poniedziałek, 30 marca 2015

Anna Mulczyńska "Przyjaciółki ze Staromiejskiej"




Autor: Anna Mulczyńska
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 18 marca 2015
Liczba stron: 480
Seria: Staromiejska tom 2










Zapewne większość ludzi wie, co to znaczy doświadczyć życiowej tragedii. Los bowiem często dba o to, byśmy nie czuli się zbyt szczęśliwi. Owszem, nie pochwalam takich działań losu, ale nie mam na nie wpływu. Dlatego opowiem Wam dziś o bohaterce książki "Przyjaciółki ze Staromiejskiej", która w wyniku niefortunnych zdarzeń musi przestać robić coś, co uwielbia.

Anna Bednarek jest baleriną (książka nauczyła mnie, że poprawnie używa się określenia balerina, nie baletnica) w kanadyjskim zespole baletowym. Od najmłodszych lat mieszkała w internacie przy szkole baletowej w Polsce i ciężko pracowała, by spełnić swoje marzenia. Chciała tańczyć główne role i zachwycać widzów na całym świecie. Kiedy dostała szansę tańca w Toronto była bardzo szczęśliwa, zwłaszcza że właśnie w tym mieście znalazła miłość. Małymi kroczkami wspinała się po szczeblach kariery, by móc w marcu 2012 roku zatańczyć rolę księżniczki Rajmondy. Tuż przed premierą Ania dużo schudła, kiepsko spała a tego dnia widziała duchy - najpierw bezdomnego Rudego Ricka a w trakcie trzeciego aktu swojej byłej nauczycielki tańca Anastazji Siergiejewny. Ale przecież te osoby nie żyją... Rozproszona Ania straciła poczucie rytmu i zemdlała, ponieważ nogi odmówiły jej posłuszeństwa, łzy napłynęły do oczu a tancerka zobaczyła jeszcze ducha mamy.

Z kolei na kilka miesięcy przed planowanym ślubem Anię zostawił narzeczony a piękna suknia nie doczekała się wielbiącego wzroku gości weselnych. Dziewczyna sprzedała studio tańca, spakowała się i ... wróciła do Polski, do domu. Nie tańczyła przez rok, czy po takim czasie tancerka jest jeszcze w stanie wrócić na scenę? Czy ciało podejmie kolejną próbę rozciągania, piruetów i innych baletowych figur? A może to przede wszystkim psychika musi sobie poradzić z przeszłością?

Ania włamuje się do pustej willi swojej byłej nauczycielki tańca - Anastazji i w jej sali do ćwiczeń próbuje dojść do formy. Czy mimo przeszkód, jakie los postawił jej na drodze, odzyska swoje marzenia? Czy powrót do rodzinnego miasteczka był dobrą decyzją? Czy Ania znajdzie tutaj nowych przyjaciół lub odzyska starych? Przecież jej były narzeczony Edward ma teraz nową miłość... Jednak los i w tej sprawie postanowił zadziałać i postawił na drodze baleriny tajemniczego mężczyznę... Jaką rolę odegra on w jej życiu?

"Przyjaciółki ze Staromiejskiej" to kontynuacja debiutu Anny Mulczyńskiej (blogerki, graficzki, redaktorki działu fotoedycji) - "Powrotu na Staromiejską". Przyznaję, że nie lubię czytać kolejnych tomów, nie znając pierwszego, ale tym razem zrobiłam wyjątek, bowiem chciałam poznać świat baletu. Nieznajomość pierwszej części nie przeszkadza w lekturze (choć czasami czułam niewielkie braki wiedzowe czy sytuacyjne), ponieważ w "Przyjaciółkach..." autorka skupiła się na historii Ani i to szkoła tańca, pointy, tutu oraz próby są głównym wątkiem powieści. Czytelnik poznaje też życie Edka, który wraz z Robertem remontuje restaurację po pożarze oraz Edkową narzeczoną Weronikę, właścicielkę Robótkowa, sklepiku z rękodziełem. Jaka będzie relacja między byłą a obecną narzeczoną Edzika? Czy Werka z Anką będą darły koty czy może zawrą pakt o nieagresji? Tego już musicie dowiedzieć się sami.

Autorka podarowała czytelnikowi niezwykłą opowieść o szeroko pojętej kulturze i sztuce. Szczegółowo poznałam świat baletu, wiele nazw i pojęć, które nieco przybliżyły mi ten temat. Ale to nie wszystko - jest też hokej na lodzie (wszak Kanada z niego słynie), wyszywanie krzyżykami i ogólnie rękodzieło, a także tworzenie makiet domków z mistrzowską precyzją i co nieco ze świata kuchni. Miałam okazję odwiedzić nie tylko ulicę Staromiejską w jednej z polskich miejscowości, ale również wspomnianą Kanadę, Londyn i Paryż. Poznałam co to przyjaźń, miłość oraz strata pod różnymi postaciami. Są i marzenia, do których trzeba dążyć, czasami za wszelką cenę. Trzeba pokonać przeciwności losu, tragedie, pożary czy utrudniających życie innych ludzi, ale należy walczyć, by osiągnąć to, co ukoi nasze dusze i serca. Co będzie nam dawało siłę do walki o kolejny dzień, o kolejny sukces, o kolejny uśmiech.




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dagmarze

niedziela, 29 marca 2015

Małgorzata Gutowska-Adamczyk "Cukiernia Pod Amorem. Hryciowie"



Autor: Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2011
Liczba stron: 520
Seria: Saga o Gutowie tom 3











Saga o Gutowie autorstwa Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, pozwoliła mi rozsmakować się w sobie już w 2013 roku, kiedy to przeczytałam dwa pierwsze tomy "Cukierni Pod Amorem": o Zajezierskich i Cieślakach. Później poznałam jeszcze trzy inne tytuły pióra autorki, jednak trzeci tom Cukierni, wciąż stał smutny na półce. Dlaczego? Z jednej strony dlatego, że tyle jest ciekawych lektur, na które miałam ochotę na "już", na "teraz". Jednak po drugie i chyba najważniejsze - nie chciałam żegnać się z bohaterami. Tak bardzo wczułam się w klimat Gutowa, Cieciórki, Warszawy, Anina czy Zajezierzyc, że odkładaniem w czasie przeczytanie tej części, chciałam przedłużyć swoją przygodę. A jak oceniam ostatni tom sagi? I o czym on opowiada?

W opowieści o Hryciach autorka ponownie zaprasza czytelnika do dwóch czasoprzestrzeni. Naprzemiennie poznajemy losy bohaterów w roku 1995 oraz od 1939 przez kolejne lata wojny i okupacji a później wyzwolenia. Ostatnio mam szczęście do lektur, które opowiadają właśnie o okresie II wojny światowej ("Smak tulipanów" A. van Heugten, "Czas tęsknoty" A. Grzegorzewski)) lub oczekiwaniu na jej wybuch ("Upalne lato Marianny" K. Zyskowska-Ignaciak).

Jesienią 1995 roku do Gutowa przyjeżdża siedemdziesięcioletni Adam Toroszyn, który wraz z synem i wnukiem ma wziąć udział w uroczystości otwarcia reaktywowanej szkoły sióstr kwietanek. Co mężczyzna ma wspólnego z klasztorem i szkołą? Adam jest siostrzeńcem matki przełożonej (z okresu przedwojennego) oraz synem najsłynniejszej w dziejach wychowanki. Rolę tłumaczki otrzymała Iga, która chce przy okazji podpytać starszego pana o pierścień Zajezierskich, który odnaleziono podczas wykopalisk. Dziewczyna odkrywa również, że to Adam jest wielką i niespełnioną miłością jej babki Celiny. Czy tych dwoje będzie się chciało spotkać po tylu latach? Czy Iga powie babce o wizycie Toroszyna w Gutowie, biorąc pod uwagę stan zdrowia kobiety? Czy chęć wyjaśnienia tajemnic sprzed lat jest jedynym powodem, dla którego Iga szuka okazji do spotkania z Toroszynami?

W wątku bieżącym poznajemy również bardziej szczegółowo relacje łączące dzieci Celiny i ich stosunek do matki oraz Cukierni Pod Amorem. Powtórnie poczujemy smak i zapach cukierniczych wyrobów (choćby wirtualnie, polecam wcześniejsze zakupy rzeczywiste) a losami braci Hryć zakręci piękna Helena, nauczycielka, która mimo posiadania męża szuka dodatkowych wrażeń. Jak zakończy się ten wątek? Jak dla mnie dość nieoczekiwanie!

Bardziej bogaty w wydarzenia jest powrót do przeszłości, czyli do przedednia wybuchu wojny. To właśnie wtedy rozkwitła miłość Adama i Celiny. Jednak ona została w Gutowie a on wyjechał do Warszawy. Młodzi nie mieli pojęcia jak potoczy się ich historia, że za kilka dni świat ogarną inne priorytety niż ich miłość.
Celina wraz z rodziną i przyjaciółki wiodła spokojniejsze, niż to w stolicy, życie. Przeżywała utworzenie żydowskiego getta, działanie ruchu oporu, potajemne akcje jej brata Zygmunta, a nawet utratę przyjaciółki. Kolejne lata przyniosły jej zaledwie kilka spotkań z Adamem, który przyjeżdżał do Zajezierskiego i Pawlaka a później było już tylko gorzej: śmierć ojca, nieporadność matki, trudne warunki życiowe i mieszkaniowe. Celina musiała niejednokrotnie dbać o matkę i rodzeństwo. Jak to się stało, że wyszła za mąż za Hrycia? Dlaczego to zrobiła, skoro jej miłością był Adam? Aż wreszcie jak udało jej się zostać właścicielką cukierni i kamieniczek przy Rynku? O tym już dowiecie się z książki. Jedno jest pewne - ten tom pokazał, jak twardą i dzielną kobietą jest Celina, jak walczyła z systemem i trudami codzienności, by zapewnić swojej rodzinie godziwe życie.

