Dziś będzie coś, czego jeszcze na moim blogu nie było - propozycja dyskusji. Pojawiają się na wielu blogach i dotyczą głównie blogów i książek. Ale ja mam wiele tematów również pozaksiążkowych, które chciałabym Wam zaprezentować. Choć i te dotyczące naszej największej pasji będą się pojawiać. Mogę na Was liczyć? Podyskutujemy? Macie ochotę na więcej takich postów dyskusyjnych?
Dzisiejszy temat: Marzenia zawodowe z dzieciństwa
Każdy z nas był kiedyś dzieckiem, takim kilkuletnim. Jedni 10 lat temu inni 30, ale nadal przecież mamy coś z dziecka, prawda? Może pamiętacie kim chcieliście zostać kiedy mieliście 3, 4 czy 5 lat? Pewnie bardziej znamy z opowiadań. Jestem ogromnie ciekawa jakie zawody kusiły Was wtedy i na ile się spełniły / sprawdziły. Czy marzenia dziecka pozostają w nas na dłużej czy wraz z wiekiem się zmieniają?
Wypada bym jako pomysłodawczyni też się wypowiedziała, prawda? Z opowiadania mamy wiem, że kiedy byłam kilkulatkiem wiele razy zmieniały mi się wizje zawodu przyszłości. Najpierw chciałam być ... uwaga! sprzątaczką. Potem ekspedientką, przedszkolanką, nauczycielką i bibliotekarką (te dwa ostatnie, tak jak mama). Na ile to się sprawdziło? Po maturze, w wakacje pracowałam w sklepie spożywczym, wtedy jeszcze nawet kasy fiskalnej nie było... Także marzenie zaliczone choć troszkę. Natomiast bibliotekarką prawie zostałam - miałam praktyki w bibliotece i część kierunku studiów to było właśnie bibliotekarstwo, tuż obok dziennikarstwa.
Czekam na Wasze marzenia... :)
Ja chciałam pracować w cyrku przy...czyszczeniu koni:) Później chciałam być weterynarzem a już gdy byłam starsza chciałam pracować przy resocjalizacji więźniów. Gdy miałam dwanaście lat to chodziłam do cyrku i prosiłam, żeby mi pozwolili wyczesać konie! Więc poniekąd marzenie spełniłam:D W nagrodę mogłam pojeździć na koniu po arenie, ależ byłam szczęśliwa. Do weterynarii zniechęcił mnie jeden weterynarz, który nie pracował w mieście przy kotkach i pieskach, tylko na wsi przy krowach i świaniach. Grzebanie w tyłku świni, nawet chorej i potrzebującej pomocy, nie wydało mi się już tak romantyczne:D W końcu zostałam informatykiem:)
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak Gosia bardzo chciałam zostać weterynarzem (i to samo mnie zniechęciło co Gosię, byłam pewna wtedy, że weterynarz zajmuje się malutkimi zwierzątkami :), jednak jak tylko nauczyłam się czytać i rozpoczęłam wizyty w bibliotece postanowiłam, że zostanę bibliotekarką ;) Marzenie po części się spełniło, gdyż mam mgr bibliotekoznawstwa i przez jakiś czas pracowałam w bibliotece zarówno szkolnej jak i publicznej. Mam nadzieję, że jednak jeszcze w bibliotece będę miała szansę pracować :)
OdpowiedzUsuńMy z siostrą często bawiłyśmy się w szkołę i chciałyśmy być nauczycielkami tak jak mama. Do dzisiaj pamiętam jak robiłyśmy z lalek i miśków naszą klasę;). Ja później chciałam pomagać osobom z problemami co poniekąd się sprawdziło, bo zostałam pedagogiem i przez jakiś czas byłam asystentem rodziny.
