piątek, 30 września 2016
Mini czelendż 2016 - zostały już tylko 3 miesiące! + WAŻNA sprawa
Dziś nie będzie o osiągnięciach...
Dziś nie będę wymieniać kto i ile przeczytał...
Dziś tylko krótko przypominam, że do końca wyzwania zostały 3 miesiące!!!
Zatem spinamy pośladki i czytamy! Sama mam do przeczytania jeszcze 2 książki...ech....
Pamiętajcie o czekającej nagrodzie dla wylosowanego szczęśliwca! :) Powodzenia!
UWAGA!
Wczoraj straciłam całego blogrolla! Tak po prostu, bo nawet w nim nie grzebałam. Jeśli ktoś tak miał i zna ratunek to proszę o radę.
Będę też wdzięczna za komentarze z linkami do blogów na których bywałam.... nie pamiętam wszystkich...
czwartek, 29 września 2016
Naoki Inaba "Plac tajemnic. Japońskie łamigłówki"
Tytuł: Plac tajemnic. Japońskie łamigłówki - część 1/2/3
Wydawnictwo: Adamada
Data wydania: sierpień 2016
Liczba stron: 32/32/32
Wiek odbiorcy: 6+/8+/10+
Zgodnie z obietnicą zabieram Was dziś po raz trzeci do świata zwanego Plac tajemnic. Poprzednie spotkania należały do przyjemnych i łatwych i możecie przypomnieć sobie o nich TUTAJ. Dlaczego były przyjemne? Bowiem rozwiązywanie krzyżówek czy szukanie drogi w labiryntach jest fajne, ciekawe a zarazem rozwijające. A że dwa poprzednie zestawy były przeznaczone dla dzieci w wieku 6-9 lat to uważam, że były łatwe. Moja córa też tak myśli, zwłaszcza kiedy podsunęłam jej Japońskie łamigłówki.
W tym zestawie każda książeczka jest przeznaczona dla innej grupy wiekowej - każda kolejna część to dwa lata u dziecka więcej.
Zacznijmy jednak od numeru 1.
Zadaniem dziecka jest narysowanie kwadratu o bokach trzy na trzy w pokazanych diagramie tak, by w jego polu (tego kwadratu) znalazło się tyle obiektów ile zostało oznaczonych w kółku. Każde zadanie ma tylko jedno rozwiązanie a kwadrat nie może być większy ani mniejszy, nie może też wystawać poza diagram. Trudne? Spróbuję pokazać Wam to na przykładach:
Tutaj nic nie zrobiłyśmy, ale podobał nam się układ obiektów w diagramach |
Patrycja ma niecałe sześć lat i rozwiązywanie rozpoczynała ołówkiem - tak na wszelki wypadek - choć jeśli już miała pomysł to raczej był on poprawny, dopiero na końcu poprawiłyśmy kwadraty pisakiem, by dobrze było widać na zdjęciach. Zabawę w myślenie zaczęłyśmy też od małych diagramów, te większe mają dużo elementów i z założenia czysto teoretycznego córa stwierdzała, że to za trudne. Choć na trzecim zdjęciu widać zrobiony większy diagram - ale tutaj podobało jej się zero :)
Co jest najistotniejsze w wychwyceniu poprawnych rozwiązań w tej części? Dobry i skuteczny pomysł na eliminowanie kolejnych możliwych układów kwadratu.
Przejdźmy do zeszytu numer 2.
Ta część przeznaczona jest już dla dzieci co najmniej ośmioletnich. Zadaniem małego pogromcy japońskich wynalazków jest tym razem podzielenie diagramu na prostokąty. Każdy diagram ma inny kształt i należy wydzielić w jego obrębie prostokąty składające się z tylu kratek ile podano pod spodem diagramu. W diagramach zmieści się od trzech do sześciu prostokątów, w zależności od zadania a każde z nich ma tylko jedno poprawne rozwiązanie. Najważniejsze jest to, że każda z wyznaczonych figur musi być prostokątem! Oto przykłady:
Również w tej książeczce Patrycja rozpoczęła działania od łatwiejszych zadań, które robiła ołówkiem (później użyłyśmy pisaków, byście lepiej widzieli finał). Myślę, że jakiś czas będziemy próbować rozwiązać widoczne choćby na pierwszym zdjęciu niezrobione jeszcze diagramy, ale na chwilę obecną dziecię stwierdziło, że to za trudne... Zmuszać nie będę, bo to tylko działa w kierunku przeciwnym do zamierzonego a przecież na kolejnych stronach będzie tylko trudniej... Zresztą zobaczcie sami co czeka na śmiałków dalej:
Część numer 3 to zeszyt przeznaczony dla dziesięciolatków. I nie jest to wiek podany "na wyrost" bowiem sama miałam niezły trening myślenia... Instrukcja mówi, że należy narysować figurę, której nazwa została umieszczona w dymku obok diagramu. A diagram... no właśnie ten to dopiero jest magiczny - zawiera kropki, które mają znaleźć się w wierzchołkach podanej figury. Każde zadanie ma jedno rozwiązanie a każdy wierzchołek figury musi zawierać kropkę. Jak to wygląda w praktyce?
Również i w tym przypadku Patrycja używała najpierw ołówka a potem poprawiała pisakiem. Skupiłyśmy się na tych diagramach, w których należało odnaleźć kwadraty oraz prostokąty i to nie po skosie ale w poziomie lub pionie. Jak widać na powyższych fotografiach, kilka przykładów udało nam się zrobić bez pomocy dziesięciolatka :P Na ostatnim zdjęciu jest widoczny trójkąt prostokątny, ale zupełnie wyjątkowy przypadek, ponieważ w przedszkolu dzieci uczą się tylko idei trójkąta, bez dzielenia na równoramienne, równoboczne czy prostokątne. Więc przeprowadziłam krótką lekcję matematyki z zakresu geometrii, wskutek której udało się upolować ten trójkąt. Pati rozumie dzięki temu, że trójkąt nie jest po prostu trójkątem, potrafi opowiedzieć czym się różnią, ale na diagramach z kropkami jeszcze nam nie wyszło.
"Japońskie łamigłówki" to naprawdę trudny orzech do zgryzienia dla niespełna sześcioletniego dziecka, jednak uważam że córa poradziła sobie znakomicie! Sama wielokrotnie miałam problemy z niektórymi zadaniami i musiałam główkować razem z córą. Na szczęście na końcu każdej książeczki znajdują się rozwiązania :)
Zeszyty z tej serii będą doskonałym prezentem dla dzieciaków, gdyż uczą poprzez zabawę - wyznaczanie kwadratu z odpowiednią ilością elementów, dzielenie na prostokąty, rysowanie figur z określonym miejscem usytuowania wierzchołków. Na pamięć, na koncentrację, by logicznie myśleć oraz być cierpliwym. Teraz musimy cierpliwie poczekać na kolejne części Placu tajemnic!
Wszystkie ilustracje pochodzą z książeczek
Za możliwość ćwiczenia umysłu
dziękujemy Pani Ewie
środa, 28 września 2016
Anna Dąbrowska "Nakarmię cię miłością" - przedpremierowo
Autor: Anna Dąbrowska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: planowana na 3 października 2016
Liczba stron: 352
"Nakarmię cię miłością" to drugi już debiut Anny Dąbrowskiej, przy pierwszym bowiem skrywała się pod pseudonimem Laven Rose. "Stalowe serce" było dla mnie niezwykle ważną i poruszającą lekturą. A jak było tym razem? Czy autorka rozwinęła pisarskie skrzydła i przeniosła mnie na nich do innego świata? Zachęcam do zapoznania się z moimi wrażeniami.
