Strony

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Anna Dąbrowska "W rytmie passady" - przedpremierowo





Autor: Anna Dąbrowska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: planowana na 24 kwietnia 2017
Liczba stron: 392











Z twórczością Anny Dąbrowskiej miałam już do czynienia kilkukrotnie, ale to dopiero druga jej książka pod własnym nazwiskiem. "Nakarmię cię miłością" było wyśmienitą ucztą, zaskoczeniem i miałam po niej czytelniczego kaca. Przed lekturą "W rytmie passady" trochę się zastanawiałam co autorka wymyśli tym razem... Czy ta książka ma szansę być lepsza po takim hicie? Chcecie wiedzieć jak ją odebrałam? Zapraszam na recenzję.

Julita Poll to przyszła maturzystka. Wraz z najlepszą przyjaciółką a zarazem kuzynką Olą Zawadzką, chodzi dwa razy w tygodniu na treningi zumby w starym magazynie. Pewnego dnia okazuje się, że ich dotychczasowa trenerka - Karolina - złamała nogę i zastąpi ją przystojniak Kuba. Od samego początku zawiesza swój wzrok na Juli, którego ona nie może znieść. Nie wie też, że wnikliwa obserwacja nowego instruktora będzie skutkowała pojawieniem się w jej życiu pewnego mężczyzny... Tylko w jakim celu i czy ona sobie z tym poradzi... Wszak często zachowuje się dziwnie a nawet irracjonalnie. Czas wolny lubi spędzać z książkami lub kolorowankami. Unika imprez i dyskotek, trzyma się raczej na uboczu, stara się też nie zawierać nowych znajomości, zwłaszcza z płcią przeciwną. Już z daleka pachnie mi tu trudną przeszłością... Co takiego wydarzyło się w życiu tej dziewczyny trzy lata temu, że nadal czuje ból, wstyd oraz smak krwi w ustach a każda stresowa sytuacja sprawia, że wstrząsają nią torsje? Prawdę zna tylko Ola. Nikt więcej. Nawet matka...   [Ach, no tak... jeszcze autorka, ale ona każe bardzo długo czekać na ujawnienie tajemnicy]

Wielkimi krokami zbliża się studniówka a Jula nie umie poloneza, nie ma partnera, jest tylko pośmiewiskiem wśród rówieśników. Najchętniej w ogóle by tam nie poszła... Demony przeszłości nie pozwalają jej cieszyć się z tej uroczystości. Nawet myśl o Sopocie, gdzie spędziła siedemnaście lat swojego życia, napawa ją lękiem.


Marcel Rucki jest nauczycielem tańców latynoamerykańskich. Nie zawsze brał życie na poważnie podejmując właściwe i słuszne decyzje. Stawiał na spontaniczność nie przejmując się uczuciami innych. Popełnił kilka błędów, ale od kiedy dowiedział o poważnej chorobie matki - wydoroślał. Kuba jest jego dobrym (?) kumplem i wpadł na pomysł jak pomóc mu w zdobyciu pieniędzy dla matki. Marcel musi wystartować w konkursie tańca z amatorką. Jednak kizomba to intymna gra dwóch ciał... Czy Jula zgodzi się takie wyzwanie? Czy pokona swoje lęki i nauczy się tego tańca w trzy miesiące jeśli pozna cel przyświecający Marcelowi? Czy będzie potrafiła rozluźnić się, zaufać partnerowi i znieść jego dotyk? Czy wyzna mu prawdę o swojej przeszłości?


Dla Julity i Marcela rytm passady ma być lekiem, choć dla każdego ma inne znaczenie. Oboje potrzebują spokoju. Oboje muszą pozbyć się swoich lęków. Oboje muszą na czas treningów zapomnieć o problemach i skupić się na sobie, na bliskości ciał, na zmysłowych ruchach, na płonących oczach. Czy ta nietypowa terapia im pomoże? Czy pomogą sobie nawzajem?