Adam zaś wiódł bardzo niespokojne życie w Warszawie. Musiał walczyć o żywność, pieniądze oraz dobre imię własnej matki, która w chwili wybuchu wojny przebywała wraz z mężem za granicą. W wyniku porwania, szantażu i gróźb zmuszano ją do uświetnienia swym występ urodzin Hitlera. Czy Gina Weylen ugnie się pod presją porywaczy? Czy postawi na szali życie swoich bliskich? Aż wreszcie czy zdaje sobie sprawę jak jej ewentualny występ odbiorą Polacy? Jej syn?
Autorka bardzo wnikliwie opisała losy artystki podczas wojny. Czytałam je bardzo szybko, bowiem chwilami powieść obyczajowa zmieniała się w sensacyjną. Tyle się działo, że zupełnie traciłam poczucie czasu i tylko obowiązki życiowe odrywały mnie od lektury. Grażyna jest drugą, po Celinie kobietą, której silną osobowość opisała autorka. Jak wiele musiała przejść, ile trudnych decyzji podjąć, nie wiedząc komu może zaufać... Jej przygody w trzecim tomie Cukierni są wprost niesamowite!

Ale wracając do młodego Toroszyna, nie mogę nie wspomnieć o jego próbach wniknięcia do struktury państwa podziemnego, do cichej walki przeciwko najeźdźcy. O utracie bliskich mu osób a nawet domu i wszystkich dóbr materialnych. Toroszyn wielokrotnie cudem unikał śmierci a ja nie dostawałam wtedy ataku paniki tylko dlatego, że znałam już fakt, iż dożył sędziwego wieku (z informacji dotyczących wydarzeń w roku 1995). Jak to się stało, że musiał wyemigrować? Dlaczego nie walczył o swój rodzinny majątek, który powinien przejąć w spadku? Czemu odpuścił miłość Celiny?

Przewrotnie napiszę, że żałuję przeczytania książki, tylko dlatego, że to już koniec. Bo prawda jest taka, że jest to chyba najbardziej obfita w podnoszące ciśnienie momenty część trylogii. Powieść jest świetna, genialna, ekscytująca, wzruszająca i warta uwagi. Wprawdzie autorka trochę niesprawiedliwie potraktowała bohaterów nie pozwalając im na wyjaśnienie sobie pewnych kwestii oraz na odkrycie odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Ale na szczęście czytelnik, przy odrobinie skupienia, pozna je wszystkie. Jak to się stało, że pierścień został znaleziony w podziemnych korytarzach? Czy to Lilith Cukierman była ostatnią jego posiadaczką i to jej szkielet odnaleziono?

Barbara Zajezierska nawet na łożu śmierci nie wyjawiła swojego największego życiowego sekretu, stąd bohaterowie nie mają świadomości jak bardzo Toroszynowie są powiązani rodzinnie z Hryciami... O tym wiedzą tylko czytelnicy.

Pani Małgorzato - brawo! Cukiernie naprawdę uczta literacka. Dziękuję za napięcie związane z podziemnym labiryntem, za Ginę zamkniętą w komnacie i zmuszaną do śpiewu czy morderstwa, za jej grę aktorską i ukrywanie się. Dziękuję za udowodnienie, że nawet w ciężkich czasach kobiety potrafią wziąć sprawy w swoje ręce i poradzić sobie z wieloma rzeczami, nawet wtedy, gdy obecność mężczyzn zawiedzie. Jakież to prawdziwe...
Dziękuję za Hryciów i za całą trylogię, która jest wprawdzie niezłym pomieszaniem bohaterów i ich powiązań rodzinnych, ale pomoce na końcu tomu znacznie ułatwiają czytanie. 

Czy powieść polecam? To już wiecie, mam jeszcze tylko na koniec jedną radę - nie czytajcie "Podróży do miasta świateł" przed przeczytaniem Cukierni, ponieważ popsujecie sobie jeden z wątków, tak jak zrobiłam to ja.




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z literą w tle, Czytelnicze marzenia 2015, 52 książki

sobota, 28 marca 2015

Elżbieta Kidacka "Biblia dla dzieci w obrazkach"




Autor: Elżbieta Kidacka
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: marzec 2015
Liczba stron: 16
Oprawa: twarda
Wiek odbiorców: 0-6 lat













Elżbieta "Eluta" Kidacka jest mamą Leona a zawodowo - ilustratorką. Zajmuje się projektowaniem książek, folderów i ulotek – małych i dużych, tworzeniem ilustracji do bajek i podręczników szkolnych. Współpracuje z wieloma wydawnictwami. Mieszka w Poznaniu, w dzielnicy Jeżyce, którą doskonale znamy z książek Małgorzaty Musierowicz.

Dzisiaj  zabiorę Was w świat religii, który w tej pozycji wydawniczej ma formę
Biblii dla dzieci bogato ilustrowanej. Właściwie to jak przystało na publikację dla najmłodszych, strony książki są zapełnione ilustracjami a jedynie w niewielkich okienkach poznajemy osiem streszczeń ważnych biblijnych wydarzeń. Od stworzenia ziemi, poprzez Arkę Noego, Wieżę Babel, króla Salomona i narodziny Jezusa, aż do Kany Galilejskiej czy rozmnożenia pokarmu a na wjeździe Jezusa do Jerozolimy skończywszy. O każdym wydarzeniu dowiadujemy się jedynie skrótowo, tak by kilkuletnie dziecko mogło zrozumieć cały tekst. W przypadku dziecka starszego, jak moja czterolatka, która w przedszkolu ma katechezę, trzeba być przygotowanym na wiele dodatkowych pytań: Z jakiego drzewa Adam i Ewa nie mogli jeść owoców? W jakich językach mówili ludzie na Wieży Babel?

Czy gwiazda betlejemska błyszczała czy świeciła? Jak woda zmieniła się w wino? Czemu osiołek wjechał w kałużę?

Podczas lektury dało się odczuć, że moje dziecko przeżywa to, co czytam. W chwili, gdy czytałam o potopie i czterdziestu dniach i nocach w deszczu, usłyszałam westchnienie "ojej".

Z tego co wiem, czteroletnie dzieci lubią rozwiązywać zagadki logiczne, łamigłówki, labirynty, proste krzyżówki czy odnajdywać różnice. Jak się okazało Biblia i w tym przypadku wychodzi naprzeciw małym odkrywcom. Na koniec każdego streszczenia rozdziału z Pisma Świętego, znajduje się pytanie lub zadanie, na które trzeba odpowiedzieć lub wykonać. Na ilustracji z Arką dziecko musi odnaleźć kurę i koguta a w Jerozolimie odszukać fontannę - trzeba być bardzo spostrzegawczym! Na innych ilustracjach trzeba policzyć kwiaty, dzbany lub dzieci, co wymaga cierpliwości i również dobrego oka. 

Czytałyśmy z córą Biblię wieczorem, tuż przed pójściem spać a drugiego dnia rano, zaraz po przebudzeniu już miała ją w rękach i na nowo przeżywała zadania i doszukiwała się szczegółów na skomplikowanych rysunkach. Kiedy zapytałam ją jak ocenia książkę odpowiedziała, że super, ekstra i bardzo kolorowa.

Uważam, że książeczka jest idealną publikacją dla najmłodszych, które mogą im wyjaśnić niektóre zagadnienia z życia religijnego. Szkoda jedynie, że nie ma tutaj więcej biblijnych zdarzeń. Ilustracje są ogromnie proste, kreski doskonale przystosowane do oka dziecka a do tego magia barw i bogactwo elementów zapełniających każdą stronę. Każdy szczegół jest dopracowany, jakby była to fotografia. To naprawdę ciekawa pozycja.






















Wszystkie fotografie opublikowane tutaj pochodzą z niniejszej książeczki (fot. ejotek)























Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki




Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dagmarze

czwartek, 26 marca 2015

Antoinette van Heugten "Smak tulipanów"



Tytuł oryginalny: The Tulip Eaters
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Wydawnictwo: Mira
Data wydania: 18 marca 2015
Liczba stron: 416











Antoinette van Heugten zanim zajęła się pisarstwem była znanym, międzynarodowym prawnikiem, ukończyła University of Texas School of Law. "Smak tulipanów" jest jej drugą powieścią (zadebiutowała thrillerem psychologicznym "Dotknąć prawdy", który stał się bestsellerem) i już sam tytuł mnie zaintrygował. Przecież tulipany mają przede wszystkim zapach... Na szczęście bardzo szybko wyjaśniła się ta zagadka i mogłam skupić się na treści.

Książka jest naładowana emocjami, choć uderza przede wszystkim w uczucia matek, dlatego przeżyłam ją bardzo mocno. Dlaczego? Drugim z powodów jest czas akcji powieści - rok 1980, czyli rok mojego urodzenia.
Nora de Jong jest młodą lekarką, chirurgiem dziecięcym i pracuje w jednym ze szpitali w Houston. Urodziła się USA, choć jej rodzice pochodzili z Holandii. Aktualnie Nora mieszka wraz ze swoją matką Anneke i sześciomiesięczną córeczką Rose. Trzy kobiety, połączone więzami krwi i miłością. Babcia zajmuje się wnuczką pod nieobecność Nory i nie przeczuwa, że ktoś mógłby zmącić im ten błogi czas. Jednak pewnego popołudnia, kiedy Nora wraca z pracy, parkuje samochód i niosąc zakupy udaje się do domu, zauważa niesamowitą scenę: na podłodze leżą dwa ciała, jednym z nich jest ciało matki. Anneke ma częściowo wystrzyżone włosy i ślad po kuli w czole a krew zaplamiła piękny, biały dywan. Niedaleko od niej Nora odnajduje ciało mężczyzny, natomiast największym szokiem jest dla niej brak córeczki. Nigdzie jej nie ma! Gdzie jest? Kto mógł ją zabrać? Czy Rose żyje? 

