja została stworzona z myślą o ćwiczeniu sprawności aparatu artykulacyjnego dziecka. Jednak nie jest to stresująca wizyta u specjalisty czy wykonywanie żmudnych i nudnych zadań. Autorka zaserwowała nam zabawę, w której ukryła ćwiczenia pomagające w gimnastyce buzi i języka. Każda przygoda muchy kończy się dwoma dymkami:
w białym są informacje dla rodziców informujące o celu danego zadania, zaś w czarnym - zadanie do wykonania przez dziecko. Z niespełna pięciolatką proces przebiegał bardzo sprawnie, była bardzo chętna do wykonywania kolejnych musich poleceń. Nawet sama sięgała po książeczkę i odczytywała jaką głoskę trzeba wymawiać. A Fefe miała różne pomysły: naśladowanie dźwięku wozu strażackiego, zachwycanie się, wysyłanie całusków, śmiech, straszenie psa, picie przez słomkę, śpiewanie, liczenie zębów czy parskanie jak konik. Ciekawymi ćwiczeniami były te z użyciem języka: oblizywanie się, dotykanie nosa, brody a nawet pokazywanie go w całej okazałości. Chować też mucha uczy :)

Książeczka ma pomóc głównie w rozwoju mowy u dzieci. Ale jej wpływ na postrzeganie świata przez dziecko ma znacznie szerszy zasięg, bowiem ciekawe przygody muchy wywołują wiele dyskusji i pytań. Łatwy przekaz, piękne ilustracje (sama postać Fefe jest wprost idealna dla młodego odbiorcy), duża dawka humoru oraz czcionka - duża i prosta, z wyróżnionymi wielkością wersami - sprawia, że dziecko może samo próbować czytać historię muchy z muchą. To naprawdę wartościowa pozycja. Polecam 


Ciii... bo mucha śpi...



Wszystkie ilustracje pochodzą z książeczki


Książka przeczytana w ramach wzywań: 52 książki



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dagmarze z

środa, 19 sierpnia 2015

Kasia Bulicz-Kasprzak "Nalewka zapomnienia czyli bajka dla nieco starszych dziewczynek"




Autor: Kasia Bulicz-Kasprzak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2013
Liczba stron: 288
Seria: Babie lato tom 12










Kasia Bulicz-Kasprzak napisała już kilka książek, ale ja wciąż odkładałam je na "kiedyś". Jest tak dużo świetnych powieści do czytania, nie tylko na polskim rynku wydawniczym, że nie wystarcza mi czasu na poznanie wszystkich, które bym chciała. Z opinii, które czytałam na zaprzyjaźnionych blogach wiedziałam, że to twórczość, która jest w moim guście i będę zadowolona, dlatego kompletując "wyprawkę" na urlop, twórczości Kasi nie mogło w niej zabraknąć - wybrałam "Nalewkę zapomnienia". Jak oceniam moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki?

Agnieszka Jaguszewska, choć woli być nazywana Jagą, jest kobietą po trzydziestce, która od dziesięciu lat pracuje w korporacji. Przez ten czas harowała jak wół, pięła się po szczeblach kariery i teraz ma świetne mieszkanie, terenowy samochód, konto w banku z niezłą sumką i własny gabinet z osobistą sekretarką. Czego chcieć więcej? Czy jest szczęśliwa? Otóż nie, ponieważ jej codzienność wypełnia tylko praca. Nie ma żadnego życia prywatnego. Jest rozwódką, jej matka nie żyje, z ojcem nie do końca jej się układa a przyrodni brat jej nie lubi.

Nagle w firmie zmienia się prezes. Jaga liczy na awans i by przypodobać się zwierzchnikowi udaje, że biega (tak jak on). Daje się też namówić na wzięcie udziału w sztafecie firmowej a gdy dobiega do mety, traci przytomność. Po licznych badaniach, które wydają się rutynowe, jej świat rozpada się jak domek z kart, jak rozbita szyba zmienia się w miliony maleńkich kawałeczków. Jaga ma glejaka, raka mózgu i zostało jej jakieś trzy miesiące życia. Ta okrutna diagnoza sprawia, że kobieta porzuca swoje dotychczasowe życie. Przez tydzień próbuje jeszcze wprawdzie żyć normalnie, ale zdaje sobie sprawę, że to się nie uda. Że nie może udawać, że nic się nie stało. Musi zrobić coś, co ją jeszcze uszczęśliwi, zanim jej czas dobiegnie końca.

I wtedy przypomina sobie o domku babci na Roztoczu, który podobno jest nawet jej własnością. Mieszkanie zostawia bratu, zabiera najpotrzebniejsze rzeczy i wyjeżdża do zapomnianego przez wszystkich domostwa. Widok jaki zastaje początkowo ją szokuje: dom, sad, obora, studnia i szopa - wszystko zaniedbane. Dom zarośnięty chwastami, brak bieżącej wody... Jednak Jaga nie zamierza odpuścić. Początkowo śpi w samochodzie, ale potem pojawiają się życzliwi sąsiedzi, którzy pomagają jej doprowadzić gospodarstwo do choć podstawowego porządku. Bohaterka chciała spędzić tutaj spokojne trzy miesiące i umrzeć w spokoju, ale los postanowił ją zaskoczyć. Najpierw pojawiają się gadające zwierzaki: pies, kot (mówiący archaizmami) i mysz (wygłaszająca boskie teorie o relacjach damsko-męskich) - potrafią rozbawić do łez. Jest też zjawa o imieniu Mona, niezwykła sąsiadka Śliwowa, przystojny weterynarz a nawet pojawia się były mąż. Niezły ambaras... i jak tu umierać w ciszy pól i jabłonek?

"Nalewka zapomnienia" to naprawdę bajka... Chwilami wzruszająca, chwilami humorystyczna a chwilami dająca nadzieję. Autorka na bazie swoich wspomnień z dzieciństwa świetnie oddała klimat roztoczańskiej wsi i niosących pomoc sąsiadów. To ciepła i lekka historia, która jest idealna na wakacyjny czas, na długie jesienno-zimowe wieczory, a także niezależnie od pory roku - dla wielbicielek polskich autorek.

Powieść czytało mi się bardzo szybko, miło i przyjemnie. Dzielnie kibicowałam bohaterce w jej odnajdywaniu siebie na spokojnej wsi - jakże częstym motywie w powieściach. Zakończenie mnie nie zaskoczyło, bowiem na takie właśnie czekałam, choć oczywiście nie byłam pewna jaki pomysł na finał miała autorka... Jedno jest pewne: napisała bardzo dobrą obyczajówkę i nie zamierzam poprzestać na tej jednej powieści Kasi Bulicz-Kasprzak w dziale książek przeczytanych.





Książka przeczytana w ramach lipcowych wyzwań: Grunt to okładka, Pod hasłem, Czytelnicze marzenia Ejotka, 52 książki

wtorek, 18 sierpnia 2015

Agnieszka Krawczyk "Magiczne miejsce"




Autor: Agnieszka Krawczyk
Wydawnictwo: SOL
Data wydania: 2010
Liczba stron: 286
Seria: Magiczne miejsce tom 1
To wydanie jest również częścią serii: Monika Szwaja poleca










Częstym motywem opisywanym w literaturze jest wyjazd kobiety na prowincję w trudnej sytuacji życiowej. Problemy z pracą, mężczyzną, zdrowiem albo kilka takowych w hurcie sprawia, że chcą odciąć się od wszystkiego co dotychczas je unieszczęśliwiało i najpierw się pozbierać do kupy a potem rozpocząć nowe życie. A w jakim celu na prowincję wyjechałby mężczyzna?

