Strony

czwartek, 30 kwietnia 2015

Grzegorz Kasdepke "A ja nie chcę być księżniczką"




Autor: Grzegorz Kasdepke
Ilustrator: Emilia Dziubak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: kwiecień 2015
Liczba stron: 32
Oprawa: twarda
Wiek odbiorcy: 0-6 lat








Małe dziewczynki mają proste marzenia dotyczące swojej przyszłości. Chcą zostać lekarzami, nauczycielkami, aktorkami czy balerinami. Na przykładzie własnej córki wiem, że niektóre panienki mają dosyć abstrakcyjne - oczywiście dla nas, dorosłych - wizje a mianowicie, chcą zostać księżniczką. Diadem, bransoletki, pierścienie, długie kolczyki, buty na obcasie i piękne suknie to idealny wygląd dla młodej damy. Ale jednak nie każda o tym marzy. Naprawdę? Oto dowód.

Marysia jest jedynaczką, mieszka z rodzicami i dziadkami, jednak jej marzenia
wykraczają poza pewne ramy przyjęte w jej grupie wiekowej. Dziewczynka bowiem, kiedy nadchodzi czas zabawy z rodziną, zapytana kim chce być stwierdza, że smokiem! Ostrzega mamę, że ją zje a kosteczki wypluje na dywan. Mimo przestróg taty, że może pokaleczyć język o metalowe zbroje, stwierdza, że zje też rycerzy. Rozmowa z babcią wcale nie wygląda lepiej, ponieważ Marysia-smok mówi, że będzie ziała ogniem i nie zje deseru. I tylko jeden dziadek nie jest zdziwiony zapędami wnuczki. Miał przeczucia już od momentu, kiedy musiał Marysi zmienić po raz pierwszy pieluchę... hihi

Rodzina dziewczynki zaczyna zabawę w teatr i to najmłodsza ze wszystkich aktorka, rozdaje role. Tata będzie rycerzem w zbroi, mama księżniczką uwięzioną przez smoka a dziadek i babcia kościotrupami. Ale jak to? Otóż Marysia jest przecież smokiem i dawno temu zjadła dziadków a kosteczki wypluła na dywan. Dzięki tak wyśmienitej roli (leżenie na dywanie) dziadek mógł sobie bezkarnie pospać :) Kilkukrotna zabawa zawsze kończyła się tak samo: znudzona księżniczka siedziała na fotelu a smok zjadał rycerza. Kościotrupy oczywiście leżały na dywanie...

Jako pierwsza miała dosyć zabawy babcia, która nie mogła pojąć, że koniec nastąpi dopiero wtedy, gdy jakiś rycerz pokona smoka. A gdy zapytała dziadka dlaczego Marysia nie chce być księżniczką, dowiedziała się że wnuczka twierdzi, że jest za ....brzydka!

Marysia jest za to mądra, uwielbia rozkazywać i zna trudne słowa. Powyższa
zabawa była hitem przez kilka kolejnych dni (znając dzieci, skoro mam jedno w domu stwierdzam, że jest to możliwe, że świetna zabawa, może trwać i trwać...). Piątego dnia nastąpiła zmiana w planach dziewczynki. Stwierdziła bowiem, stojąc przed lustrem, że wyładniała i ... nie może być smokiem. I kiedy babcia się ucieszyła, że oto wnuczka wreszcie będzie księżniczką, Marysia obwieściła, że będzie ... basztą :) Jakie tym razem role przypadną poszczególnym członkom rodziny? I jak zakończy się wspólna zabawa?

Rozmowy dziadków-kościotrupów mnie rozweselały, rządząca wszystkimi rezolutna Marysia-smok doprowadzała do łez (też ze śmiechu), choć role dziadka i babci w drugim "rozdaniu" ról też niczego sobie hihi Jeśli chcecie pośmiać się i poznać co może siedzieć w umyśle kilkuletniej dziewczynki z ogromną wyobraźnią to zachęcam do lektury. Ja bawiłam się świetnie, a moja córa nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jakaś dziewczynka może nie chcieć być piękną księżniczką...

Ilustracje nie mienią się wszystkimi barwami tęczy, są stonowane, ale doskonale oddają całą historię o smoku. Są duże, wyraźne i bardzo dobrze pozwalają młodszym dzieciom zrozumieć kto jest kim w odgrywanym przedstawieniu teatralnym. Jest to przy okazji fajny pomysł na domową zabawę z dzieckiem, choć może niekoniecznie w roli smoka? Ale kto wie, co pociechom przyjdzie do głowy. Mnie w każdym razie było bardzo miło poznać pięknego smoka - Marysię.



Wszystkie ilustracje pochodzą z książeczki



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dagmarze z


środa, 29 kwietnia 2015

Gayle Forman "Wróć, jeśli pamiętasz"




Tytuł oryginalny: Where She Went
Tłumaczenie: Hanna Pasierska
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: styczeń 2015
Liczba stron: 288
Seria: Jeśli zostanę tom 2









Wczoraj prezentowałam moje wrażenia z lektury pierwszej książki z serii Jeśli zostanę, czyli "Zostań, jeśli kochasz". Dzisiaj zapraszam na opinię o kontynuacji. Każdy kto nie czytał pierwszego tomu, czyta recenzję na własne życzenie.

Wiadomo, że nie byłoby drugiej części, gdyby Mia umarła. Owszem, obudziła się a impulsem była dla niej muzyka. Adam - jej chłopak - przyniósł do szpitala iPoda z koncertem zespołu, na którego koncercie byli razem. Słychać tam wyraźnie wiolonczelę i wtedy Mia ściska delikatnie rękę Adama (a cztery dni później się budzi). Wzruszająca scena, którą kończy się pierwszy tom. W drugim jednak Adama zaczynają gnębić wyrzuty sumienia. I to nie dotyczące muzyki, lecz obietnicy... Kiedy dziewczyna była nieprzytomna i prowadziła wewnętrzną walkę życia ze śmiercią, Adam powiedział jej, że nie muszą być razem, byleby się obudziła... Tak się niestety stało. Mia wyjechała, bez słowa wyjaśnienia. Nie wróciła.

W tej powieści narrację prowadzi Adam a akcja ma miejsce w trzy lata po tragicznych zdarzeniach. Okazuje się, że Mia przez długi czas poddawała się operacjom, przeszczepom skóry i rehabilitacji. To właśnie wtedy otrzymała informację, ze dostała się do wymarzonej szkoły w Nowym Jorku. Nie zamierzała czekać całego roku, lecz udać się tam od razu. Nie chciała, by ktokolwiek się nad nią litował. Da sobie radę. Czy dała?

Adam jest właśnie wraz ze swoim rockowym zespołem w Nowym Jorku, bowiem rozpoczynają trasę koncertową. Odnieśli liczne sukcesy, Adam musi wręcz uciekać przed fanami. Udziela licznych wywiadów, w których tematem tabu jest Mia i wydarzenia sprzed trzech lat. Chłopak nie obywa się bez silnych leków uspokajających, czapki z daszkiem i ciemnych okularów. Jego kapela odleciała już do Londynu, gdzie nazajutrz mają rozpocząć promocję i koncerty. Adam został jednak dzień dłużej i los pokierował jego kroki do Carnegie Hall, gdzie z plakatu patrzyła na niego Mia. Tego wieczoru miał odbyć się jej koncert i Adam zamierzał posłuchać jej gry. Ku jego zdumieniu, po koncercie został zaproszony przez dziewczynę za kulisy. Poszli potem na spacer, cały czas rozmawiając. Mia lada chwila zaczyna koncerty w Japonii i chcąc pożegnać się z Nowym Jorkiem, zabiera Adama na sentymentalną podróż po najpiękniejszych, jej zdaniem zakątkach.

Fabuła jest prowadzona dwutorowo. Po pierwsze spacerujemy wraz tą dwójką po różnych zakątkach miasta, jemy, wspominamy, gramy w kręgle. Po drugie - dzięki opowieści Adama poznajemy fakty od chwili przebudzenia Mii. Dowiadujemy się o tym jak potoczyło się życie i kariera chłopaka. O jego smutku, rozpaczy, utracie ukochanej. Poznajemy historię powstania tekstów do piosenek zespołu i trzyletnią przygodę z fanami. Podczas pożegnania z miastem Mia zaś opowiada o swoich trzech ostatnich latach. Jak dawała sobie radę z dala od domu dziadków, bez rodziców i braciszka? Jak zakończy się ta noc? Co przyniesie ranek dla tej dwójki? Czy rozstaną się i każdy wróci do swoich spraw? Czy może zakorzeniona głęboko w nich miłość ma jeszcze jakieś szanse?

Muszę przyznać szczerze, że oceniając pierwszy tom, napisałam że książka jest dobra a tak naprawdę to w stosunku do drugiego jest bardzo dobra. "Wróć, jeśli pamiętasz" było dla mnie jeszcze bardziej nudną lekturą. Meandry popularności bohatera i jego kapeli oraz światka muzycznego wywoływały u mnie niechęć wręcz do poznania kolejnych rozdziałów. Przeczytałam do końca, bo nie ukrywając, nie lubię żyć ze świadomością jak skończyła się dana historia. Czy to filmie czy książce. Jednak jeśli pojawi się kolejna powieść autorki nie kusi mnie, by po nią sięgnąć.

Książka jest kolejnym przykładem, że nie każdy bestseller jest dla każdego.
Niniejszy dla mnie nie jest wart najlepszych ocen. Owszem, zgodzę się że historia jest tragiczna (ale przecież nie jedyna taka w literaturze a znam lepiej napisane), że młoda dziewczyna traci najbliższych i wydaje się, że sama będzie wolała odejść, niż żyć. Podejmuje próbę życia w pojedynkę, z dala od dziadków, blisko swojej wiolonczeli i robi muzyczną karierę w wielkim mieście. To poruszająca historia, ale fragmentami zbyt nużąca.
Opinia o obu tomach jest tylko i wyłącznie moją opinią. Nikt nie musi się z nią zgadzać. Może mam czas "gorszych książek" a może po prostu jestem piętnaście lat za stara, do czytania młodzieżówek...?
Sami podejmijcie decyzję czy sięgnąć po powieść. Chętnie poznam Wasze zdanie.




