Autor: Julita Strzebecka
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2017
Liczba stron: 336
Prosta aczkolwiek ogromnie sugestywna okładka, która nie razi feerią barw ani nie zalicza się do modnego nurtu zbliżeń twarzy. Intrygujący ON występujący w okładkowym cytacie, który wzmaga w potencjalnym czytelniku chęć odkrycia kim jest... To pierwsze odczucia podczas spotkania z debiutanckim "Nakarm mnie" Julity Strzebeckiej. Jak oceniam powieść? Zachęcam do poznania mojej opinii.
Joanna Wysocka ma trzydzieści pięć lat i piastuje stanowisko dyrektor finansowej. Pieniędzy jej nie brakuje, jednak jest sama i samotna. Mąż odszedł, znajomych brak a pracownicy firmy wolą nie wchodzić jej w drogę - nie odnosi się do nich przyjaźnie, nie darzy szacunkiem a zdarza się nawet poniżyć tego i owego jeśli czymś podpadnie.
A teraz - uwaga - będzie troszkę szokująco - bohaterka często zasypia w ubraniu, prysznic bierze nawet raz na trzy tygodnie i koniecznie potrzebuje do tego gąbki na kiju. Najczęściej higienę utrzymuje... chusteczkami nawilżającymi! A nową fryzurę przyćmiewają wyrzuty sumienia. Dlaczego? Otóż Joanna waży sto czterdzieści kilogramów. A mimo iż zdaje sobie sprawę ze swojej otyłości, nie potrafi przestać jeść i już samo posiadanie słodyczy ją cieszy. Wie, że ma dwa podbródki, czuje do siebie odrazę, brzydzi się swojego ciała, rozpacza że jest sama a w porannym ubieraniu musi pomagać jej sąsiadka... To upokarzające, ale nie ma innego sposobu. Nie pomaga nawet świadomość, że zęby są pełne plomb, chód przypomina kaczkę a otyłość prowadzi do kalectwa. Ot, patowa sytuacja. I jeszcze gdyby jadła większe porcje porządnych posiłków... Ale ona nie je, ona obżera się głównie słodkościami: chipsy, czekolady, wafelki, ptasie mleczko, cukierki toffi, chałwy, batony, pianki, pierniczki, delicje - wszystko to w ilościach hurtowych. Od samego czytania mnie mdliło!
Awaria windy i konieczność odbycie morderczej wędrówki na szóste piętro oraz kilkukrotnie omdlenia spowodowały, że Joanna znalazła się w gabinecie bariatry domagając się operacji zmniejszenia żołądka. Jako zamożna kobieta na wysokim stanowisku nie zamierza katować się ćwiczeniami i dietą. Ale czy uda jej się tego uniknąć? Czy powróci do rozmiaru czterdzieści, który nosiła jeszcze dwa lata temu? Czy wie jaki los ją czeka?
Naprzemiennie z historią pani dyrektor poznajemy szczegóły z życia dwóch mężczyzn. Wiktor jest bariatrą, który służbowe obowiązki musi godzić z jakże odmiennymi prywatnie preferencjami. Jest dwulicowy i przed niemal całym światem ukrywa prawdę o sobie. Jego kumpel - Albin - dotrzymuje mu towarzystwa podczas biegania czy gry w tenisa, ale najważniejsza jest dla Wiktora możliwość porozmawiania z kimś o swojej pasji. Albin jest bowiem feedersem. Feedersi to inaczej dokarmiacze bądź wypasacze kobiet ważących ponad sto kilogramów. Kręcą ich cellulit, fałdy i rozstępy a im więcej tłustego ciała tym feeders jest bardziej z siebie dumny. Niebawem w ich codzienność wkradnie się też Darek ze swoją feedee - Patrycją i akcja nabierze tempa. Adrenalina osiąga coraz wyższy poziom - zarówno u bohaterów jak i u czytelnika. Dlaczego? Otóż drogi Joanny i Wiktora zaczną się krzyżować...