Bardzo często wieczory panieńskie odbywają się w klubach. Nie inaczej jest w przypadku Izy - przyszła panna młoda wraz z przyjaciółkami - Kaśką i Laurą - bawi się w jednym z warszawskich lokali. Szalona Kasia przygotowała na tę okoliczność karty z zadaniami dla całej trójki. Po kilku drinkach dziewczyny mają przystąpić do działania i sprawić, by przeważyć szalę zwycięstwa na swoją korzyść, wykonując je.
Laura jest spokojną studentką bankowości i zarządzania, dorabiającą w banku. Jednym z zadań jakie wylosowała było pocałowanie nieznajomego, najlepiej oczywiście wybrać sobie przystojnego! W ten oto sposób dziewczyna niespodziewanie zbliża się do Tobiasza, wokalisty zespołu grającego w klubie, którego głos ją wręcz zahipnotyzował od pierwszej minuty. Czy Laura wykona obydwa wymyślone przez Kaśkę zadania? Jaki będzie finał tego wieczoru? Odpowiem jednym słowem - zaskakujący! Dziewczyna dozna szoku o poranku a kłamstwo, którym poczęstuje ją Tobiasz wprowadzi do ich życia niezły zamęt.
Laura była dotychczas związana z Pawłem, kierownikiem banku, jednak nie jest to wymarzona dla niej relacja. Niespodziewanie dla niej samej, serce szybciej bije na myśl o wokaliście Bez nazwy. Tylko czy taki związek miałby przed sobą jakąś przyszłość?
Tobiasz jest chłopakiem po przejściach, którego dotknęło w życiu wiele tragedii. Z tego powodu traktuje życie bardzo lekko, jest człowiekiem podłym i wulgarnym a wręcz pozbawionym uczuć. Z powodu wewnętrznych ran jest przyzwyczajony do nienawiści i twierdzi, że nie potrafi kochać (choć bardzo chciałby). Ten młody mężczyzna aż prosi się, by określić go mianem "młody gniewny", bo jest mroczny i niegrzeczny. Teraz jego upojeniem nie są już narkotyki lecz muzyka a głos potrafi uwodzić.
Po drugiej stronie barykady stoi ona - Laura - dziewczyna bez wiary we własną wartość, która nawet swoją pasję skrzętnie ukrywa przed światem. Odrzucona przez rodziców, którzy ponad wszystko stawiali od zawsze jej brata, zwłaszcza w ostatnim czasie... Zaś w szufladzie... no właśnie... to kolejna jej tajemnica - ukrywa tam zdjęcie Daniela. Kim on jest? Czy stanie na drodze do szczęścia Laury i Tobiasza?
Wykreowana przez autorkę dwójka głównych bohaterów jest bardzo kontrastowa. Określiłabym ich jako ogień i wodę, anioła i demona, dobro i zło... To jak klasyczny "bad boy" i wzorowa uczennica. A ich wyraziste osobowości zostały otulone magią miłości, z której niełatwo się wyrwać, niełatwo ją odrzucić, bo działa jak magnes. Tylko czy ich serca i umysły są na nią gotowe i zechcą się jej poddać? Czy zdołają odrzucić swoją przeszłość, która ciąży im na duszach i ogranicza ruchy jakby była łańcuchem przytwierdzona do ogromnego głazu zawężając pole manewru? A przede wszystkim trzeba odpowiedzieć na pytanie czy dokona się w nich przemiana, by mogli rzucić się w wir uczuć i pomyśleć o lepszym jutrze. Bo czas najwyższy zakopać przeszłość, oddzielić się od niej grubą kreską i pozwolić odpocząć psychice.
Bardzo dobrym zabiegiem jest fakt, że Dąbrowska pokazała dwa ujęcia tej historii, dwie perspektywy, bowiem poznajemy fabułę dzięki naprzemiennej narracji Laury i Tobiasza. Dzięki temu świetnie rozumiemy ich uczucia, przemyślenia a co najważniejsze EMOCJE, bo głównie na nich skupiła się autorka. Czułam wzruszenie, podniecenie, ale i strach, wzburzenie czy napięcie. Całą sobą przeżywałam losy Laury i Tobiasza, wraz z nimi śmiałam się i płakałam, denerwując się gdy coś nie szło po mojej myśli... bo jak wiadomo w miłości wszystkie chwyty są dozwolone a życie pełne jest niespodzianek, nie zawsze zresztą miłych.
Jak już wspomniałam, książka jest ogromną dawką emocji, karuzelą która kręci się z zawrotną prędkością, powodując że na jednej stronie wszystko jest cudownie, pięknie i wesoło, by już na następnej zaskoczyć nas całkowitą zmianą w scenariuszu napisanym dla bohaterów. Przeżywałam książkę wielokrotnie, gdyż oprócz całości sięgałam też po wybrane fragmenty a mimo tego, że je znałam, nadal mnie wzruszały. Zresztą już sam prolog wywołał we mnie burzę myśli i niekontrolowanego buntu przeciw decyzjom bohaterów.
Powieść jest znakomitą przedstawicielką nurtu "New Adult" i śmiało mogę napisać, że w niczym nie ustępuje dziełom autorek, które doskonale znamy (tak samo potrafi sponiewierać, przeczołgać i wycisnąć łzy). Ze spokojem mogę ją przyrównać do innych hitów tego gatunku jak "Kochając pana Danielsa" czy "Skazani na ból" i bez cienia wątpliwości postawić obok nich na półce. Autorka udowodniła, że potrafi pisać książki różne gatunkowo, nie jest przywiązana do żadnego schematu i nie boi się poruszać problemów jakimi są niewątpliwie utrata bliskich, pracy czy obcowanie z narkotykami. Potrafi stopniować napięcie dotyczące nierozwiązanych w przeszłości spraw, które wychodzą na światło dzienne w najmniej oczekiwanych momentach a żeby nie było nudno dorzuca jeszcze kilka smacznych "kąsków" w teraźniejszości. Trudno jest w trakcie lektury przewidzieć co siedziało w duszy (oraz klawiaturze pisarki) i jak zakończy się ta historia...
To powieść, która poraża całą gamą uczuć. Pokazuje, że zła przeszłość nigdy nie śpi tylko czuwa, by zniszczyć nasze życie. Warto sięgnąć po "Nakarmię cię miłością", bo to wyjątkowo, nieprzewidywalna i piękna historia, która porusza najczulsze struny ludzkiej natury.
"Nakarmię cię miłością" to nie tylko tytuł piosenki śpiewanej przez niespełna trzydziestoletniego charyzmatycznego Tobiasza Karskiego, ale również świetne studium dziewczęcości Laury oraz chamskiego i mówiącego wprost Tobiego. Czy tak pełne sprzeczności połączenie ma szansę na wspólną przyszłość? Musicie sprawdzić sami - ja gorąco polecam! Pozwolicie Annie Dąbrowskiej nakarmić się miłością?
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorce
wtorek, 27 września 2016
Agnieszka Krawczyk "Przyjaciele i rywale" - przedpremierowo
Autor: Agnieszka Krawczyk
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: planowana na 28 września 2016
Liczba stron: 536
Seria: Czary codzienności tom 2
W lutym tego roku miałam przyjemność przeczytać pierwszy tom Czarów codzienności, który nosi tytuł "Siostry". To następna, po Magicznym miejscu, seria która zauroczyła mnie od pierwszych chwil. Agnieszka Krawczyk jest jedną z polskich autorek tworzących dokładnie to, czego ja poszukuję w literaturze. Cieszy mnie ogromnie, że dzięki tym historiom mogę odrywać się od problemów świata rzeczywistego przenosząc w czasie i przestrzeni. "Przyjaciele i rywale" to powieść, na którą czekałam z niecierpliwością, bowiem wiele tajemnic nie zostało wyjaśnionych w tomie pierwszym. Czy teraz wiem już wszystko?