Do lektury tej książki jakoś nie mogłam się przekonać. Kusiła mnie tematyka, zwłaszcza że na półce czeka kolejna książka autorki, jednak nie wiem czy to za sprawą okładki czy drobniejszych niż zwykle liter nie mogłam się przemóc, by zacząć. Czy treść wynagrodziła mi początkową niechęć?

Witold Mossakowski jest trzydziestopięcioletnim ważnym urzędnikiem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i właśnie finalizuje w Kopenhadze przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. Kiedy próbuje odespać wynik pogłębiania przyjaźni polsko-słoweńskiej otrzymuje telefon, który początkowo go denerwuje, ale perspektywicznie nie zdaje sobie sprawy jak bardzo odmieni on jego życie. A kto je wywróci do góry nogami?

Szkolny kolega Witolda - Marek Wilczyński, który jest prawnikiem od nieruchomości - ma dla niego niesamowitą propozycję. Otóż znalazł niebanalną ofertę: do nabycia jest stary dwór wraz z zabytkowym parkiem i setką hektarów ziemi w uroczej wsi o nazwie Ida, pośród ciszy oraz piękna gór i lasów. Niezbyt wysoka cena sprawia, że Witek kupuje posiadłość Tyczyńskich i wyrusza do dworu. Poznaje uroczą panią sołtys, miejscowych nauczycieli, poprzednią właścicielkę swojego domostwa, całą feerię barwnych mieszkańców miasteczka oraz młodą wielbicielkę Harrego Pottera.

Stan dworu i parku jest kiepski, więc to remont dominuje w życiu Mossakowskiego. Jednak powieść nie jest ani odrobinę nudna. Jest bardzo zróżnicowana (ale nie męczy ilością wątków), porusza wiele tematów i myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Są duchy, wyrabianie perfum, astronomia, piłka nożna, wspomniany już Harry Potter, Światła Quenna, piraci i poszukiwanie skarbów. I to nie w bajkach, ale bohaterowie naprawdę zajmują się rozwiązywaniem zagadki zatopionego skarbu, posiłkując się literaturą marynistyczną. Jest też wieża bez drzwi, skrzynia sprzed lat z wywołującą łzy zawartością, próba odtworzenia pierwotnie stworzonego w parku labiryntu, są niesamowite wnętrza odrestaurowanego dworu wraz z oryginalną mozaiką na podłodze jednego z pomieszczeń. A to nie koniec niespodzianek - jeden z poprzednich właścicieli dworu był pasjonatem Świętego Graala i dzięki temu przeczytamy sporo informacji na ten temat. O swojej skrzętnie ukrywanej tajemnicy opowie też pani sołtys... I tak zwykłą powieść obyczajową śmiało określiłabym mianem książki przygodowo-sensacyjnej. Oj, dzieje się...
Bardziej kusząca okładka - nowsze wydanie

W powieści nie brakuje również miłości a miłym zaskoczeniem dla mnie był fakt, że w tak małej miejscowości tak dużo się czyta i rozmawia o literaturze i to w każdym pokoleniu - od dzieciaków w szkole, poprzez nauczycieli aż po starszyznę.

Czy Witold zadomowi się w dworze Idy? Czy duchy go nie przestraszą? Jaki ma pomysł na tak duży budynek, w którym przecież nie będzie mieszkał samotnie? Jak bardzo wpłynie na mieszkańców Idy nowy członek ich społeczności a jaki będzie wpływ ogółu na Mossakowskiego? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie już w lekturze. Ja nie zdradzę ani słowa więcej, bo fabuła jest tak ukształtowana, że zniszczyłabym poszczególne zagadki i ich rozwiązywanie. Bowiem całkowicie odwrotnie do literatury kryminalnej, na odkrycie tajemnic nie trzeba czekać do końca książki, bowiem autorka dawkuje nam je stopniowo.

Niezależnie od tego, które wydanie macie okazję czytać zapewniam, że będzie tak samo zachwyceni. Bardzo podoba mi się styl autorki i jej pomysły na fabułę; jest też dużo ciekawych dialogów, dawka dobrego humoru, chwile grozy i zaskoczenia. Agnieszka Krawczyk sprawiła, że nie miałam czasu nudzić się podczas czytania i z zapartym tchem śledziłam kolejne wątki, dotyczące nie tylko Witolda, ale i sympatycznych mieszkańców Idy. Gorąco polecam Wam "Magiczne miejsce". W najbliższych planach czytelniczych mam kolejną książkę autorki, która jest drugim tomem serii Magiczne miejsce  - "Dolina mgieł i róż".



Książka przeczytana w ramach lipcowych wyzwań: Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki


Seria Magiczne miejsce:
Magiczne miejsce
Dolina mgieł i róż
Ogród księżycowy
Jezioro szczęścia

niedziela, 16 sierpnia 2015

Sarah Harvey "Dom Róż"




Tytuł oryginalny: Das Rosenhaus
Tłumaczenie: Agnieszka Hoffmann
Wydawnictwo:
Data wydania: 2014
Liczba stron: 384











Wielokrotnie w życiu spotykamy się z sytuacją, że uczucie miłości czy przyjaźni zostaje wystawione na próbę. Nieplanowane, niespodziewane czy nagłe wydarzenia sprawiają, że nasz los się odmienia a to co czujemy staje się wielką niewiadomą. Czasami nie potrafimy odróżnić miłości od przyjaźni czy upatrujemy w przyjacielu obiektu uczuć, bo ten którego do tej pory darzyliśmy miłością, zaufaniem i czułością, nie do końca pozwala nam na bliskość. Jak odnaleźć się w tej matni uczuć? Jak nie zwariować? Co robić w trudnych sytuacjach, kiedy zostajemy odrzuceni? Jak dowiedzieć się co jest w życiu najważniejsze? Może pomocą będzie służyć powieść, o której chcę dziś opowiedzieć?

Lily i Liam Bonnerowie poznali się w Paryżu, ślub wzięli w Stanach Zjednoczonych, gdzie on kończył studia a obecnie mieszkają w Londynie. Są razem już kilkanaście lat, darzą się poważnym uczuciem, lubią spędzać razem czas i rozumieją się bez słów. Ona pracuje w znanej galerii sztuki (do niedawna jeszcze poświęcała się malowaniu) a on jest architektem. Urlopy spędzają w uroczej Kornwalii, gdzie mieszka ich wspólny przyjaciel "od zawsze" Peter.

I to właśnie Peter jedną propozycją sprawi, że dotychczasowe życie Bonnerów całkowicie się odmieni. Pewnego wrześniowego dnia przyjedzie do nich w odwiedziny informując, że wykupił firmę ojca i jako pan na włościach chciałby, by Liam z nim pracował. Bowiem nowym wyzwaniem stojącym przed Peterem jest budowa centrum sztuki w Kornwalii, bardzo prestiżowa inwestycja a Liam jest świetnym specjalistą.

Peter wyjeżdża a Bonnerowie mają czas na namysłu, bo przecież urlop w pięknym miejscu z dala od cywilizacji to nie to samo co mieszkanie tam na stałe. Lily musiałaby zrezygnować z pracy i pozostawić za sobą ukochany Londyn, przyjaciół i jeszcze coś... Musiałaby zostawić coś, co do samego końca książki jest wielką niewiadomą i tajemnicą tej pary. Czy miłość do uroczej Kornwalii wygra? Czy żona porzuci swoje życie i poświęci się dla kariery męża?