Julita Strzebecka zadebiutowała bardzo odważnie. Sięgnęła po ogromnie trudny - a zarazem mało znany - temat jakim jest chorobliwe obżarstwo oraz celowe tłuczenie kobiet. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z problemem, gdyż kiedy czytałam "Zielarnię nad Sekwaną" Liliany Fabisińskiej , zwróciłam uwagę na zawarty tam fragment:
Jednak to tylko wzmianka - zaś Strzebecka wnikliwie opisuje problem. Nie tylko skutki, ale również przyczyny, okoliczności i możliwości walki. Trzeba tylko chcieć...
Książka od samego początku wywołała we mnie mnóstwo emocji. Nie nudziła mnie nawet na początku. Dość szybko wniknęłam w opowieść o otyłej i nie do końca szczęśliwej kobiecie. A kiedy do fabuły zostali wprowadzeni mężczyźni z nietypowymi upodobaniami to lektura upływała mi coraz szybciej, gdyż z ogromną niecierpliwością wyczekiwałam zakończenia. Niektórym bohaterom kibicowałam, inni denerwowali mnie podejmowanymi decyzjami. Wiele scen szokowało, niektóre zaś budziły odrazę (do gustu nie przypadły mi jedynie opisy dotyczące wypróżniania). Nie mogłam pojąć jak kobiety z własnej woli chcą być feedee?! Czym jest życie dla jednego celu, jakim jest zaspokojenie potrzeby feedera dotyczącej posiadania wypasanej, zdanej na jego łaskę, która otrzymuje jedynie ból czy upokorzenie, ale z drugiej strony ma czuć się kochana i adorowana?! Czy to nie jest przypadkiem poniżające? Jak pokazały bohaterki powieści - da się tak "żyć"...
Julita Strzebecka bardzo szczegółowo opisała postacie co sprawia, że doskonale wiemy co myślą, czują i z czego wynikają ich działania. To nieprawdopodobne jak ludzie potrafią sami sobie zniszczyć życie i jeszcze nie dostrzegać wyciągniętych na pomoc dłoni. Autorka pokazała jak wiele tajemnic skrywa społeczeństwo. Może gdzieś obok nas żyją Ci, których codzienność nie wygląda normalnie... Może ich zainteresowania nie są ujawniane... Może ukrywają wstydliwe pasje, żeby nie zostać przyłapani... A może komuś trzeba pomóc... Otwórzmy oczy i rozejrzyjmy się, bo możemy uratować komuś życie.
"Nakarm mnie" to naprawdę świetna książka. Aż nie do wiary, że to debiut! Podczas lektury byłam zdziwiona, zszokowana, zniesmaczona, ale czułam też złość i podziw, choć nie do końca był on pozytywny. A to chyba dowód na to, że to potrzebna pozycja na polskim rynku wydawniczym. Uważam, że Strzebecka trafiła w niszę i doskonale ją wykorzystała. To przecież powszechny problem - otyłość. Wielokrotnie niedostrzegana przez tych, którzy jej doświadczyli. Wiedzą, że jest im źle z nadprogramowymi kilogramami, ale nie mają na tyle silnej woli, by walczyć. Nie zawsze też mają kogoś bliskiego, na kogo mogą liczyć a jeśli nie daj Boże trafią na feedersa... Może lepiej na tym wielokropku zakończę myśl.
Podsumowując - powieść debiutantki jest napisana w bardzo przystępny sposób, dzięki czemu nie nudzi, nie przytłacza... Chyba tylko skalą problemu. Ogromnie mnie poruszyła historia Joanny walczącej z nadwagą i z nieuczciwym bariatrą. Autorka prosto i chwilami brutalnie wprowadza czytelnika w świat ludzi otyłych - stara się zagrać na emocjach, na uczuciach i pokazać, że tym można się uporać.