Przenieśmy się do Zmysłowa, małego podgórskiego miasteczka w pobliżu Cieplic. Trzy siostry zostawiliśmy w chwili, gdy rozpoczynały remont kiosku z gazetami. Teraz zapraszają już do niezwykłego i odmienionego lokalu - herbaciarni "3 Siostry i 3 Koty", która oferuje gościom nie tylko prasę, książki na wymianę, ale i napoje czy przekąski a przede wszystkim przepyszne wypieki Danieli. Wszystko to serwowane na patio urządzone z klimatem, że aż nie chce się opuszczać tego miejsca. Zapewne zastanawiają Was koty w nowej nazwie... No cóż, koty pokazały jak ważna jest ich obecność w tym kawiarnianym interesie i w pełni zasłużyły na obecność na szyldzie.
Agata nadal zmaga się z niedokończonymi sprawami. Przede wszystkim ciąży jej niewyjaśniony status jej związku z Filipem - kochającym tylko siebie amantem, który - owszem - jest ambitny, ale tylko w pracy, bowiem w życiu zasługuje na miano tchórza. Dziewczyna nie może zrozumieć, jak można nie chcieć się określić z którą kobietą pragnie się spędzać życie. Drugą ważną kwestią dla Niemirskiej jest dotarcie do ojca Tosi, jednak prowadzone od dłuższego czasu poszukiwania nie przynoszą oczekiwanych rezultatów... Zbyt mało danych, które mogłyby naprowadzić bohaterkę na jakikolwiek trop... Matka zadbała o to, by rozwiązania za szybko nie wpadły w ich ręce. By pomóc Agacie Daniela w tajemnicy poprosiła Jakuba o pomoc w dotarciu do informacji. Na ile uda mu się wykorzystać swoje umiejętności i znajomości? Czy dzięki niemu dziewczyny odnajdą tajemniczego nieznajomego?
Niejako w tle tych wydarzeń trwają przygotowania do wernisażu prac Ady Bielskiej. Dom kultury przygotowuje teren i drukuje materiały informacyjne, zaś Jakub - przy wydatnej pomocy pewnej, początkowo sceptycznie nastawionej, damy - robi stronę internetową. Julia nadal zajmuje się renowacją mebli oraz tworzeniem drobiazgów do herbaciarni, Piotr prowadzi wycieczki w góry, doktor Wilk nadal czytuje kryminały Christie a Trzmielowa... No właśnie i tu dochodzimy do sprawy, której w żaden sposób nie można nazwać sielankową, jak te wcześniej wymienione. A wszystko za sprawą przyjazdu Magdy, która szuka w Zmysłowie kogoś, kogo tu wcale nie ma... Magda zatruje życie siostrom, wprowadzi w ich życie zamęt i niepotrzebne nerwy, ale na szczęście okaże się doskonałym szpiclem. Może to dzięki jej informacjom Julia i siostry uratują się przed planami wrednej Trzmielowej?
Jedno jest pewne - Agnieszka Krawczyk zadbała, by nie zabrakło nam emocji z powodu wyczekiwania na rozwiązanie poszczególnych wątków. Oczywiście nic nie zdradzę - nie powiem kto okazał się być ojcem Tosi i jak udało się dotrzeć do tych informacji - sami musicie to przeczytać... Ciekawa jestem czy mieliście taki pomysł jakim obdarowała nas pisarka, bo ja ani trochę! A ile niespodzianek czeka po drodze...?! I jaki zaskakujący finał powieści przynoszą ostatnie akapity! Ech... to kiedy będzie trzeci tom? :)
Ogromnie mnie cieszy ponowna "wizyta" w tym urokliwym miasteczku, gdzie mieszkają pomocni Zmysłowianie a niezwykła relacja sióstr daje się odczuć w wielu sytuacjach, choć przecież nie wszystkie są połączone więzami krwi. Autorka pisząc drugi tom Czarów Codzienności zachowała ciągłość czasową, bowiem spotykamy bohaterów niedługo po tym, kiedy się z nimi rozstaliśmy. Z tego właśnie powodu łatwiej jest odnaleźć się w fabule a jeśli ktoś obawia się, że zapomniał o czymś, autorka przypomina pokrótce najważniejsze wątki z poprzedniej części.
Na każdym kroku wśród bohaterów powieści można dostrzec sympatię, uśmiech oraz przyjaźń, która pokonuje wszelkie przeszkody i potrafi wspierać w najtrudniejszych chwilach. A i tych przecież w sielankowej krainie nie brakuje... Jak w każdym miejscu, tak i tutaj, spotkamy "czarne charaktery", które żądne władzy i pieniędzy czy zgorzkniałe przez utracone szczęście pragną niszczyć i burzyć nie tylko mury, ale i relacje międzyludzkie. A przecież życie nie zawsze układa się po naszej myśli, czasem nieświadomie zaplątamy się w toksyczny związek, czasem miłość okaże się być destrukcyjna, ale bywają też takie sytuacje, że bodziec tego uczucia może zdziałać cuda.
źródło |
Byście jednak nie sądzili, że ta książka to wiejąca nudą gruba księga to wspomnę o tajemniczych kopertach a także śledztwie - prawie jak w kryminale - choć nikt nie zginął. Autorka zaserwowała nam liczne rewelacje, niekoniecznie radosne a często wywołujące potrzebę odłożenia książki na pięć minut i przemyślenia tego, co właśnie przeczytaliśmy.
Krawczyk potrafi zainteresować, zaintrygować, wciągnąć, potrząsnąć i zaskoczyć. Bogactwo bohaterów jakie nam zaoferowała sprawia, że z jednej strony nie można się oderwać od lektury, choć z drugiej w oczach pojawia się "żądza mordu", kiedy widzimy poczynania co poniektórych... W większości jednak postacie są bogate wewnętrznie, wnoszą do lektury mądrość życiową i wyciągają pomocne dłonie. Bardzo podobała mi się postawa Tosi, która otrzymała od losu bardzo trudne chwile i musiała wykazać się niesamowitym zrozumieniem nowej sytuacji. Agata ujęła mnie tym, że jest człowiekiem czynu, uwielbia działać i uważa, że zbyt długie rozmyślanie nad problemem czy analizowanie go nic nie wnosi i szkoda na te czynności czasu. Jeśli zaś chodzi o trzecią siostrę - Danielę - krótko mówiąc to parokrotnie mnie zaskoczyła swoją przemianą. Ale nie zdradzę nic więcej.
Podsumowując serdecznie zapraszam Was w piękny zakątek, do urokliwego Zmysłowa, gdzie można odpocząć na łonie natury i zjeść coś pysznego wśród sympatycznych ludzi. Znajdziecie tutaj miłość i przyjaźń a także liczne niespodzianki, tajemnice z przeszłości, trochę humoru ("ma być poważny jak pomocnik karawaniarza" *), ale i przeżyjecie chwile grozy. Polecam!
* Agnieszka Krawczyk "Przyjaciele i rywale", Wyd. Filia, Poznań 2016, s. 499
"Siostry"
"Przyjaciele i rywale"
"Słoneczna przystań"
"Magiczny wieczór"
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Justynie
poniedziałek, 26 września 2016
Agnieszka Lingas-Łoniewska "Zakręty losu. Nowe pokolenie" - przedpremierowo
Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: planowana na 26 października 2016
Liczba stron: 284
Seria: Zakręty losu tom 4
Po niniejszy tom serii polecam sięgnąć dopiero po poznaniu poprzednich trzech
Trylogia "Zakręty losu" bardzo długo kurzyła się na mojej półce. W styczniu zmobilizowałam się do przeczytania pierwszego tomu, który mnie zafascynował... Na wieść, że w październiku zostanie wydana czwarta część serii... co tu dużo ukrywać... w ekspresowym tempie musiałam przeczytać dwa tomy. A potem pozostało już tylko niecierpliwe oczekiwanie na "Zakręty losu. Nowe pokolenie", które zerkało na mnie z wyrzutem z półki (w czasie gdy nadrabiałam zaległości poprzednich tomów).
