Karolina Hejmanowska urodziła się w 1992 roku. Mieszka na Śląsku. Interesuje się historią (okresem II wojny światowej oraz historią PRL-u), psychologią oraz tematyką uzależnień. Zadebiutowała w sierpniu 2020 roku powieścią "Adres w sercu", zaś 11 maja 2022 została wydana już trzecia jej powieść - "Miłość w rytmie punk rocka". Klikając w niniejszy link zostaniecie przekierowani do moich recenzji książek Karoliny, zaś ona sama opowie Wam o swojej przygodzie z pisaniem.
Karolina Hejmanowska: Tak, w tej kwestii nie jestem wyjątkiem. Moja przygoda z pisaniem pamiętnika rozpoczęła się dawno temu, w 2003 roku, byłam wtedy jedenastoletnią dziewczynką. Pierwszy wpis dotyczył wakacji w Szczawnicy. Spędziłam ten czas z dziadkami i z mamą. Ostatni wpis powstał, jeśli dobrze pamiętam, w 2017 roku. Jak widać, zapiski prowadziłam od dzieciństwa aż do dorosłości. Ostatni wpis dotyczył mojej malutkiej córeczki.
ejotek: W którym momencie nastąpił zatem przełom – zakiełkował pomysł, by napisać pierwszą książkę?
KH: Może Cię zaskoczę, ale nigdy nie marzyłam o napisaniu
książki. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Prowadziłam bloga muzycznego,
zamieszczałam tam nowinki ze świata rocka i metalu, dodatkowo tworzyłam
recenzje albumów muzycznych, których słucham obecnie, jak i tych, których
namiętnie słuchałam w dzieciństwie, a do których, z racji sentymentu, z chęcią
powracam. Jednak nadszedł dzień, w którym wszystko się zmieniło. Blog muzyczny
przestał mi wystarczać, problem w tym, że nie wiedziałam, co powinnam dalej z
tym zrobić. To był rok 2018; pewnego razu odwiedziła mnie koleżanka, taki sam
mól książkowy jak ja, ale tamtego dnia podzieliła się ze mną informacją, która
kompletnie zwaliła mnie z nóg. „Napisałam książkę” – wyznała. Po chwili ciszy
udało mi się wypowiedzieć tylko dwa słowa: że co? [śmiech]. Nie miałam pojęcia,
że pisze, a w tamtym okresie widywałyśmy się często, więc tym bardziej było to
dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Zaczęła mnie namawiać, bym zrobiła to samo.
Wyśmiałam ją. Ja i pisanie książek? To już zupełnie inna forma, to coś dużo
bardziej skomplikowanego niż tworzenie krótkich informacji o nowinkach
muzycznych lub dzieleniem się wrażeniami i opiniami dotyczącymi albumów
muzycznych. Nie wierzyłam w siebie, nawet nie chciałam o tym słyszeć, ale
koleżanka była uparta. Za każdym razem, przy okazji kolejnych spotkań pytała
mnie, co zrobiłam w sprawie książki, jak mi idzie praca. Ale ja szłam w
zaparte: nie potrafię, nie dam rady, nie podołam, to nie dla mnie. Twierdziłam,
że nawet nie wiem, jak zacząć. „Ja zaczęłam od parującej kawy w kubku” –
odpowiedziała [śmiech]. Z jednej strony bawiły mnie jej próby namawiania mnie
do pisania, z drugiej irytowały. Nastał listopad. I wtedy coś się zmieniło.
Postanowiłam jednak spróbować coś napisać. A jak już spróbowałam… poszło z
górki. Na brak weny nie mogłam narzekać. Pracę nad „Adresem w sercu”
rozpoczęłam w połowie listopada 2018 roku, a zakończyłam w maju 2019 roku.
ejotek: A kiedy już napisałaś „Adres w sercu”, co było dalej? Najpierw wysłałaś do wydawnictw czy może ktoś był testerem?
KH: Jedna z bliskich mi osób przeczytała tę historię, zresztą sama ją o to poprosiłam. To był mój pierwszy czytelnik. Chciałam sprawdzić, jaka będzie reakcja, jakie będą wrażenia, jak odbierze tę historię. Czy to, co stworzyłam jest w ogóle warte uwagi. Mimo, że to osoba bliska, wiedziałam, że mogę liczyć na szczerość. A jakby tego było mało, ta osoba w ogóle nie czyta książek. Niezłego kandydata sobie wybrałam, co? [śmiech]. Dodam, że to odbywało się w taki sposób, że wysyłałam fragmenty tekstu na maila tej osoby, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że „nie udźwignie” większej ilości tekstu. Jeszcze w trakcie tworzenia „Adresu…” wysyłałam maile z tekstem. Codziennie po trochu. I codziennie otrzymywałam wiadomości zwrotne. Co w nich było? Wrażenia, odczucia tej osoby. Wielką radość sprawiały mi wiadomości typu: „coś ty tu napisała, jak mogłaś, jestem zły, bo…” – rozumiesz? Nastąpiło uaktywnienie się emocji. A o to w książkach chodzi. Mają one być, ponieważ on dowodzą temu, że powieść nie jest nudna. Kiedyś nawet ta osoba przyznała, że pewne sceny poruszyły ją do tego stopnia, że czuła łzy pod powiekami. Dla mnie nie mogło być lepiej. Mężczyzna, który nie czyta, przeżywa istny wachlarz emocjonalny, a jest to spowodowane moją pierwszą książką. A te łzy to autentyk, kiedyś nawet byłam świadkiem, jak o tym komuś opowiadał nie wiedząc, że byłam świadkiem tej rozmowy. Gorąco mnie zachęcał do próby wydania tej książki i gdyby nie on, z pewnością bym tego nie zrobiła. Mimo jego świetnego przyjęcia, nie potrafiłam zrobić tego kroku, ale on zachęcał i zachęcał… Zwróć uwagę, że tak samo było z napisaniem książki: gdyby nie zachęta koleżanki, wręcz uparte namawianie mnie do tego, nic by z tego nie było. Niestety mam naturę pesymistki i takie wsparcie od bliskich jest w moim przypadku na wagę złota.