Przybyła policja ma trudności ze śledztwem, zupełnie nie potrafi sobie poradzić z ustaleniem sprawców. Przypuszczalnie morderca, który zmarł na atak serca, miał wspólnika - porywacza. Jednak dlaczego ktoś chciał zabić kobietę i porwać jej wnuczkę? Przecież  one nikomu nic złego nie zrobiły? Ale czy na pewno? Rose była wprawdzie niewinnym niemowlęciem, jednak jej babcia miała liczne tajemnice i sekrety, o których nigdy nie wspomniała swojej córce. A Nora zamierza wyjaśnić kto i dlaczego dokonał tej zbrodni, bowiem te fakty mogą ją doprowadzić do porywaczy córki. Szukając czegoś, co pomoże w odpowiedzi na pytania, lekarka udaje się najpierw na strych i wśród sterty zakurzonych pudeł odnajduje szokujące dokumenty. Stwierdzają one, że jej rodzice zmienili nazwiska a ojciec był skazany na śmierć wyrokiem za morderstwo. Przerażona tym niespodziewanym znaleziskiem kobieta, postanawia poszukać reszty tej historii u źródeł i w tym celu udaje się do Amsterdamu. Liczy przy tym na pomoc swojego dawnego ukochanego Nico Meijera, dyrektora Holenderskiego Instytutu Dokumentacji Wojennej. Czy mężczyzna jej pomoże? Wszak minęło już trochę czasu, kiedy ostatnio się widzieli i zakończyli swoją znajomość. Jak zareaguje na wizytę Nory? Na wieść o brutalnym morderstwie Anneke i porwaniu Rose? Czy Nora powie mu prawdę o swojej córce? A przede wszystkim czy zdoła uniknąć niebezpieczeństwa, jakie ściągnęła na siebie szukając swojego dziecka?

Nie znam debiutanckiej powieści autorki, ale jeśli jest tak dobra jak "Smak tulipanów" to biorę w ciemno! To naprawdę świetny kryminał, choć równie dobrze mogłabym go przypisać do gatunku thrillera psychologicznego z wątkiem wojennym i miłosnym. Antoinette van Heugten doskonale wiedziała jak chce skonstruować fabułę, jak poprowadzić historię morderstwa i porwania, by stopniowane napięcie wciągało czytelnika bez pamięci. Widać dopracowane wydarzenia i powiązanie ich z wojennym czasem II wojny światowej. Autorka nie bała się pisać o jakże trudnych chwilach dla Żydów, o holenderskim ruchu oporu, zdradach, miłościach, śmierci. O fanatykach, Hitlerze, eksterminacji, ale również o tym, jaką żądzę zemsty wywołały te wydarzenia wśród tych, którzy przeżyli.

Wraz z Norą de Jong czytelnik przeżywa wzloty i upadki podczas prowadzonych przez nią badań i odkrywania tajemnic. Wiele z nich wywołało we mnie smutek, szok i niedowierzanie. Wiele - łzy wzruszenia czy wściekłości. Autorka nie pozbawiła jednak czytelnika całkowicie wiedzy o losach malutkiej Rose. W przeciwieństwie do Nory, mamy bowiem możliwość czytać o jej losach, naprzemiennie z poznawaniem działań kobiety. Wraz ze zrozpaczoną Amerykanką odbywamy liczne spotkania, podróże, łamiemy nawet prawo. Uchylamy się przed ciosami, strzałami czy strzykawkami z trucizną. W książce nie brak przecież "czarnych charakterów", które chcą unieszkodliwić Norę, by spełnić ostatnią wolę umierającego mordercy Anneke, a także swoje chore wyobrażenia.

Płynnie i wartko tocząca się akcja powieści, bardzo przystępny język, ogrom emocji i zdarzeń powodują, że można nie zauważyć "uciekających" stron. Przyznaję, że chwilami musiałam przymknąć książkę i odetchnąć, ponieważ adrenalina osiągała wysoki poziom. Jako matka, doskonale rozumiałam szaleńczą chęć Nory do odzyskania dziecka, jednak podziwiam ją za to, że jej poszukiwania nie były chaotyczne a dobrze uporządkowane i logiczne. Krok po kroku kobieta dążyła do celu, małymi krokami, które niby do niego wcale nie zbliżały. 

Cieszę się, że autorka odkrywała prawdę o przeszłości rodziców Nory stopniowo a każdego bohatera tej książki doskonale scharakteryzowała. Jednak moja opinia nie byłaby prawdziwa, gdybym nie wspomniała o jednym minusie, który strasznie mnie denerwował a mianowicie holenderskie słowa a nawet całe zdania, których jest w powieści sporo a nie są tłumaczone. Owszem część z nich, jest zaraz wyjaśniona w kolejnym zdaniu, ale niemniej utrudniało mi to skupienie i odbiór danej wypowiedzi. A nie lubię, gdy odbiera mi się szansę na współuczestniczenie we wszystkim, co rozgrywa się na kartach książki. Wprawdzie nie wpływa to znacząco na zrozumienie danych sytuacji czy całości lektury, ale czułam się "wyalienowana" z tekstu.
Niezależnie od tego, "Smak tulipanów" uważam za doskonałą lekturę! I polecam.  






Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Monice


poniedziałek, 23 marca 2015

Eva Janikovszky "Gdybym był dorosły"



Tytuł oryginalny: Ha én felnőtt volnék
Tłumaczenie: Aleksandra Muranyi
Ilustrator: László Réber
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: marzec 2015
Liczba stron: 36
Wiek odbiorców: 0-6 lat





Eva Janikovszky to słynna węgierska autorka książek dla dzieci i dorosłych, dziennikarka oraz autorka scenariuszy. Za swą twórczość otrzymała liczne nagrody i wyróżnienia. Została uhonorowana również Orderem Uśmiechu w 1988 roku. Studiowała w Budapeszcie psychologię i filozofię. Pracowała w ministerstwie, wydawnictwie (kariera od korektorki do redaktorki naczelnej), działała w organizacjach propagujących czytelnictwo i dobrą literaturę dla dzieci. Zadebiutowała w 1957 roku opowiadaniem fantastycznym "Csip-csup" (Czip-czup). Napisała ponad trzydzieści książek, wiele z nich zostało przetłumaczonych na języki obce. Charakterystyczne cechy jej twórczości to humor, ironia, doskonała znajomość psychiki i problemów życia dzieci.

Książeczka "Gdybym był dorosły" skusiła mnie swoim tytułem, ponieważ moja czterolatka często powtarza (w odpowiednich dla siebie sytuacjach), że jest dorosła. Chciałam poznać wizję bycia dorosłym przez bohatera książki. Uznałam również, że mojemu dziecku lektura może się spodobać. Może rzadziej będą się zdarzały sytuacje, że będzie chciała być dorosła, kiedy zrozumie, że to wcale nie jest łatwe? Czy tak było?

Bohaterem książeczki jest mały chłopiec, który z całą dziecięcą mocą stwierdza, że o wiele przyjemniej i zabawniej jest być niegrzecznym niż grzecznym, bo bycie grzecznym jest przecież takie nuuuudne..... Spotykając się z kilkulatkami, nie jest to zbyt
trudne do zaobserwowania :) Chłopiec podaje przykłady, jakie zachowania mimo, że z pozoru pozytywne i wymagane od dziecka, tak naprawdę wcale takie nie są. Bohater wymienia też wyrażenia, które dorośli uwielbiają powtarzać do dzieci: "Uspokój się", "Słuchaj starszych" czy "Bądź grzeczny". A już zupełnie dziecko nie rozumie, dlaczego wciąż powtarzamy, żeby cieszyło się "byciem dzieckiem"! Przecież już najmłodsze dzieci wiedzą, że lepiej jest być dorosłym.

W tym miejscu autorka zaprasza nas na cały szereg przykładów - świetnie zilustrowanych - co może robić dorosły a czego nie wolno dziecku. Wiecie? Dorośli mogą sami wybrać sobie ubrania, wychylać się przez okno, pić wodę gdy są spoceni czy nie kłaść się spać, kiedy w telewizji są najciekawsze programy. 

Dorośli wciąż tylko dziecko napominają, zwracają uwagę, wciąż czegoś chcą. Co jest zresztą całkowicie odmienne od zdania i wizji dziecka. A co słyszy dziecko, gdy nie słucha? Zdań rozpoczynających się od "Ile razy mam powtarzać...?", które dorośli potrafią powtarzać wielokrotnie i w rezultacie dziecko wykona prośbę czy polecenie. Tylko nie rozumie, dlaczego przyjemność nam sprawia tylko dobre zachowanie malucha.