W trzecim tomie "Zakrętów losu. Historia Lukasa" było tak naprawdę sielankowo. Nie wydarzyło się nic nowego, bo oprócz informacji, że starszy Borowski się żeni, poznaliśmy całą historię jego życia i wydarzeń znanych z poprzednich tomów, ale z jego perspektywy. Owszem, były emocje, bo wiele nieznanych dotąd szczegółów ujrzało światło dzienne, ale przyznaję, że pośród trzech pierwszych tomów, ten był najspokojniejszy.
I właśnie w tej atmosferze spokoju i sielanki rozpoczyna się najnowsza część z losami Borowskich. Jeśli myślicie jednak, że Lingas-Łoniewska podarowała nam nudną historię z życia rodzinnego braci i ich rodzin, opowieść o dzieciach, wnukach czy innych miłych akcentach to się mylicie! Zresztą można się tego domyślić już po lekturze Prologu, który wprowadza u czytelnika nerwowość i wyczekiwanie.
Owszem, początek książki wprowadza nas w nowy świat Borowskich, taki "kilkanaście lat później". Mamy przyjemność poznać obie rodziny: Kacper jest studentem AWF i jest najstarszy z grona młodzieżowego; pozostali - czyli jego siostra Olga oraz kuzynostwo Iga i Kamil - chodzą do klasy maturalnej liceum sportowego. Kaśka i Krzysiek nadal są w sobie szaleńczo zakochani, są dla siebie całym światem a ich gesty i spojrzenia wystarczą, by mogli się porozumieć... nie potrzebują słów. Również Łukasz cieszy się szczęściem u boku Magdy, ustatkował się, prowadzi legalne interesy i jedynie w stosunku do dzieci zachowuje się nie do końca poprawnie: jest nadopiekuńczy i stara się kontrolować każdy ich krok a jak wiadomo, takie działania rodzica wzmagają tylko odwrotne zachowanie dziecka. Czy słusznie?
Starszy Borowski czuje, że ta sielanka to tylko pozory. Wydaje mu się, że w każdej chwili coś złego może się wydarzyć i całe to piękne i magiczne życie runie jak domek z kart. Ma wrażenie, że ktoś czyha na życie jego dzieci i dzieci brata. Bo wrogowi najłatwiej będzie uderzyć nie bezpośrednio w braci tylko w ich latorośle.
Nie będę ukrywać, że Łukasz miał rację. Przeszłość, o której starali się zapomnieć... Zło, które teoretycznie zostało zwalczone... Wszystko to uderzyło z całą mocą! Choć nikt, poza Łukaszem nie czuł tak wyraźnie, że coś jest nie tak... Nie wiedział tylko, gdzie szukać, skąd przybędzie niszczycielska siła... Obawiał się, że czwórka młodych ludzi może źle ulokować uczucia, że będzie imprezować z niewłaściwymi ludźmi w podejrzanych lokalach... A wszędzie tam może być ktoś, kto pamięta... kto wie... kto pragnie zemsty.
Faktycznie, "na arenie" pojawi się nie jeden a nawet dwóch bohaterów, których Borowscy woleliby nigdy nie spotkać na swej drodze. Każdy ma ogromnie ważny powód do zemsty i tylko marzy o tym, by pogrążyć tych, którzy w ich mniemaniu zasługują tylko na ból i cierpienie. Obaj mają bardzo silnych sojuszników, stojące za nimi siły, znajomości i pieniądze spowodują, że w życiu naszych ulubieńców przestanie wiać nudą a tematem rozmów będzie coś znacznie ważniejszego niż rodzinne niedzielne obiadki u mamy Borowskiej.
Nie zdradzę Wam kto stoi za tym, co się wydarzyło. Nie powiem też co właściwie się stało, jak do tego doszło ani jak wyglądały przygotowania. Wspomnę tylko, że mafia nigdy nie zapomina i opowiem Wam o moich emocjach, bo Agnieszka Lingas-Łoniewska jak zawsze pokazała, że podczas lektury jej książki nie można spokojnie popijać herbatki (choć w powieści "pachnie" pomarańczową herbatą, którą parzy Magda) - grozi zakrztuszeniem!
Niespieszna początkowo akcja, która wprowadza czytelnika w świat nowego pokolenia Borowskich, skupia się na ich codziennym życiu, relacjach, uczuciach oraz rysie charakteru. Jednak kiedy autorka wplotła fragmenty napisane kursywą z adnotacją "Wcześniej..." to całość nabrała tempa i nowego znaczenia. Dla czytelnika staje się jasne, że zło już nie kiełkuje a wzrasta, napędzane dodatkowymi siłami z zewnątrz. Kiedy czytałam te akapity, których narratorem jest ktoś, kto planuje zemstę, miałam gęsią skórkę. Wiedziałam, że taka osoba nie cofnie się przed niczym, bo została skrzywdzona a potem specjalnie w tym celu wyszkolona...
Bałam się o bohaterów, ich szczęście a przede wszystkim życie. Prawdę mówiąc to przez większość książki żyłam chyba w zawieszeniu jak Łukasz, on przeczuwał a ja wiedziałam, że coś się wydarzy (bo przecież książka zmierzała w ściśle określonym kierunku). Strach i złość jednocześnie ściskały mnie za gardło, gdyż nie miałam pojęcia kiedy TO się wydarzy... Kiedy zło uderzy... A gdy wreszcie nadeszła TA chwila i nie było innego wyjścia, TO musiało stać się wtedy... Czułam jeszcze większe przerażenie, bojąc się o losy młodych bohaterów. Czy poczułam rozczarowanie? Nie, gdyż od początku wiadomo, że odwet nastąpi. Od momentu kiedy zło uderzyło przeczytałam pozostałą część książki na "jednym wdechu" - to oczywiście tylko przenośnia, bo tego zrobić się nie da, ale naprawdę żadna siła nie oderwałaby mnie wtedy od lektury. * Emocje się we mnie wręcz kotłowały, czułam się jak na karuzeli, miałam podwyższone tętno a nawet mogłam zostać postrzegana (dobrze, że nikt mnie wtedy obcy nie widział) jak niestabilna emocjonalnie, bo przelewały się przeze mnie skrajne zachowania - byłam wściekła, rozczarowana, zła, przestraszona, rozgniewana, choć nieobce były mi też uczucie ulgi czy radości. Niektórych bohaterów chciałam mordować a innych przytulać. Jedni wywoływali we mnie odrazę czy lęk a inni współczucie. Czy pisałam Wam już kiedyś, że twórczość Lingas-Łoniewskiej to gwarantowany rollercoaster emocjonalny?
Rodzice wymagali od młodego pokolenia szczerości, zaufania i trzymania się razem, by w żadnej chwili nie byli sami. W zamian mogli zawsze i w każdej sytuacji liczyć na rodziców, na rozmowę, miłość, wsparcie. Jak rodzice zareagują na wieść, kim są sympatie ich dzieci? Czy poprą ich wybory? Mimo, że zadziwiły mnie wybory Igi i Kacpra to wybranka Kamila powaliła mnie totalnie z nóg :) Co do Olgi zaś - to była chyba jeszcze większa niespodzianka na koniec...