OdpowiedzUsuńJako dziecko strasznie chciałam zostać... śmieciarzem ;) Bo wydawało mi się, że będę mogła sprawdzać co ludzie wyrzucają i może znajdę coś ciekawego. Potem marzyłam o archeologii i paleontologii, do czego zniechęcił mnie mój tata mówiąc"dziecko, całe życie będziesz kopać, a i tak nie znajdziesz żadnego dinozaura. A poza tym trzeba umieć rysować, a ty nie potrafisz". Więc w akcie rozpaczy, postanowiłam zostać stomatologiem. Sadzałam misie w rządku i za pomocą pęsety wyrywałam im futerko z buzi udając, że to zęby. Później jeszcze chciałam zostać bibliotekarką, ale ogarnięcie własnego księgozbioru przekroczyło moje możliwości, więc uznałam, że się nie nadaję. W efekcie marzeń i szukania swego miejsca zostałam zootechnikiem i lekarzem weterynarii ;)
OdpowiedzUsuńNa początku była policjantka. Później marzenia ewoluowały i zapragnęłam być psychiatrą. Jednak już wtedy wiedziałam, że to tylko marzenie, bo medycyna mnie nie pociągała. Gdzieś w wieku 13-14 lat na lekcji języka polskiego mieliśmy za zadanie stworzyć reklamę zupełnie absurdalnego produktu. I wtedy zrozumiałam, że copywriter jest strzałem w 10 i ...tak mi już zostało :)
OdpowiedzUsuńMoje do tej pory gdzieś w sercu zostały i nie zmieniły się przez lata. Dziennikarka, nauczycielka języka polskiego/ historii.
OdpowiedzUsuńRodzice od samego początku wpajali mi, że książki to coś dobrego i jak byłam mała chciałam zostać bibliotekarką. Wtedy miałabym tyle książek wokół siebie, po prostu spełnienie marzeń :D Jednak im więcej lat miałam, tym częściej dochodziłam do wniosku, że nie trzeba być bibliotekarką, by mieć mnóstwo książek. Aktualnie jestem jeszcze studentką prawa, ale może za kilka lat znajdzie się jakaś praca w tym zawodzie ;)
OdpowiedzUsuńHehe. A ja chciałam być... księdzem. :) a potem tendencyjnie: przedszkolanką, nauczycielką. To ostatnie w ramach rodzinnych tradycji. Bo i babcia i mama uczyły. Ale... przeszło mi na praktykach studenckich w szkole. nie ppdoba mi się szkkoła jak korporacja. Teraz z powołania jestem... panią domu, mamą, żoną. Gotuję obiady, bawię się z dzieckiem i się w tym realizuję. A w wolnej chwili trochę dorabiam rękodziełem, trochę pisaniem. I... w głowie kiełkują kolejne pomysły...
OdpowiedzUsuńOd tego równouprawnienia to się dziewczynom już w głowach przewraca :P ;) ;)
UsuńJa chciałam zostać lekarzem albo bibliotekarką. Teraz jestem na biol-chemie i marzenia o lekarzu się chyba jednak nie spełnią, bo czarno widzę to, ze dostanę się na tak wymagający i trudny profil. Dopiero w moim liceum zobaczyłam co to znaczy nauka, a na lekarskim jest podobno sto razy gorzej. Także podziękuję i dopiero po zdaniu matury będę się zastanawiała co dalej z moim życiem :)
OdpowiedzUsuńJak ja lubię takie dyskusje!
OdpowiedzUsuńJeszcze pamiętam kim chciałam być jak byłam malutka. Nauczycielką, ponieważ podziwiałam swoją pania, gdy byłam w podstawówce. Później chciałam uczyć historii. Następnie chciałam być piosenkarką, później aktorką, a potem jakąkolwiek artystką. No i panią z wojska :) Plus pielęgniarką.
Jak by nie patrzeć jakiś uniform, choćby strój do granej roli, był sprawą wielkiej wagi :) Czy masz zawód, w którym wymagany jest ubiór służbowy?
UsuńU mnie na początku była pani sekretarka, następnie kucharka, zbieraczka cudów przyrody (tak, chodziłam po lesie i zbierała szyszki), piosenkarka i aktorka występująca w telenowelach. A potem były już tylko książki :)
OdpowiedzUsuńZbieraczka cudów przyrody bardzo mi się podoba :) Rozumiem jednak, że interes okazał się mało dochodowy :)
UsuńWidzę, że powtarza się marzenie o karierze nauczycielki, bibliotekarki oraz pójście w ślady mamy. To dość oczywiste wybory, naśladowanie tego, co najbliżej.