 

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z literą w tle, 52 książki

Carlos Ruiz Zafón "Pałac Północy"




Tytuł oryginalny: El Palacio de la Medianoche
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodán Casas
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2011
Liczba stron: 288
Seria: Trylogia Mgły tom 2









Carlos Ruiz Zafón jest autorem książek dla dorosłych, ale i dla młodzieży. Miałam przyjemność poznać już "Cień wiatru", "Grę Anioła", "Więźnia nieba" (twórczość dla dorosłych) oraz "Światła września" i "Księcia Mgły". Do kompletu Trylogii Mgły brakowało mi już tylko lektury "Pałacu Północy". Teraz nadszedł ten czas, by nadrobić zaległości.

Indyjska Kalkuta, rok 1916, maj. Angielski porucznik Peake kluczy ulicami miasta w strugach deszczu z dwójką niemowląt przytulonych do siebie. Musi uciec przed ścigającymi go zabójcami a dodatkowo dotrzeć do Aryami Bose, która jest babcią dzieci. Porucznik po wykonaniu zadania oddala się od domu kobiety i próbuje ukryć się przed pościgiem. Niestety, bezskutecznie.

Pani Bose musi bardzo szybko podjąć decyzję dotyczącą maluchów. Należy im znaleźć bezpieczne schronienie, tak by ludzie, którzy zabili im matkę a teraz ścigali porucznika nie mogli ich odnaleźć. Chłopca wraz z medalionem i poufnym listem Aryami podrzuca na próg sierocińca. Prosi w nim, by dyrektor placówki, przez pamięć na dawną przyjaźń z jej mężem, przyjął dziecko, nadał mu imię, wychował i nikomu pod żadnym pozorem nie zdradzał jego prawdziwej tożsamości. Jeszcze tego samego dnia w gabinecie dyrektora Cartera zjawia się tajemniczy mężczyzna - Jawahal. Źle mu z oczu patrzy, wzbudza w rozmówcy strach i koniecznie chce wybadać czy tego dnia pojawiło się w sierocińcu nowe dziecko. Jawahal napotyka na mur milczenia, obiecuje jednak - a wręcz straszy - że wróci. Za szesnaście lat, kiedy to sieroty osiągnąwszy wiek dorosły, opuszczają placówkę. Co się wtedy wydarzy?

Po szesnastu latach w progach sierocińca pojawia się Aryami wraz z wnuczką. Opowiada dyrektorowi o tym, że przez cały ten czas wciąż uciekały i że dzieci nie są bezpieczne. Carter powinien chłopca wysłać gdzieś, gdzie zło go nie dosięgnie. Ale dyrektor nie zdąży... Zło w osobie Jawahala powróci i zacznie się zemsta. Za co? Co takiego stało się w przeszłości, że teraz dwoje niewinnych szesnastolatków ma za to zapłacić. Dlaczego ich ojciec, który był inżynierem, zginął na jednej ze stacji dworca przez siebie zaprojektowanej. A z nim setki sierot? Komu zależało na tak wielkiej tragedii?

Tajemnicza historia powoli się wyjaśnia a jej narratorem jest w większości najlepszy przyjaciel wnuka Aryami - Ian. Opowiada zdarzenia sprzed pięćdziesięciu lat. Jak zareagowały bliźnięta w chwili prawdy o tym, kim są? Jakie kroki podejmą, by wyjaśnić zagadkę z przeszłości? Co uda się ustalić przyjaciołom dzieci? W książce pojawiają tajemnicze zjawiska (jak widmo płonącego pociągu z trzystu sześćdziesięcioma przerażonymi dziećmi), siejący postrach Jawahal, który jest widmem czy też może upiorem.

Sporą część historii bliźniąt i ich rodziców dowiadujemy się z ust Aryami. Jednak czy jest ona prawdziwa? Czy może stara kobieta zataiła część prawdy, by kogoś ochronić? Lub komuś pomóc? A może to właśnie prawda może uratować młode życia grupy przyjaciół?

W powieści jest również coś dla poszukiwaczy przygód i odkrywców tajemnic: przeglądanie muzealnych dokumentów, ciekawy szyfr w zamku pewnego domu, a także wiersz z ważną wskazówką. Uwielbiam takie historie! Ten dreszcz strachu o życie bohaterów. Te emocje podczas walki dobra ze złem. Kiedy do samego końca nie wiadomo, jak zakończy się ta ponura historia... Jedno jest pewne - żywy wyszedł z niej Ian. A reszta? Tego już nie zdradzę...

To cały Zafón, z brakiem zbędnych opisów i napięciem utrzymującym się przez większość stron... Do ostatnich kart czytelnik nie ma pewności jaką szansę na przeżycie mają członkowie klubu Chowbar Society ( z siedzibą w Pałacu Północy) w starciu z Jawahalem? I kim on tak naprawdę jest. Książka obfituje w nagłe zwroty akcji, bezwarunkową przyjaźń oraz mnóstwo ognia i strachu, który wrył się na zawsze w pamięć tych, którzy przeżyli.
Taką literaturę młodzieżową to ja lubię. I nawet elementy fantastyki jestem w stanie polubić. Polecam!




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Wyzywam Cię na pojedynek, 52 książki

wtorek, 28 kwietnia 2015

Gayle Forman "Zostań, jeśli kochasz"



Tytuł oryginalny: If I Stay
Tłumaczenie: Hanna Pasierska
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2014
Liczba stron: 248
Seria: Jeśli zostanę tom 1











Gayle Forman pisząc książkę dla młodzieży, chyba nie spodziewała się takiego sukcesu: światowy bestseller, który przetłumaczono na ponad trzydzieści języków a dodatkowo zekranizowano. Czy powieść poruszyła mną tak, jak tłumami na całym świecie? Zaraz się dowiecie.

Siedemnastoletnia obecnie Mia dorastała przez dziesięć lat jako jedynaczka. Jej tato chodził w skórze i nie miał konkretnego, dorosłego zajęcia. Jego pasją była muzyka. Jednak kiedy na świat przyszedł braciszek Mii życie rodziny diametralnie się zmieniło - ojciec włożył garnitur, został nauczycielem i zrobił prawo jazdy. Dziewczyna talent odziedziczyła chyba po nim, bowiem od najmłodszych lat pokochała grę na wiolonczeli. Również dzięki muzyce poznała Adama, rok od niej starszego członka kapeli. To dzięki niemu Mia odważyła się pojechać pod namiot, który do tej pory stanowił dla niej temat tabu. Dziewczyna dzieliła swój czas pomiędzy chłopaka, przyjaciółkę Kim oraz wiolonczelę.

I wszystko toczyło by się jak co dzień, jednak śnieg pokrzyżował im wspólne plany na przyszłość. Pewnego dnia z powodu śnieżycy odwołano zajęcia w szkole i rodzina Mii postanowiła pojechać w odwiedziny do znajomych a później do dziadków. Nie dojechali. Tragiczny w skutkach wypadek samochodowy miał już na zawsze zmienić losy Mii. Straciła oboje rodziców a młodszy braciszek zmarł w szpitalu. Mia została przetransportowana śmigłowcem do Portland i tam, leżąc na OIOMie dokonywała rozrachunku z życiem. To tam wspominała swoje najlepsze i najgorsze chwile rozważając czy dalej żyć - SAMA - czy może odejść do rodziny. Duch Mii jeszcze na drodze oddzielił się od ciała i właściwie wszystkie wydarzenia to właśnie on relacjonuje. To duch biega po szpitalnych korytarzach, miota się pomiędzy ciałem na szpitalnym łóżku, odwiedza kojący oddział noworodków oraz poczekalnię, gdzie zgromadzili się znajomi i rodzina z dziadkami na czele.

Duch dziewczyny wspomina początki swojej miłości do Adama, zabawy z braciszkiem, wyjazd z Adamem na koncert i pod namiot, a także starania o przyjęcie do najlepszej ze szkół w Nowym Jorku. Przeżywa jak w sytuacji, kiedy dostałaby się do prestiżowej szkoły, zachowałby się Adam. Czy wyjedzie z nią? Czy rzuci kapelę? Duch Mii rejestruje zachowanie lekarzy podczas operacji, przyjazd Adama do szpitala oraz próby wtargnięcia na oddział. To właśnie jej chłopak wpada na pomysł co może pomóc Mii wrócić, obudzić się. Czy próba przebiegnie pomyślnie? A może to obietnica Adama przemówi do niej? Czy Mia będzie chciała wrócić do żywych wiedząc, że tak naprawdę najbliższe jej osoby odeszły? Jakie za i przeciw będzie analizowała? Czy komuś uda się ją przekonać?

Narratorką książki jest Mia, chwilami ona sama, chwilami jej duch (czy też może dusza?), która musi podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu. Tę która do niej należy, ponieważ za jej rodzinę decyzję podjął ktoś inny... Powieść jest niezwykłą opowieścią o dokonywaniu wyborów, o przyjaźni, miłości i godzeniu się tym, co zdarzyło się w przeszłości, na co wpływu nie mamy. Możemy tylko się z tym pogodzić, jeśli uda nam się przeżyć. Wszystko zależy od woli życia.

Powieść została okrzyknięta bestsellerem. A co ja o niej myślę? "Zostań, jeśli kochasz" należy do literatury młodzieżowej, choć jest uznawana za ponadczasową i ponad wszelkimi podziałami. Moim zdaniem, książka jest dobra, ale nie wywarła na mnie wielkiego "wow", którego to się spodziewałam po zachwycających opiniach. Jestem za stara? A może zbyt dużo oczekiwałam? Myślę, że to pierwsze, ponieważ poznałam w swoim życiu tyle książek, że opisane tutaj zdarzenia i życie nastoletniej dziewczyny to trochę za mało na euforyczne emocje dla osoby 35+. Nie oznacza to jednak, że książka jest do kitu, że czegoś jej brakuje. Jest zwyczajnie przeznaczona dla młodszych, sądzę że oni docenią lekturę tak, jak na to zasługuje.