W styczniu Bonnerowie wprowadzają się do nowego domu, zwanego Domem Róż, ze względu na bajeczny różany ogród, choć obecnie zapuszczony. Lily nie potrafi się jednak tutaj odnaleźć. Domu nie darzy miłością, wiele jest tutaj do zrobienia a mąż całkowicie oddaje się pracy. Nie ma go całymi dniami, często pracuje do późna a nawet śpi w swoim gabinecie. Kobieta czuje się opuszczona, zaniedbana i odrzucona. Nawet przywiezionych z Londynu kartonów nie rozpakowała do końca. Poświęciła się dla męża nic nie otrzymując w zamian. Nie ma przyjaciół a poza sezonem w miasteczku wszystko jest nieczynne. Pozostaje jej delektowanie się przeróżnymi herbatkami owocowymi (zyskała tym moją ogromną sympatię), którymi raczy się, by uspokoić nerwy zszarpane kolejnymi kłótniami z Liamem. Po jednej z nich Lily bazgrze mu na jakimś projekcie, że odchodzi i gdyby nie ten telefon... Okazuje się, że trzydziestoośmioletni Bonner miał na budowie wypadek i jego stan jest krytyczny.

Zrozpaczona Lily musi znaleźć teraz siły, by nie rozsypać się przy nim. Podporą w tej sytuacji jest dla niej Peter. To dzięki niemu udaje jej się dostosować dom do potrzeb człowieka poruszającego się na wózku z unieruchomioną ręką i nogą. Jednak jak uda jej się znosić humory takiego człowieka? Liam staje się bowiem zależny od innych (co dla mężczyzny jej ogromnym upadkiem honoru), zgorzkniały, nie okazujący uczuć a wręcz nazwałabym to po imieniu: wredny, męczący i trudny.

Jednak z każdym kolejnym dniem Lily odnajduje wśród sąsiadów i mieszkańców miasteczka przyjaciół. Takich prawdziwych, którym może zaufać, zwierzyć się, ulżyć swojemu sercu i duszy w cierpieniu a jak wiadomo wygadanie się - pomaga. Odwiedza piękne zakątki, cieszy się urokiem otoczenia, by nabrać sił do walki z obojętnością męża. Czy uda im się jeszcze być prawdziwym małżeństwem? Czy mają szansę być naprawdę razem a nie tylko mieszkańcami tego samego domu?

W życiu bohaterów pojawi się wiele osób a nawet pies, którzy będą starali się ułatwić obojgu porozumienie. Autorka bardzo ciekawie nakreśliła te postacie, zwłaszcza mężczyźni przypadli mi do gustu :) Zresztą co jeden to ciekawszy i przystojniejszy (według opisów) a już na pewno z dobrym sercem i bogatą osobowością. Chwilami zastanawiałam się, w ramiona którego rzuci się Lily...
Sarah Harvey nie zraziła mnie mnóstwem opisów, których nie lubię. Tak opisała krajobraz Kornwalii i jej mieszkańców, że naprawdę poczułam się jak w maszynie czasu. Bohaterowie zostali świetnie nakreśleni, czuję jakbym ich znała osobiście. Jednym słowem styl autorki mi odpowiada, wciąż nie mogłam się doczekać finału, ale i wydarzeń pośrednich... Nie mogę jedynie wybaczyć Liamowi traktowania żony! Cackał się ze sobą jak kilkulatek...

Czy udało mi się przewidzieć zakończenie? Napiszę tak: myślałam, że historia potoczy się inaczej niż to ma miejsce na kartach powieści, jednak finał i tak mi się podoba. Jest nieco zaskakujący, sporo się wydarzyło zanim do niego doszło, nie sądziłam że taką decyzję podejmie Lily. Wyjaśnia się też tajemnica co Bonnerowie pozostawili w Londynie a co znacznie ich od siebie odpychało. Każde z nich miało na ten temat odmienne zdanie, każde inaczej to odbierało i przeżywało. Nie chcieli porządnie o tym porozmawiać, i nie tylko o tym...

Książka nie jest bardzo fascynującą i wybitną lekturą. Ot taka lekka powieść na wakacyjny czas, która udowadnia ile trzeba stracić, by zyskać. Pokazuje jak ważną rolę w naszym życiu spełniają przyjaciele i chyba żal mi nieco Nathana... Dlaczego? Tego już dowiecie się sami :)


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki

piątek, 14 sierpnia 2015

Rafał Lewandowski "Blok"




Autor: Rafał Lewandowski
Wydawnictwo: Coś Pięknego
Data wydania: 30 lipca 2015
Liczba stron: 240
Seria: Niema trylogia tom 2





Jeśli nie znasz tomu pierwszego trylogii nie czytaj pierwszego akapitu recenzji - spojler




W kwietniu tego roku miałam okazję poznać Rafaela Wellsa, młodego bohatera trylogii Rafała Lewandowskiego. Pierwszy tom nosił tytuł "Niemy", w którym to wraz z niemym chłopakiem podróżowaliśmy do Austrii i Niemiec w poszukiwaniu pradziadka. Rafaelowi towarzyszył wtedy najlepszy przyjaciel Wojtek Siciński oraz Weronika - dziewczyna Wojtka. Jak pamiętacie Weronice zależało wyłącznie na kasie i jak tylko wyczuła, że to Wells będzie miał jej więcej zmieniła obiekt zainteresowania. Skutek był taki, że Rafael prawie został zamordowany, ale już w przypadku Weroniki nie mogę użyć słowa "prawie", bowiem zginęła pod kołami jaguara prowadzonego przez Jagodę, tancerkę z tytułami. Od ponad trzech lat zresztą Jagodę Wells, żonę Rafaela...

Cztery miesiące przed rozpoczęciem akcji książki młode (bohaterowie są przed trzydziestką) małżeństwo wprowadza się do domu rodzinnego Wellsów, ponieważ budynek nieco opustoszał od czasu, gdy mieliśmy okazję śledzić "Niemego". Dziadkowie Rafaela już nie żyją, rodzeństwo (które jest w tej książce dość szczegółowo scharakteryzowane) rozpierzchło się po Polsce, ale i poza jej granicami, dlatego też Wellsowie zaproponowali taki układ mieszkaniowy.

Niespodziewanie w dawnej sypialni rodziców, która obecnie jest sypialnią Jagody i Rafaela, głównego bohatera zaczęły nawiedzać sny... Śniła mu się ciemność, z której wyłaniały się ogromne połacie spalonej ziemi oraz ... zaniedbany, ciemny i obskurny blok. Osobiście, gdyby to w jakiś sposób od niego zależało, Rafael nigdy by tam nie wszedł, ale we śnie nie miał zbyt wiele do powiedzenia - tajemnicza siła pchała go do przodu, aż wszedł do budynku, do windy i w niej utknął... I w tym momencie zawsze się budzi, bo nie ma w niej nawet alarmowego przycisku... Jednak od czego są kobiety w życiu mężczyzn...? Jagoda postanawia zakończyć męczarnie męża i podejmuje się odnalezienia bloku ze snu. Jej zdaniem, tylko wizyta w tym miejscu i odkrycie przyczyny wizji może "odczarować" sny Wellsa. Czy uda jej się odnaleźć tajemniczy blok?