I tutaj rozpoczyna się ta część książki, które i mojemu dziecku i mnie podobała się najbardziej. A mianowicie nasz mały bohater stwierdza, że byłby zupełnie innym dorosłym niż jesteśmy my. I cieszyłyby go zupełnie inne
rzeczy: jedzenie tabliczki czekolady przed każdym obiadem, klęczenie na krześle, hodowanie palmy daktylowej w kubku do mycia zębów, głaskanie bezdomnych kotów czy chodzenie po ulicy tyłem. Prawda, Drodzy Dorośli, że to byłoby ciekawsze życie? Bohater podaje wiele interesujących pomysłów, do których dołącza też jego żona i dzieci. A co takiego będzie się jeszcze działo w jego dorosłym życiu? Uwierzcie, wiele ekscytujących rzeczy. 

Proste rysunki ilustratora, które wyglądają jakby rysowane ręką dziecka są dużym plusem książeczki. Użyto jedynie najprostszych barw, bez zbędnego
Żyrafa wywołała u mojego dziecka najwięcej śmiechu

"paćkania", co mogłoby utrudnić kilkulatkom odbiór. Tekstów jest stosunkowo mało, są wydrukowane dużą czcionką, różnymi stylami a pustej, białej przestrzeni jest bardzo dużo. Dzięki temu dziecko lepiej się skupia na wrażeniach wizualnych i werbalnych, czyli czytaniu przez rodzica. Moja córa zapytana czy książka się jej spodobała, powiedziała że jest fajna. Po jej reakcjach wiem, że to naprawdę ciekawa pozycja dla odbiorcy w wieku czterech lat, który jest w stanie zrozumieć teksty a nawet dobrze się przy tym bawić. Najlepszym tego przykładem jest też komentowanie czytanych przeze mnie słów i śmiech czy zdziwienie. Bardzo fajna pozycja na rynku wydawniczym, polecam.



Wszystkie fotografie opublikowane tutaj pochodzą z niniejszej książeczki (fot. ejotek)



Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dagmarze

niedziela, 22 marca 2015

Kolejny sukces w Indywidualnym wyzwaniu!

Wczoraj wieczorem Aine zameldowała wykonanie zadania!
Jako ósma z dziewięciu zakończonych wyzwań a z jedenastu wyzwanych ukończyła wyzwanie pozytywnie! :)
Anetko moje gratulacje :) Cieszę się, że lektura przypadła Ci do gustu a dzięki niej spędziłaś miło czas. [U mnie na półce "Magnolia" i "Gdybyś mnie kochała" - nie czytane, po Twojej ocenie bardziej mnie kuszą :)]



Aine miała za zadanie poznać twórczość Grażyny Jeromin-Gałuszki. Przeczytała "Magnolię" oraz "Długie lato w Magnolii", czyli już sam ten fakt mówi mi, że pierwsza książka się spodobała. TUTAJ możecie przeczytać recenzje niniejszych tytułów.



W tym momencie kibicujemy dziewczynom, których wyzwania trwają: Anne18 oraz Elenkaa_ - trzymam kciuki!

Skoro trzeciej uczestniczki nie ma to może zaproszę kogoś do zabawy?! :)

sobota, 21 marca 2015

Nadine Gordimer "Znaleziony"



Tytuł oryginalny: The Pickup
Tłumaczenie: Dariusz Żukowski
Wydawnictwo: M
Data wydania: 2014
Liczba stron: 312











Nadine Gordimer to południowoafrykańska pisarka, która w 1991 roku otrzymała Nagrodę Nobla. Poruszała tematy społeczno-polityczne w krajach afrykańskich. Działała przeciwko segregacji rasowej, była nawet członkinią Afrykańskiego Kongresu Narodowego w czasach, gdy organizacja ta była zabroniona. Gordimer była też przeciwniczką apartheidu. Za swoje działania została uhonorowana kilkoma odznaczeniami między innymi Orderem Orła Azteckiego czy Orderem Sztuki i Literatury. Autorka zmarła w 2014 roku.

W "Znalezionym" Nadine Gordimer opowiedziała czytelnikowi historię miłości, ale nie takiej pięknej, bajkowej, bezproblemowej, wyśnionej. To byłoby zbyt banalne. Poznajemy Julie Summers, białą kobietę mieszkającą w RPA, córkę wpływowego i bogatego Nigela Ackroyd'a Summers'a. Pech chciał, że kobiecie zepsuł się samochód, jak w życiu. Oddając samochód do naprawy do warsztatu, spotkała tam jednego z mechaników - Araba o imieniu Abdu. Mężczyzna w spoconym stroju roboczym, śmierdzący potem, smarami i olejami wywołuje jednak w Julie niespotykane odczucia. Dlatego wprowadza go do swojego kręgu znajomych, którzy spotykają się w El Ej Cafe i nazywają "Towarzystwem przy Stoliku" a nawet zgadza się na to, by znalazł jej nowy samochód.

Dwoje ludzi, każde innej rasy, innego wyznania, o innym wykształceniu i z innymi marzeniami dotyczącymi przyszłości. Ale mimo to czują do siebie pociąg fizyczny. Czy czują miłość? Nie są tego pewni, ale zaczynają dzielić ze sobą łoże, co pozwala im na wewnętrzne uspokojenie. Zresztą dzięki temu Abdu może się porządnie wykąpać, bo w pokoiku przy warsztacie, ma tylko prowizoryczną łazienkę.
Jednak tak jak w życiu, tak i w literaturze, nie może być idealnie i bezproblemowo. Nagle Abdu otrzymuje list, który ma diametralnie zmienić ich życie. Okazuje się, że mężczyzna jest w RPA nielegalnie, jego wiza wygasła i musi w ciągu czternastu dni opuścić kraj. Julie szuka dla niego pomocy. Prosi o radę swoich znajomych, wuja, prawnika. Jednak mimo wszelkich starań, nie udaje się zatrzymać ukochanego w kraju. Musi spakować swoją płócienną torbę i kupić bilet na samolot, by odlecieć do małej wioski na pustyni, w jednym z krajów arabskich. Jak zachowa się Julie? Czy naprawdę kocha Abdu i będzie chciała udzielić mu jakiejś pomocy? Przecież mężczyzna będzie mógł podjąć starania o wizę, jednak już nie do RPA. Tutaj nie ma już wstępu. Czy będą razem? Czy los zaplanował dla nich coś zupełnie innego?


Nie napiszę nic więcej na temat fabuły, ponieważ zupełnie zepsułabym Wam czytanie tej książki. Jedno jest pewne - do tego momentu książka nie była dla mnie świetną lekturą, była trudna i nużąca. Nie mogłam wdrożyć się w czytanie, ponieważ jest napisana dość poetyckim językiem a dialogi nie są wyszczególnione tak, jak w innych powieściach. Znacznie wolniej mi się z tego powodu czytało. Ale od chwili, gdy samolot ląduje na arabskiej ziemi i czytelnik przenosi się z wydarzeń w RPA na pustynię, akcja trochę przyspiesza, więcej się dzieje i czytelnik nie może się już doczekać zakończenia.

Czytając o życiu na pustyni, w małej wiosce pośród rodziny Abdu (a właściwie Ibrahima, bo jego prawdziwe imię), przeniosłam się myślami do 2010 roku, kiedy miałam okazję zwiedzić Egipt. Dowiedziałam się wtedy sporo o życiu tamtejszych ludzi, o meczetach, ramadanie, modlitwie, poście i nieznośnych upałach w środku dnia. Podczas lektury "Znalezionego" ta wiedza jeszcze bardziej pomogła mi wczuć się w fabułę, w poznanie postaci, ich zwyczajów czy zrozumienie zachowań. Tam życie wygląda zupełnie inaczej niż u nas i dzięki temu, że autorka poznała to życie "od środka" to czytelnik ma lepszą literacką ucztę.

Jak zakończy się ta historia? Nie zdradzę ani odrobiny, ponieważ sama się przekonałam, że zakończenie mnie ogromnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się tego po książce, zwłaszcza że tak jak pisałam wcześniej, moje początki z lekturą były trudne. Przyznaję, sama nie wiedziałam, jakiego finału chciałabym dla bohaterów - dla Julie i Abdu / Ibrahima. Chwilami kibicowałam jej, chwilami jemu. Czasami rację przyznawałam kobiecie a czasem mężczyźnie. Jest to chyba doskonałym dowodem na to, że prawdziwa miłość pokona wszystkie przeszkody, ale po odrzuceniu tego, co uważamy za oczywiste i pewne. Że dwoje ludzi musi się naprawdę postarać, żeby stworzyć związek pełen zrozumienia. A często powtarzane słowo "dotarcie" jest wymagane w związku, bo bez niego iskrzy, dymi i może wybuchnąć - nadmiarem emocji.

Komu polecam lekturę? Na pewno nie tym, którzy oczekują od powieści wartkiej akcji, wyraźnie zarysowanych dialogów, jasnych przekazów i konkretnych wydarzeń. Owszem, nie mogę powiedzieć, że w "Znalezionym" nic się nie dzieje, ale jest to nostalgiczna i powolna, dostojna wręcz książka. Jest typowo przemyśleniowa, refleksyjna i skupiająca się nie na akcji czy wydarzeniach, ale na sferze duchowej i emocjonalnej. Dotyczy miłości, emigracji i walki z systemem, który inaczej patrzy na ludzi z krajów arabskich. "Znaleziony" to powieść, która ma pokazać przede wszystkim uczucia i związki pomiędzy członkami rodziny, która jest bardzo ważna a każdy ma swoje miejsce w hierarchii. Jeśli lubicie takie klimaty to zachęcam do lektury tej książki, by poznać pióro jednej z noblistek.





Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z literą w tle, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dorocie 
z Wydawnictwa M


czwartek, 19 marca 2015

Podyskutujemy? #2

Pierwszy temat, który przedstawiłam Wam do dyskusji w lutym cieszył się powodzeniem. Dziękuję :)

Liczę, że dzisiejszy przypadnie Wam do gustu.