OdpowiedzUsuńDlatego zupełnie nie mam pojęcia co mi strzeliło do głowy, gdy w w wieku 10 lat w wypracowaniu na ten właśnie temat napisałam, że chcę być aktorką i fryzjerką. Jednocześnie :) Pamiętam, że nie miałam absolutnie żadnego marzenia w tej dziedzinie, nie zastanawiałam się nad tym i zadanie wydało mi się wzięte z sufitu. Zatem z sufitu wzięłam pomysły :)
Polonistka dziwnie zająknęła się oddając moje wypracowanie (moja mam uczyła w tej samej szkole) i w końcu wybrnęła, że to bardzo praktyczne połączenie, bo będę mogła ułożyć sobie włosy do roli aktorskiej :)
A teraz jestem tak, jak moja mama nauczycielką biologii i chemii :)
Jakoś tak w przedszkolu (jeśli wierzyć pamięci rodziny) chciałam być milicjantką (lata 70-te ub. wieku). Później mi się zmieniło i chciałam być ekspedientką w sklepie ze słodyczami. A mniej więcej w 4 klasie szkoły podstawowej powstał plan bycia nauczycielką i on się właściwie do samej matury utrzymał. Zmianie ulegał przedmiot nauczania - początkowo biologia, później język rosyjski, wreszcie historia. Do pracy poszłam po maturze i przez rok nauczałam... matematyki. Później koleżanka, która uczyła historii zmieniła szkołę a ja szybciutko wskoczyłam w jej godziny, poszłam na studia zaoczne i już 26 rok tego mojego ulubionego przedmiotu uczę. Tak, że się spełniło.
OdpowiedzUsuńAle żeby obraz zawodowych marzeń był pełny to przyznam się do takich dwóch "nietypowych" pomysłów na życie, jakie mnie dopadły już w liceum. W trzeciej klasie miałam dosyć długi okres fascynacji życiem klasztornym (trochę dziwne, bo co prawda rodzina była i jest wierząca, ale bez przesady) i myślałam o zakonie urszulanek, bo prowadziły szkołę, czyli takie "2w1" by było. A jak mi przeszło to wpadłam na pomysł bycia... reżyserem teatralnym. Ale to mi dosyć szybko przeszło.
Więcej grzechów nie pamiętam ;)
Miałam kilka koleżanek z planami zakonnymi. Chyba w pewnym wieku wiele dziewcząt nachodzą takie myśli, ale realizuje je tylko kilka.
UsuńFajnie :) ja jak byłam mała chciałam zostać piosenkarką, ale nie mogłam się przemóc do występów publicznych czyt. rodzinnych i postanowiłam zostać nauczycielką, ale tak gdzieś od drugiej klasy szkoły podstawowej miałam jeden cel ... zostać pielęgniarką. I tak do ósmej ( wtedy podstawówki miały osiem klas), konsekwentnie trwałam w swoich planach, nawet złożyłam papiery do liceum medycznego czy jakoś się to tak nazywało, ale niestety okazało się że nie mogę tam chodzić, stan zdrowia mnie wykluczył i zostałam ... księgową :)
OdpowiedzUsuńale powiem Wam jeszcze coś, ale to już o mężach - zawsze chciałam mieć męża policjanta, ach uwielbiałam wszelkie seriale kryminalne a z czasem książki - mąż policjant to było to - moja kochana druga połówka jest ... informatykiem :)
Ja głównie chciałam być przedszkolanką (po mamusi), nauczycielką dopiero później. Czy chciałam być bibliotekarką? - nie wiem, nie pamiętam, ale całkiem możliwe, bo biblioteka na wsi, gdzie spędzałam wszystkie wakacje była moim ulubionym miejscem. Czułam się tam jak... w domu bezpiecznie i dobrze, no i nigdy się tam nie nudziłam (bibliotekarki pozwalały mi siedzieć godzinami na dywanie, gdzie przeglądałam całe sterty książek i komiksów.
OdpowiedzUsuńNo właśnie... lektura komiksu "Kaczor Donald" (yyyy to ile on już ma lat???), a szczególnie dział z trikami spowodował, że w co jakiś czas marzyłam jeszcze o tym, by zostać detektywem.
Wtedy nie było CSI (zresztą i tak nie wolno mi było oglądać filmów po 20.00), a ja i tak szukałam różnych wskazówek/nowinek/pomysłów/sztuczek detektywistycznych.
Będąc małą dziewczynką bawiłam się też w lekarza, choć o zawodzie nie marzyłam. Ciocia była pielęgniarką więc miałam dostęp do stetoskopu i strzykawek. W ganku miałam prawdziwą przychodnię, pacjentami były misie i lalki. Mierzyłam im temperaturę, osłuchiwałam, robiłam opatrunki, wyciągałam drzazgi i robiłam zastrzyki (bez igły, za to wtłaczałam w lalki... porzeczki).