Nie byłoby zapewne tej książki, gdyby się nie udało... Blok ze snów okazuje się być zaczątkiem niedoszłego kompleksu Bałtów, na Podlasiu. Osiedle rozpoczęto budować w 1990 roku, jednak stoi tam tylko ten jeden osmolony i opuszczony blok. Dlaczego? Najpierw zaginął kierownik budowy, ale robotnicy nie zaprzątali sobie tym głów i pracowali dalej. Jednak zbliżał się dzień wypłaty... Kiedy przeszukali okolicę i poszczególne piętra bez rezultatu, okazało się, że w piwnicy znaleźli już tylko jego zwłoki. Ktoś ich dotknął i tak rozprzestrzeniła się bakteria, która najpierw wywołała gorączkę a potem śmierć całego zespołu. Co ta historia ma wspólnego z młodym Wellsem? Cóż, on sam tego nie wie, bowiem nikt z jego rodziny nie pochodzi z Podlasia, nie pracował przy budowie bloku i cała ta sprawa jest tym bardziej zagadkowa. O co zatem chodzi?

Młodzi udają się na Podlasie i rozpoczynają swoją wędrówkę po kolejnych kondygnacjach, budzącego przerażenie Rafaela, bloku. Na każdym piętrze znajdują się tylko jedne drzwi (nie jak w normalnych blokach od dwóch do czterech czy nawet więcej), które chętnie otwierają swoje podwoje przed przybyszami. Co się za nimi kryje? Ogólnie rzecz mówiąc (bazując na słowach autora książki)  nielogiczna i chaotyczna czasoprzestrzeń. Bohaterowie nie mają pojęcia co spotka ich za drzwiami kolejnych pięter. Z kim będą mieli okazję się spotkać? Czy trafią do przyszłości czy przeszłości? Czy to co zobaczą i usłyszą będzie dla nich podnoszące na duchu czy dołujące? Czy będą dążyli do tego czy wręcz przeciwnie? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi... Nie zawsze bowiem wiedzą z kim mają porozmawiać, czego szukać, jak zdobyć potrzebną na tym etapie wędrówki wiedzę. Kolejne piętra bloku Wellsowie porównują do gry komputerowej, gdzie trzeba pokonywać kolejne levele i zdobywać informacje potrzebne na następnych. Wyjątkiem okazały się być drzwi na piętrze ósmym, które nie ustąpiły nawet pod naporem siły... Z jakiego powodu? Co znajduje się pod trzynastką? Przyznam, że mnie samą zaskoczyło to spotkanie... Choć oczywiście większość spotkań i miejsc wywoływała u mnie uczucie zaskoczenia oraz ogromne emocje. Byłam niezmiernie ciekawa co uda się odkryć bohaterom, do czego doprowadzi ich ta wędrówka. Niektóre wizyty były niezmiernie przyjemne (jedzenie ciasta babci Katarzyny, kawa "U Mariana"), jednak niektóre wywoływały szok, niedowierzanie, strach, bezsilność czy rozczarowanie.


"W tym bloku wszystko miało znaczenie, czasem głęboko ukryte, czasem dosłowne, ale jednak każdy, najmniejszy nawet drobiazg pojawiał się w konkretnym, ściśle określonym celu." *  


Książka ma zupełnie inny wymiar niż pierwszy tom trylogii. Wtedy Wells poszukiwał pradziadka i kolejne strony skupiały się na przyziemnych sprawach, rozmowach, spotkaniach. Choć z nutką sensacji to tamta historia bardziej do mnie przemawiała. Nie twierdzę oczywiście, że ta mi się nie podoba, bowiem widać ogrom pracy jaką autor włożył w stworzenie tej powieści. Każde piętro to odrębna historia - albo zupełnie nowa w życiu bohatera albo dotycząca innej płaszczyzny czegoś, co już się wydarzyło. Wells nie ma łatwego życia z powodu faktu, że nie mówi i czytelnik wreszcie ma okazję poznać nieco szczegółów dotyczących tej sprawy.
Mroczne sekrety z życia dziadków Rafaela poznałam w "Niemym" a teraz mogłam przekonać się jak to naprawdę było z jego rodzicami. Czy opowiadali dzieciom prawdę dotyczącą swojej młodości? A jaką wizję przyszłości ma przed sobą Wells i jego żona?

Każdy rozdział to odrębne piętro i odrębna przygoda. Zachęcam do przeczytania drugiego tomu trylogii, bowiem jest bardzo ciekawą i nietypową pozycją na rynku wydawniczym. Nie w każdej książce możemy poznać tak wiele z życia bohaterów w trzech płaszczyznach: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość na tak niewielkiej ilości stron. Książka szybko się czyta, jest zaskakująca, emocjonująca, chwilami znacznie podnosi poziom adrenaliny. Zdarzają się momenty humorystyczne, ale i wymagające od bohaterów przemyśleń nad własnym życiem i wyborami, których powinni dokonywać. A finałowa rozmowa małżeństwa z panią sprzątającą teren wokół bloku... genialna puenta. Jestem ogromnie ciekawa jak potoczą się losy Wellsów w trzecim tomie Niemej trylogii.





* R. Lewandowski, "Blok", Poznań, Wyd. Coś Pięknego, 2015, str. 166


Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorowi


czwartek, 13 sierpnia 2015

Sonrisa Art też zadowolona!

Upały ogólnie sprawiają, że niewiele rzeczy chce nam się robić... Ale są osoby, które wciągnięte w dobrą książkę, czytają ją szybko :)

Gratulacje należą się Sonrisie Art, która z pozytywnym wynikiem ukończyła wyzwanie.


Gratulacje!
Cieszy mnie to niezmiernie, że książka tak bardzo się spodobała :) Sama uwielbiam twórczość Sarah Jio.
Ela czytała "Jeżynową zimę"

wtorek, 11 sierpnia 2015

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Upalne lato Kaliny"




Autor: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2013
Liczba stron: 288
Seria: Upalne lato tom 2











Rodzice z reguły kochają swoje dzieci. Piszę "z reguły", ponieważ niewątpliwie zdarzają się niechlubne wyjątki. Jeszcze o ile uczucie ojca a właściwie jego brak można sobie jakoś wytłumaczyć (nie był gotowy, nie czuje się ojcem, jest za młody i tak dalej) o tyle więź matki z dzieckiem jest nierozerwalna i szczególna. Miłość rodzi się z chwilą odkrycia maleńkiego mieszkańca brzucha i rośnie wraz z nim. Matka choćby nie wiem jak była zmęczona, jak była chora (kojarzycie reklamę "Mamy nie biorą zwolnienia. Mamy biorą ..." i tu nazwa specyfiku) to po prostu musi być "na chodzie", musi dawać radę, nawet jeśli pada na pyszczek. Coś o tym wiem... Jednak czy zawsze matka poświęca swoje życie dziecku? Czuje wszechogarniającą miłość i więź? Niestety nie. Przekonałam się o tym czytając kontynuację "Upalnego lata Marianny", z którą przygodę rozpoczęłam w lutym. Kto nie czytał wspomnianego tomu pierwszego recenzję "Upalnego lata Kaliny" czyta na własną odpowiedzialność.