Jeśli lubicie twórczość Agnieszki Lingas-Łoniewskiej w wydaniu mrożącym krew w żyłach (bo seria lawendowa to zupełnie inna bajka) to koniecznie musicie sięgnąć po "Zakręty losu"! Nie wierzę, że jeśli pierwszy tom Was pochłonie to nie wsiądziecie do wagonika pędzącej kolejki i nie pomkniecie poprzez całą serię aż do finału "Nowego pokolenia" z zawrotną prędkością. Ja polecam, bo to książki z którymi nie można się nudzić.
Ta książka to doskonała kontynuacja ekscytującej
trylogii o życiowych zakrętach losu. Jednak nie
odnajdziecie tu sielanki "po latach",
lecz karuzelę
emocji, niesłabnącą żądzę zemsty, sinusoidę wydarzeń
oraz niezwykłą miłość żyjącą w strachu przed
rosyjską mafią...
Czyli Agnieszka Lingas-Łoniewska w
swej najlepszej, trzymającej w napięciu, odsłonie!
"Zakręty losu"
"Zakręty losu. Braterstwo krwi"
"Zakręty losu. Historia Lukasa"
"Zakręty losu. Nowe pokolenie"
* Ostatnie trzydzieści stron książki czytałam przy latarce, gdyż było już około północy i moja córa postanowiła przyjść do mnie spać. Była tak nieprzytomna, że po prostu padła na łóżko, musiałam zatem zgasić lampę, ale nie mogłam przerwać czytania, bo nie zasnęłabym do rana!
Książka przeczytana w ramach lipcowych wyzwań: 52 książki
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorce oraz
niedziela, 25 września 2016
Katarzyna Piętka "Gry i zabawy z dawnych lat" - przedpremierowo
Autor: Katarzyna Piętka
Ilustrator: Agata Raczyńska
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: planowana na 28 września 2016
Liczba stron: 128
Oprawa: twarda
Wiek odbiorcy: 6-10 lat
Tablety, i-pady, laptopy, konsole, kino 5D to rozrywki współczesnych dzieci. Rozwój technologii jaki nastąpił w ostatnich kilkunastu latach sprawił, że młodzi ludzie zupełnie inaczej patrzą na otaczający świat. Oczekują czegoś innego, mają inne marzenia, inaczej spędzają czas wolny... A czy Wy pamiętacie Wasze zabawy sprzed lat? Zapraszam na podróż w czasie...
Wyobraź sobie, że są lata siedemdziesiąte, osiemdziesiąte lub dziewięćdziesiąte... Miałaś (/-łeś) wtedy kilka lat i większość swojego dziecięcego czasu spędzałaś na podwórku. Główną atrakcją były wtedy zabawy na trzepaku, gra w piłkę, gumę albo w klasy, ale nie tylko, prawda? Co Tobie sprawiało największą radość? Jaka gra lub zabawa powodowała uśmiech na Twej twarzy? W jaki sposób spędzaliście wolny czas z dzieciakami z sąsiedztwa?
Katarzyna Piętka stworzyła niezwykłą publikację - dorosłym przypomniała dzieciństwo a dzieciom podarowała kompendium pomysłów na różnego rodzaju zabawy - w domu i na świeżym powietrzu - w zależności od pogody. Jeszcze tego samego dnia kiedy przybyła do mnie ta pozycja, obie z córą wnikliwie ją przejrzałyśmy a dziś powrót do przeszłości przeżyła moja mama i brat z bratową, bo akurat byli z wizytą. Książka z miejsca zajęła ich uwagę i mogliśmy powymieniać się uwagami na temat tego, kto i w co grywał, co lubiliśmy, o czym nie słyszeliśmy.
Książka została podzielona na osiem części.
Wstęp - oprócz kilku słów wprowadzenia, znajdziemy tutaj wyliczanki i rymowanki ze słynnymi "Kipi kasza, kipi groch...", "Siała baba mak...", "Trąf trąf..." czy "Ene due like fake..." na czele (jest ich tutaj więcej:) a także opis zabawy w "Marynarza" czy "Kamień, nożyce, papier".
W kole, w kółeczku, w korowodzie - rozdział, który zebrał najprostsze zabawy w kole, bo wystarczy kilka osób, które chwycą się za ręce, będą chodzić w jedną a potem drugą stronę i już tworzy się mnóstwo modyfikacji - "Kółko graniaste...", "Baloniku nasz malutki", "Anse kabanse flore", "Mam chusteczkę haftowaną" czy choćby "Stary niedźwiedź...". Do zabaw korowodowych należy "Jaworowi ludzie" oraz "Uciekła mi przepióreczka w proso".
Róbcie to co ja - tytuł tego rozdziału od razu skojarzył mi się z ojcem Wirgiliuszem... I nie pomyliłam się, bowiem spotkałam go w tej części... Podobnie jak "Grę w zielone", "Moją Ulijankę" i "Króla Lula".
Zabawy z piłką - również w tej kategorii (podobnie jak w zabawach "W kole...") można wymienić niezliczoną ilość tytułów zabaw, które znamy i lubimy a teraz widzimy, które nadal są popularne wśród naszych dzieci - "Dwa ognie", "Ziemniak", "Piłka parzy!" czy "Łapane, klaskane", choć ja znałam ją pod nazwą "Dziesiątki".
Kto szybszy, kto sprytniejszy - w zabawach z tej kategorii liczą się już inne cechy niż wcześniej - trzeba biegać szybciej niż inni, stać bez ruchu albo wykazać się sprytem. W jakich grach to się przydaje? "Baba-Jaga patrzy", "Berek" (kilka jego odmian), "Gąski, gąski, do domu!", "Ciuciubabka" czy "Komórki do wynajęcia".
Trzepak, klasy, skakanka, czyli podwórkowa klasyka - Któż z nas nie próbował nigdy wisieć na trzepaku, skakać w chłopka czy na skakance? Myślę, że każdy! Dodałabym do tego jeszcze skakanie w gumę... Wbrew pozorom, na trzepaku można bawić się w coś innego niż tylko fikołki czy nietoperze... Znacie zabawę "Kogut i kury" lub "Tramwaj"? Również skakanka po modyfikacjach może stanowić źródło zabaw na długi czas, bo oprócz samodzielnego skakania, można to robić z koleżankami lub w całych grupach. Nawet na grę w klasy ta publikacja rzuciła nowe światło, bowiem nie znałam tylu jej odmian... Rozdział ten wnikliwie opisuje grę w gumę, zabawę w chowanego czy w podchody.
Zabawy zręcznościowe - doskonała koordynacja ruchowa i utrzymanie równowagi są niezbędnymi elementami zabaw w tej części - "Zośka", "Kapsle", Cymbergaj" lub "Ciupy". Ale przydadzą się też dobre planowanie strategii i cierpliwość.
Zabawy na niepogodę - jak wiadomo w czasie deszczu dzieci się nudzą i po chwili każda rozrywka, choćby najwspanialsza, też staje się nudna. Dlatego warto sięgnąć po urozmaicony zestaw propozycji. Dlaczego więc nie zaproponować Zgadywanek ("Kalambury", "To, co widzę", "Kim jestem"), Zabaw słownych ("Szubienica", "Łańcuszek skojarzeń", "Kot ministra"), Teatrzyku kukiełkowego, "Głuchego telefonu", "Pomidora" czy zabaw, do których niezbędne są kartka i długopis ("Okręty" czy "Państwa-Miasta" tutaj określane jako "Inteligencja")
Sięgając po "Gry i zabawy z dawnych lat" nie musimy się obawiać, że nasza pamięć nie jest już doskonała, bowiem do każdej opisanej tutaj gry znajdziemy szczegółowy opis (co kto ma robić), tekst wierszyków czy rymowanek, które trzeba wypowiadać, strzałki oraz ilustracje obrazujące graficzną stronę zabawy.
