Autor: Teresa Monika Rudzka
Wydawnictwo: Harlequin / Mira
Data wydania: 10 września 2014
Liczba stron: 366
Teresa Monika Rudzka pracowała już jako bibliotekarka, agentka ubezpieczeniowa oraz sekretarka. Obecnie zajmuje się dziennikarstwem pisząc do magazynów dla kobiet, a także pisarstwem - wydała już cztery książki. Zadebiutowała powieścią "Bibliotekarki" w 2010 roku. Najnowsza książka jest zupełnie odmienna od dotychczasowej twórczości, jest to bowiem autobiografia. I to nawet bardzo szczególna...
Wielokrotnie w życiu słyszałam, iż nie ma gorszej rzeczy niż doczekanie śmierci własnego dziecka. Nawet jeśli dziecko to ma ponad trzydzieści lat. Ja, jako obca osoba, znacząco odczułam październikowe odejścia młodych ludzi: Anny Przybylskiej (aktorka, matka trójki małych dzieci) oraz Dariusza Kmiecika (dziennikarz) z żoną i synkiem. To byli ludzie w moim wieku! Co musieli czuć ich rodzice?
Autorka doskonale wie co czuje matka w chwili śmierci dziecka. Nawet jeśli jest to śmierć niejako spodziewana, gdyż spowodowana ciężką chorobą - rakiem. W grudniu 2012 roku córka autorki - Żywena - była pół roku po ślubie. Miała urodę, męża, plany na przyszłość. Jednak pojawiające się złe samopoczucie doprowadziło do badań lekarskich, które wykazały u kobiety glejaka wielopostaciowego, czyli nieoperacyjnego guza mózgu w czwartym stopniu złośliwości. Żywena zmarła w lutym 2013 roku mając trzydzieści dwa lata. Książka jest hołdem złożonym córce przez matkę. Na potrzeby literackie nazwisko Żyweny zostało zmienione na Anastazja Bojanowa-Montgomery a autorka nazywa ją pieszczotliwie Nastusią.
Powieść jest zbiorem e-maili, które matka pisze do swojej nieżyjącej już córki. Spora ich część zaczyna się od słów "kochana córeczko" czy "kochana Nastusiu" i zawiera całą gamę matczynych uczuć i emocji. Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak czuła się autorka podczas pisania tych wiadomości... Jako matka mogę się tylko domyślać. Maile są w większości czymś w rodzaju pamiętnika, gdzie matka opisuje swoją codzienność, zwykłe sprawy takie jak przygotowania przedślubne Nastki, ulubione filmy, książki czy sztuki. Porusza też sprawy banalne wręcz: pogoda, swój strój danego dnia, kłótnie z babcią Nastki.
Matka sporą część swojego czasu poświęca na Facebooka, gdzie wymienia się informacjami ze znajomymi córki, publikuje zdjęcia. Jest to kolejny, oprócz spotkań z psychologiem i pisania książki, sposób na terapię. To właśnie Ci znajomi i mąż Anastazji są współtwórcami tej publikacji, bowiem poznajemy również ich punkt widzenia bohaterki i emocje po jej śmierci. Na rozważania tych osób autorka poświeciła wiele rozdziałów. Dotyczą one wspominek o żywej Nastce, okoliczności jej choroby a później reakcji po śmierci. Są również szczegóły dotyczące pogrzebu, mowy, zdjęć i planów sprowadzenia prochów do Polski.
"Zawsze będę Cię kochać" sugeruje tym tytułem łzawy romans z happy endem, jednak każdy kto sięgnie po książkę z takim zamierzeniem czytelniczym rozczaruje się. Jest to bowiem historia oparta na faktach (zawierająca jedynie fragmenty fikcji literackiej, do której autorka przyznaje się w przedmowie), a dotycząca ogromnej miłości łączącej matkę i córkę. Życie toczy się dalej, dzień za dniem, a matka musi sobie poradzić ze stratą największą i najdotkliwszą z możliwych - stratą dziecka. Czy utrwalenie wspomnień, listów i rozmów na kartach książki jest dobrym pomysłem?
Tej lektury nie potrafię ocenić, polecić, zakwalifikować, zachwalać czy odradzać. Bardzo mnie ona wzruszyła, chwilami zdenerwowała podejściem niektórych osób do pewnych spraw a na pewno dotknęła moich macierzyńskich uczuć. Jako matka uważam, że nie można oddać słowami recenzji tego, co matka-autorka miała nam do przekazania. Albo przeczytacie książkę albo nie. Albo tego doświadczycie literacko albo odpuścicie ze względu na swoją wrażliwość. Przerwy podczas czytania są niezbędne dla zachowania równowagi psychicznej i choć pozornego spokoju serca. Przynajmniej tak było w moim przypadku. To naprawdę niezwykła, mocna i trudna lektura.
Książkę przeczytałam w ramach październikowych wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki
dziękuję bardzo Pani Monice
z Wydawnictwa
Smutna historia, którą mnie zainteresowałaś i postaram się ją sama przeczytać...
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Smutna, pouczająca i pełna emocji.
UsuńO jejku, a ja zupełnie nie wgłębiając się za mocno w opis tej powieści, oceniałam ją tylko po okładce, sądząc, że to zwyczajne, lekkie czytadło na nudne dni. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina! Dziękuję Ci Ewelinko, że zmieniłaś moje spojrzenie na tę lekturę. NA PEWNO przeczytam ją!
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam dopóki nie poznałam właśnie opisu... Bardzo proszę, polecam się na przyszłość :) To naprawdę lektura, która nie ma nic wspólnego z lekkim czytadłem
UsuńZaciekawiłaś mnie. Zapisuję ten tytuł.
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńMasz rację to jest bardzo szczególna książka.
OdpowiedzUsuńPrawda? :)
UsuńNa dzień dzisiejszy to książka nie dla mnie, nie wiem czy w ogóle po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńTemat śmierci nie jest łatwy, stąd rozumiem, że nie zawsze może być dopasowaną lekturą taka tematyka
UsuńJestem po lekturze tej niezwykłej książki - emocje, jakie mną targały w czasie jej czytania, były olbrzymie. Do tej pory trudno mi o niej zapomnieć :)
OdpowiedzUsuńTo jedna z takich książek, których długo się nie zapomina. Szczególne emocje na pewno odczuwają matki...
UsuńRzeczywiście, tytuł jest zwodniczy, jednak Twa recenzja wyjaśniła wszystko. To trudna lektura, ale na pewno warta przeczytania i głębokiej zadumy.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że sporo osób po choćby zerknięciu na moją recenzję, zmieni zdanie co do tego tytułu i okładki - sielskiej i szczęśliwej...
Usuń