Książka chwilami doprowadzała mnie do płaczu, chwilami do śmiechu, ale w ogólnym rozrachunku za mało dostarczyła mi wrażeń. Owszem, byłam zła na wypadek. Łączyłam się w bólu z Mią po stracie jej bliskich, ale... no zabrakło mi tego czegoś, co definiuje dla mnie powieść jaką "rewelacyjną". Fabuła nie jest zbyt rozbudowana, skupia się głównie na obecnym egzystowaniu Mii w szpitalu oraz jej wspomnieniach z dotychczasowego, szczęśliwego życia. Nie znajdziemy tutaj zwrotów akcji, niespodzianek czy tajemnic. Opowiadana przeszłość jest już bowiem za nami i zakończenia wszystkich zdarzeń są znane. A co stanie się z Mią? Czy się zbudzi? Zapraszam Was do lektury, jednak ostrzegam - najlepiej mieć pod ręką ciąg dalszy tej historii "Wróć, jeśli pamiętasz", bowiem w tomie pierwszym niewiele się wyjaśnia.


Recenzja kontynuacji już jutro.





Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z literą w tle, 52 książki

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Wyzywam Cię na pojedynek - znów rzucam rękawicę

Jak wiecie wygrałam ostatnio pojedynek z Aine czytając "Strażnika tajemnic", dlatego dziś to ja rzucam komuś wyzwanie.

Myślałam, że uda mi się wcześniej kogoś pozwać, ale... terminy egzemplarzy recenzyjnych mnie zatrzymały. Zatem może się teraz uda, choć kolejka nadal spora...

Poniższy baner i regulamin pochodzą oczywiście ze strony pomysłodawczyni.

Tło baneru pochodzi z tej strony.
Wyzywam Cię na pojedynek... 
to nietypowe wyzwanie, bo wyzwanie, 
w którym w każdej odsłonie biorą udział dwie osoby 
(pozywająca na pojedynek i pozwana).


ZASADY WYZWANIA (wraz ze zmianami z 18.02.2015):
1. Wyzwanie polega na wyzwaniu wybranego (dowolnego) blogera (lub kilku) do przeczytania jakiejś konkretnej książki, którą my także mamy nieczytaną na półce, ale... możemy ją wyprzedzić i sami jako pierwsi przeczytamy tę książkę.
Pozwaną osobę/osoby musimy poinformować, pisząc o tym w komentarzach na jej blogu lub drogą mailową. Pozwana osoba może odmówić udziału w danym pojedynku (nie trzeba podawać przyczyn), jeśli to pojedynek 1 na 1 to pozywająca osoba wyznacza nowy pojedynek, jeśli pozwanych osób było więcej i choć jedna z pozwanych "przyjęła rękawicę" to pojedynek trwa.
2. Na kolejny pojedynek czytelniczy może wyzwać tylko osoba, która w poprzednim pojedynku wygrała (równocześnie mogą odbywać się dwa różne pojedynki, jednak nie mogą w nich brać udziału te same osoby).
3. Potwierdzeniem wypełnienia zadania jest publikacja recenzji danej książki na swoim blogu i zgłoszenie tego faktu osobie, która nas wyzywa.

Np. Ja wyzywam Ejotka do przeczytania pewnej książki. Tak się składa, że jej uda się to zrobić szybciej i przesyła mi link do recenzji. Wtedy wygrywa pojedynek i na swoim blogu pisze posta (udostępniając baner i regulamin), w którym pozywa kolejną osobę. I wyzwanie trwa nadal, działając na zasadzie łańcuszka.
4. Czas na wykonanie zadania jest w zasadzie nieograniczony. Po prostu kto pierwszy ten lepszy :)
5. Chętni do udziału w wyzwaniu zgłaszają się w tej zakładce.
6. W zgłoszeniu podajemy swój nick, adres bloga i listę maksymalnie 10 5 - 15 tytułów (wraz z autorami), które deklarujemy w wyzwaniu. (Uwaga, jeśli w międzyczasie ktoś przeczyta zgłoszony tytuł to proszę o informację, w zamian można podać inny tytuł). Listę tytułów można w każdej chwili zmodyfikować.
7. Wybierając osobę do pojedynku nie musimy kierować się tylko i wyłącznie zgłoszeniami, bo może się tak zdarzyć, że pozwany nie wie o istnieniu wyzwania, a w luźnej rozmowie czy to w komentarzach, czy mailu dał Wam znać, że nie może przełamać się do sięgnięcia po dany tytuł. Należy się tylko upewnić, czy w razie wygranej będzie kontynuował zabawę.
8. W wyzwaniu można wziąć udział wielokrotnie, to pozywający decyduje kogo wybierze do pojedynku (musi być to osoba, która wymieniła taką samą nieczytaną książkę, jak ta, którą sami posiadamy).
9. Uczestników proszę o zamieszczenie gdzieś na blogu podlinkowanego banera wyzwania "Wyzywam Cię na pojedynek..."
10. Proszę o informowanie mnie o kolejnych pojedynkach i ich finałach. W zakładce wyzwania zamieszczę listę uczestników i ich wyniki :)
11. Po zakończonym pojedynku osoby przegrane same decydują, czy daną książkę czytają/doczytują do końca, czy rezygnują.



VIII pojedynek
Tytuł: 
"Pałac Północy" C. R. Zafon
Start pojedynku: 28.04.2015 (wtorek)
 

niedziela, 26 kwietnia 2015

Danuta Ewa Orzeszyna "W Ramionach Niedoskonałości"




Autor: Danuta Ewa Orzeszyna
Wydawnictwo: Alia-Media
Data wydania: 2014
Liczba stron: 104











Tego jeszcze u mnie nie było... Poezja. Ale na bank nie będzie to recenzja. Nie potrafię zrecenzować poezji. Nie czytuję poezji. Zapytacie zatem co to jest? No tak, i tu macie rację - to jest tomik z poezją. Wygrałam go w konkursie na blogu Pani_Wu, podczytywałam do poduszki i dziś napiszę kilka słów.


Poezja tak naprawdę kojarzy mi się źle, ze szkołą, kiedy analizowałam wiersze.
Dedykacja autorki
Jak ja nie lubiłam pytania nauczycielek "Co autor miał na myśli?". A skąd ja to mam wiedzieć?? Lekcje takie uważałam za bezsensowne, już lepiej poczytać jakąś powieść, w której wiadomo co i jak. Wiersze są dla mnie wielką zagadką. Teraz już mnie nie "natycha", ale miałam taki czas, że popełniałam wiersze osobiście. Ot tak sobie gryzmoliłam, gdy czułam wewnętrzną potrzebę.

To będzie bardzo luźny tekst, autorka chyba się nie obrazi a ja ze spokojem napiszę to, co mi w duszy gra, o poezji i nie tylko.
Dziś nie będzie biografii autorki, nie będzie cech jej twórczości. Nie napiszę też o rymach, ilości zwrotek czy podmiotach lirycznych. O strukturze wiersza czy środkach stylistycznych też nie będę zanudzać. Jeśli ktoś czuje potrzebę przeczytania wierszy to takie "dyrdymały" nie są mu potrzebne. Niech czuje je sercem czy duszą a nie męczy mózg analizą.

To dlaczego ja dziś piszę o tym tomiku z wierszami? Otóż po pierwsze dlatego, że te nie są nudne! Nawet przesłanie niektórych zrozumiałam, że są do kogoś skierowane, co autorka czuła i myślała. Niektóre dotyczą jej prywatnych zdarzeń i emocji, utraty, mężczyzn, snów czy marzeń. Inne - znanych nam wszystkim - jak na przykład World Trade Center i tragedia z 11 września. Niektóre wiersze są opatrzone datą powstania a książeczkę zdobią ciekawe grafiki.

Drugi powód dlaczego piszę dziś o tomiku wyjaśni się wkrótce... A teraz zapytam - czy ktoś miałby ochotę na swój własny tomik z wierszami Danuty Ewy Orzeszyny?

A oto dwa wiersze, które najbardziej mi się spodobały:







Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki

sobota, 25 kwietnia 2015

Artur Niesłuszny "Opowieści biblijne na wesoło"




Autor: Artur Niesłuszny
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: kwiecień 2015
Liczba stron: 240











Większość z nas zna przesłanie i treść Starego Testamentu. Nie mówię, że zna na pamięć czy choćby kolejność wydarzeń. Ale orientujemy się co jest w nim zawarte. W publikacji Novae Res nie znajdziemy jednak skopiowanych z kart Biblii słów. Książka ta jest bowiem - jak widać w tytule - napisana w sposób humorystyczny, żartobliwy a chwilami wręcz prześmiewczy.

Dzieło Artura Niesłusznego jest podzielone na kilka części. Pierwsza z nich dotyczy Arki Noego i potopu. Dowiedziałam się z niej, jakie wady konstrukcyjne miała arka (co właściwie powinno skutkować zatonięciem), że brakowało w niej napędu i steru. Jak to zatem się stało, że przez tak długi czas utrzymywała się na powierzchni wody? Na pokładzie tego obiektu pływającego nie było drapieżników, z oczywistych względów, by nie zjadły innych pasażerów. Ale jak zatem to się stało, że zwierzęta z gatunków drapieżnych przetrwały? Autor wyliczył też przeróżne podziały zwierząt, według których zostały one "zaokrętowane", jednak widać w nich pewne luki.

Druga część to przede wszystkim historia budowy Wieży Babel. Najpierw była oczywiście odbudowa po potopie. Zadanie ułatwiał fakt, iż wynaleziono cegłę. Nie wiadomo czy istniał jakiś projekt wieży czy może budowano ją intuicyjnie. Problemy pojawiały się na przykład z ludźmi, którzy mieli lęk wysokości co było przyczyną niepokojących wypadków. Co zdarzyło się pewnego dnia - wiemy. Brygadziści przestali nagle rozumieć pracujących przy budowie, ponieważ każdy mówił w innym języku. Nawet czarownicy nie wiedzieli co to z choroba... I sami porozumiewali się w odrębnych językach. Dlaczego tak się stało? Książka wyjaśnia to inspekcją Pana, który nie odczuł zadowolenia...