Wszelakie gry i zabawy wymagają od dziecka sprawności fizycznej, ale również ćwiczą pamięć, koncentrację, cierpliwość. Kształtują w dziecku nawiązywanie relacji z innymi, współpracowanie w grupie, umiejętność przyjmowania porażki. W zabawach ruchowych można zaś przede wszystkim spalić energię.
Książka przypomniała mi radosne i beztroskie chwile bycia dzieckiem. Wiele opisanych tu rozrywek znałam i często je wykorzystywałam. Wciąż pamiętam jak podczas nauki w liceum w kieszeni dżinsów wciąż nosiłam resztki liści lub zasuszoną koniczynę do Gry w zielone. Jednak są tu również takie gry, o których słyszę po raz pierwszy... Może pochodzą z innego regionu kraju?
W każdej z wymienionych wcześniej kategorii autorka proponuje więcej zabaw, nie wymieniłam tutaj wszystkich. Z uwagi na szeroki wachlarz propozycji jest to pozycja idealna dla przedszkoli, świetlic, wychowawców kolonii, ale również znakomicie sprawdzi się w domu... Zwłaszcza w nadchodzącym okresie, gdzie deszczowa czy mroźna pogoda dość mocno ograniczy czas, jaki dzieci mogą spędzać na świeżym powietrzu. Polecam!
Wszystkie ilustracje pochodzą z książki
Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dagmarze
piątek, 23 września 2016
Proste ciasto z borówkami
Dziś zapraszam na kolejne szybkie dzieło mych rąk (i miksera), które rośnie wysokie i doskonale nadaje się jako umilacz czytania.
Nie fotografowałam poszczególnych etapów tworzenia, ale to będzie analogicznie do opublikowanego niedawno ciasta ze śliwkami.
Proste ciasto z borówkami
Składniki (temp. pokojowa, ilość na tortownicę o śr. 22cm):
4 jajka
1/2 szklanki cukru (ja jako szklanek używam "nutellówek")
1/2 szklanki oleju
1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
kilka kropli aromatu waniliowego/cytrynowego/pomarańczowego
ok. 25 dkg borówek (można użyć również jagód lub porzeczek)
Jajka z cukrem ubić mikserem na puszystą masę. Dodawać stopniowo olej ciągle miksując. Wsypać partiami mąkę połączoną z proszkiem do pieczenia (ja mieszam wcześniej w osobnym naczyniu, właściwie to córa miesza i ma z tego powodu radość ogromną) i wlać parę kropli aromatu. Wymieszać łyżką lub wyłączonym mikserem! Przelać do wyłożonej papierem tortownicy, na wierzchu ułożyć borówki, lekko wciskając w ciasto.
Piec około 75 minut w temperaturze 160 stopni.
Posypać cukrem pudrem.
Informacja dla cukrzyków - zważyć 4ww ciasta (1ww = 25g) a policzyć jako 3ww
Smacznego!
Nie fotografowałam poszczególnych etapów tworzenia, ale to będzie analogicznie do opublikowanego niedawno ciasta ze śliwkami.
Proste ciasto z borówkami
Składniki (temp. pokojowa, ilość na tortownicę o śr. 22cm):
4 jajka
1/2 szklanki cukru (ja jako szklanek używam "nutellówek")
1/2 szklanki oleju
1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
kilka kropli aromatu waniliowego/cytrynowego/pomarańczowego
ok. 25 dkg borówek (można użyć również jagód lub porzeczek)
Jajka z cukrem ubić mikserem na puszystą masę. Dodawać stopniowo olej ciągle miksując. Wsypać partiami mąkę połączoną z proszkiem do pieczenia (ja mieszam wcześniej w osobnym naczyniu, właściwie to córa miesza i ma z tego powodu radość ogromną) i wlać parę kropli aromatu. Wymieszać łyżką lub wyłączonym mikserem! Przelać do wyłożonej papierem tortownicy, na wierzchu ułożyć borówki, lekko wciskając w ciasto.
Piec około 75 minut w temperaturze 160 stopni.
Posypać cukrem pudrem.
Informacja dla cukrzyków - zważyć 4ww ciasta (1ww = 25g) a policzyć jako 3ww
Smacznego!
czwartek, 22 września 2016
Gabriela Gargaś "A między nami wspomnienia"
Autor: Gabriela Gargaś
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: czerwiec 2016
Liczba stron: 424
Bardzo długo twórczość Gabrieli Gargaś należała dla mnie do kategorii chciałabym, ale się nie udaje z powodu braku czasu... Jednak w 2015 roku nareszcie sięgnęłam i teraz stwierdzam, że błędem było zbyt długie zwlekanie... Najpierw przeczytałam "Pośród żółtych płatków róż" i choć książka mi się podobała to kolejna... podobała mi się jeszcze bardziej! A była to powieść "Tylko Ty", o której nadal często myślę. Z nieskrywanym zaintrygowaniem czekałam na moment, kiedy poznam "A między nami wspomnienia". Jak ją oceniam? Przeczytajcie o moich wrażeniach.
Ada jest młodą kobietą, której życie nie rozpieszczało. Będąc w ciąży po raz pierwszy doświadczyła bólu, samotności i poczucia straty. Jednak mimo to miłość macierzyńska wybuchła z ogromną siłą, gdy na świat przyszedł Michaś, jej maleńki synek. Niestety los - a właściwie nieszczęśliwy wypadek - sprawił, że Ada miała ponownie pogrążyć się w bólu. Nieopisanym i dręczącym przez długi czas... Nie mogła sobie darować, że podjęła złą decyzję i poświęciła tamten wieczór Sebastianowi. W życiu człowieka często zdarzają się takie wydarzenia, z którymi tak naprawdę nigdy sobie nie poradzi. Ada została nawet "aniołem bez skrzydeł" i w ten sposób szukała swego odkupienia. Czy znalazła? Czy to był dobry pomysł? Czy to jej pomagało czy - wręcz odwrotnie - wyniszczało psychicznie?
Bohaterka w ciekawy sposób opisuje swoje dwie babcie - Zosia była babcią do kochania, przytulała, piekła ciasteczka, czytała bajki. Zaś babcia Marysia zawsze była bardziej surowa, zdawało się, że zimna i nieczuła (dopiero znacznie później wyjdzie na jaw, że niezłe z niej ziółko). Miała zupełnie inny stosunek do wnucząt niż tego oczekiwały. Z czego to wynikało? Może odpowiedź znajdziemy w listach przewiązanych atłasową wstążką i ukrytych w szufladzie sekretarzyka?
Załamana a wręcz zrozpaczona Ada szuka spokojnej przystani, by przemyśleć swoje życiowe wybory. By wypłakać się do woli, odnaleźć choć częściowo ukojenie i w dość nieoczekiwany sposób pojawia się nad morzem, właśnie pod dachem babci Marysi. Czy starszej pani uda się wyratować wnuczkę ze stanu rozpaczy i przywrócić jej choćby minimalną chęć do życia? Czy w Adzie dokona się przemiana?