Dzisiejszy temat: Czy wierzycie w zabobony i przesądy?

Czy łapiecie się za guzik widząc kominiarza? Wykonujecie obroty widząc zakonnice? Jak reagujecie na czarne koty? Nie obawiacie się przejść pod drabiną? Wierzycie w piątek 13-tego? A rozbite lusterko i trzynaście lat nieszczęścia? Czerwona wstążka na odrzucenie uroku, witanie się przez próg czy może ślub w miesiącu z literką R?

Jestem ogromnie ciekawa Waszych odpowiedzi oraz sytuacji, które potwierdzają lub przeczą temu, wierzyć czy nie...


Jeśli chodzi o mnie, to sytuacja wygląda następująco: koty mi nie przeszkadzają, ani drabiny, ani trzynasty dzień miesiąca. Ale na widok kominiarza szukam guzika :) Nie lubię stwierdzenia, że jeśli ktoś coś robi w Wigilię będzie to robił cały rok... A już okrutnie denerwowały mnie zabobony dotyczące ciąży a wszyscy mnie wtedy nimi zamęczali...

Przypominam sobie takie:
- jeśli u ciężarnej pojawiły się piegi urodzi dziewczynkę (piegów nie miałam)
- oparzenie się spowoduje znamię u dziecka (brak takowych)
- noszenie na szyi korali, łańcuszka czy apaszki spowoduje owinięcie się pępowiną (też nie)
- nie powinno się kupować nic dla dziecka przed jego urodzeniem (jakoś sobie tego nie wyobrażam)
- jeśli matka ma zgagę to dziecko będzie nadmiernie owłosione (miałam zgagę na potęgę, ale dziecko nie było zbyt owłosione)
- nie powinno się obcinać włosów ani farbować, bo dziecko będzie miało "krótki rozum" lub będzie rude (zrobiłam jedno i drugie, nie stwierdziłam żadnej z tych opcji)



Podczas gotowania wręcz gram przesądom na nosie, bowiem powinno się mieszać w garnku zgodnie ze wskazówkami zegara a ja mieszam tak jak mi wygodnie, czyli z reguły w lewo, choć jestem praworęczna...

Wnioskuję zatem, że jestem jedynie częściowym "wielbicielem" przesądów.



A może Wy znacie jakieś ciekawe teorie, których tu nie wymieniłam?


P.S. A może działacie czasem według przeczucia? W ostatni piątek miałam takie zdarzenie. Miałam wsiąść do tramwaju i podjechać kilka przystanków, by coś załatwić. Pierwszy podjechał ze schodkami, nie bardzo mi się chciało po nich wchodzić z moją nogą, zwłaszcza, że na rondzie widać było tramwaj niskopodłogowy. Ale pomyślałam, że wsiądę w ten pierwszy, bo potem muszę się przesiąść na autobus i nuż dzięki tym sekundom zdążę. I co? Wyobraźcie sobie, że los dobrze chciał, bo dzięki temu w "schodkowym" tramwaju spotkałam koleżankę, z którą kiedyś pracowałam! :)
Kinia, jeśli to czytasz to wiedz, że bardzo się z tego cieszę, że wsiadłam w tą 12-stkę po schodkach :)

wtorek, 17 marca 2015

Marion Magic "Spełnienie" - przedpremierowo

Wersja okładki nie jest ostateczna



Autor: Marion Magic
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: planowana na 24 kwietnia 2015
Liczba stron: 220













Miewacie czasami tak, że jakieś wydarzenie mające niedawno miejsce w Waszym życiu wpływa na wybór lektury? Właśnie mnie to spotkało. Otóż jakiś miesiąc temu miałam okazję po raz pierwszy spróbować owocu granatu. Dlatego kiedy zobaczyłam go na okładce, to był impuls (oczywiście z opisem też się zapoznałam, ale już w drugiej kolejności). Czy dość niecodzienny powód, by przeczytać książkę, był trafny?

Główną bohaterką powieści jest Magdalena, kobieta sukcesu, rozwódka. Jest młoda, ładna, zadbana i robi świetną karierę - jest wspólniczką firmy, którą stworzyła od podstaw. Wciąż dba o swój wygląd oraz o rozwój, często uczestniczy w przeróżnych szkoleniach. I to właśnie podczas jednego z nich poznała Krzysztofa. Nieznacznie młodszy od niej mężczyzna zafascynował ją od pierwszej chwili. Magda dość obcesowo wprosiła się do jego pokoju i tak rozpoczął się ich namiętny i płomienny... seks. Pomimo, że dzieliły ich setki kilometrów, starali spotykać się tak często jak tylko mogli. U niego, u niej, na szkoleniu czy gdzieś w drodze. Ważne było to, żeby ugasić trawiący ich od środka ogień i spełnić swoje fantazje. Zresztą pod tym względem, dobrali się idealnie. Oboje założyli, że nie oczekują od tego związku niczego innego, tylko i wyłącznie dobrego seksu. Nie interesuje ich małżeństwo, dzieci (choć Magda od lat pragnęła zostać matką) czy stały związek, lecz jedynie rozładowanie stresów. Przyrzekli sobie jednak, że jeśli któreś z nich znajdzie stałego partnera to druga osoba usunie się w cień. Czy tak się faktycznie stanie? Czy będą potrafili żyć bez swojego wzajemnego spełniania fantazji?

Pewnego dnia Magdalena otrzymuje od swojego kuzyna bardzo ciekawą propozycję. Kiedyś, gdy on został odrzucony przez rodzinę, to ona była obok i pomogła mu w potrzebie. Teraz Andrzej chce jej za to podziękować oferując udziały w jego firmie, którą stworzył za granicą ze swoim wspólnikiem. Jaką decyzję podejmie kobieta? Wszak zgoda będzie oznaczała ogromne zmiany w jej życiu... Opuszczenie rodziny, przyjaciół, firmy i Krzysztofa. Czy Magda się zdecyduje, podejmie ryzyko i wyjedzie z kraju? Jaka branża oferuje jej nowe perspektywy? Co spotka ją w nowym kraju? Zwłaszcza, że niedługo przed wyjazdem otrzyma nieoczekiwany dar od Krzysztofa... Jak potoczą się jej losy?


Przez wiele stron powieści fantazje erotyczne, które spełniają Magda z Krzyśkiem są tematem przewodnim. Ale czytelnik w żadnym wypadku nie może się nudzić. Podobnie jak bohaterowie, którzy pomysły mają nietuzinkowe. Muszę przyznać, że ich zbliżenia mogą wywołać rumieniec czy szybsze bicie serca. 
Niedawno miałam okazję przeczytać typowo erotyczną książkę "Seks party", która była mocna, chwilami wulgarna. "Spełnienie" jest tak naprawdę powieścią obyczajową (informacja z tyłu książki), jednak życie głównej bohaterki kręci się przez długi czas wokół seksu. Nie jest zainteresowana związkiem a pełnię szczęścia, rozładowanie emocji i spełnienie erotycznych fantazji znajduje u kochanka. Jemu też odpowiada taki układ, mimo że jest młodszy od Magdaleny i mógłby czuć chęć znalezienia drugiej połówki to nieustannie powtarza, że nie chce się wiązać. Powieść zawiera wiele scen erotycznych, ale są pięknie napisane, delikatne opisy i nazewnictwo sprawiają, że czytelnik nie czuje dyskomfortu.

Przypuszczam, że Marion Magic to pseudonim, ciekawa jestem czyj... Czy to ktoś znany czy może debiutant? Nie wiem, ale niezależnie od tego lektura spełniła swoje odprężające zadanie bardzo dobrze. Powieść czyta się szybko i przyjemnie. Widać, że autorka miała ciekawy pomysł na fabułę, którą dodatkowo urozmaiciła erotyką. Książka ma nawet dedykację "Mojemu tajemniczemu kochankowi"...

Powieść zawiera też sporo mądrości życiowych, ale nie chcę zepsuć Wam czytania pisząc, czego one dotyczą. Spróbuję zatem ogólnikowo. Jest miłość, przyjaźń, wsparcie jakie czasami potrzebne jest człowiekowi, kiedy znajdzie się w trudnym położeniu. Pojawia się motyw zaskoczenia i konieczność radzenia sobie w nieoczekiwanej sytuacji. Nie zabrakło również magicznego dla mnie słowa, które sprawia, że dana historia jest ciekawsza - tajemnicy. Serdecznie polecam Wam powieść "Spełnienie.



Książka została przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki
dziękuję bardzo Pani Dorocie 
z Wydawnictwa Novae Res

poniedziałek, 16 marca 2015

Indywidualne wyzwanie czytelnicze #11

Od chwili, gdy wymyśliłam to wyzwanie rzuciłam 10 rękawic.
Wszystkie zostały podjęte.
7 odsłon zakończyło się sukcesem.
Dwie osoby jeszcze walczą: Aine oraz Anne18 - trzymamy kciuki! :)

Zatem dorzucam trzecią osobę do grona walczących, licząc, że podejmie się zadania i ukończy pozytywnie. A przede wszystkim, że polubi autorkę :)




Na czym polega wyzwanie?

Wyzwana: Elenkaa_
Cel: przeczytać dowolną książkę Agathy Christie
Termin: 3 maja 2015 roku

Rozliczenie: pochwal się linkiem do swoich wrażeń - powodzenia!

niedziela, 15 marca 2015

Małgorzata Warda "Nikt nie widział, nikt nie słyszał..."