Czytając trzecią część można poczuć się jak podczas biesiady. Wprawdzie biorą w niej udział Samson, Józef, Daniel, Dawid, Jozue, Jonasz i Hiob, ale myślę że choćby wirtualnie można się dosiąść. Częstując się potrawami przynoszonymi przez niewolnice, panowie w sposób prześmiewczy dyskutują na przeróżne tematy. Omawiają jakże ważny problem co wolno a czego nie wolno jeść i podają naukowe i biologiczne powody Pana. Ich uwaga skupia się na Mojżeszu, Eliaszu, Herodzie, Noem, a także ich własnych przeżyciach. Rozmowa dotyczy również wyjścia Izraelitów z Egiptu, Sodomy i Gomory (o zakładzie których można szczegółowo przeczytać w czwartej części), problemu zemsty, zabawy a nawet niewolników. W dyskusji padają takie słowa jak nudziarz, motłoch, tępak czy gamoń, co jest doskonałym dowodem na świetny humor panów a nie tylko przekazywanie suchych faktów.

Najlepsze jednak czeka na czytelnika na końcu - przynajmniej moim zdaniem -
są to wiersze. Ale nie takie zwykłe, lecz w lekkiej i żartobliwej formie przedstawiające biblijne wydarzenia od Adama i Ewy, poprzez Noego, Wieżę Babel, rozmowę Abrahama z Panem, aż do Ziemi Obiecanej. Zdanie, które urzekło mnie w wierszach: "Co ci się w tym łbie telepie?" * Zresztą jeden z wierszy muszę Wam pokazać (patrz fotografia).

Przyszła pora na podsumowanie mojego spotkania z niniejszą pozycją. Niewątpliwie jest to książka, której całkowite piękno docenią wyjątkowi znawcy Biblii. Ktoś, jak ja, nie znający jej na pamięć, może mieć problemy ze zrozumieniem pewnych partii tekstu, w których jest mowa o postaciach czy zdarzeniach mniej wyeksponowanych w codziennym życiu (w jego religijnym aspekcie). Z tego właśnie powodu pewne fragmenty mnie nużyły, gdyż zupełnie nie wiedziałam o co chodzi. W tekście pojawiają się w nawiasach odnośniki do konkretnych rozdziałów Biblii, o których jest aktualnie mowa.

Przyznam szczerze, że zanim książka do mnie przybyła, myślałam że jest to pozycja bardziej dla dzieci. Nic bardziej mylnego, jest dla dorosłych. Mimo świetnych rysunków satyrycznych, które z humorem oddają treść. Książka mnie nie zachwyciła. Spodziewałam się chyba czegoś innego. Lżejszego z mniejszą dawką wiadomości. Lektura mnie chwilami przytłaczała wiedzą. Jak wspomniałam wcześniej, najbardziej przypadła mi do gustu ostatnia część, czyli wiersze (co dla osoby, która na co dzień nie czytuje poezji jest dość niezwykłe). Uważam, że książka potrzebuje starannie wyselekcjonowanych odbiorców.






*Niesłuszny Artur, "Opowieści biblijne na wesoło", Gdynia 2015, s. 184


Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję bardzo Pani Dorocie z

piątek, 24 kwietnia 2015

Aleksandra Mazoń "Wierszyki z krainy muzyki" - przedpremierowo




Autor: Aleksandra Mazoń
Ilustracje: Kamila Stankiewicz
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: planowana na maj 2015
Liczba stron: 56











Każdy mały człowiek ma chyba zapędy muzyczne, prawda? Pisząc na podstawie mojej córki stwierdzam, że i owszem. Moje dziecko uwielbia muzykę pod różnymi postaciami. W przedszkolu ma rytmikę i tańce a w domu
najczęściej tańczy, śpiewa i nuci w rytm piosenek z radia, które sama sobie włącza, kiedy tylko ma ochotę. Swoje muzyczne uwielbienie pokazuje, gdzie tylko się da i tańczy. Kiedyś nawet dała niezły pokaz przy głównym wejściu do jednego z krakowskich marketów (była promocja nowo otwartego sklepu i grała muzyka z małego namiotu). Cóż, może ma jakiś muzyczny dryg po mnie? Wszak w młodych czasach grywałam na keybordzie, zdobywając nawet pierwsze miejsca w Konkursie Solistów Instrumentalistów... No dobra, dość tej prywaty, przejdźmy do omawianej książeczki.

"Wierszyki z krainy muzyki" w sposób łatwy i przystępny dla przedszkolaka, wprowadza dziecko w świat dźwięków. Autorka za pomocą ciekawych, niekoniecznie rymowanych wierszy, opowiada historyjki dotyczące głównie instrumentów. Z niektórymi przedszkolak miał już do czynienia, z innymi nie. Zwłaszcza w tym drugim przypadku zadaje mnóstwo pytań a piękne ilustracje pomagają w wyobrażeniu sobie jak dane instrumenty wyglądają, jak się na nich gra, gdzie przyciska albo dmucha, z jakiego kraju
pochodzą. Książeczka nie skupia się jednak tylko na współczesnych nam instrumentach, ale przypomina nam te, o których my sami może już zapomnieliśmy? Swoje życie opowiadają nam: Akordeon, Dudy, Rożek Angielski ucztujący z Wiolonczelą, Bałałajka, Bęben, Cymbały, Pan Fujarka komplementujący Panią Harfę, Fortepian, Gitara, Tam-tamy, Trąbka a nawet Nuty, bez których instrumenty te nie byłby w stanie nic pięknego zagrać.

Instrumenty opisane w książeczce mają ludzkie twarze, ich zachowanie również jest spersonifikowane. Ilustracje są bardzo kolorowe i przyciągają wzrok dziecka. Jednak jeśli chodzi o słownictwo, to jest ono nieco zbyt trudne jak dla czteroipółletniego malucha. Bowiem pytania o trudne słowa w trakcie czytania, rozpraszają uwagę dziecka i nie jest później w stanie odtworzyć treści.

Największym zainteresowaniem mojego dziecka cieszył się wierszyk o
TAM-TAMach. Jest krótki, rymowany i świetnie się bawiłyśmy dzieląc go na role. Córka uderzała o przedmiot udający instrument i mówiła TAM a ja czytałam pozostałe wersy. Genialnie to wyglądało, zwłaszcza kilka razy z rzędu. Książeczkę polecam nauczycielom, rodzicom i maluchom, bo dzięki niej można w łatwy i jakże przyjemny sposób poznać świat muzyki, choćby w teorii.






















Wszystkie ilustracje pochodzą z książeczki


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję bardzo Pani Dorocie z


czwartek, 23 kwietnia 2015

Pan Przypadek i głosowanie na okładkę czwartej książki

Prowadzę bloga z recenzjami książek? TAK
Prowadzę go od co najmniej lipca 2014? TAK

Zatem mogę i ja zagłosować na projekt okładki dla książki z Panem Przypadkiem :)

Jeśli i Ty na dwa powyższe pytania odpowiedziałeś/-łeś TAK - możesz zagłosować. TUTAJ znajdują się wszystkie projekty a TUTAJ reguły głosowania.

Ktoś zapyta czemu głosuję, skoro nie czytałam jeszcze żadnej książki o Przypadku? Cóż, kiedyś może uda mi się sięgnąć (jeśli czas pozwoli a książki znajdą się na mojej półce :P), bo seria mnie kusi i wydaje się być idealną lekturą dla mojego czytelniczego gustu.



Moim zdaniem projekt 1 jest wręcz idealny dla tego tytułu. Pozostałe okładki odbiegają od niego zupełnie, są minimalistyczne, ale jak dla mnie mają niewiele wspólnego z tytułowymi fioletowoskórymi. Oto moje punkty: 


PROJEKT 1 - 3 punkty







PROJEKT 4 - 1 punkt

środa, 22 kwietnia 2015

Rafał Lewandowski "Niemy"




Autor: Rafał Lewandowski
Wydawnictwo: Coś Pięknego
Data wydania: marzec 2015
Liczba stron: 128
Seria: Niema trylogia tom 1










Rafał Lewandowski mając dwadzieścia lat zadebiutował powieścią "Efekt Motyla" (lipiec 2010 r.). "Niemy" jest jego szóstym dziełem a zarazem pierwszym tomem trylogii. Autor nie poprzestaje jedynie na pisaniu książek, prowadzi też witrynę "Artystyczny Bełchatów" oraz swojego bloga.

Ostatnio mam czytelniczą serię dotyczącą tematyki poszukiwania przodków i odkrywania tajemnic z przeszłości. "Niemy" wpasował się do tego grona. Ale po kolei.
Głównym bohaterem powieści jest Rafael Wells, dziewiętnastoletni chłopak, który wyprowadził się już z tłocznego rodzinnego mieszkania i w ciszy własnego oddaje się poszukiwaniom. Rafael próbuje odnaleźć swoich przodków, chce poznać prawdę o nich, ponieważ dziadkowie nie są zbyt rozmowni jeśli chodzi o przeszłość. Chłopak ma zatem nadzieję, że dzięki Internetowi uda mu się odnaleźć jeszcze kogoś o nazwisku Wells, kto żyje i będzie mógł pomóc w zrozumieniu dokąd sięgają korzenie rodziny. Bo przecież nazwisko wskazuje na niemieckie pochodzenie rodziny a wszyscy mówią po polsku... Jednak jak dotrzeć do potencjalnych przodków jeśli jest się niemową? Wells został już w tym kierunku przebadany i pozornie wszystko jest z nim w porządku - z medycznego punktu widzenia - jednak nie mówi. Z najlepszym kumplem Wojtkiem - studentem medycyny wielbiącym rośliny wszelakie - mają już wypracowany system porozumiewania się - Rafael swoje kwestie wystukuje na klawiaturze komputera lub telefonu. To właśnie Wojtek pomaga w początkowej fazie poszukiwań. Czy uda im się odnaleźć żyjącego przodka skoro nie znają nawet jego imienia i muszą spotkać się z każdym, kogo wytypują?

Jeden z tropów prowadzi do Niemiec a koledzy wraz z dziewczyną Wojtka - Weroniką, zamierzają go osobiście sprawdzić. Drugi trop wiedzie do Austrii.
Rafał Lewandowski - źródło blog autora
Który z nich będzie tym właściwym? Jakie pytania rozwieją ich wątpliwości dotyczące pokrewieństwa? Skąd będą wiedzieli, który Wells to ten, którego szukają? Jak zakończy się to odkrywanie rodzinnych tajemnic? Tego dowiecie się już z powieści.