Jeśli chodzi o poszukiwanie wydawcy, wyglądało to następująco: z racji tego, iż debiutantowi jest z reguły trudniej zainteresować potencjalnych wydawców, moja koleżanka (ta sama, która napisała książkę), poleciła, bym skontaktowała się z Poligrafem. Wydanie u nich wygląda w taki sposób: płacisz – oni zajmują się drukiem oraz dystrybucją. Szkoda tylko, że nie zajmują się także sprawami związanymi z promocją, przez to informacja o moim debiucie nie zaistniała w świadomości masowego odbiorcy. Sama musiałam zająć się promocją: powysyłałam kilka egzemplarzy do blogerek (zresztą tak się poznałyśmy 😉), podano informację o książce w Punkowym Radiu Underground i… właściwie to tyle. Dodam, że wcześniej Poligraf zorganizował konkurs na książkę wartą wydania, a główną nagrodą było wydanie książki za darmo. Nie wygrałam, ale otrzymałam wyróżnienie, co także bardzo mnie ucieszyło, szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego. Co prawda dzięki wyróżnieniu stworzono dla mnie darmowy baner reklamowy (jest opcja zamówienia go sobie, ale także za tego typu działania normalnie trzeba u nich zapłacić), ale właściwie co to zmieniło? Nic. Nie było odpowiedniej promocji, nad czym ubolewam, bo jestem bardzo zadowolona z tej historii. Ale zanim doszło do wydania, nie byłam w posiadaniu wystarczającej ilości pieniędzy i wtedy stwierdziłam, że porozsyłam tekst do tradycyjnych wydawców. I wiesz co? Pieniądze w końcu udało mi się zdobyć, podpisałam umowę z Poligrafem, a dzień później skontaktował się z mną mój obecny wydawca, czyli Novae Res, bo byli zainteresowani wydaniem „Adresu w sercu”. Szok przeplatał się ze złością i niedowierzaniem. Takie emocje się we mnie kłębiły. Oczywiście byłam zła na siebie za to, że nie poczekałam. Ale skąd miałam wiedzieć? Emocje w końcu opadły. W styczniu 2021 roku, gdy szukałam wydawcy dla „Miłości w rytmie punk rocka”, przypomniałam sobie tę sytuację z Novae Res. Napisałam do nich. Co ciekawe i zaskakujące zarazem, pamiętali tę sytuację z „Adresem w sercu”! Stwierdzili, że z chęcią zapoznają się z moją kolejną książką, poprosili o kilka tygodni cierpliwości. Ależ mi się ten czas dłużył! Jaka była odpowiedź, tego wyjawiać nie muszę. 😉ejotek: Dlaczego spośród tylu możliwości wybrałaś na czas akcji swoich książek akurat lata 90.? Wszak wtedy byłaś małą dziewczynką…
KH: Bardzo lubię muzykę lat 90., chciałam, by moi bohaterowie byli ludźmi z kręgu subkultur. Oprócz tego, chciałam cofnąć się do czasów, gdzie młodzi ludzie nie siedzieli z nosem w smartfonach, nie korzystali z sieci internetowej, by spędzali czas aktywnie. Wehikuł czasu nie istnieje, więc chociażby w taki sposób, za pomocą mojej wyobraźni, chciałam się cofnąć do tamtych czasów. Ostatnia dekada XX wieku funkcjonuje w kręgu moich zainteresowań i nie chodzi mi tylko o muzykę. Polecam pozycję „Jak budowaliśmy kapitalizm. Pierwsze dziesięciolecie”. Lata 90. w pigułce, czyli: polityka, szkolnictwo, muzyka, seriale… oraz takie „kwiatki”, jak: „W Łodzi zorganizowano konkurs na największy nonsens. Konkurencja była duża. Typowano np. uchwałę tamtejszej Rady Miejskiej w sprawie opłat za przewozy promowe, choć w Łodzi żaden prom nie kursował, postawienie słupa na środku jezdni czy parking z zakazem parkowania”. [śmiech]ejotek: Twoje dwie pasje to literatura i muzyka. Czy pisząc lub czytając jednocześnie słuchasz?