Autor: Małgorzata Warda
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2010
Liczba stron: 396












Według informacji, które udało mi się znaleźć w Internecie, w Polsce zgłaszanych jest rocznie około cztery tysiące zaginięć dzieci. Przecież to tylu (mniej więcej - dane z 2012 roku) właśnie mieszkańców liczy całe małopolskie miasto Alwernia czy nadmorska Łeba. Aż trudno to sobie wyobrazić. Tak wielu ludzi chce krzywdy dzieci. Porwania, morderstwa, przetrzymywanie, niejednokrotnie nawet gwałty. Przecież te małe i niewinne istoty powinny mieć spokojne i szczęśliwe dzieciństwo. Ich jedynym problemem powinno być to, jaką zabawką się pobawić czy jaką bajkę obejrzeć. Ale życie nie jest tak różowe...

Moje pierwsze poważne spotkanie z tematem porywania dzieci miało miejsce podczas lektury książki Nataschy Kampusch "3096 dni". To właśnie postacią Nataschy inspirowała się Małgorzata Warda pisząc swoją powieść. Czy warto ją przeczytać?

Lena od dzieciństwa nie ma łatwego życia. Wraz z ciężarną mamą i tatą zmienia miejsce zamieszkania, jednak coś się nie udało i rodzina musi zamieszkać w pralni. Ciężki to czas, kiedy rodzi się maleńka Sara. Niedługo potem matka zostawia córki i znika. Prawdopodobnie przytłoczona takim życiem. To młody ojciec musi zająć się dziewczynkami. I wiodą szczęśliwe wspólne życie, aż do czasu, gdy Sara osiąga wiek lat siedmiu. Wtedy to Lena odmawia wyjścia na gdyńskie podwórko i młodsza siostra idzie sama. I nigdy nie wraca... Co się stało? Czy Sara żyje? Gdzie jej szukać? Może porwała ją matka? A może jakiś psychopata? Tropów jest wiele, jednak bez świadków i tropów, policja ma utrudnione zadanie. Lena, mimo upływu dwudziestu lat, wciąż liczy na powrót siostry. Choć jak pokazuje jej historia, zniknięcie siostry wywarło na nią ogromny wpływ. Lena zajmuje się pozowaniem, głównie do aktów, podpisuje nawet kontrakty, które wiele pozostawiają do życzenia.

Agnieszka mieszka we Francji. Jest z pochodzenia Polką, którą matka oddała na wychowanie do opiekunki a odwiedzała ją rzadko. Ich kontakt nie był idealny, nie był nawet bardzo dobry. Agnes miała ufarbowane włosy i problemy w szkole, głównie z językiem. Po kilku latach matka zabiera córkę do Paryża, ponieważ ma już warunki do wychowywania jej. Agnieszka nie potrafi stworzyć z matką więzi, jaka przecież powinna łączyć tak bliskie sobie osoby. Każda z nich ma inne plany dotyczące kształcenia Agnes. Matka chce posłać ją do szkoły, ale dziewczyna chce śpiewać. Mimo sprzeciwu matki. Poza tym Agnieszka powoli odkrywa, że coś w jej życiu się nie zgadza. Odwiedza swoją dawną opiekunkę, szkołę a z faktów, które udaje jej się ustalić wnioskuje, że została porwana. A matka, nie jest jej matką. Czy to prawda? Gdzie ma szukać swojej prawdziwej rodziny? Jak sprawdzić czy ma rację?

Trzecią bohaterką powieści jest Monika, której historia najbardziej przypomina mi losy Nataschy Kampusch. Na początku grudnia strażnik rezerwatu przyrody w Łebie, zauważa na plaży kobietę. Ubrana nieodpowiednio do pory roku, nie reagująca na jego słowa. Okazuje się, że to Monika, która wiele lat temu została porwana w drodze ze szkoły do domu. Teraz mimo wolności, nie czuje się dobrze. Nie potrafi znów żyć normalnie. Po latach spędzonych w podziemnej piwnicy, na łasce i niełasce porywacza odczuwa "syndrom sztokholmski", czyli więź z oprawcą. Jak kobieta poradzi sobie w życiu na wolności? Kim tak naprawdę jest? Czy rzeczywiście nikt nie wiedział o jej uwięzieniu? A przecież zanim została porwana w domu porywacza była przetrzymywana inna dziewczynka...

Czy któraś z bohaterek jest zaginioną Sarą? To pytanie nieustannie pojawia się w głowie czytelnika, który przeżywa zawarte na kartach powieści historie. Odpowiedzi nie zdradzę, ale przyznaję, że finałowe rozstrzygnięcia są zaskakujące i ciekawe. Szczerze mówiąc, to liczyłam na inne zakończenie. Myślę, że ta powieść pomoże rodzicom w większym zwracaniu uwagi na przypadkowe osoby kręcące się przy placach zabaw. Uświadomi im, że wystarczy ułamek sekundy, by dziecko zniknęło z pola widzenia. Choć jak pokazuje przykład bohaterki Moniki, to jeśli ktoś będzie z uporem śledził dziecko, by je porwać to będzie cierpliwy i to zrobi.

"Nikt nie widział, nikt nie słyszał..." to na pewno powieść psychologiczna, która dostarcza ogromnej dawki emocji. Któż nie przejmie się losem dzieci? Autorka porusza do głębi sercem czytelnika fundując wzruszenie, szok, ale również zmuszając nijako do refleksji.

Co do samej książki, to bardzo trudno było mi się w nią całkowicie zagłębić. Początkowo strasznie myliły mi się historie Leny i Agnieszki i zaczynając czytanie drugiego dnia nie pamiętałam, która z nich pozowała, a która wychowywała się u opiekunki. Chwilami powieść mnie nudziła, zbędnymi - dla mnie - opisami czy zdarzeniami. Niektóre były zupełnie oderwane od reszty fabuły, nie istotne, lub tak opisane, że nie wiedziałam czy to myśli bohaterki czy sen, czy faktyczne wydarzenie.
Przyznaję, że jest to dobra książka, ale nie potrafię zafascynować się nią. Czegoś mi w niej zabrakło, nie wszystko zostało dopracowane tak, jak ja to lubię czytać. Choć czasu spędzonego z lekturą nie żałuję i książkę oczywiście polecam.





Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki

sobota, 14 marca 2015

TOP 15 polskich i zagranicznych pisarek - co sądzicie o wynikach?

Na Dzień Kobiet merlin.pl przedstawił TOP15 pisarek polskich i TOP15 pisarek zagranicznych. Oryginalne zestawienia znajdziecie TUTAJ

Byłam ogromnie ciekawa czy znam twórczość topowych pisarek, czy ją lubię, czyjej nie znam, ale zamierzam poznać. Lub nie zamierzam. Zatem przeanalizowałam wyniki a potem... Cóż, potem stwierdziłam, że podzielę się nimi z Wami i chętnie poznam i Wasze opinie.



Komentuję twórczość, nie autorki jako osoby.

Katarzyna Bonda - twórczości nie znam, zamierzam poznać
Olga Tokarczuk - twórczości nie znam i na chwilę obecną mnie nie ciągnie
Katarzyna Grochola - znam, ale ekranizacje książek autorki, nie kojarzę czy również je czytałam, ale zamierzam poznać twórczość
Katarzyna Michalak - znam i lubię
Izabela Sowa - znam, ale 2 książki mnie nie przekonały. Daję jeszcze 1 szansę
Anna Ficner-Ogonowska - czytałam 1 tytuł, ale wciąż przede mną trylogia
Magdalena Kordel - znam i lubię
Dorota Masłowska - nie znam i mnie nie ciągnie
Małgorzata Gutowska-Adamczyk - znam i lubię
Joanna Chmielewska - nie kojarzę bym coś czytała, ale to mogło być dawno i stąd niepamięć. Nie wzbraniam się przed poznaniem, póki co mi nie po drodze
Joanna Bator - nie znam, ale zamierzam
Małgorzata Kalicińska - nie znam, ale mam aż 5 tytułów, zatem chyba brak tylko czasu...
Monika Szwaja - nie znam, choć tytuły mnie fascynują. Nie mówię "nie".
Tanya Valko - nie znam, ale od dawna mam ochotę na serię Arabską
Inga Iwasiów - nie znam i szczerze mówiąc pierwszy raz chyba to nazwisko spotykam, nie mam uprzedzeń, ale jakoś nie czuję pociągu do twórczości autorki




Alice Munro - nie znam, ale zamierzam
Stephenie Meyer - "Zmierzch" i resztę jedynie oglądałam, nie czuję potrzeby, by jeszcze czytać
Emily Giffin - znam i lubię
Cecelia Ahern - znam i lubię
Jodi Picoult - oglądałam jedną ekranizację, książkom nie mówię "nie", ale odstrasza mnie ich objętość - czasu brak...
Helen Fielding - oglądałam jedynie ekranizacje o Bridget, najnowszy tytuł ma mw formie książki
Camilla Lackberg - nie znam, ale książki już są, zatem potrzebna TA chwila by poznać
J.K. Rowling - znam i lubię, choć czytałam do tej pory H. Pottera
Danielle Steel - znam i lubię
Nora Roberts - znam i lubię
Elizabeth Gilbert - czytałam "Jedz, módl się, kochaj", kolejną zakupiłam. Chyba nieźle...
Paullina Simmons - nie znam, ale jak trafi się okazja to czemu nie
Doris Lessing - nie znam, może kiedyś
Virginia C. Andrews - nie znam, ale zamierzam. Kompletuję serię o Dollangerach
Carla Montero -nie znam, ale słyszałam o autorce przy okazji premiery "Szmaragdowej tablicy", mam w planach.