Ta niepozorna i cieniutka książeczka może wywołać w kimś myśl, że nie warto po nią sięgać, ponieważ jest zbyt krótka, by mogła być ciekawa. Otóż to błąd! Autor na minimum powierzchni zawarł mnóstwo zdarzeń i problemów życiowych. Sama tematyka poszukiwawcza dostarcza niezwykłych emocji. Coś o tym wiem, ponieważ mój mąż ma aktualnie "fazę na genealogię". A gdy dodać do tego problem niepewności już w momencie spotkania z potencjalnym przodkiem i albo smutek, bo to nie ten, albo radość z odnalezienia kogoś, z kim łączą więzy krwi. Rafaelowi udało się odnaleźć pradziadka i dzięki temu poznał wreszcie przyczynę niechęci do rozmów o przeszłości swoich dziadków. Dlaczego milczeli? Kim jest pradziadek Wells? Jak młody chłopak zareaguje na prawdę o nim? Muszę przyznać, że dla mnie był to niezły szok, kiedy pradziadek powiedział kim jest. A reakcja rodziny...

To jednak jeszcze nie koniec wrażeń. Wszak w normalnym życiu dzieje się o wiele więcej. Tak jest i tutaj. Kiedy bowiem między przyjaźnią dwóch facetów staje dziewczyna, należy sądzić, że nadchodzą kłopoty. Nie inaczej sytuacja ma się w "Niemym". Weronika wprowadziła niezły zamęt do tej historii i doprowadziła do mrożących krew w żyłach zdarzeń. Choć ta groźna sytuacja nie do końca pasuje do dotychczasowej konwencji lektury to nie jest przecież niemożliwa a to wszak literatura! Można popuścić wodze fantazji...

Książka jest bardzo przyjemną, lekką i ekscytującą lekturą napisaną prostym i potocznym językiem. Czyta się ją szybko nie tylko ze względu na objętość, ale i na bieg zdarzeń. Nie ma tutaj zbędnych opisów czy rozmów o niczym. Konkrety wciągają czytelnika w głąb historii o niemym bohaterze i jego życiu już od początku. Powieść uczy też, by z rozwagą wręczać ludziom klucze do swojego mieszkania oraz uważać na intencje dziewcząt. A osobom, które nie mówią dać szansę na normalne życie w społeczeństwie. Jest jedynie jedna rzecz, którą autor mnie rozczarował. Wiedziałam, że to pierwszy tom trylogii, jednak zakończenie jest tak bardzo otwarte i urwane w momencie, kiedy chciałabym móc przewrócić kartkę i poczytać co było dalej... Ech, pozostaje czekać na kolejny tom... Ten - polecam, ponieważ mimo, że nie jest to Christie, Jio czy Spindler to ja jestem zadowolona z lektury.




Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorowi

wtorek, 21 kwietnia 2015

Anna Klejzerowicz "Medalion z bursztynem"




Autor: Anna Klejzerowicz
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: marzec 2015
Liczba stron: 316











Anna Klejzerowicz jest pisarką, publicystką i fotografem. Jest autorką ponad dziesięciu powieści a ja ... nie czytałam żadnej. Aż do tej pory. Mimo, że w ubiegłym roku zakupiłam "List z powstania" w formie e-booka to jeszcze do niego nie zajrzałam. Od czegoś trzeba zacząć, by się zakochać lub znienawidzić. Jak było tym razem?

Kiedy byłam w szkole podstawowej uwielbiałam słychać opowieści dziadka Romana i cioci Tosi dotyczące przeszłości mojej rodzinnej miejscowości i samej rodziny. Wciąż doszukiwałam się zaginionych przodków, których można odnaleźć albo tajemnic, które mogłabym wyjaśnić. Niestety, mimo że opowieści te były niezmiernie ciekawe to nic niezwykłego w nich nie dostrzegłam. Zaś podczas wizyt na strychu moje marzenia o odkryciu mebla z ukrytym schowkiem legły w gruzach... Nic takiego tam nie było. Szkoda, może kiedyś jeszcze uda mi się przeprowadzić śledztwo dotyczące wydarzeń z przeszłości a nie tylko te teraźniejsze...

Z tych właśnie powodów bardzo zachłannie i na "jednym wdechu" przeczytałam "Medalion z bursztynem". Dlaczego? Poznajcie trzy kobiety, których teraźniejszość przeplata się z przeszłością.
Maria wraz z ojcem mieszkała w małej chacie na Pomorzu. Ojciec, dopóki nie zaczął nadużywać alkoholu, zajmował się połowem ryb. Maria była dobrą kobietą, ale zwykłą chłopką. Wybuchła wojna i jej życie ogromnie się zmieniło. Wiele lat później była już żoną partyjniaka, a ich kilkuletnia adoptowana córka musiała zmierzyć się z utratą ojca. Zginął w wypadku samochodowym pod wpływem alkoholu. Choć tak naprawdę rzadko pił a tym bardziej nie prowadził samochodu sam, ponieważ nie lubił tego robić. Maria miała podejrzenia, że mąż został zamordowany, ale nie miała dowodów, to były trudne czasy. Była zastraszana przez tajemniczych ludzi, którzy nachodzili ją w domu a musiała przede wszystkim ochronić niewinne dziecko.

Halina od kiedy dowiedziała się, że została adoptowana, łatwiej rozumiała fakt, że ciężko jej się porozumieć z matką. Nie czuła tej więzi, która z reguły łączy prawdziwą rodzinę. Była samotna, zimna i zamknięta w sobie. Chwila kiedy poznała mężczyznę, który w jakiś sposób na siebie uwagę skończył się ciążą. Nie czuła się gotowa, by je wychować i dlatego oddała je swojej matce. Ta zajęła się wnuczką najlepiej jak potrafiła i kochała podwójnie a nawet potrójnie: za siebie, matkę i nieobecnego ojca. Halina tak bardzo odsunęła się od córki, że nawet nie chce by do niej mówiła "mamo", tylko po imieniu.

Ewa ma męża, syna a rok temu, po śmierci babci odziedziczyła jej mieszkanie. Jednak dopiero teraz zaczęła je porządkować z myślą o ewentualnym wynajmie lub sprzedaży. Andrzej - mąż Ewy - który dzielnie pomagał podczas sprzątania w starej komódce znalazł ukrytą tam dużą, wypukłą kopertę. Kiedy już Ewa przełamała się i do niej zajrzała znalazła przecudny medalion z bursztynem z grawerem oraz list od babci, w którym starsza pani zdradza tajemnice swojego - i nie tylko - życia. Ewa przy pomocy pewnego dziennikarza zamierza rozwikłać rodzinną zagadkę, z której wynika, że jej matka jest z pochodzenia Niemką. Czy to prawda? Jak zareaguje sama zainteresowana? Jak bardzo rozwikłanie tej tajemnicy może komuś przeszkadzać, skoro następuje seria dziwnych zdarzeń: śmierć dziennikarza, włamanie, śmierć córki kobiety mieszkającej po sąsiedzku z mieszkaniem babci? A to przecież nie wszystko... Istna książka kryminalno-sensacyjna.

Ale nie podałam Wam jeszcze klucza, jaki łączy kobiety... Maria jest matką Haliny i babcią Ewy. Autorka opowiada nam historię życia Marii z jej punktu widzenia, podobnie z życiem Haliny, która wreszcie decyduje się opowiedzieć je córce. Zaś życie Ewy i jej rodziny poznajemy już we współczesnym Gdańsku.

Na podstawie znalezionego listu i zawartych w nim danych Ewa wraz z pewnym dziennikarzem poszukuje informacji w Internecie, w różnych archiwach, instytucjach, na policji czy w IPN. Jednak wciąż ktoś ktoś usiłuje im przeszkadzać. Policja nie wierzy, że to ma związek z medalionem i śmiercią ojca Haliny sprzed lat. Trop prowadzi do ... Nie zdradzę. Sami musicie spróbować dotrzeć do prawdy. Wraz z bohaterami lub może ciut przed nimi? Uwierzcie, to naprawdę niesamowita historia, która przyniosła wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji, niezwykłych odkryć i niespodzianek. Zupełnie nie można się nudzić i jeśli ktoś założy, że przeczyta kilka rozdziałów i pójdzie spać, to śmiem się z tym nie zgodzić. Nie można przejść do porządku dziennego nad brakiem rozwiązania tak ciekawej sprawy, w której istotnym elementem będzie ciasto marchewkowe.

Jak już wspomniałam, nie znam innych książek autorki, ale jeśli wszystkie tak niesamowicie wciągają i jeśli wszystkie są napisane prostym a zarazem pięknym językiem to biorę je w ciemno. I w końcu przeczytam zakupiony e-book. Jeśli nie znacie twórczości Anny Klejzerowicz to nie wahajcie się, recenzowana powieść jest doskonałym początkiem tej przygody.  




Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Oldze z


poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Kathryn Taylor "Barwy miłości"



Pełny tytuł: "Barwy miłości - Wyzwolona"
Tytuł oryginalny: Colours of Love - Entfesselt
Tłumaczenie: Urban Miłosz
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 8 kwietnia 2015
Liczba stron: 352
Seria: Barwy miłości tom 1









Recenzując w lutym jedną z publikacji erotycznych napisałam, że nie jestem ekspertem w tej tematyce. Wprawdzie nie mam zamiaru nim zostać, jednak postanowiłam nieco bardziej zagłębić się w świat seksu, poznając kolejne powieści erotyczne. Dzięki temu będę miała większą możliwość porównawczą. A co poznam i przeżyję (:)) to moje. Tym razem sięgnęłam po książkę Kathryn Taylor "Barwy miłości", która jest pierwszym tomem z zaplanowanej trylogii. Kanadyjska pisarka swoją pierwszą historię opublikowała mając jedenaście lat a niniejsza książka jest spełnieniem marzeń o profesjonalnej twórczości.