KH: Podczas pisania sprzyja mi cisza. Może zaledwie kilka
razy zdarzyło się, że założyłam słuchawki na uszy i włączałam muzykę punkową. Z
reguły zasiadając do pisania, muszę mieć ciszę. Tak samo z czytaniem. Gdy
czytam, nie słucham muzyki. Rozprasza mnie.
ejotek: Nie fascynuję się aż tak muzyką tamtego okresu tak jak Ty. Czy nie bałaś się, że inni mogą być znudzeni takim naciskiem na dzielenie się szczegółami w powieściach?
KH: Nie. W ogóle takie myśli
nie przeszły mi przez głowę. Napisałam książkę tak, jak ją czułam, a jeśli przy
okazji się komuś spodoba, to będzie mi bardzo miło. 😊
ejotek: Podobnie jak debiut, tak i „Miłość w rytmie punk rocka” skupia się na młodych ludziach, używkach, przyjaźni i miłości. Nie brak im problemów… Na ile sama wiesz, jak potoczą się ich losy? A może to oni zmieniają nieco Twoje plany względem ich życia podczas rozwoju akcji?
KH: Generalnie rzadko zmieniam plany pod względem akcji. Pomysły na dane sytuacje przychodzą mi do głowy na długo przed przeniesieniem je na… papier, chciałoby się rzec, ale korzystam wyłącznie z laptopa. 😉 Bywa też i tak, że pomysł pojawia się w trakcie tworzenia, na bieżąco. Bardzo rzadko „wyrzucam” dany pomysł lub zmieniam.
ejotek: Który z bohaterów „Miłości…” był Twoim ulubionym?
KH: To proste pytanie, ale tylko z pozoru. Nie mam pojęcia. Większość moich bohaterów darzę sympatią, jestem z nimi bardzo związana. Uwielbiam Julkę, jest urocza, cicha, nieśmiała i uczuciowa, ale lubię także Aleksa, którego styl ubioru zdaje się mówić „jestem niegrzecznym chłopcem” [śmiech], zresztą jego postawa do otaczającego świata także, ale przecież gdzieś głęboko w środku nie różni się od Julki. Jest dobry, wrażliwy, uczuciowy. Potrafi kochać całym sobą, czemu zresztą on sam się dziwi. W tym miejscu „oddajmy” głos samemu Aleksowi: „Nigdy nie posądziłbym siebie o to, że jestem w stanie wykrzesać z siebie takie pokłady uczuć”.
ejotek: Jak wyglądał proces tworzenia takich grubasków?
Wszak trzeba bardzo dokładnie pilnować wieku bohaterów, ich pasji czy innych
detali. Tworzysz tablicę z informacjami?
KH: Niczego nie zapisuję na boku. Wszystko mam w głowie.
Jedyne, co robię przed otwarciem pliku z tekstem, to otwarcie strony z
kalendarzem z przeszłych lat. Jak sama wiesz, jedno z miejsc akcji to szkoła.
Musiałam dokładnie sprawdzać taki kalendarz, by wiedzieć, którego dnia wypadają
dni nauki szkolnej, a kiedy dni wolne. Pisząc o zakończeniu roku szkolnego
1993/1994, szukałam informacji w sieci, którego dnia on wypadł. Dat i godzin w
książce jest mnóstwo, dlatego możliwość wglądu do takiego wirtualnego
kalendarza to sprawa priorytetowa.
KH: Szczerze? Są momenty, w których trudno mi uwierzyć,
że wydałam już trzy książki. Inną kwestią jest to, że „Miłość w rytmie punk
rocka”, czyli moja najnowsza powieść, jest promowana, obecny wydawca mi to
zapewnił, więc jest to dla mnie absolutna nowość, co chwilę docierają do mnie
informacje od blogerek, które nabyły książkę, by następnie napisać to, co o niej
myślą. Tych osób jest coraz więcej, mój debiut nie mógł liczyć na takie
zainteresowanie, ponieważ – jak już wcześniej wspomniałam – nie był promowany.
I chociażby ten wywiad, którego Ci w tej chwili udzielam także jest dowodem na
jakąś promocję. W tym kontekście to wszystko jest dla mnie nowością.
ejotek: A jakie masz plany na przyszłość? Kolejna książka?
KH: Owszem. Od wielu miesięcy pracuję nad kolejną historią. Zdradzę, że porzucam lata 90., czas akcji będzie nieco inny.
ejotek: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów!
KH: Ja również. 😊 Dziękuję. 😊
Zdjęcia z archiwum autorki
Wywiad przeczytałam z ciekawością i przyjemnością.
OdpowiedzUsuńWywiad przeczytałam z ciekawością i przyjemnością.
OdpowiedzUsuńWywiad przeczytałam z ciekawością i przyjemnością.
OdpowiedzUsuńWywiad przeczytałam z ciekawością i przyjemnością.
OdpowiedzUsuń