Czekam na Wasze opinie. Może mnie do czegoś przekonacie czy skusicie :) Albo odradzicie...




Wszystkie grafiki pochodzą ze strony merlina.

Opowieść o tym, jak ptysie wygrały dla mnie tomik




Kilka dni temu wzięłam udział w konkursie zorganizowanym na blogu Pani_Wu.
Zadanie konkursowe brzmiało:
Napisz jakie wybralibyście menu śniadania, którym ugościlibyście poetkę 



Mój pomysł:
Na śniadanie zaproszę autorkę... na łąkę! Pośród wysokich, kołyszących się delikatnie na wietrze traw rozłożymy koc. W kratę. Na nim postawię niski taboret (z bordową serwetką), który będzie pełnił rolę wiejsko-sielskiego stołu. A dlaczego niski? Przecież siedząc pupą na kocu do normalnego stołu nie sięgniemy a zawsze to nieco elegancji :)
A co zaserwuję? Najpierw będzie tost z serem i kubek aromatycznej herbaty malinowej, z dodatkiem łyżeczki miodu - na osłodę. A kulminacją śniadania "by ejotek" będzie parzona kawa w filiżance w róże i mega wysokie i mega słodkie ptysie z białym kremem! Uwielbiam je, więc i z autorką muszę się nimi podzielić :)
Co nam da tak skomponowane śniadanie?
herbata - walor smakowy i antyprzeziębieniowy
tost - żeby nie pić kawy na pusty żołądek
kawa - dla podniesienia ciśnienia
a ptyś? hmmm.... tylko i wyłącznie dla przyjemności! :)

Smacznego Pani Danuto!



Fotograficzne uzupełnienie mojej konkursowej wypowiedzi:




TUTAJ znajdziecie ogłoszenie wyników
TUTAJ sam konkurs i moja konkursowa wypowiedź w komentarzu a w treści posta jeden z wierszy autorki, który mnie przekonał, że ta poezja jest warta poznania

piątek, 13 marca 2015

Wyniki konkursu z Sarah Jio

Dziś będzie krótko i treściwie, gdyż moje samopoczucie odmawia wspierania weny twórczej... Tak, nawet mnie się to zdarza...

Szkoda, że nie mam większej ilości egzemplarzy książki... ponieważ tylko jedno zgłoszenie nie spełniło warunków formalnych.


Serdeczne gratulacje dla ..... Epilog - zaczytana ja


Poproszę o dane do wysyłki nagrody :)


A Was zapraszam na konkursy w przyszłości, przecież jeszcze przed wakacjami będą urodziny bloga, postaram się dobrze przygotować do tego wydarzenia :) Kto pamięta ile nagród było w ubiegłym roku?

czwartek, 12 marca 2015

Pięć lekcji Reginy Brett w interpretacji Ewy Błaszczyk


Wydawnictwo Insignis Media udostępniło pięć rozdziałów najnowszej książki Reginy Brett „Bóg zawsze znajdzie ci pracę”, która od chwili wydania w październiku zeszłego roku plasuje się na wysokich miejscach polskich list bestsellerów.
Pięć rozdziałów – pięć lekcji Reginy Brett – interpretuje Ewa Błaszczyk.
Książki amerykańskiej autorki cieszą się w Polsce olbrzymią popularnością. Jej pierwsza książka, „Bóg nigdy nie mruga”, w lutym br. otrzymała tytuł „Bestsellera Empiku 2014” w kategorii poradników (druga książka Brett – „Jesteś cudem” – również była nominowana w tej kategorii). Ze względu na tak wielki sukces Reginy Brett w Polsce doszło do niecodziennej sytuacji – jej amerykański wydawca zgodził się na wydanie jej najnowszej książki „Bóg zawsze znajdzie ci pracę” w naszym kraju grubo przed jej premierą w Stanach Zjednoczonych (tam tytuł ten dostępny będzie dopiero od kwietnia 2015).
Zapraszamy zatem do zapoznania się z felietonami Reginy Brett w wykonaniu znanej polskiej aktorki, współtwórczyni fundacji „Akogo?” i kliniki „Budzik”.
Lekcja 4: http://youtu.be/gzMjYH_jnQ8
Lekcja 6: http://youtu.be/xhh9QvT5iAc
Lekcja 13: http://youtu.be/PtnClSBnIx4
Lekcja 30: http://youtu.be/bI060_jguFI
Lekcja 49: http://youtu.be/12-EJIn4FIY
Wszystkie lekcje (playlista):
http://www.youtube.com/playlist?list=PLhYIuNPTCCfafMthqoDuxWIK7mJAdFsQu
lub
http://bit.ly/ReginaBrett-Zawsze
 

Co myślicie o tej książce? Mielibyście ochotę na zapoznanie się tym tematem?

środa, 11 marca 2015

Agnieszka Lingas-Łoniewska "Szukaj mnie wśród lawendy. Zofia"



Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 25 lutego 2015
Liczba stron: 223
Seria: Szukaj mnie wśród lawendy tom 2











Czy wierzycie w powiedzenie, że pierwsza miłość nie rdzewieje? Czasami kończy się ślubem i szczęśliwym, rodzinnym życiem, jednak nie zawsze. Czasami drogi tych dwojga się rozejdą, ale wciąż głęboko w sercu będą mieli tą pierwszą, tego pierwszego. Chyba... Moja pierwsza miłość odeszła w niepamięć i nawet do niej nie wracam, nie czuję żalu, że to odległa przeszłość. Ale przecież w życiu bywa różnie, prawda?

W pierwszym tomie lawendowej trylogii Agnieszki Lingas-Łoniewskiej przeżywałam historię miłosną starszej bliźniaczki Skotnickiej - Zuzanny. Owszem poznałam też odrobinę życia pozostałych sióstr: Zosi i Gabrysi, jednak to Zuzka była główną bohaterką. Tym razem jest nią Zosia, poukładana i rozważna, od szesnastu lat szczęśliwa (tylko czy aby na pewno?) mężatka i matka Jacka i Agatki. Mąż Zosi - Adam - dużo czasu spędza poza domem prowadząc firmę, spotykając się z klientami. Ale prawda jest taka, że czuje się nieszczęśliwy i stara się unikać zacisza domowego, kiedy tylko może. Czy już nie kocha żony? Czy to staż małżeński go przytłoczył? A może ukrywa coś przed Zosią? Zabawiłam się w detektywa...

Zanim Zosia poznała Adama, była dziewczyną Maksa Kralla, najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Podkochiwały się w nim wszystkie dziewczyny a on... On wybrał właśnie Zośkę. To była ogromna miłość wyczuwalna w każdym, najmniejszym geście. Zosia marzyła o rodzinie, dzieciach ale między młodymi nie doszło nawet do zbliżenia, gdy nastąpił koniec związku. Dlaczego? Ale jak to? Przecież tak bardzo się kochali. Maks odszedł, wyjechał do Stanów i nie kontaktował się ze swoją miłością... Aż do teraz. Jaki jest powód tego, że po tylu latach Maks postanawia ponownie zbliżyć się do Zosi? Czy wyjaśni jej powody swojego odejścia przed laty? Czy Zosia wciąż coś do niego czuje? A nawet jeśli to przecież jest mężatką. Co zrobi kobieta, kiedy pozna prawdę?

A jak jest ta prawda? Otóż do końca Wam nie zdradzę, ale jakoś skusić do przeczytania książki muszę :) Fakt, iż Zosia została żoną Adama został niejako ukartowany. Każdy z dwóch mężczyzn miał swoją tajemnicę. Każdy chciał, by Zosia była szczęśliwa a oni przy okazji. Nie wzięli pod uwagę, że nie dali jej wyrazić swojego zdania, nie pozwolili zadecydować jej o własnym szczęściu. Uczynili z niej marionetkę, która poddała się ich ustaleniom, ponieważ nie miała o nich wiedzy. Czytelnik bardzo długo również żyje w nieświadomości i zadaje sobie pytanie co tutaj jest grane?". No właśnie, co?

Najpierw część tej zagmatwanej historii zdradza Zosi Maks, co sprawia, że kobieta czuje się oszukana i zagubiona. A to przecież nie wszystko. Przecież resztę tej opowieści i swój punkt widzenia musi przedstawić jej jeszcze mąż. Ale z tym małżonkowie muszą już poczekać, aż dzieci wyjadą na zimowisko. Wtedy będą mogli spokojnie porozmawiać i wyjaśnić sobie sprawy z przeszłości. Jak prawdę odbierze Zosia? Co ukrywał przed nią mąż? Jak potoczy się ich życie? Czy mają jeszcze szansę na szczęście? A może Zosia da się porwać uczuciu sprzed lat i zwiąże się z Maksem?

Agnieszka Lingas-Łoniewska ma niesamowitą umiejętność - potrafi na niewiele ponad dwustu stronach powieści zawrzeć całą gamę wydarzeń i emocji. Czytelnik ma okazję poznać rodzinne życie Zosi, jej młodzieńczą miłość, rozstanie, nową miłość, ale i problemy z nią związane. Niemal jak w filmie sensacyjnym pojawia się element "porwania". Są też głęboko skrywane tajemnice, które tak drażnią sumienia, że w końcu muszą zostać wyjawione.
Spośród dwóch sekretów udało mi się bardzo szybko odgadnąć jeden. Poczytuję to sobie za sukces zajrzenia w zamierzenia powieściowe autorki. Udało mi się odgadnąć tajemnicę Adama. Wskazówki, które na kartach książki pozostawiła autorka, doprowadziły mnie do właściwych wniosków. Dosyć nietypowych, muszę przyznać, w zaistniałych okolicznościach życia bohatera. Natomiast Maksa nie potrafiłam "rozgryźć". Dobrze, że sam dość szybko wyjawił swoje powody zerwania z Zosią. Przyznaję jednak, że nie osobiście nie chciałabym, by miłość mojego życia odeszła z takiego powodu.