Grace Lawson pochodzi z Chicago. Jest studentką, która ma odbyć w Londynie trzymiesięczne praktyki w dziale inwestycyjnym dobrze prosperującej firmy. Już na wstępie, podczas niespodziewanego spotkania z przyszłym szefem na lotnisku, popełnia pierwszą gafę. Jak wpłynie ona na ich przyszłe stosunki? Czy dziewczyna przekreśli tym swoją szansę na dobrą współpracę?
Grace podoba się praca w firmie, znajduje bratnią i pomocną duszę w osobie Annie i to dzięki niej będzie miała gdzie spać w nowym mieście nowego kraju. Dała się bowiem naciągnąć internetowemu oszustowi i straciła kaucję, na wynajęcie kawalerki znalezionej w ogłoszeniu, a która nie istnieje. Nie da się ukryć, że na wielu płaszczyznach wychodzi na jaw, że panna Lawson jest naiwną i pozbawioną doświadczenia Amerykanką.

Autorka - źródło - jej strona www
Zaskoczeniem dla praktykantki okazuje się propozycja złożona przez właściciela firmy - Jonathana Huntingtona - dziewczyna ma zostać jego osobistą asystentką i pracować wraz z nim. Annie ostrzega ją przed podjęciem nowego stanowiska, jednak Grace jest zafascynowana szefem i nie widzi w propozycji nic złego. Czy Annie ma rację co do zamiarów Jonathana? Wszak skrzywdził już niejedną kobietę... Czy Grace będzie następna? Czy oprze się czarowi i urokowi szefa?

A kim tak naprawdę jest Jonathan, że bez skrupułów łamie kobiece serca? Jest obłędnie przystojnym, niewiarygodnie bogatym i najbardziej pożądanym kawalerem w Anglii. A w przyszłości ma odziedziczyć tytuł szlachecki. Kiedy był mały stracił matkę, od wielu lat jest skłócony z ojcem i jedynym jego łącznikiem ze starszym panem jest młodsza siostra - Sarah. Swój czas Jonathan poświęca głównie pracy, zaś wieczorami udaje się do tajemniczego klubu, przeznaczonego dla ścisłej elity. Co to za klub? Czy Grace dostanie szansę poznania go od środka?

Młodziutka Grace zauroczona ciałem i niesamowitym spojrzeniem Jonathana wciąż pragnie się do niego zbliżyć. Jednak spotyka się wciąż ze swoistym murem. Ona jest zakochaną dziewicą i chce dopiero poznać co to miłość, czułość i świat erotycznych rozkoszy. Jednak czy jej marzenia mają rację bytu w zetknięciu z zasadami Jonathana: żadnych uczuć, żadnych emocji i żadnego zaangażowania? Nie będę ukrywać, że między tym dwojgiem dojdzie do scen erotycznych, bowiem sam typ literatury na to wskazuje. Jak zakończy się ta szalona gra? Czyja szala przeważy? Czy uczuciowa i niedoświadczona Grace odpuści i wróci do domu? Czy będzie godziła się na wszystkie warunki i zachcianki Jonathana? A może to on zacznie traktować praktykantkę jak bliską sobie osobę?

Ale nie napisałam jeszcze o meritum sprawy, czyli o erotyce. "Barwy miłości" są porównywane do "50 twarzy Greya", której to książki nie miałam jeszcze okazji czytać. Zatem ja nie porównam tego w ten sam sposób, jak czytelnicy tego drugiego tytułu. Wśród nich niniejsza publikacja odniosła bowiem sukces. A co ja myślę, na podstawie poznanych dotąd erotyków? Porządnych scen ze zmysłowymi rozkoszami jest bodajże cztery czy pięć, ale za to zajmują kilka stron powieści, potrafią wciągnąć i wywołać rumieniec na twarzy skromnych niewiast. Do tego trzeba doliczyć jeszcze kilka maleńkich podchodów i epizodzików, które podtrzymują klimat iskrzenia między bohaterami. Jednak jak wiadomo, nie liczy się ilość a jakość. Tę oceniam bardzo dobrze. Jest stopniowanie napięcia i liczne urozmaicenia podczas zbliżeń, nie ma zaś brutalnego nazewnictwa (którego nie lubię w tego typu książkach). Chwilami jest za to dzika namiętność i eksplozja kolejnych orgazmów.
Jonathan nie jest moim ideałem faceta, ponieważ to jak traktował Grace nie byłoby dla mnie do zaakceptowania (gdyby był moim partnerem), jednak na godzinkę czy dwie chętnie oddałabym się jego ustom i dłoniom :P

Jak oceniam powieść? Pomysł na fabułę jest niezły, choć chwilami naiwność i żałosne zachowanie Grace mocno mnie denerwowało. Do czego bowiem można się posunąć w życiu z czystego zafascynowania drugą osobą? Zwłaszcza w sytuacji kiedy obie strony nie przyznają się do prawdziwego uczucia... Autorka dobrze zarysowała postacie dwojga głównych bohaterów, czułam wręcz jakbym ich znała osobiście. Pozostałym bohaterom - jak dla mnie - czegoś brakuje, a pewne sytuacje czy wydarzenia pozostały niedokończone. Debiutancka powieść Kathryn Taylor jest dobra, ale mam wrażenie, że jeszcze sporą przed nią. Na szczęście w planie są jeszcze dwa tomy trylogii i upatruję w nich kolejnego wachlarza różnorodnych wrażeń. Podsumowując, stwierdzam że powieść jest niezłą historią o zafascynowaniu młodej dziewczyny dojrzałym mężczyzną okraszona erotyką w dobrym guście, choć momentami dość mocną. Polecam!





Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki 
dziękuję Panu Rafałowi z


oraz


niedziela, 19 kwietnia 2015

Ewa Kozyra-Pawlak "Liczypieski"




Autor/Ilustrator: Ewa Kozyra-Pawlak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 15 kwietnia 2015
Liczba stron: 32
Wiek odbiorców: 0-6 lat
Oprawa: twarda









Pan Sobieski miał trzy pieski: czerwony, zielony, niebieski... Znana nam z dzieciństwa wyliczanka-rymowanka jest świetnym wstępem do dzisiejszej książeczki. Jest ona bowiem o psiakach. Psów jest w sumie dziesięć, wszystkie są nieszczęśliwe, biedne, chore, głodne i bezdomne, ale za to mają
niesamowite umiejętności: potrafią jeździć na hulajnodze, wrotkach czy deskorolce, fruwać na parasolce. Są tak niezwykle zdolne, że nawet jazda na przeróżnych rowerach nie stanowi problemu, pojawiają się bowiem i tandem, i bicykl, i rower z pewnego rodzaju koszem z przodu.

Psy są różnej maści i różnej wielkości. Jedne są rasowe (kuzyn jamnika czy bernardyn) a inne to kundelki. Dorosłe i szczeniaki. Jednak wszystkie poruszyło ogłoszenie, które pewien staruszek jednej jesiennej niedzieli porozwieszał w nadmorskim miasteczku Psopocie. Pan był samotny i pragnął, by w jego maleńkim domku zamieszkał piesek lub dwa. Wyznaczył miejsce i datę spotkania. Ulica Kocia o siedemnastej. Nie spodziewał się, że pojawi się aż dziesięć piesków. Co zrobi starszy pan zaraz po tym jak złapie się za głowę? Przygarnie wszystkie! Nie będzie już samotny a przed snem będzie
liczył psy zamiast baranów... :)

Książeczka jest tak urzekająca, że znam ją już na pamięć. Dlaczego? Tak bardzo spodobała się mojej czterolatce, że czytamy ją po kilka razy dziennie od kilku dni. Jest to chyba bardziej wiarygodna recenzja niż moje słowa. Urokliwe ilustracje, które tak naprawdę są skrawkami materiałów genialnie połączonych. Widać miejsca cięcia i szycia. To ogrom pracy, jaką ktoś włożył w jej przygotowanie, ale teraz urzeka ona nie tylko maluchy. Sama jestem pod wrażeniem oryginalności.

Do estetyki koniecznie dodam jeszcze łatwy do zapamiętania przez dziecko wierszyk, który nie tylko z humorem opowiada ciekawą historyjkę, ale również uczy liczenia i dodawania. Fajnym elementem jest również plan miasta Psopotu, na którym rozrysowane są podróżujące psy, są nazwy ulic, budynki, plac budowy, park i morze. Dziecko ćwiczy spostrzegawczość poszukując poszczególnych piesków na mapie, liczy je i zachwyca się nazwami ulic. To Świetna pozycja dla dzieci w wieku do sześciu lat.





















Wszystkie fotografie pochodzą z książeczki (fot. ejotek)


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Dagmarze


sobota, 18 kwietnia 2015

Indywidualne wyzwanie czytelnicze #12

Jak dotąd wyzwałam 11 osób, by przeczytały coś, co chcą poznać, ale się jeszcze nie udało. Wynik jest taki, że większość z satysfakcją i chęcią poznania innych utworów zakończyła swoje zadanie.
Niektóre uczestniczki są w trakcie (Anne18 oraz Elenkaa_).

A dziś chcę zaprosić do zabawy kolejną osobę, licząc że podejmie się tego zadania:







Na czym polega wyzwanie?

Wyzwana: awiola
Cel: przeczytać dowolną książkę Katarzyny Michalak
Termin: 31 maja 2015 roku

Rozliczenie: pochwal się linkiem do swoich wrażeń - powodzenia!

piątek, 17 kwietnia 2015

Danielle Steel "Światło moich oczu"



Tytuł oryginalny: His Bright Light
Tłumaczenie: Krzysztof Skonieczny
Wydawnictwo: Między słowami / Znak
Data wydania: luty 2015
Liczba stron: 416











Danielle Steel jest autorką ponad stu dwudziestu książek, które uwielbiają czytelnicy na całym świecie. Spora ich część osiągnęła sukces (oraz miano bestsellera) a autorka została nawet rekordzistką Guinnessa. Jednak czy zastanawialiście się kiedyś jak wygląda jej życie prywatne? Czy jest szczęśliwa w małżeństwie? Ile ma dzieci? Albo czy miała z nimi jakieś problemy wychowawcze? Czy jej życie to sielanka i dlatego z taką lekkością tworzy kolejne powieści? Przyznaję, że ja do tej pory nie zastanawiałam się nad odpowiedziami na te pytania. Aż do chwili, gdy sięgnęłam po niniejszą powieść autobiograficzną, inaczej wyobrażałam sobie życie tak poczytnej pisarki.