"Miłość jest podstawą każdego związku, ale żeby z kimś stworzyć związek, potrzeba czegoś więcej." *
Maria od chwili ugoszczenia wnuczki u siebie staje się drugą narratorką książki - opowiada o swoim życiu w latach trzydziestych, o rodzicach, rodzeństwie oraz o wybuchu II wojny światowej. Było ogromnie ciężko, ciągły strach przed Niemcami, głód, choroby, lęk o życie swoje i bliskich, działalność sabotażystów i wiele smutnych chwil. Jednak kwintesencją tej opowieści jest stwierdzenie, że kiedy pojawia się prawdziwa miłość nic się już nie liczy... Maria doświadczyła okrucieństwa wojny a serce zakpiło z niej w najmniej właściwym momencie - strzała Amora ugodziła w jej imieniu niewłaściwego mężczyznę - okupanta... Czy ich miłość ma szansę przetrwać? Czy będą razem pomimo okrucieństwa jakie dotknęło Polaków? Wprawdzie prawdziwa miłość nie umiera, ale wojna to szczególny czas...
"A między nami wspomnienia" to powieść, która porywa i wzrusza. Która przenosi czytelnika w inny świat, właściwie w dwa światy. Dwie kobiety doskonale nakreślone. Dwie historie pięknie opowiedziane. I morze łez... Moje morze... Od chwili gdy przeczytałam o tragedii, która dotknęła Adę łzy płynęły mi przez dobre piętnaście minut... Nie szlochałam, ale nie mogłam przestać. To zdarzenie wciąż na nowo poruszało moje serce i powodowało szybsze jego bicie. Kap... Kap... małe słone krople kapały mi piżamę a cisza nocy odczuwała wraz ze mną ten ból, choć tak naprawdę przecież nie był mój... Z uwagi na to jak wygląda moje życie nie było mi zbyt trudno utożsamiać się z bohaterką... Całkowicie rozumiałam jej uczucia, rozpacz, ból, żal, wyrzuty sumienia... Mimo, że nie przeżyłam tego co ona.
"W życiu nikt nie jest nam dany na zawsze i na wyłączność." **
Autorka pokazała w tej książce przede wszystkim naturę człowieka w różnych odsłonach. Mężczyzna, który nie dorósł do roli męża i ojca. Kobieta pragnąca uwagi, miłości i bliskości. Mężczyzna, który kocha pomimo okoliczności. Kobieta, która jest przede wszystkim matką i czerpie z tego radość pomimo nieprzespanych nocy i w kółko tych samych zabaw. Gargaś udowadnia, że kiedy w życiu człowieka pojawia się miłość to ulatnia się jego honor, bo uczucia przejmują władzę. Przekazuje nam również, że nie powinniśmy żyć dla ułudy - dla pieniędzy, urody, podziwu, bo to nie jest najważniejsze. Liczy się miłość - uczucie prawdziwe, dogłębne, do bólu, do granic możliwości, zatracające dwoje ludzi w sobie.
Niniejsza powieść jest ogromną dawką emocji i wciąga bez reszty, nie można oderwać się od lektury, gdyż ciekawość tego co będzie dalej bierze górę. Że nie wspomnę o tym, jak działała na mnie świadomość, że marzę o poznaniu zakończenia. Każdy fragment mojego serca, umysłu i ciała wyczekiwał na finał historii Marii - jaki wpływ na życie całej rodziny będzie miał koniec wojny? Czy to będzie szczęśliwe zakończenie? Jak tamte chwile wpłynęły na późniejsze decyzje kobiety?
Z nie mniejszą iskierką w oku pragnęłam poznać ostateczne wybory Ady... Choć przyznaję szczerze, że nie spodziewałam się tego, co przygotowała dla niej autorka... Ale sporo kroków życiowych bohaterki nie zgadzało się z moimi przypuszczeniami czy pragnieniami...
Podsumowując - powieść nieźle mnie poturbowała emocjonalnie. Jest wręcz bombą, która eksploduje parokrotnie w trakcie całej fabuły - zarówno tej z teraźniejszości jak i z przeszłości. To opowieść o wojnie i jej skutkach ubocznych, jakże smutnych i przygnębiających. Ale przede wszystkim to książka o miłości, jej obliczach oraz o stracie przez co polecam ją głównie osobom silnym emocjonalnie, bo potrafi sprawić ból i wycisnąć łzy...
* Gabriela Gargaś "A między nami wspomnienia", Wyd. Filia, Poznań 2016, s. 409
** Tamże, s. 137
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Oldze z
wtorek, 20 września 2016
Aleksandra Golecka-Mazur "Plac tajemnic. Wesołe labirynty"
Tytuł: Plac tajemnic. Wesołe labirynty - część 1/2/3
Wydawnictwo: Adamada
Data wydania: sierpień 2016
Liczba stron: 32/32/32
Wiek odbiorcy: 4-6 lat
Zapraszam na drugą odsłonę serii Plac tajemnic. Pisałam już o "Krzyżówkach obrazkowych" a dziś opowiem o "Wesołych labiryntach", które edukują, ćwiczą pamięć i koncentrację.
Na serię składają się trzy książeczki i zdaniem mojej córy stopień trudności nie jest zależny od numeru danej części.
Zapewne myślicie teraz, że trzy książeczki pełne tylko i wyłącznie labiryntów są nudne. Że mały człowiek, który po nie sięgnie, nie jest w stanie długo skupić uwagi na poszukiwaniu właściwych ścieżek. Otóż nie! Dlaczego? Labirynty są bardzo zróżnicowane:
- mają różne kształty: koła, sześciokąty, kwadraty i inne nieregularne
- różne kolory
- tło wokół nich jest tematycznie dopasowane do zadania a te z kolei zachwycają różnorodnością - jest Mikołaj i Halloween, kredki, rakiety, zwierzęta, pojazdy
Zadaniem dziecka jest: wyprowadzić obiekt z labiryntu lub przeprowadzić go na drugą stronę,
znaleźć drogi dla dwóch (lub więcej) obiektów do jego środka lub celu,
przebyć drogę z punktu A do B a potem z B do C,
ominąć - podczas jazdy samochodem - ulice z czerwonym światłem
a przede wszystkim świetnie się bawić :)
Ta seria to ciekawy pomysł na zapełnienie dziecku czasu podczas niepogody, choroby czy podróży samochodem. Pozwala na rozwijanie kreatywności, uczy logicznego myślenia i planowania kolejnych kroków. A dla dzieci w wieku od czterech do sześciu lat - bo to grupa docelowa książeczek - nie ma lepszego sposobu do nauki niż poprzez zabawę! Moja córa (niemal sześcioletnia), która była głównym i zarazem jedynym wykonawcą działań, stwierdziła że labirynty są bardzo łatwe, choć niektóre z pozoru wyglądały na trudne. Najbardziej skomplikowane - przynajmniej wizualnie - okazały się te z panem Kapelutkiem i pszczołą Miodunką.
Kolorowe, "antynudowe", rozwijające umysł i sprawność ruchową dziecka a do tego w atrakcyjnej cenie - serdecznie polecam!
Wszystkie ilustracje pochodzą z książeczek
Za możliwość ćwiczenia umysłu
dziękujemy Pani Ewie
niedziela, 18 września 2016
Szybkie i łatwe ciasto ze śliwkami
W ostatnim czasie niektóre posty recenzyjne wzbogacałam fotografiami ciast, które uprzyjemniały mi lekturę. Z uwagi na chorobę córy nie piekę skomplikowanych słodkości, ponieważ trudno byłoby mi to przeliczyć na wymienniki węglowodanowe.
[Choć pewnie powiecie, że są strony, książki i inne pomoce ku temu, to jest jeszcze coś takiego jak smak mojego dziecka i nie wszystko jej smakuje - a nie jest wybredna. Do tego czasami te potrawy są tak zwymyślane, mają takie składniki, że szkoda gadać]
Nieobecne są u nas polewy, kremy i inne wymyślności. Również moje stawy dają popalić i nie mam siły w dłoniach, by np. zarobić ciasto czy ubić ręcznie białka.