Lata sześćdziesiąte. Kalina jest młodą kobietą, która popełniła - według wielu znanych i nieznanych sobie osób - mezalians poślubiając dużo od siebie starszego mężczyznę. Kalina jest po obronie pracy magisterskiej a Jerzy Pilecki robi właśnie habilitację na wydziale historii. Pileccy mają córeczkę - Gabrysię, którą wychowuje wieloletnia niania Kaliny - Gabriela. Dlaczego? Najpierw było to najprostsze rozwiązanie, by Kalina mogła dokończyć studia a później stało się po prostu wygodne w sytuacji, gdy doktorowa nie czuła miłości do swojego dziecka i mogła wymówić się obowiązkami, uczelnią czy lepszym otoczeniem do wychowywania małego dziecka na wsi. Opiekunka nie narzeka, nie wypomina, ale jest zadziwiona, że matka nie ma chęci zabrać córeczki do domu, nie chce uczestniczyć w jej wychowaniu, życiu, nie chce obserwować nowych postępów.

A teraz Kalina przyjeżdża do mazowieckiej wsi nie po to, by zabrać ze sobą prawie roczną Gabi, ale żeby obwieścić opiekunce, że wyjeżdżają z Jerzym na ponad miesiąc do Zakopanego. Ona jeszcze nigdy nie była w Tatrach a on napisze w ciszy pracę naukową - ostatnią, której brakuje mu do zakończenia procesu habilitacji. Właściwie Kalina z góry założyła, że Gabriela zgodzi się zająć małą jeszcze do ich powrotu, bo kocha tą istotkę jak własną córkę czy wnuczkę.

W pociągu wiozącym całą czwórkę do stolicy Tatr (pomysłodawczynią była Baśka, przyjaciółka Kaliny, zapalona taterniczka oraz jej brat bliźniak) spotykają Maćka, który wprowadzi nieco chaosu w już pogmatwane życie Kaliny, zasieje w niej ziarno wątpliwości a rozmowy przeprowadzone między tą dwójką w Zakopanem zmuszą dziewczynę do przemyślenia własnego życia, do poukładania na nowo priorytetów i podjęcia ważnych decyzji. Czy uda się przełożyć myśli na czyny? Czy Kalina odważy się na zmiany?

Dni upływają sielsko: młodsi chodzą na wycieczki górskie a wieczorem spotykają się czasami w lokalach rozrywkowych. Jerzy zaś oddaje się głównie pisaniu... I nagle pewna przesyłka burzy całkowity spokój ducha Kaliny. To Gabriela postanawia nie ukrywać dłużej prawdy o przeszłości. Wie, że lat jej przybywa i nie chce zabierać do grobu informacji istotnych dla tej młodej kobiety. Chce niejako wyspowiadać się, oczyścić, zrzucić z siebie ciężar, który przez gromadził się na sercu i teraz mocno jej doskwiera. Koperta jest bardzo gruba i zawiera tajemnice dotyczące życia Marianny (matki Kaliny) podczas wojennej zawieruchy. Tłumaczy jej zachowanie po wojnie, stosunek do maleńkiej córeczki, opisuje małżeństwo Marie i wiele późniejszych zdarzeń jakże ważnych dla obecnych relacji Kaliny z małą Gabi (których długo pojąć nie mogłam, jako matka).

List opiekunki jest bardzo ważny, wnosi wiele w historię, którą znamy z kart poprzedniego tomu trylogii. Wtedy opowieść została zakończona w okresie wakacyjnym, tuż przed wybuchem wojny a ten tom zdradza nam sekrety Marianny, dotyczące pozostałych lat jej życia. Moim skromnym zdaniem tom ten jest znacznie lepszy i ciekawszy niż poprzedni. Więcej się dzieje, wyjaśnia się wiele tajemnic i sekretów głęboko ukrytych w zakamarkach serc i umysłów a któż tego nie lubi. Dodatkowo sceneria gór i kolejne wycieczki młodych wprowadziły mnie w błogi, urlopowy nastrój (mimo, że czytałam książkę nad morzem).
Zaś zakończenie ogromnie mnie zaskoczyło, nie spodziewałam się tak mocnego uderzenia. List Gabrieli był niesamowity, kilka ostatnich kart to niespodzianki a sam finał - bomba.

Powieść skupia się na relacjach między rodzicami i dziećmi. Dla mnie ten właśnie temat był najważniejszy. Bardzo przeżywałam historię Marie, jej wojenne działania, powrót, tajemnicę, traktowanie jej rodziny w czasie wojny i okupacji, ale nie mogę jej wybaczyć tego, że pozwoliła by Kalina czuła się odrzucona, skrzywdzona i samotna. Teraz to rzutuje na jej relacje z córeczką a przecież takie dzieciątko potrzebuje miłości, uwagi i troski!
"Upalne lato Kaliny" jest niby odrębną książką, zupełnie inną i zamkniętą historią, ale mimo wszystko polecam przeczytać najpierw "Upalne lato Marianny". Ja niedługo sięgnę po ostatni tom trylogii opowiadający losy Gabi. Nie mogę się doczekać.



"Upalne lato Marianny"
"Upalne lato Kaliny"
"Upalne lato Gabrieli"




Książka przeczytana w ramach lipcowych wyzwań: Pod hasłem, Czytelnicze marzenia Ejotka, 52 książki

niedziela, 9 sierpnia 2015

Krystyna Mirek "Polowanie na motyle"




Autor: Krystyna Mirek
Wydawnictwo: G+J Gruner&Jahr
Data wydania: 2012
Liczba stron: 264
Cykl: Przyjaźń, miłość, związki tom 2










Strasznie długo zwlekałam z przeczytaniem książki opisującej dalsze losy bohaterów "Promu do Kopenhagi". Goniły mnie terminy recenzyjne, opóźniały problemy życiowe i dlatego kiedy kompletowałam książki na urlop postanowiłam dokończyć swoją przygodę z Weroniką, Konradem, Klaudią, Marcinem i Kasią. Ale jeśli Wy nie czytaliście debiutu autorki ("Prom...") to nie czytajcie mojej recenzji, bowiem popsujecie sobie dobrą zabawę.


Obudził się nagi. Na stojącym obok krześle zobaczył swoje poskładane ubranie i garnitur wiszący na oparciu. Ale przecież on nigdy nie miał w zwyczaju składania ubrań... Po chwili dotarło do niego, że spędził tę noc z kimś, bo przecież jest nagi a niczego nie pamięta. No tak, pił na weselu Weroniki i Konrada a teraz niewiele myślenie szwankuje a ciało domaga się wody... Kto był w jego łóżku? Czy Marcin Wilk to sobie przypomni?

Weronika straciła swój rodzinny dom, ponieważ tak zdecydował jej ojciec. Jednak obrotna dziewczyna w obliczu zbliżającego się ślubu uzyskuje zgodę, by choć sad mogła wykorzystać do swojej wymarzonej ceremonii i przyjęcia weselnego. Po tym pięknym dniu i pełnej wydarzeń nocy powraca szara rzeczywistość. Weronika pragnie szczęścia u boku męża - Konrada. Jednak już na początku okazuje się, że ich marzenia o przyszłości nieco się rozmijają. Ona pragnie domu, po którym będzie biegała gromadka dzieciaków i nawet wyszukała już idealne miejsce, gdzie dom miałby stanąć. Miejsce magiczne, które przemawia do jej serca i duszy. I nawet klucz Weronika już trzyma w dłoni. Jednak Konrad nie chce słyszeć o dzieciach. Dla niego to znacznie za wcześnie, bo przecież najpierw musi dokończyć budowę domu dla matki i swojego rodzeństwa a na dwa domy tak szybko nie zarobi. Na dodatek w Polsce... To jest teraz jego główny problem. Dlatego w chwili, gdy mężczyzna decyduje się na powrót do Niemiec, do pracy, żona postanawia ukryć przed nim swój stan i pojechać wraz z nim. Pracę u Schmidta załatwia jej nawet niespodziewanie Klaudia, zabójczo i nieszczęśliwie zakochana w Konradzie.