"W rytmie passady" to kolejny stopień, na który wspięła się Anna Dąbrowska na początku swojej pisarskiej kariery. Ta książka jest jeszcze lepsza niż poprzednia i mam nadzieję, że Ania utrzyma wysoki poziom. Jak sama wspomina na swoim profilu, najważniejsze są dla niej emocje. Doskonale widać to w powieści. Bieżąca fabuła nie jest rollercoasterem, toczy się w miarę leniwie, serwując nam kolejne lekcje tańca, reakcje Julity na bliskość czy wiadomości ostanie zdrowia matki Marcela. Z pozoru spokój, prawda? Jednak książka aż kipi od emocji! Byłam zaintrygowana, zainteresowana, zmartwiona, przepełniona nadzieją i oczekiwaniem. Trzymałam kciuki za relacje bohaterów, za ich wygraną, za zdrowie pani Ruckiej. Zaś każdy okruszek wiadomości dotyczących traumy Juli sprzed lat burzył moją krew. Nie mogłam doczekać się ujawnienia prawdy - a kiedy ją poznałam... zamarłam. Po policzkach potoczyły się łzy, serce znacząco przyspieszyło, ciśnienie wzrosło... Książkę musiałam na chwilę odłożyć, bowiem historia Julity mnie przerosła... Jej fragmenty są jakże podobne do pewnych wydarzeń z mojej własnej przeszłości... Nie spodziewałam się tego! Choć od początku miałam pewne przypuszczenia czego może dotyczyć lęk Juli... Wprawdzie nie do końca udało mi się odgadnąć co przygotowała autorka, ale to podobieństwo spowodowało, że historię tej dziewczyny przeżywałam podwójnie i wyjątkowo. Odebrałam ją strasznie osobiście i rozumiałam odczucia oraz zachowanie bohaterki... Sama bowiem musiałam wiele zmienić w życiu, bo przeszłość wciąż mnie prześladowała...

Jednak jeśli myślicie, że przeszłość Julity to jedyny moment kiedy autorka mnie zaskoczyła i potrząsnęła moimi wyobrażeniami o losach bohaterów to się mylicie. Wiedziałam, że w finale raczej nie będzie sielankowo, ale to co zaserwowała Dąbrowska to... no nie mam słów! Szok i niedowierzanie. Nie tego się spodziewałam! [już to chyba pisałam prawda? No ale nie można użyć innych słów...taka jest po prostu prawda]. Tak zagrać na nosie czytelnika...

Mimo, że od chwili gdy czytałam powieść (w styczniu) minęło już kilka miesięcy, to ta historia nadal we mnie żyje. Wciąż nie potrafię zapomnieć o przełamującej lody zmysłowości czy o okrutnej prawdzie skrywanej przez nastolatkę. Trudno jest opisać moje wrażenia, bowiem sądzę, że każdy odbierze książkę inaczej, w zależności od tego jak wyglądało jego życie i na ile wczuje się w problemy bohaterów. Jeśli chodzi o język, dialogi czy płynność wypowiedzi to chyba nie mam się do czego przyczepić, bowiem nie zwróciłam uwagi na nic, poza snutą opowieścią... W ogóle nie zwróciłam uwagi na nic poza nią. Fabuła zwyczajnie mnie wciągnęła. Ale to chyba najlepsza rekomendacja, prawda? :)
Tylko to zakończenie... mimo, że to nie do końca mój ulubiony trend to przyznaję - inne zakończenie by tutaj nie pasowało.

Ania Dąbrowska doskonale "namalowała" słowa w tej historii dwojga poturbowanych przez los ludzi.  Zwróciła uwagę na kruchość życia, na bycie chorym czy skrzywdzonym i że powinniśmy mieć obok siebie kogoś bliskiego, kto wysłucha, poda chusteczkę, przytuli i zrozumie. Udowodniła jednocześnie, że zawsze mamy szansę, by małymi kroczkami powrócić do normalności, do radości wypełniającej nasze serca każdego dnia. Bo komuś trzeba zaufać, kogoś trzeba do siebie dopuścić, by pomógł nam wyjść ze skorupy. Bardzo emocjonalna i trafiająca do serca człowieka lektura.



Książka przeczytana w ramach styczniowych wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorce

9 komentarzy:

  1. No proszę, kipiące emocje! Dawno nie czytałam nic emocjonującego, więc chętnie bym się skusiła na tę powieść ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do tańców - to muszę się w końcu ogarnąć i zapisać na jakiś kurs. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam książki z wplecionym wątkiem tanecznym :) Niestety większość, jakie wpadały mi kiedyś w ręce, to były dość wątpliwej jakości romansidła i trochę się zniechęciłam. Jednak ta chyba taka nie jest, sprawdzę, a co mi tam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoja recenzja mnie zachęciła do przeczytania tej książki, co więcej - uświadomiła mi, że nigdy jeszcze nie czytałam książki z wątkiem tanecznym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jestem zbytnio przekonana do polskich autorów/ek, ale może spróbuje przeczytać tę książkę. Mam nadzieje że się nie zawiode :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O książka mnie zainteresowała sama okładka, a po twojej recenzji na pewno ją przeczytam mój blog

    OdpowiedzUsuń
  7. O, ksiązka prawie dla mnie, ale z polskimi realiami, a takich nie lubię.
    Pozdrawiam i zappraszam do mnie
    polecam-goodbook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię książki z wątkami tańca. Za przeczytaniem tej dodatkowo przemawia to, że wywołuje uczucia. Coś idealnego dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewnie się skuszę, tylko nie wiem, kiedy przeczytam (:

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałaś/-łeś to co napisałam, napisz co o tym myślisz, będzie mi miło :)

Zastrzegam sobie prawo do usuwania komentarzy anonimowych, obraźliwych i spamu.