Ale przedstawię Wam dziś przepis na ciasto ze śliwkami, które łączy przyjemne z pożytecznym a na dodatek jest pyszne, wysokie, mokre i można je zrobić mikserem :)
Szybkie ciasto śliwkowe
Składniki (w temperaturze pokojowej, ilość na tortownicę o śr. 22cm):
125g masła
10 łyżek cukru (nie czubatych!)
10 łyżek mąki pszennej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka
szczypta soli
ok. 40dkg śliwek
Mikserem łączymy masło z cukrem i solą na jasną i puszystą masę. Dodajemy pojedynczo jajka, po każdym miksując. Dodajemy mąkę z proszkiem do pieczenia i mieszamy łyżką!!!
Przelewamy do tortownicy wyłożonej papierem. Na wierzchu układamy śliwki (wcześniej umyte i bez pestek) środkami do góry. Rada: jeśli owoce są duże lepiej użyć ćwiartek
Pieczemy w temperaturze 175 stopni przez ok. 60 minut. Posypujemy cukrem pudrem.
Informacja dla cukrzyków - ważymy 4ww ciasta (1ww=25g) a liczymy jako 3,5ww
Smacznego!
[Choć pewnie powiecie, że są strony, książki i inne pomoce ku temu, to jest jeszcze coś takiego jak smak mojego dziecka i nie wszystko jej smakuje - a nie jest wybredna. Do tego czasami te potrawy są tak zwymyślane, mają takie składniki, że szkoda gadać]
Nieobecne są u nas polewy, kremy i inne wymyślności. Również moje stawy dają popalić i nie mam siły w dłoniach, by np. zarobić ciasto czy ubić ręcznie białka.
Ale przedstawię Wam dziś przepis na ciasto ze śliwkami, które łączy przyjemne z pożytecznym a na dodatek jest pyszne, wysokie, mokre i można je zrobić mikserem :)
Szybkie ciasto śliwkowe
Składniki (w temperaturze pokojowej, ilość na tortownicę o śr. 22cm):
125g masła
10 łyżek cukru (nie czubatych!)
10 łyżek mąki pszennej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka
szczypta soli
ok. 40dkg śliwek
Mikserem łączymy masło z cukrem i solą na jasną i puszystą masę. Dodajemy pojedynczo jajka, po każdym miksując. Dodajemy mąkę z proszkiem do pieczenia i mieszamy łyżką!!!
Przelewamy do tortownicy wyłożonej papierem. Na wierzchu układamy śliwki (wcześniej umyte i bez pestek) środkami do góry. Rada: jeśli owoce są duże lepiej użyć ćwiartek
Pieczemy w temperaturze 175 stopni przez ok. 60 minut. Posypujemy cukrem pudrem.
Informacja dla cukrzyków - ważymy 4ww ciasta (1ww=25g) a liczymy jako 3,5ww
Smacznego!
sobota, 17 września 2016
Izabella Frączyk "Do trzech razy sztuka"
Autor: Izabella Frączyk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: czerwiec 2016
Liczba stron: 288
Często w życiu stajemy na rozdrożu, mamy do podjęcia ogromnie trudne decyzje i od naszego wyboru zależy jak potoczy się nasze dalsze życie. Zdarza się i tak, że to inni ludzie swoimi decyzjami zmieniają to, co układaliśmy przez lata... Burzą nasze plany, nasz spokój, nasze marzenia... Czy zawsze każdy z nas ma siłę na to, by się podnieść? By powstać i walczyć o lepsze jutro? Podejmować nowe kroki i wyzwania? Bywa różnie, prawda?
Na własnej skórze doświadczyła tego mieszkanka Krakowa - Anna - bohaterka powieści "Do trzech razy sztuka". Od dziecka była zdyscyplinowana, obowiązkowa i wrażliwa, określiłabym ją mianem konkretnej kobiety, która wie czego chce i twardo stąpa po ziemi. Choć sama ziemia nie zawsze jej to stąpanie ułatwia i rzuca jej pod nogi rozliczne problemy.
Anka pracowała w agencji ubezpieczeń (której szczerze nienawidziła), gdzie panowała okropna atmosfera, rywalizacja a marne zarobki nie potrafiły osłodzić tych faktów. Jakby tego było mało, jej narzeczony Łukasz zdradza ją, co dziewczyna odkryła na dwa tygodnie przed ślubem. Najciekawsze jest jednak to, że nie zerwała z nim, nie powiedziała mu że wie, tylko zaplanowała zemstę :) Lekiem na całe zło było Maroko a później... zupełnie inne życie, nowa praca w branży farmaceutycznej. Choć zaczynała jako handlowiec to z jej ambicją, pracowitością i dobrymi wynikami ma szanse na lepsze stanowisko... Ale przecież konkurencja nie śpi... Bowiem sukcesy jednych w korporacjach, wywołują zawsze zawiść u innych, którzy zaczynają "kopać dołki". Czy Anka odkryje kto jej źle życzy i kim jest "kret"? Jak daleko posuną się rywale, by jej zaszkodzić? Czy dziewczyna zazna jeszcze szczęścia? Wszak w jej nowym życiu pojawia się kilku mężczyzn... a ona przyznaje się do tego, że brak jej czułości, troski i bliskości...
Autorka z ogromną wnikliwością opisała funkcjonowanie korporacji - jak działać, by nie dać się "pożreć" systemowi, jak nie paść w "wyścigu szczurów" oraz na czym polega idea premii i wybicia się ponad innych. Codzienność w takiej firmie to tabele, zestawienia, projekty, raporty, ciągła rywalizacja, szkolenia i ciągłe wyjazdy. Nie każdy odnajdzie się w takim tyglu, zwłaszcza że nie do końca można być pewnym kto wróg a kto przyjaciel... I czy aby na pewno prawdziwy...
Jednak dla równowagi życia korporacyjnego Frączyk pokazała czym jest prawdziwa przyjaźń na przykładzie relacji Anki z Lucyną. Mimo iż zupełnie nie pasowały do siebie pod względem wyglądu czy charakteru to nić sympatii nawiązana w przedszkolu przetrwała przez wiele lat. Przyjaciółki mogą na siebie liczyć w każdej, nawet najtrudniejszej i wyglądającej na beznadziejną, sytuacji. Bo bardzo ważne jest, że można się komuś wyżalić, wysłuchać rady czy zapomnieć na chwilę o problemach podczas licznych rozmów.
"Do trzech razy sztuka" to jednak nie tylko problemy, zdrady, kłamstwa i intrygi. Obok nich - a może powinnam napisać, że równoważąc je - pojawiają się w powieści sytuacje humorystyczne dotyczące puchatej Sushi, zagipsowanego przedszkolaka czy Mnicha z charakterem. Autorka wspomina o przyjemnościach w SPA, jadłospisie diety kopenhaskiej a także stara się pokazać, że życie wywrócone w krótkim czasie "do góry nogami" można jeszcze uczynić radosnym i spełnionym. Czego mi zabrakło? Rozwinięcia sprawy sądowej, byłam ogromnie ciekawa jakie znaczenie miała felerna data a wątek został potraktowany dość pobieżnie.
Podsumowując - powieść jest prostą historią o miłości i przyjaźni okraszona zdradami oraz intrygami, nie brakuje w niej humoru i korporacyjnego szaleństwa. Książkę śmiało można polecić jako lekką lekturę, w której odnajdziecie odprężenie czytając nie tylko o sprawach serca, ciała czy zawodowych... wisienką jest wątek kryminalny.
Czytałam również "Siostra mojej siostry" tejże autorki
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, 52 książki
Subskrybuj:
Posty (Atom)