Klaudia nie zamierza wchodzić w drogę młodego małżeństwa, ale w ciszy własnego pokoiku roni łzy i wylewa wszelkie złości dotyczące swojej samotności. Jeszcze nie wie, że już niedługo los udowodni jej, iż bywa okrutny i lubi sobie kpić z dziewcząt często zmieniających męskie łóżka lub mężczyzn w swoim... To właśnie los sprawił, że noc poślubna Weroniki ma się okazać nocą szczególną, która zmieniła diametralnie plany na przyszłość wielu osób. Czy zawsze "in plus"? Czy osoby obdarowane szczególnymi darami będą mu wdzięczne? Jaka będzie ich reakcja? Kto się ucieszy, kto oszaleje ze złości, kto poczuje się oszukany, a kto będzie musiał przewartościować swoje życie?

Kasia wciąż pracuje w sklepie jubilerskim, jednak czekają ją ogromne zmiany. Zmienia się bowiem właściciel a ten nowy... hmmm... ma zupełnie inną wizję firmy, pracownic i w ogóle życia. Kasia wprawdzie awansuje, ale odbywa się to ogromnym kosztem i to nie tylko finansowym. Jednym słowem to, co wyprawia nowy szef określiłabym mianem mobbingu. Jak długo Kasia to wytrzyma? Czy rozmowa z przyjaciółką pomoże? Czy Weronice uda się przekonać pannę Jaworską do zmiany pracy? Ile czasu można wytrzymać pod presją i wydawać więcej niż się zarabia, tylko dlatego, że zauroczył nas człowiek żądający od nas więcej i więcej...

Trzy młode kobiety. Trzy różne spojrzenia na życie. Trzy różne problemy, które każda chce pokonać po swojemu. Trzy sposoby na poczucie motyli w brzuchu, choć nie zawsze droga do ich upolowania jest tak łatwa, przyjemna i ekspresowa niż byśmy chcieli. Każda z tych kobiet dostała od losu szansę na szczęście, tylko czy każda będzie potrafiła je wykorzystać? Jaką rolę w ich życiu, decyzjach i wyborach odegrają mężczyźni? Na ile poważne decyzje podejmą same? Czy osiągną upragnione szczęście? Czy uwierzą, że nie zawsze motyle idą w parze z właściwymi decyzjami sugerowanymi przez rozum?

Ciekawą osobą w powieści jest babcia Kasi - Wiktoria Jaworska, która udowadnia rodzinie, znajomym a przede wszystkim sobie, że po wychowaniu dzieci i wnuków coś się człowiekowi jeszcze od życia należy. Że nawet osoby starsze mogą poznać cuda techniki jakimi są telefony czy komputery a także udać się w podróż życia, podróż marzeń. Bo przecież nie warto czekać na śmierć. Nie można położyć się i czekać aż nadejdzie, trzeba chwytać każdy dzień i spełniać marzenia.

Krystyna Mirek stworzyła bardzo piękną powieść dla kobiet i o kobietach. Jest idealnym uwieńczeniem "Promu do Kopenhagi" i teraz wiem, że najlepiej jest je przeczytać od razu obie a nie czekać... Autorka opowiedziała kilka różnych historii, w których poruszyła mnóstwo ważnych, życiowych tematów: co może pomóc politykowi w pięciu się po szczeblach kariery, dwa przeciwne bieguny tego, jak rodzice traktują swoje dzieci, co pieniądze mogą zrobić z człowiekiem, co w życiu młodych ludzi zmienia wiadomość o ciąży, czy zawsze takie dziecko będą chcieli wychować czy może zechcą dokonać aborcji, jak bardzo w naszym życiu potrzebujemy wsparcia najbliższych a nie zawsze możemy na nie liczyć.

Autorka napisała książkę w typowy dla siebie sposób, dla mnie to już wręcz znak rozpoznawczy. Książka jest ciepłą historią, ciekawie napisaną, lubię ten styl (wciąż dopracowywany, co widać w później napisanych książkach), ten punkt widzenia pewnych spraw a zakończenie wywołało u mnie łzy wzruszenia i miłe wspomnienia sprzed kilku lat, choć u mnie nie było tych godzin oczekiwania, lecz poszło szybciej. Jedynie wynik był tak samo radosny. Polecam Wam oba tomy tego cyklu, od których rozpoczęła się przygoda autorki z pisaniem... i trwa do dziś.





Książka przeczytana w ramach lipcowych wyzwań: Grunt to okładka, Czytelnicze marzenia Ejotka, 52 książki

sobota, 8 sierpnia 2015

Indywidualne wyzwanie czytelnicze #20

Wyzwanie toczy się powolutku, jednym się udaje, innym nie. Niektórzy próbują, większości się podoba.
Piszę nieskładnie, chyba mi upał doskwiera, choć wiatrak włączony w mieszkaniu i wyrozbierane jesteśmy z córą na maksa :P

Mam nadzieję, że dzisiejsza wyzwana nie będzie miała mi za złe, że inni nie byli a ona po raz drugi, ale nie mogłam się oprzeć! Autorkę warto poznać :)






Na czym polega wyzwanie?

Wyzwana: Melania
Cel: przeczytać dowolną książkę Renaty Kosin
Termin: 12 października 2015 roku  

Rozliczenie: pochwal się wrażeniami z lektury - powodzenia!

czwartek, 6 sierpnia 2015

Wanda Majer-Pietraszak "Kwitnący krzew tamaryszku"




Autor: Wanda Majer-Pietraszak
Wydawnictwo: Muza S.A.
Data wydania: kwiecień 2015
Liczba stron: 560











Prawdziwi przyjaciele byli - i są nadal - w cenie. Przyjaciel doradzi, pomoże, wysłucha, pocieszy a czasem po prostu będzie obok, by trzymać za rękę, obetrzeć łzę czy pobyć w ciszy. I niczego nie oczekuje w zamian. "Kwitnący krzew tamaryszku" opowiada przede wszystkim o przyjaźni: damsko-męskiej, damsko-męskiej (wierzycie w taką? ja tak, choć czas i odległość ją pokonały) oraz męsko-męskiej. Ale nie tylko tego dotyczy ta powieść...

Wielkimi krokami zbliża się spotkanie klasowe "po latach". Liceum ukończyli wiele lat temu, ale chcieliby znów razem się pośmiać, przypomnieć sobie wpadki, przezwiska i nauczycieli. Na to spotkanie wybierają się cztery przyjaciółki: Maria (zwana Myszką), Iwona, Baśka oraz Jaśka. Każda z nich jest na zupełnie innym etapie życia, każda może pochwalić się innymi sukcesami lub porażkami (tymi to już chyba niekoniecznie).

