Zadanie 7 to:
Co najbardziej szalonego/ekstremalnego zrobiłaś / -łeś w swoim życiu?
Swoimi szaleństwami podzieliło się 5 osób.
Marta Korycka
W 2004 roku po raz pierwszy pojechałam za granicę na 2-tygodniowe wczasy. Padło na Grecję. Byłam zdumiona, jak mój wygląd działa na Greków, jak oni mnie komplementują, zwłaszcza moje nogi i wzrost, ot tak, bo byłam dla nich ładna. Cóż… byłam młoda, zgrabna i powabna, w dodatku zdrowa i w końcu na swoich wymarzonych wakacjach. W czasie przerwy w Mykenach na objazdówce zaczepił mnie jakiś młody Grek, który wyszedł z restauracji. Zaproponował mi spotkanie wieczorem. Powiedziałam, że nie wiem, ale numer telefonu wzięłam. Obiecałam sobie, że jak wygram jakąś nagrodę za zakupy w sklepie z pamiątkami, to się z nim spotkam. Czułam w autokarze, że wygram. Kupione kolczyki przyniosły mi „szczęście”. Wygrałam… posążek nagiego boga greckiego! Napisałam SMS-a do Greka, że będę czekała na niego o godz. 20.00 pod hotelem Posejdon. Wieczorem… szukaliśmy się. Okazało się, że mieszkałam w hotelu Posejdonion, a on był pod hotelem Posejdon. Dzięki Grekowi (nie pamiętam imienia) zobaczyłam miasto Loutraki nocą oraz widok na miasto, zatokę i okolicę ze wzgórza, na którym stała świątynia. Randka w ciemno z Grekiem, była w ciemno, a zarazem w świetle latarni i neonów kasyn, a mój kaleki angielski wcale nie okazał się taki kaleki. Szaleństwo!
Włodek Piasecki
Dałem się namówić żonie na przejażdżkę kołem widokowym w moim mieście- Gdańsku. Nic w tym dziwnego nie byłoby,lecz ja mam " lekki" lęk wysokości, a koło miało TYLKO 55 metrów wysokości.
Moja mina w wagoniku - bezcenna
Beata Kandzia
W
moim życiu coś najbardziej szalonego/ekstremalnego, co zrobiłam, to była
jazda kolejką linową na Szyndzielnię i z niej zjazd, a boję się
wysokości i takich otwartych przestrzeni, czegoś co jest niepewne pod
nogami, po prostu wejścia gdzieś wysoko, różnych zjazdów, bo coś co jest
w powietrzu czy na wodzie, to jest nie dla mnie, gdyż wtedy kręci mi
się w głowie i ogarnia mnie strach, a jednak wtedy się odważyłam i tego
nie żałuję. Było to latem w 2013 roku, podczas wycieczki z naszej
miejscowości, na którą wybrałam się razem z mamą. Odwiedzaliśmy
pobliskie miejscowości i ciekawe miejsca, a tego punktu wycieczki z
kolejką najbardziej się bałam jak to będzie. Gdy dojechaliśmy na
miejsce, małe grupki osób wsiadały do kolejek i odjeżdżały, ja się jakoś
ociągałam i odsuwałam moją kolej, ale w końcu też wsiadłam z mamą i
kilkoma znajomymi, którzy już na wstępie mnie pocieszali, bo widzieli
moje obawy. No i pojechaliśmy :). Trzymałam się mamy, mając w niej
nadzieję, że jakoś to będzie i szczęśliwie dojedziemy, i tak unosiliśmy
się ku górze i przy tym wyłaniały się nam piękne widoki, a ja się bałam,
bo dziwne to było uczucie, ale jakoś też dojechałam :). Tam na górze
mieliśmy trochę odpoczynku, pospacerowaliśmy, podziwialiśmy piękne
widoki, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia, wypiliśmy kawę i ruszyliśmy w
drogę powrotną. Zjeżdżałam z obawą, pocieszeniem mamy i z zaufaniem, że
jakoś to będzie i korzystając z okazji też patrzyłam na ten piękny
świat. Aż w pewnym momencie kolejka zaczęła się kiwać i stanęła... A ja w
płacz. Przytuliłam się mocno do mamy i mówiłam jej, że teraz tu
zostaniemy i wpadniemy w przepaść, że tak akurat na nas trafiło to, że
się ona zepsuła i serce mi waliło ze strachu. A to okazało się, że było
celowe i taka atrakcja tej jazdy, bo po pewnym momencie kolejka ruszyła
dalej i jednak dobrze dojechaliśmy na ziemię, a na mojej twarzy pojawił
się uśmiech i byłam szczęśliwa :). Dziś mogę powiedzieć, że było to
bardzo miłe i piękne przeżycie, i cieszę się, że przełamałam mój lęk,
doświadczając czegoś nowego i ciekawego :).
Bernadeta Rohda
Dla mnie najbardziej ekstremalnym przeżyciem było wejście pieszo na Kasprowy Wierch w 2012 roku. Mam lęk wysokości,a góry jeszcze bardziej go potęgują i ta przestrzeń, która jest dookoła. Bałam się każdego kroku,im wyżej się wchodziło tym bardziej stromo było. Bałam się nawet patrzeć w dół. Dla mnie był to nie lada wyczyn, ale wiedziałam, że widok na samym szczycie zrekompensuje mi wszystko. To wejście na szczyt może nie do końca zniwelowało mój lęk, ale dało poczucie, że w życiu warto spróbować przełamać bariery, które nas hamują i nie pozwalają nam iść do przodu.
Agnieszka (Chaga)
Wyprawę na czynny wulkan Pacaya w Gwatemali mogę chyba zaliczyć jako przygodę dość ekstremalną. Wejście pod krater z gorącą płynącą lawą, było niezwykłym przeżyciem. Wędrówka po zaschniętej lawie, kamieniach i pyle do najlżejszych nie należała. Płynąca lawa po ciemku wyglądała spektakularnie.
Oczywiście teoretycznie
wchodziłam w okresie bezpiecznym, ale to żywioł i mógł o tym nie
wiedzieć. Całe szczęście mam tylko miłe wspomnienia.
Przyznaję, że niezłą mam zagwozdkę... Czynny wulkan? Randka w ciemno z Grekiem? Na Kasprowym to sobie przypomniałam, że byłam piechotą gdzieś chyba na studiach, kiedy jeszcze zdrowa byłam...
I teraz tak - po przeczytaniu Waszych opowieści postanowiłam nie wartościować, co było bardziej lub mniej ekstremalne, byłoby to niesprawiedliwe... Strach każdemu zaglądał w oczy...
Dlatego punkty będą bardzo podobne, różnica polega na sposobie opisania, czy poczułam podczas czytania emocje.
Punktacja:
Marta Korycka - 5,5 pkt
Włodek Piasecki - 4,5 pkt
Beata Kandzia - 5 pkt
Bernadeta Rohda - 4,5 pkt
Agnieszka (Chaga) - 5,5 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałaś/-łeś to co napisałam, napisz co o tym myślisz, będzie mi miło :)
Zastrzegam sobie prawo do usuwania komentarzy anonimowych, obraźliwych i spamu.