W tle historii Zosi poznajemy też nieco dalszych losów Zuzy i Roberta, a także przedsmak tego, co czeka nas w tomie trzecim, dotyczącym Gabrysi. Ale nic więcej z fabuły już nie zdradzę, ponieważ byłoby to barbarzyństwem literackim. Książka jest godna polecenia (lekka, życiowa i przystępnie napisana) na miły wieczór przy herbacie malinowej, przenosi nas bowiem z dala od codziennych problemów. Podróżujemy nie tylko po Polsce, ale i do Niemiec a przede wszystkim Chorwacji, gdzie na maleńkiej wyspie - jako druga z sióstr Skotnickich - tym razem Zosia sięga w głąb siebie, szukając odpowiedzi na najważniejsze dla siebie pytania. Polecam!




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Czytelnicze marzenia 2015, 52 książki



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki
dziękuję bardzo Pani Dorocie 
z Wydawnictwa Novae Res

poniedziałek, 9 marca 2015

K. A. Tucker "Dziesięć płytkich oddechów"



Tytuł oryginalny: Ten Tiny Breaths
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: czerwiec 2014
Liczba stron: 421
Seria: Ten Tiny Breaths tom 












Próbowaliście sobie kiedyś wyobrazić sytuację, że nagle los zrzuca na Was tragiczną wiadomość: był wypadek i utraciliście w nim bliskich? Lepiej o tym nie myśleć. Czasami w naszych snach pojawiają się czarne wizje, złe obrazy, wydarzenia, które wywołują w nas smutek, złość i lęk o przyszłość naszej rodziny. Czasami to sekundy decydują o tym, że udaje nam się wyjść cało z jakiegoś wypadku. Ileż razy w swoim życiu słyszałam czy czytałam o ludziach, którzy nie zdążyli na samolot, pociąg czy autobus i dzięki temu uniknęli spotkania ze śmiercią? Jak duże szczęście potem nas ogarnia? Jednak czy każdego? Przecież czasami zdarza się uratować pojedyncze osoby... Jak one sobie z tym radzą? Dowiedziałam się tego, na podstawie opowieści o Kacey, bohaterce książki "Dziesięć płytkich oddechów". Chociaż już chyba wszyscy poznali tę opowieść, ja dopiero teraz poczułam na nią ochotę i dzięki Filii, urzeczywistniłam ją.

Piętnastoletnia Livie i dwudziestoletnia Kacey są siostrami. Uciekły z domu wujostwa w Michigan, ponieważ wuj Raymond chciał zgwałcić Livie. Zabierając oszczędności, starsza z sióstr decyduje się na wyjazd do Miami i wynajęcie pokoiku. Musi pójść do pracy i zapewnić Livie godne życie oraz możliwość kontynuowania nauki w szkole. Dziewczyny mają tylko siebie, ponieważ kilka lat wcześniej straciły rodziców. Początkowo czytelnik ma możliwość poznania jedynie problemów, z jakimi zmaga się Kacey. Chodzi na siłownię, by wyładować swój gniew na worku z piaskiem. Nie radzi sobie psychicznie z siedzącymi w jej głowie traumatycznymi przeżyciami, nie pozwala nikomu dotknąć swojej dłoni, tylko siostrze. To Livie przytulą ją w nocy, kiedy miewa koszmary i traci oddech. To Livie stara się być łącznikiem ze światem i odskocznią od tragedii. Ale przecież to tylko piętnastolatka!

Dzięki Storm, mieszkance sąsiedniego pokoju, dziewczyny na nowo poznają co to uczucia, przyjaźń, sympatia do kobiety po przejściach i jej małej córeczki. Kacey dostaje pracę, potem zmienia ją na lepiej płatną, by móc odkładać na przyszłość dla siostry. Wciąż walczy ze swoją przeszłością, jednak nie jest łatwo przejść do porządku dziennego nad tym, że jakiś pijany kierowca spowodował wypadek, w którym zginęli jej rodzice, przyjaciółka i chłopak. Na szczęście Livie była wtedy chora i nie pojechała z nimi. Dzięki temu dziewczyna nie ma żadnych urazów fizycznych ani psychicznych.

A Kacey? Kacey wstydzi się swoich blizn, na jednej zrobiła nawet maskujący tatuaż. Gorzej jest z tym, co siedzi w jej głowie. Nie potrafi się otworzyć na innych ludzi, na uczucie. Wypiera to, co zaczyna czuć do chłopaka z pokoju 1D - Trenta Emersona. Jej ciało go pragnie, tylko ona blokuje tę chęć zbliżenia się kogoś. Nie chce nikomu zwierzyć się ze swojej tajemnicy, swojej trudnej przeszłości, swojej straty. Jednak nie tylko ona coś ukrywa. Storm również ma swoje sekrety, Trent także. Co ukrywa tak piękny i pociągający mężczyzna?

Autorka bardzo długo skrywa przed czytelnikiem prawdę i niektóre tajemnice. Razem z Kacey próbowałam wyprzeć ze świadomości wypadek i myśl, że słowa mamy o tytułowych dziesięciu płytkich oddechach, nie działają. Razem z Trentem próbowałam pomóc Kacey w leczeniu stresu pourazowego. Jednak pomiędzy tymi działaniami byłam przede wszystkim detektywem, próbowałam bowiem rozwikłać zagadkę niespodziewanych wyjazdów Trenta i odgadnąć jaką kryje tajemnicę. I wiecie co? Udało mi się! Zanim autorka wyjaśniła, kim jest tak naprawdę ten przystojniak i co skrywa, domyśliłam się tego wcześniej. Spodziewałam się tego całkiem szybko. Jednak jakości lektury to wcale nie umniejsza. Przecież bardzo długo nie wiedziałam czy mam rację. A nawet kiedy już wiele się wyjaśniło, płynęły mi łzy. Martwiłam się szansami związku Kacey i Trenta. Przecież tych dwoje tak do siebie ciągnęło, każdy dotyk jednej osoby wywoływał dreszcze w drugiej. I jeszcze ta mowa Trenta na pożegnanie...

Na rynku wydawniczym jest już druga część niniejszej książki ("Jedni małe kłamstwo") a za kilka dni zostanie wydana trzecia ("Cztery sekundy do stracenia").. Chętnie poznam dalsze losy bohaterów, ponieważ wzbudzili moją sympatię do nich. Ich charaktery i wygląd autorka przedstawiła bardzo wnikliwie, mogę się pokusić o stwierdzenie, że niemal ich znam. Powieść czyta się ogromną przyjemnością, ponieważ język jest prosty, przystępny a i wrażeń nie brakuje. Bohaterowie dbają, by czytelnik się nudził... Leje się krew, jest jazda na motorze, taniec na rurze a także wąż i zrujnowane drzwi. Brzmi ciekawie, prawda?

Oprócz tak różnorodnych sytuacji, czytelnik ma również okazję uczestniczyć w rodzących się więziach międzyludzkich: miłości, przyjaźni. Pojawia się też próba odkupienia win oraz problem z wybaczeniem. Jednak zwykle w każdej historii z tragedią w tle, występuje choćby cień szansy na lepsze życie, na wolność i godną, szczęśliwą przyszłość. Tak samo jest i tutaj. Gorąco polecam książkę wszystkim, którzy - podobnie jak ja do tej pory - nie mieli jej jeszcze okazji czytać. Warto!






Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki



Za możliwość przeczytania książki 
dziękuję Pani Oldze z Wydawnictwa Filia

sobota, 7 marca 2015

W lutym niemożliwe stało się możliwe - stosiki

Luty minął, pora więc na spokojnie podsumować książkowe cudności, które do mnie przybyły.

I wyobraźcie sobie - zdarzył się cud! (do niego nawiązuje właśnie tytuł posta).

W lutym nie kupiłam ŻADNEJ książki!!!

Czyli nie jestem mega chora na kupowanie książek? :P

Wreszcie zaczęłam je czytać a nie tylko kupować.
Czyżbym w marcu miała nadrobić?? hihi


A oto i stosik:

Od góry:
  1. "Obietnica Łucji" - do recenzji od Wyd. Między słowami / Znak - recenzja
  2. "Dom na jeziorze" - jw. - recenzja
  3. "Fortuna i namiętności. Klątwa" - do recenzji od Wyd. Nasza Księgarnia - recenzja
  4. "Magiczne miejsce" - prezent od Pani_Wu - dzięki :) (a pośrednio i Aine :)
  5. "Morderstwo niedoskonałe" - jw.
  6. "Zatoka latarni" - do recenzji od Wyd. Nasza Księgarnia - recenzja
  7. "Seks party" - do recenzji od Wyd. Novae Res - recenzja
  8. "Zapach tytoniu" - jw. - recenzja
  9. "Wiem o Tobie wszystko" - do recenzji od Wyd. Akurat oraz Business & Culture - recenzja
  10. "Złodziejka marzeń" - wygrana w konkursie na blogu Sabinki


I jeszcze dwa tomy z prenumeraty Czarnej Serii:





Czy wiecie o co Was zapytam? Na pewno... Tradycyjnie - co Was interesuje? Na co macie ochotę? Co czeka do czytania? A może któreś pozycje już przeczytane - podzielcie się wrażeniami :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...