Jaśka wyjechała do Skandynawii i tam rozkręciła biznes, wciąż jest panną. Baśka - obecnie wdowa - wyszła za mąż, urodziła syna a teraz jest babcią Bartka. Iwona wspólnie z koleżanką prowadzi sklep z ciuchami, jednocześnie dorabiając w branży, której zawsze chciała się poświęcić - aktorstwu (choć gra tylko w reklamach). Nadal nie znalazła tego jedynego.
Zaś Myszka jest żoną. Tak, dokładnie. Po prostu żoną. Kiedyś miała zostać wielką malarką, ale pewien profesor Akademii Nauk, który został jej mężem, twierdził, że ma alergię na farby olejne i terpentynę. Dla Piotra Maria porzuciła swoje życie, marzenia, przestała malować i była żoną... Aż do dnia tego spotkania klasowego... Poranek, który nastąpił później, na długo pozostanie w pamięci kobiety... Wtedy to jej mąż oświadczył, że odchodzi, że się zakochał, że przeprasza, przykro mu, to jego ostatnia szansa na bycie szczęśliwym. I bycie ojcem (czym okrutnie rani żonę, która nie może mieć dzieci). Myszka uniosła się honorem i ze spokojem pozostawiła wątpliwej jakości mężowi wiele cennych rzeczy, odmówiła pieniędzy, zabrała tylko swoje osobiste i wyjechała do Garbatki Średniej.

To kolejna książka, w której bohaterka ucieka na wieś, na koniec świata, w związku z problemami życiowymi. W Garbatce Myszka spędzała zawsze wakacje, weekendy, święta, tak bowiem było lepiej dla jej rodziców. Oni mieli inne priorytety i na rękę było im podrzucanie dziecka do cioci Teresy. Marysia też była z tego zadowolona. Wieś, dom i klimat tego miejsca nie jest jej zatem obcy. Kobieta podejmuje ważne decyzje dotyczące przyszłości: co z domem, niezadbanym otoczeniem, powrotem do malowania? Trzeba przecież jakoś zarabiać...

We wsi Myszka napotyka na sympatię ludzi, może liczyć na ich pomoc w urządzaniu nowego życia. Znajduje psa przywiązanego do drzewa, któremu ratuje życie i zabiera ze sobą nadając imię Alfred (to przykład przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem). W jej domu znajduje się też miejsce dla odwiedzających ją na krócej lub dłużej przyjaciółek a nawet przypadkowych wędrowców (sytuacja z Romanem uczy ostrożności, zaufania ale i pokazuje, że z niczego może narodzić się przyjaźń i przywiązanie emocjonalne). Jednak najciekawszym spotkaniem mającym miejsce zaraz na początku pobytu w Garbatce było to na cmentarzu. Miałam co do niego duże oczekiwania i dzielnie kibicowałam Myszce i Michałowi. Michał pochodzi z tych stron, jednak w wyniku rodzinnej tragedii wyjechał do Stanów Zjednoczonych i tam obecnie prowadzi hotel. Od pierwszej chwili okazał się ciepłym, serdecznym i ciekawym a wręcz fascynującym mężczyzną co wyczuło serce Marii i zabiło mocniej. Jak zakończy się ta sympatia? Czy to z Michałem dane jej będzie się zestarzeć? Czy los będzie im sprzyjał? A może to jeszcze nie koniec zawirowań w życiu bohaterki?

Mimo, że powieść początkowo po prostu się toczy, to trzeba dotrzeć do "swojego" momentu, który wciągnie na maksa i już będzie trzymał w napięciu i zainteresowaniu dalszymi losami przyjaciółek, psa i domku w małej wsi. Przygód bohaterowie mają wiele, pojawia się mnóstwo poważnych problemów: wojna, zdrada, alkoholizm, homoseksualizm, hazard, zazdrość, trudna miłość, niezbyt idealne relacje między członkami rodziny, śmierć bliskich osób, odrzucenie a także żądza pieniądza. Autorka pokazała jak ważne w życiu są sprawy codzienne, które niedokończone, niezałatwione mogą mieć poważne konsekwencje w przyszłości. Należy żyć w zgodzie ze sobą, nie czekać na "jutro", "za tydzień", "później" czy "kiedyś" (jak uwielbiają to czynić mężczyźni), ale być szczęśliwym teraz, dziś, w tej chwili.  Pomagając innym, to dobro (podobno) do nas wraca z podwójną mocą. Myszka zupełnie bezinteresownie roztoczyła opiekę nad małą dziewczynką - Alicją, którą spotkała na swojej huśtawce z dzieciństwa. Oddała serce temu dziecku, osieroconemu przy porodzie przez matkę, odrzuconą przez ojca a wychowywaną przez staruszkę babcię. Lusia obdarzyła uczuciem Myszkę i przyszywane ciotki a losy dziewczynki oraz innych bohaterów autorka pozwoliła nam śledzić na przestrzeni kilkunastu lat.

Wanda Majer-Pietraszak nie ustrzegła się błędów, które dla mnie są malutkimi minusami powieści. Lekko nużący początek oraz niedokończone czy niespójne wątki (ktoś z kimś gdzieś idzie, by po chwili odebrać telefon bez skrępowania a ta druga osoba jest w zupełnie innym miejscu). Zdarzały się następujące po sobie akapity, które dotyczyły wydarzeń w innym miejscu czy czasie niczym od siebie nie oddzielone a i chętnie podzieliłabym książkę na rozdziały. Znacznie ułatwia to czytanie bez gubienia się w treści, co w przypadku książek powyżej pięciuset stron jest możliwe.

Mimo wspomnianych minusów książkę będę miło wspominała, ponieważ czytelnik otrzymuje całą gamę wydarzeń od wesołych i radosnych jak choinka z upominkami dla dzieci, poprzez pełne nietypowych emocji (wizyta Piotra w Garbatce i odwet Basi i Fredka) aż do smutnych - pożar domu babci Kmiecikowej (kto jest sprawcą?, komu na tym zależało?). Mamy też możliwość odwiedzenia galerii sztuki oraz Restauracji "Niebieski Pies" - jaką odegrają rolę w życiu bohaterów?
Kolejnym argumentem, by przeczytać książkę jest to, że zawiera ważne treści, pokazuje różnorodność osób, które mogą się przyjaźnić mimo różnic, przeszłości, pochodzenia, odległości czy poglądów. Ogromnie zazdroszczę bohaterkom takiej prawdziwej, niezawodnej i niesamowitej przyjaźni. Losy każdej z nich potoczyły się inaczej, dla każdej coś innego było jej upragnionym szczęściem. Czy każdej było ono dane? Sprawdźcie!




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z literą w tle, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki 
dziękuję pani Ani z



oraz



wtorek, 4 sierpnia 2015

Renata Kosin "Mimo wszystko Wiktoria"




Autor: Renata Kosin
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2012
Liczba stron: 328











Moja przygoda z twórczością Renaty Kosin rozpoczęła się w styczniu tego roku, kiedy to sięgnęłam po "Tajemnice Luizy Bein". Powieść wciągnęła mnie, zafascynowała i sprawiła, że kolejna polska pisarka dołączyła do grona moich ulubionych. Nie mogłam zatem nie poznać dalszych losów bohaterów i już w kwietniu przeczytałam "Kołysankę dla Rosalie" a teraz postanowiłam poznać historię od której wszystko się zaczęło, czyli debiutancką "Mimo wszystko Wiktoria". Jakie wywarła na mnie wrażenie? Oczywiście oprócz świetnej okładki z intrygującymi sukienkami w groszki...