Objadanie się bez umiaru kontra niecodzienny fetysz - kto będzie górą w "Nakarm mnie"? Polecam Wam ten kontrowersyjny, ale zarazem intrygujący debiut.
Książka przeczytana w ramach czerwcowych wyzwań: Pod hasłem, 52 książki
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorce
To musi być mocna i szokująca powieść... Ja mając nadprogramowe ciążowe 20 kilogramów więcej, czułam się jak mały słonik - nie wyobrażam sobie nosić tyle kilogramów przez cały czas. Przeraża mnie ten fetysz do karmienia bliskiej osoby, a także poddawanie się temu. Bardzo intryguje mnie ten temat, więc na pewno sięgnę po tę książkę!
OdpowiedzUsuńJest mocna, szokuje i uzmysławia ważne rzeczy. To wyobraź sobie, że ważysz sto a waga wciąż pokazuje więcej... i tak do prawie 300...
UsuńJestem pod wrażeniem - polecam Ci gorąco.
W metryczce brakuje Ci roku wydania i ilości stron, a chyba zamierzałaś to napisać...
OdpowiedzUsuńDla mnie temat jest obrzydliwy i niesmaczny, jestem przekonana, że książka by mnie nie zainteresowała. Zupełnie nie dla mnie.
Dzięki :) [zwykle robię to na początku, ale teraz miałam wenę i chwilę...]
UsuńTo tylko tak brzmi Madzia, książka naprawdę zrobiła na mnie wrażenie i była ogromnie INNA - nie jestem zniesmaczona.
Ale czasem się mijamy w książkach, także rozumiem, że to akurat ten tytuł :D
Myślałam, że książka ma ok. 200 stron, a tu tyle o feedersach i otyłości... no nie...
UsuńAleż się nastawiłaś na nie :P
UsuńIlość stron nie jest zbyt duża w stosunku do zawartej treści, ale nie namawiam Cię, bo jeśli nie czujesz tematu to szkoda.
Nie moja tematyka.
OdpowiedzUsuńOk, nie namawiam zatem...
UsuńNa rynku jest wiele ksiażek o zaburzeniahc odżywiania, ale bardziej idzie to w stronę anoreksji i bulimi. Cieszę się, ze powstała w końcu powieść o kobietach otyłych, które moim zdaniem borykają się z jeszcze więksszymi problemami niż anorektyczki. Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńTak, masz rację - są o niewłaściwym odżywianiu, ale właśnie raczej o osobach mocno szczupłych...
UsuńJestem ciekawa Twojego zdania :)
Muszę koniecznie przeczytać. Po raz pierwszy czytam o feedeersach, ale obserwuję problem od wielu lat.
OdpowiedzUsuńProblem się nasila, ale jest rzadko poruszany, nie nagłaśniany. I może nie feedersi, ale otyłość dotyka ludzi coraz częściej.
UsuńDaj znać po lekturze... kiedyś :)
Bardzo mnie zaciekawiło. Temat otyłości jest raczej rzadko poruszany w książkach, a do tego feedeersi? Nie spotkałam się jeszcze z takim określeniem.
OdpowiedzUsuńJa miałam małą wzmiankę w innej książce, wspomniałam o tym, ale było to maleńkie wtrącenie - cieszę się, że poznałam problem szerzej :) Polecam!
UsuńMoże nie będzie to najbardziej trafne stwierdzenie, ale rozbudziłaś mój apetyt.
OdpowiedzUsuńMoże niezbyt trafne, ale bardzo na temat :) Książka jest oryginalna i intrygująca - sięgnij a ja zajrzę poczytać wrażenia :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona książką i o kilogram lżejsza :)
OdpowiedzUsuńCiekawe dlaczego lżejsza :P
UsuńWiesz Paulino co mnie najbardziej cieszy w Twoich komentarzach, które po jakimś czasie zostawiasz u mnie? Że polecane przeze mnie książki naprawdę Ci się podobają :)