Kilkuletni Nick
Steel nie miała łatwego życia. Jak niemal każda kobieta chciała być szczęśliwą żoną i matką. Jednak los nie był dla niej łaskawy. Nie mogła znaleźć dobrego partnera życiowego, była w wielu związkach, miała kilku mężów i dziewięcioro dzieci (nie wszystkie były jej biologicznymi). W książce poznamy kolejnych mężczyzn z życia pisarki, kolejne ciąże, porody, dorastanie dzieci. Jednak najwięcej uwagi autorka poświęciła swojemu synowi - Nickowi, dla którego ta publikacja ma być hołdem. Dlaczego?  

Choroba afektywna dwubiegunowa, czyli psychoza maniakalno-depresyjna
Nick z mamą
jest chorobą ciężką i niezwykle śmiertelną. Często osoby chore na depresję maniakalną po prostu popełniają samobójstwa. Nie miałam jeszcze okazji spotkać się z powieścią, gdzie wątek takiej choroby byłby tak szczegółowo przedstawiony. I to na przykładzie dziecka, największego skarbu dla matki. Ileż cierpienia dostarcza każdej kobiecie choroba dziecka. Ile łez spłynie, gdy dziecko zapada na jakąś chorobę przewlekłą (wiem to z własnego doświadczenia, jakim szokiem była dla mnie cukrzyca mojej córki) a tym bardziej trudno mi sobie wyobrazić szok Steel, gdy usłyszała diagnozę dotyczącą synka Nicka. Zresztą długa droga prowadziła do tej diagnozy...

Czytelnik poznaje Nicka od chwili jego narodzin, poprzez kolejne lata, kiedy musiał zmierzyć się ze zmianami w życiu matki, pojawianiem się nowego rodzeństwa (nie dla każdego miał pozytywne uczucia) a także trudnymi kontaktami z biologicznym ojcem. A przecież psychika dziecka i jego zdolności
do rozumienia świata dorosłych nie są tak rozwinięte jak u nas - dorosłych.
Najgorsze było to, że problemy dziecka dostrzegała tylko matka. Psychiatrzy i nauczyciele twierdzili, że nic złego się nie dzieje a chłopcu potrzebna jest dyscyplina. Na wielu polach był podobny do swoich rówieśników, miał swoje pasje: baseball, taniec, muzyka, deskorolka czy śpiewanie z playbacku. Jednak kiedy "znikał" grzeczny Nick jego zabawy z innymi stawały się niebezpieczne, brutalne wręcz a przedmioty w pokoju ulegały zniszczeniu. Miał wtedy jedenaście lat.

Szesnastoletni Nick z rodzeństwem
Zachowanie chłopca stawało się coraz gorsze, wściekał się, izolował, uzależnił od leków. Tłumaczono to dorastaniem, jednak matka wiedziała, że nie jest to do końca prawdą. Trudno było dla Nicka znaleźć szkołę i dobrego psychiatrę, nie każdego dziecko akceptowało. Swój ból i cierpienie Nick opisywał w prowadzonych dziennikach. On sam jako czternastolatek postrzegał siebie, jako osobę z dwoma tożsamościami. Danielle żałuje, że nie sięgnęła po jego dzienniki wtedy, gdy mogła mu pomóc. Teraz, po jego odejściu, gdy je czyta wie, że byłyby bardzo pomocne, jednak szanowała jego prywatność. Nick odziedziczył talent pisarski po mamie i często pisał opowiadania, teksty piosenek, pamiętniki. W słowie pisanym zawierał swój smutek, strach i samotność. W siódmej klasie wyszło na jaw uzależnienie od narkotyków i seksu a pod koniec ósmej klasy Nick został wydalony ze szkoły. Nie chcieli go przyjąć w szkole z internatem, miał bowiem problemy z podporządkowaniem się zasadom.

Nick z mamą
Młody i przystojny chłopak a jakże nieszczęśliwy. Był agresywny i wrogo nastawiony, często przewracał plany rodziny do góry nogami. W wieku piętnastu lat był leczony na uzależnienie narkotykowe i tak naprawdę to wtedy lekarz, z ogromną niepewnością i obawą postawił wstępną diagnozę. Jak potoczyło się dalsze życie Nicka? Czy był w stanie żyć w miarę normalnie zażywając leki? Zapraszam do zapoznania się z tą bardzo bogatą w emocje powieścią, która obfituje również w zdjęcia oraz fragmenty twórczości Nicka.


Danielle Steel pisząc "Światło moich oczu" chciała w pewien sposób pożegnać się z synem. Nick odszedł,ale przecież na zawsze pozostanie w sercu matki. Dzięki przelaniu swoich myśli na papier, może będzie jej łatwiej pogodzić się ze stratą? Może ta książka uzmysłowi innym rodzicom, co mogą nieść niepokojące zachowania ich dzieci? Może dzięki temu, ktoś lepiej przypilnuje swoich pociech i po raz kolejny uratuje przed śmiercią?



Wszystkie zdjęcia pochodzą z książki



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Małgosi i

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rusza kolejna edycja "Pogotowia kulinarnego Michela Morana"



Już od 16 kwietnia na profilu na Facebooku „Doradca Smaku” rusza kolejna edycja „Pogotowia kulinarnego Michela Morana”. Internauci będą mogli podzielić się tym, co mają w swojej lodówce, zamieszczając wpis na tablicy lub publikując zdjęcie. Już po kilku chwilach dostaną odpowiedź jak z podanych składników stworzyć pyszne danie godne kulinarnego mistrza. Akcja towarzyszy premierze kontynuacji bestsellera „Doradca Smaku”.




Poprzednia książka Michela Morana „Doradca smaku” opublikowana w 2014 roku cieszy się ogromnym zainteresowaniem tych, którzy lubią gotować i poszukują nowych smaków. Na fali popularności kulinarnego poradnika znany kucharz przygotował kontynuację z całkiem nowymi i oryginalnymi przepisami, które podzielone są na trzy użyteczne kategorie: proste, lekkie, szybkie. W pierwszej kategorii Michel Moran proponuje m.in. ciasto biszkoptowe bez pieczenia, cannelloni ze szpinakiem i serem ricotta czy kurczaka na słodko.


Akcja trwać będzie 2 tygodnie od 16 do 31 kwietnia i będzie towarzyszyć promocji książki „Doradca Smaku 2”. W książce czytelnicy znajdą przepis na pasztet wegetariański i solę z makaronem, zaś w trzeciej szybkie pomysły na krewetki z guacamole, oryginalne leczo czy jabłka miłości. W „Doradcy smaku 2” autor po raz kolejny chętnie dzieli się swoim bogatym doświadczeniem, inspiruje do sięgania po nowinki kulinarne oraz otwarcie zachęca do próbowania nowych smaków. Zaprezentowane w książce dania są proste i łatwo można je przygotować, nie potrzeba do nich wyszukanych i drogich składników. Kaczka z sosem miodowym, oryginalna francuska pizza czy słodki przekładaniec to rozwiązania, które podbiją każde podniebienie. To wszystko sprawia, że książka jest praktycznym i użytecznym przewodnikiem dla każdego.


Posty i zdjęcia dla kulinarnego pogotowia Michela Morana można umieszczać na profilu na Facebooku „Doradcy smaku” (https://www.facebook.com/DoradcaSmaku).





^ ^ ^ ^ ^ ^ ^ ^ ^ ^ ^

Znacie ze szklanego ekranu Michela Morana? Albo stronę Doradca Smaku? Muszę przyznać, że nie znam pierwszej książki, ale czekam na drugą. Na Wielkanoc robiłam schab wg przepisu z tej strony internetowej i muszę przyznać - pychotka! :)

środa, 15 kwietnia 2015

Kim jest Marion Magic autorka „Spełnienia”? Odkrywam tajemnice - wywiad # 5


W marcu tego roku przeczytałam powieść wydaną przez Novae Res „Spełnienie” (premiera planowana na 24 kwietnia). Świetna obyczajówka zabarwiona erotyką w zmysłowym i delikatnym jej wydaniu. Poczułam się zainrygowana osobą pisarki skrywającej się, jak przypuszczałam, za pseudonimem. Dzisiaj zachęcam Was do przeczytania wywiadu z autorką – Mariolą Pacholczyk. Można zajrzeć również na FB.


ejotek: Pani Marion czy może Pani Mariolu? Jak powinnam się zwracać do autorki „Spełnienia”?

Może być Mariolu, może też być Marion. Od wielu już lat reaguję na te dwa imiona. Mariolą jestem od dnia urodzenia. Imię Marion wybrałam sobie sama.

e: Kiedy czytałam książkę zastanawiałam się dlaczego powieść została wydana pod pseudonimem? Doszukiwałam się powodów czysto autobiograficznych a co za tym idzie, chęci ukrycia prawdziwej tożsamości... Czy miałam rację?

Niezupełnie. Pseudonim wybrałam nie dlatego, by ukryć za nim moją tożsamość, ale dlatego, że kiedy pojawiła się myśl, by w końcu poważnie pomyśleć o pisaniu, chciałam, by moje książki czytano nie tylko w Polsce. Niestety moje polskie nazwisko jest trudne do wymówienia nawet dla moich obcojęzycznych przyjaciół i zdawałam sobie sprawę z tego, że czytelnik obcojęzyczny niechętnie sięgnie po książkę autora, którego nazwiska nawet nie potrafi wymówić. Z kolei w Polsce zauważyłam, szczególnie wśród kobiet, że czytelnicy rzadziej wybierają książki polskich autorów. Nie wiem, dlaczego tak jest. Być może bardziej pociąga ich coś, co brzmi obco. Stąd pseudonim, który ma się kojarzyć moim czytelnikom z czymś niezwykłym, tajemniczym, magicznym. Poza tym moje prawdziwe nazwisko jest pozostałością po moim małżeństwie i nie jestem już do niego zbyt mocno przywiązana, nawet myślę o powrocie do nazwiska panieńskiego, albo dokonam totalnej zmiany na Mariolę Marion Magic hahaha

e: No i jeszcze ta dedykacja....