Powieść skupia się przede wszystkim na pojęciu przyjaźni, bo któż nie marzy o takiej prawdziwej, bratniej duszy, która wraz z Tobą będzie się śmiała, płakała, wysłucha i pocieszy? Każdy chciałby mieć przyjaciela i choć nie zawsze jest on na wyciągnięcie ręki, bo mieszka daleko to dzisiejsze wynalazki znacznie ułatwiają kontakt, prawda? Dziękuję Ci, Przyjaciółko.

Poznajemy cztery przyjaciółki: Zuzannę, Michalinę, Gabrielę i Edytę. Autorka bardzo powoli zdradza nam szczegóły z ich życia. Delikatnie dozuje nam ich historie i odkrywa sekrety z przeszłości.
Zuzanna ma męża - Tadeusza, który intensywnie sprzeciwia się planowanemu przez żonę czterodniowemu wyjazdowi na obóz przetrwania w maju. Na co dzień Zuzka prowadzi sklepik z artykułami rękodzielniczymi oraz Dom Otwarty dla Pań, gdzie wielbicielki robótek ręcznych mogą spotykać się w babskim gronie i godzinami prowadzić dyskusje w miłym towarzystwie. Jakież zamieszanie wywoła pojawienie się w Domu Otwartym pana Filipa, który chce zapisać się na kurs frywolitkowy...
Pewne wydarzenia z przeszłości głównej bohaterki sprawiły, że nie może ona zostać matką (ale ma za to psa - Cynamona), co przyjęła do wiadomości, ale sprawia jej przykrość. Zuzkę wychowała pani Helenka, która nie jest jej prawdziwą matką a w domu spokojnej starości mieszka prawdziwa babcia Zuzanny. Co sprawiło takie zawirowania w jej życiu? I co chce jej wyznać kobieta, która pewnego dnia dzwoni z informacją, że jest dawną znajomą ojca Zuzy? Czy dojdzie do spotkania? Co wniesie ono do życia obu kobiet?

Michalina aktualnie pracuje w domu. Mąż, synowie i przyjaciółki trzymają ją pod kloszem, skaczą wokół niej i dbają jak tylko mogą o wszelakie jej potrzeby. Wciąż przywoływana jest przeszłość i coś, co sprawiło że Miśka nie pragnie dotyku męża, często źle się czuje i nikt nie chce, by zostawała sama w domu a tym bardziej z niego wychodziła. Co jest tego przyczyną? Jakie wydarzenia tak znacząco wpłynęły na życie Michaliny? Co się wydarzyło? Jaki udział w zachowaniu i samopoczuciu kobiety ma teściowa? By znaleźć odpowiedzi na te pytania, trzeba poczekać do samiutkiego końca. Tajemnica państwa Brunik jest najdłużej trzymaną w sekrecie przez autorkę. Ale warto czekać...

Gabryśka jest matką samotnie wychowującą nastoletnią córkę. Najpierw dowiedziałam się, że jest po rozwodzie, dopiero później, że Julka nie była jego dzieckiem. To osobna i całkiem ciekawa - z perspektywy czytelnika oczywiście - historia, czyli jak poczęła się Julia, gdzie, z kim i w jakich okolicznościach. Najciekawsze jest też podejście do całej sprawy przez prawdziwego ojca oraz relacje wciąż przyjacielsko łączące Gabrielę i Grzegorza (a nawet matkę jego córki z obecną rodziną). Teraz Gabi musi okiełznać jakoś swoje życie, pracę, zarezerwować czas dla przyjaciółek a i dorastająca córka potrafi nieźle namieszać matce w poukładanej codzienności (łącznie z kontaktami damsko-męskimi i brafitterką). Czy Gabriela znajdzie wreszcie mężczyznę, który da jej szczęście?

Edyta z kolei jest młodą matką, która została wyrzucona z pracy. Przyjaciółki radzą, by walczyła z pracodawcą, bo przecież obiecał zatrzymać stanowisko, młodych matek się nie wyrzuca i tak dalej... Ale to nie takie proste a i po takim czasie siedzenia w domu z dzieckiem nie jest łatwo znaleźć coś nowego. Los jednak stawia na drodze Edyty kogoś, kto nieświadomie najpierw ją skrzywdził a teraz pomoże. O kim mowa? Jaką rolę odegra ta osoba w życiu tej szalonej czwórki? Czy zagości na dłużej w sylwestrowych spotkaniach w Domu Otwartym?

Bogactwo bohaterów, różnorodność ich charakterów oraz życiowych zdarzeń powodują, że nie można się od książki oderwać. Bardzo chciałam dowiedzieć się czy Edyta znajdzie pracę, czy Gabryśka znajdzie miłość życia jednocześnie radząc sobie z początkiem "bycia kobietą" Julki. Co ukrywa Michalina i czy Zuzka pojedzie na survival... Jaką sprawę ma do Zuzanny tajemnicza kobieta z Wrocławia, kim są Emilka wspomniana u Bruników oraz mała dziewczynka z okładki i dlaczego Marianna woli mieszkać z dala od wnuczki?  Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie już w powieści. Ja dobrze bawiłam się oczekując na wyjaśnienie kolejnych tajemnic.

Przyznaję, że początkowo powieść mnie nużyła. Nie działo się zbyt wiele, nie mogłam się odnaleźć wśród bohaterek, kto jest kim, czyj mąż ma jak na imię. Sporo było tajemnic, niedopowiedzeń, urwanych wątków, zatajonych faktów z przeszłości - choć to wszystko miało swój cel - powolne odkrywanie kart, czyli smakowity deser z genialną końcówką - wręcz wisienką w likierze na tym literackim torcie. Jednak to właśnie te zabiegi sprawiły, że uważam książkę za świetną. Poruszyły mnie opisane tutaj problemy, tak zwyczajne jak nasze życie. Niby szalone bohaterki, mające zwariowane pomysły, ale jednocześnie kobiety twardo stąpające po ziemi, bowiem każda z nich boryka się ze swoimi problemami. Niejedna spośród nas, Ty, ja czy może ona ma takie same...

Powieść jest debiutem a wiadomo, że z czasem warsztat pisarza jest lepszy, bardziej dopracowany, wymuskany i dopieszczony. Owszem, moje wcześniejsze spotkania z twórczością Renaty Kosin były obfitsze w emocje i napięcie, ale to ze względu na charakter tych książek, bardziej przygodowy, sensacyjny nawet chwilami. "Mimo wszystko Wiktoria" jest typową obyczajówką, która ma pozwolić kobietom się odprężyć, przenieść do innego świata, zapomnieć o swoich problemach, by przeżyć historie innych osób i ich trudności dnia codziennego. Nie oceniam tej powieści gorzej ze względu na to, że jest debiutem. Uważam wręcz, że jest bardzo udanym wejściem pisarki na polski rynek wydawniczy. Właściwie to nie mam do czego się "przyczepić" (jedynym minusem jest dla mnie początek, ale o tym już pisałam), bowiem znalazłam tutaj humor, płynne przechodzenie pomiędzy poszczególnymi wątkami, które nie mieszają czytelnikowi w głowie, dobre dialogi, typowo babskie podejście do życia (choć i mężczyzn tu nie brak). Autorka poprzez wprowadzenie licznych smaków i zapachów uzyskała też ciekawy klimat powieści.



Książka przeczytana w ramach lipcowych wyzwań: Grunt to okładka, Czytelnicze marzenia Ejotka, 52 książki
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...