W przedszkole lub szkołę bawiłyśmy się z siostrami i dziećmi gości. Zwykle niestety to Agnieszka była nauczycielką. Był oczywiście dziennik, zeszyty, sprawdziany, oceny itd. Wszystko dopracowane.
Gdy byłam już trochę starszym dzieckiem to z koleżankami bawiłam się w restaurację. Znosiłyśmy z pola różne warzywa i owoce i "gotowałyśmy" z nich różne potrawy. Za szopą u Ani była restauracja - stoliki z cegieł i jakichś blatów, na nich słoiki z kwiatami. Było też menu, z którego nieistniejący goście zamawiali dania. Potrafiłyśmy się w to bawić godzinami... choć ani kucharką, ani kelnerką też nigdy nie chciałam zostać.
Ja od zawsze pragnęłam pracować z dziećmi, najchętniej w domu dziecka. Cieszę się, że dopięłam swego (przynajmniej w pewnym stopniu), bo właśnie zostały mi cztery miesiące do osiągnięcia magistra z pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej, czyli specjalności pozwalającej na pracę w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Jednak przez ten czas moje marzenia zawodowe zderzyły się z rzeczywistością - dwuletni wolontariat w domu dziecka pozwolił mi uświadomić, że pracę z dziećmi kocham, ale nie nadaję się do pracowania w domu dziecka. Od dość dawna marzy mi się praca w poradni psychologiczno-pedagogicznej, ale w moim niedużym miasteczku pracę w poradni można znaleźć tylko po znajomości, a to i tak dość trudne, bo wszystkie stanowiska obsadzone są przez 50-letnie panie, ewentualnie ich dzieci. Z tego względu zostałam niejako zmuszona do rozpoczęcia studiów podyplomowych, czyli pedagogiki wczesnoszkolnej i przedszkolnej, ponieważ tych instytucji nie powinno zabraknąć i istnieje możliwość podjęcia w nich pracy. Mam nadzieję, że wszystko potoczy się w odpowiednim kierunku i za kilka lat będę mogła ukończyć jeszcze jedną podyplomówkę, nabierając uprawnienia do pracy w poradni psychologiczno-pedagogicznej, a i logopedia mnie bardzo interesuje, więc może kiedyś... :)
OdpowiedzUsuńAle się rozpisałyście :) Dziękuję Wam za słowa w pierwszej dyskusji :) Cieszę się z Waszego udziału - mniemam, że jesteście chętne do kolejnych dyskusji :)
OdpowiedzUsuńPodsumowując, sporo część z nas miała marzenia "genetycznych" zawodów, czyli chcieliśmy być tym, kim rodzice. Sporo blogerek książkowych to nauczycielki, bibliotekarki, czyli jak najbardziej wiążą się z książkami.
Muszę też przyznać, że sporo niesamowitych rzeczy mi tutaj opowiedziałyście :) Ale się fajnie zrobiło...
Z dzieciństwa pamiętam zabawę w szkołę i rodzinę, przy czym najczęściej z siostrami chrzciłyśmy dzieci. W podstawówce chciałam być fryzjerką lub sekretarką, potem nauczycielką, najlepiej polskiego i matematyki. W liceum matematyka zdecydowanie mi przeszła. Została polonistyka, może dlatego, że miałam wtedy okres fascynacji radiem [a konkretniej wybranymi dziennikarzami (-;] i kombinowałam sobie, że niektórzy z nich niekoniecznie byli absolwentami dziennikarstwa (-: Na ostatnim roku studiów trafiłam na zastępstwo do szkoły specjalnej i pracuję w niej do dziś, choć tylko przez rok uczyłam języka polskiego. Poza tym zawsze byłam bibliotekarką, od jakiegoś czasu na łączonym etacie (-:
OdpowiedzUsuńZapewne jak większość z nas (a jak nie większość, to przynajmniej spora część) miałam kilka pomysłów i w dzieciństwie, i jako nastolatka. Chciałam być i przedszkolanką, i ekspedientką. Chciałam też być też dziennikarką, ale pracującą ze słowem pisanym, aktorką i tłumaczką. Tych pomysłów na pewno było więcej, ale nie wszystkie sobie teraz przypomnę. ;)
OdpowiedzUsuńAle muszę się przyznać, że sympatia do pisania i języków obcych cały czas u mnie trwa. ;)