Tytuł oryginalny: The Rabbit Girls
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 14 stycznia 2020
Liczba stron: 448
Debiutancka powieść Anny Ellory to moja pierwsza lektura z modnego ostatnio nurtu, traktującego o wojnie i obozach koncentracyjnych. Wręcz hurtowo pojawiają się na polskim rynku wydawniczym książki, które w tytule mają najczęściej słowo "Auschwitz". To trudny temat a literatura stała się niejako świadectwem okrucieństwa ludzi wobec ludzi oraz pamiątką po ofiarach. To dobrze, że temat przetrwa, bo świadków coraz mniej. Oby nie próbowano zrobić z tych powieści hitów.
grudzień, 1989
Miriam uciekła od męża, który stał się tyranem, co wywołuje w niej ataki paniki. Wróciła do ojca mieszkającego w Berlinie (RFN), ponieważ Heinrich miał udar i wymaga teraz stałej opieki, którą Miriam chce mu zapewnić. Los tak pokierował życiem ojca i córki, że przez dziesięć ostatnich lat nie rozmawiali ze sobą.
Chcąc odpiąć z ręki ojca zegarek, który przestał działać, Miriam znajduje pod paskiem numer... i jest w szoku. Nie wiedziała, że ojciec TAM był! Przecież nie był Żydem! Heinrich zaś w chwilach lepszego samopoczucia wykrzykuje imię Friedy - kim ona była? Przecież mama miała na imię Emilie! Pytania bez odpowiedzi mnożą się w głowie Miriam, która postanawia rozwiązać zagadkę przeszłości ojca. Zastanawia się również czy mama też TAM była... Aż nagle znajduje w szafie sukienkę-pasiak z zaszytymi w każdym możliwym miejscu listami, pisanymi po niemiecku i francusku. Czy pasiak należał do Emilie? Ale przecież mama nie znała francuskiego!
Czyj był pasiak? Kto pisał listy? Kim jest Frieda z wołań ojca? Dlaczego on był w obozie? I jak udało mu się przeżyć?
Miriam podejmuje walkę z kilkoma demonami naraz.
Próbuje uwolnić się od męża, co wcale nie jest proste, bo on wciąż ją nachodzi... Nie są to miłe wizyty.
Pragnie pozbyć się swoich paranoi i natręctw.
Układa listy chronologicznie i dzięki tłumaczeniom Evy tych, które były pisane po francusku, udaje jej się poznać prawdę o tym, kto jest ich autorką i jaki był jej los...
Finalnie dowiaduje się prawdy nie tylko o mamie, tacie i Friedzie, ale też o sobie. Czy gdyby wiedziała, do czego doprowadzą poszukiwania dążyłaby do rozwiązania tajemnic?
Autorka zastosowała w tej powieści naprzemienną narrację Miriam i Heinricha. Pan Winter opowiada o swoim życiu jeszcze w czasach, kiedy był wykładowcą na uczelni i poznał Friedę. Wciąż powraca do wspólnych chwil oraz do wyrzutów sumienia względem żony. Ale nie potrafi przestać. Nie chce uciec z Emilie, woli zostać... z młodziutką studentką. Za cenę życia, bo zdaje sobie sprawę, że ryzykuje. Heinrich opisuje ten dzień - 10 kwietnia 1944 roku - gdy zostali złapani, rozdzieleni i wywiezieni w nieznane pociągami.
Z narracji Miriam dowiadujemy się jak wyglądało jej życie z rodzicami, później z mężem, jak tęskniła za rodzicami, ale nie mogła przeciwstawić się Axelowi. To właśnie Miriam odczytuje nam listy znalezione w pasiaku. Zostały napisane w Ravensbrück, obozie pełnym wszy i 'królików', czyli kobiet, na których przeprowadzano eksperymenty. Autorka listów pisała o codziennym obozowym życiu po niemiecku, zaś po francusku o sprawach uczuciowych, gdyż tęskniła za ukochanym a nie chciała, by każdy mógł zrozumieć jej słowa. Z jej relacji dowiadujemy się ile jest w stanie zrobić człowiek, by uratować siebie. Na co może się zdobyć, by wyjść cało z piekła...
"Nie każde życie ma taką samą wartość. Moje liczy się bardziej." *
Treść listów była poruszająca. Choć nie jest mi obca tematyka obozów koncentracyjnych, bo miałam w życiu okazję odwiedzić dwa obozowe muzea, gdy miałam kilkanaście lat, to los ludzi noszących pasiaki wciąż nie jest mi obojętny. Bo jak czytać o wycinaniu kawałka ciała? O zabijaniu noworodków? O przerażającym głodzie, ciężkiej pracy i warunkach niegodnych zwierząt a co dopiero ludzi.
Z każdą kolejną stroną debiutu Anny Ellory, opisywana dwutorowo historia (dramat Miriam i dramat Friedy) nabiera tempa, jest coraz więcej uczuć, emocji, strachu i bólu. Z niepokojem czyta się kolejne wersy, z wypiekami na twarzy przesuwają się pod powiekami obrazy i wydarzenia.
Przeczuwałam jak może zakończyć się opisywana w listach opowieść, dlatego gdy dotarłam do treści ostatniego - nie byłam w szoku. Ale przyznaję, że podczas lektury, nie można się nudzić. Wciąż coś zaskakuje, przeżywamy kolejne tragedie i ocieramy łzy...
"...miłość nie zawsze odpowiada naszym oczekiwaniom." **
Podsumowując - "Króliki z Ravensbrück" to wspomnienia z najtrudniejszych w dziejach wydarzeń, kiedy miliony ludzi straciło życie. Nie oceniam tej książki pod względem kunsztu pisarskiego ani historii - takie tematy czytają się inaczej. Mocniej i głębiej.
Jest to książka o miłości do ojczyzny i do kobiety; o szukaniu odpowiedzi, walce z potwornościami, instynkcie przetrwania, narzucaniu woli i drugich szansach. Poruszająca powieść o pożegnaniach i ich braku, o wspomnieniach i koszmarze, który wielu przeżyło.
Polecam Wam tę historię o walce współczesnej i tej z przeszłości. Która poruszy Was bardziej?
* A. Ellory, "Króliki z Ravensbrück", Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2020, 43%
** Tamże, 49%
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Abecadło z pieca spadło..., 52 książki
Za e-booka dziękuję
Polecę cioci.
OdpowiedzUsuńTytuł znajduje się na moim czytniku i koniecznie muszę jak najszybciej zabrać się za niego.
OdpowiedzUsuńEmocjonującej lektury!
UsuńWarto czytać tego rodzaju książki. 😊
OdpowiedzUsuńLubię tą tematyke (wiem, że to dziwnie brzmi), więc chętnie sięgnę
OdpowiedzUsuńDlaczego dziwnie? Emocji Ci nie braknie...
UsuńCzeka już na Legimi na przeczytanie.
OdpowiedzUsuńŻyczę więc wzruszeń podczas lektury
Usuń