Autor: Agnieszka Olejnik
Wydawnictwo: IV Strona
Data wydania: 2017
Liczba stron: 448
Seria: tom 1
Książki Agnieszki Olejnik znam i lubię, dlatego bez żadnych złych przeczuć sięgnęłam po "Ławeczkę pod bzem", choć bzy już nie kwitną...
Iga i Agata są przyjaciółkami, które wysłały kupony Lotto, ponieważ była kumulacja. Jednocześnie obiecały sobie, że jeśli któraś wygra, podzielą się wygraną. Pewnej lipcowej soboty Iga poznała wyniki i... zszokowana przyznała, że wygrała dwadzieścia milionów!
To był początek lipca, do połowy miesiąca nikomu nie powiedziała. Agata była z ukochanym na wakacjach, matka to dziwna osoba, spod kurateli której Iga pragnęła się wyrwać, więc... Wymyśliła mega intrygę i krok po kroku zaczęła ją realizować, choć początkowo nie wiedziała jak wydać wygraną, by było to mądre posunięcie.
Życie Igi nie było łatwe - straciła ojca, strzelił w nią piorun co spowodowało, że myliła fakty i rzuciła studia, matka latami odbiera jej pewność siebie a ona... Ona marzy o przystojnym sąsiedzie i ławeczce pod bzem, gdzie będzie mogła czytać.
I jakby Wam określić powieść? Początek, czyli taka dość duża część książki, był okropnie nużący. Wynudziłam się i nie wierzyłam, że te słowa napisała Agnieszka Olejnik, której książki po prostu wciągałam szybciutko. Dopiero z chwilą, gdy w życiu Igi pojawia się kilku mężczyzn - oczywiście w różnych rolach, akcja nabiera tempa. Faceci są totalnie od siebie różni i mają inne cele w stosunku do milionerki. Niektórzy pojawiają się sami, o innych zabiega bohaterka. W jakim celu nagle zjawiają się w jej życiu? Przecież zrobiła wszystko co mogła, by nikt o wygranej się nie dowiedział! Ale czy na pewno?
Pan Mietek, Łukasz, Maciek, Rafał, Krzysiek i jeszcze Kornelka, której los mocno mnie poruszył. Do zestawu dorzucę Zakopane, Bydgoszcz, choroby, marzenia, humor, anegdoty Benia, gorzką prawdę o życiu oraz pierwszoosobową narrację, która nie do końca do mnie przemówiła na początku. Potem się wkręciłam i było coraz lepiej - dla późniejszych perypetii bohaterki, splotów przypadków a zwłaszcza finału warto sięgnąć po książkę :)
Autor: Jadwiga Courths-Mahler
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Akapit
Data wydania: 1991
Liczba stron: 178
Przyznaję, że książkę czytałam kilka lat temu, ale zupełnie nie pamiętałam treści, co nie dziwi przy liczbie powieści po które sięgam. Dlatego sięgnęłam po raz wtóry, wyjątkowo.
Eleonora Rittberg na łożu śmierci chce wymóc na synu przysięgę, że poślubi Flawię - dalszą krewną ze strony ojca, która mieszka w ich posiadłości. Zresztą ten sam temat pojawia się w rozmowie z dziewczyną. Chora przekazuje Flawii tajemniczą kopertę i nakazuje otworzyć w przypadku, gdy nie pobiorą się w ciągu roku po jej śmierci. Co znajduje się w środku?
Młodzi nie mogą się pobrać, ponieważ Jan kocha inną a Flawię darzy miłością siostrzaną. Stefi - jego ukochana jest aktorką teatralną, skrywającą wiele sekretów. Czy Jan je odkryje? Może tylko Flawia widzi fałsz aktorki?
Początek lektury szybko pozwala czytelnikowi domyślić się prawdy i tak naprawdę zmierzając ku finałowi nie skupiamy się na tajemnicy zawartej w liście, ale na związku Jana. A dzieje się w tym wątku, dzieje :)
"Łabędzi śpiew" to lekka i przyjemna lektura na parę godzin odprężenia na leżaku lub hamaku. Bez zbytniego obciążania sobie głowy zagadkami zawartymi w treści. Książka z miłością, przyjaźnią, zdradami, muzyką, malarstwem i pojedynkiem w tle.
Książki przeczytane w ramach wyzwań: Abecadło z pieca spadło, 52 książki