To, że zadedykuję „Spełnienie” komuś szczególnemu, wiedziałam już w dniu, kiedy napisałam pierwsze zdanie w pierwszym rozdziale. I tej myśli nie zmieniłam.

e: Jak długo pisała Pani książkę? I jak narodził się pomysł na fabułę?

Pisałam z przerwami, ponieważ byłam bardzo zajętą business woman i nie zawsze znajdowałam na to czas, dlatego trwało to dość długo. A pomysł na fabułę narodził się spontanicznie. Uwielbiam pisać fantazje erotyczne i pewnego dnia osoba, która je czytała powiedziała mi, że mam niesamowity dar, że to, co piszę jest piękne i niesamowicie działa na wyobraźnię. Wtedy zażartowałam, że w przyszłości napiszę powieść erotyczną. I kiedy powstał pomysł na „Spełnienie”, pojawiła się też myśl, by to była powieść erotyczna. Potem, w trakcie pisania zmieniłam zdanie i powstała powieść obyczajowa, ale z dużą dawką erotyzmu.

e: Akcja „Spełnienia” toczy się nie tylko w kraju, ale i z drugiej strony kuli ziemskiej. Była Pani w Australii?

Jeszcze nie, ale niewykluczone, że kiedyś tam polecę. Lubię spełniać swoje marzenia, a wyjazd do Australii jest jednym z nich. Wprawdzie ten gorący klimat nie jest dla mnie przyjazny, ale chociażby jeden miesiąc muszę tam spędzić.

e: Też marzy mi się wyjazd do Australii... A gdzie Pani pisała powieść? W Polsce czy może poza jej granicami? Na fotelu czy na hamaku?

Powieść powstała w Polsce, głównie w mojej sypialni, ale wszelkie poprawki robiłam już w UK, szczególnie po wydaniu Fifty Shades of Grey. Zabawne jest to, że „Spełnienie” było gotowe zanim powstała seria o panu Greyu. Oczywiście przeczytałam wszystkie trzy części i byłam bardzo zła, ponieważ kilka scen erotycznych w mojej książce było bardzo podobnych do tych z panem Greyem w roli głównej. Dlatego też musiałam zrobić poprawki, wyrzucić niektóre fragmenty, dopisać coś nowego. Potem poprosiłam jedną z moich przyjaciółek, by przeczytała „Spełnienie” i dała mi konkretny feedback. Wiedziałam, że mogę liczyć na jej profesjonalizm, ponieważ ona zna się na literaturze, tłumaczy też książki z hiszpańskiego i niemieckiego na język polski i otrzymałam od niej fantastyczne wskazówki dotyczące tego, co dobre, co złe, co powinnam rozbudować, a co zmienić. Przy robieniu korekt wzięłam pod uwagę wszystkie jej sugestie, a potem wspólnie szukałyśmy wydawcy, który byłby zainteresowany wydaniem mojego dzieła.

e: Czy wiedziała Pani na początku pisania jakie będzie zakończenie? Czy Magdalena „sama” pokierowała trochę swoimi losami?

Na początku pisania jeszcze nie byłam tego pewna. Tak, jak wspomniałam wcześniej, „Spełnienie” miało być powieścią erotyczną, a sam tytuł miał być nawiązaniem do seksualnego spełnienia. W czasie pisania doznałam olśnienia i zmieniłam zdanie, a wtedy już wiedziałam, jakie będzie zakończenie. Tak więc mogę powiedzieć, że Magdalena trochę „sama” pokierowała swoimi losami.

e: Co było powodem, impulsem do tego, by nie trzymać powieści w szufladzie tylko wydać?

W wieku czternastu lat zaczęłam pisać wiersze i różne opowiadania. Napisałam też moją pierwszą powieść, którą do dziś z sentymentem trzymam w szufladzie i zawsze marzyłam o tym, by zostać sławną pisarką. Potem wejście w dorosłe życie trochę pokrzyżowało moje plany związane z pisaniem, ale nigdy nie przestałam o tym marzyć. A tym powodem do wydania „Spełnienia” był feedback, jaki otrzymałam od mojej przyjaciółki, o której wcześniej wspomniałam. To dało mi takiego mocnego „kopa” i w końcu stanęłam przed lustrem i powiedziałam do swego odbicia „Kobieto, nadszedł czas na realizację marzenia” - I to właśnie był ten impuls :)

e: Internet jest ubogi w informacje dotyczące autorki książki, którą ja sobie zdefiniowałam jako obyczajówka z delikatnym wątkiem erotycznym. Czy zdradzi Pani czytelnikom mojego bloga coś o sobie? Pasje, miłości, ulubione miejsca na wypoczynek? Czy wykształcenie ma coś wspólnego z pisaniem?

Hmm, od czego zacząć? Może od wykształcenia. Określam siebie jako osobę z umysłem ścisłym ale z humanistyczną duszą. Ukończyłam liceum ogólnokształcące o profilu humanistycznym, potem było studium pomaturalne o specjalności finanse i rachunkowość, potem pierwsze studia ekonomiczne, potem kolejne - Europeistyka ze specjalnością dyplomacja i stosunki międzynarodowe, w międzyczasie nauka języków i mnóstwo różnych kursów, które były pomocne w prowadzeniu mojego biznesu. Zatem, czy moje wykształcenie ma coś wspólnego z pisaniem? Jeżeli pisarz powinien ukończyć polonistykę, dziennikarstwo, czy tym podobny kierunek, to moje wykształcenie nie ma nic wspólnego z pisaniem :)
O sobie mogę powiedzieć, że jestem niepoprawną optymistką. W każdej sytuacji staram się znaleźć te dobre strony. Wierzę w Anioły i znaki, jakie od nich dostaję. Nie wierzę w przypadki ani zbiegi okoliczności. Uważam, że wszystko, co nas w życiu spotyka ma jakiś większy sens, nawet jeśli z początku wydaje się to być totalną katastrofą. Uśmiecham się do wszystkich i do siebie samej przed lustrem, lubię sprawiać ludziom radość, w razie konieczności służę radą i pomocą. Nie oglądam telewizji – zwyczajnie nie mam na to czasu, ale staram się chociaż raz w tygodniu poczytać o tym, co się aktualnie dzieje w Polsce i na świecie.
Mam wiele pasji i zainteresowań, ale największą z nich jest tango argentyńskie. Nie wyobrażam sobie życia bez tańca.
O moich miłościach mogę powiedzieć tylko tyle, że prawdziwie zakochana byłam (jak do tej pory) tylko dwa razy. Moją pierwszą wielką miłością był mój eks-małżonek, z którym spędziłam 10 fantastycznych lat, a kolejne 4 były gehenną, stąd rozwód. Potem, po kilku latach zakochałam się po raz drugi (miłością szalonej nastolatki) w mężczyźnie, który miał być już moim do końca mych dni. Niestety po 3,5 roku wspólnego życia jego miłość wygasła, a ja próbuję odnaleźć moją nową drogę. Ale jestem otwarta na wszystkie nowe możliwości, również na kolejną miłość :)
Moje ulubione miejsce na wypoczynek to Warmia i Mazury oraz nasze polskie góry. Uwielbiam zwiedzać nowe miejsca, nie tylko w Polsce, dlatego dużo podróżuję. Nie jestem typem, który leży cały dzień na plaży, umarłabym od tego żaru :) ale kocham spacery po plaży o wschodzie i zachodzie słońca.

e: Ależ ma Pani bogate życie. A jak „Spełnienie” zostało odebrane przez czytelników?

Z uwagi na to, że jeszcze nie było premiery, nie wiem, jak „Spełnienie” zostało odebrane przez duże gorno czytelników. Mogę powiedzieć jedynie, jak zostało odebrane przez kilkanaście osób z mojego otoczenia, które czytały książkę. Reakcje były bardzo pozytywne, niektórzy nawet doszukiwali się podobieństw do mojego życia. Nie spotkałam się z ostrą krytyką, ale być może dlatego, że są to osoby, które są mi przyjazne, dobrze mnie znają, wiedzą, jakie mam zwyczaje i podejście do życia.

e: Czekamy zatem na recenzje po premierze. Czy będzie kolejna książka?

Tak. Obecnie zajmują mnie dwie rzeczy, w zależności od natchnienia. Piszę kolejną powieść, częściowo opartą na prawdziwych wydarzeniach oraz tłumaczę „Spełnienie” na język angielski.

e: Intryguje mnie co lubi Pani robić w wolnym czasie. Czy lubi Pani czytać a jeśli tak to po jakich autorów Pani sięga?

Tego wolnego czasu mam niewiele. Doba jest dla mnie zdecydowanie za krótka. Oprócz pisania powieści, piszę artykuły do czasopisma polonijnego w Szkocji – Square (dawniej Emigrant), podróżuję, tańczę tango minimum trzy razy w tygodniu i czytam. Uwielbiam literaturę z okresu romantyzmu i często wracam do utworów Mickiewicza, Fredry, Krasińskiego. Od roku na nowo odkrywam też Shakespeare’a, bo zaczęłam czytać w oryginale. A co do współczesnych autorów, to uwielbiam Katarzynę Grocholę. Poza tym czasem ktoś znajomy podrzuci mi coś ciekawego, np. wczoraj koleżanka przyniosła mi powieść Dana Browna „ Anioły i demony” i zapowiada się interesująco.

e: Na koniec jeszcze moje ulubione pytanie, które zadaję autorom. Jakie ma Pani marzenia?

Jakże łatwe i jednocześnie trudne pytanie. Chyba nie ma człowieka, który nie miałby marzeń. I ja też mam ich wiele. Nie będę mówić o takich prawie nieosiągalnych, powiem może o kilku takich, do realizacji których będę dążyć:
  1. Chcę być sławną pisarką i widzieć moje książki w rękach czytelników na całym świecie;
  2. Chcę zwiedzić Australię, Argentynę i Ekwador;
  3. Chcę, by na podstawie moich powieści kręcono filmy;


e: W takim razie życzę spełnienia tych marzeń dziękując za miłą rozmowę i poświęcony mi czas.

Również dziękuję za rozmowę.