L. Fabisińska - z FB autorki |
Napisałam wtedy, że nikogo nie nominuję, lecz każdy chętny może udzielić własnych odpowiedzi. I wiecie co? Autorka "Córeczki" i "Śnieżynek" (i nie tylko, ale tylko te czytałam) Liliana Fabisińska napisała do mnie maila, że pytania tak ją zaintrygowały, że postanowiła sobie na nie odpowiedzieć. Otrzymałam zgodę na publikację, zatem zachęcam do poznania nieco bliżej - i z nieco innej, niż typowo książkowa - strony naszej polskiej, świetnej powieściopisarki.
Pani Liliano - bardzo dziękuję :) nie tylko za dobrowolne odpowiedzi, ale i za serce!
1)
Gdyby anioła można było zobaczyć, jak twoim zdaniem powinien
wyglądać?
Jak dobry przyjaciel, z uśmiechem, w którym nie ma ani śladu wyższości czy osądzania nawet najgłupszych z moich kroków. Mam kilka takich aniołów obok siebie. Nie bez powodu słowami najczęściej z aniołami wiązanymi są “cierpliwość” i “dobroć”. Taki właśnie musi być anioł. Wygląd jest chyba mniej ważny, chociaż ja słowo “anioł” widzę zawsze w leciuteńkim błękicie, takim jak niebo w bardzo słoneczne popołudnie. I, nie wiem dlaczego, na anielskim nosku powinno się chyba znajdować kilka piegów.
2) Horror, romans historyczny czy fantasy? Co byś wybrał/a?
NIC! To wszystko są absolutnie nie moje kategorie. Uwielbiam thrillery, ale nie horrory. Wampiry i zombie, a nawet krwiożercze piranie zmutowane przez atak dronów, zupełnie mnie nie bawią. Romans historyczny też nie... Dobra historia w kostiumie z epoki owszem... ale raczej Jane Austin, lub kawał prawdziwej historii (najchętniej Tudorów) niż typowy romans historyczny, który często oznacza wzięcie z historii dwóch postaci, trzech faktów, i polanie obficie sosem wyobraźni autora w zupełnie dowolnych proporcjach i bez dbałości o jakiekolwiek prawdopodobieństwo. A więc fantasy? No.. może? W końcu dawno, dawno temu napisałam “Amora z ulicy Rozkosznej”, w którym występuje smok, i to całkiem niezwyczajny. Lubię bajki, więc chyba najbliżej mi do fantasy. Chociaż tak naprawdę najbardziej lubię czytać o tym, co dzieje się tu (czyli na Ziemi) i teraz (czyli w XX lub XXI wieku).
3) Jeżeli miałbyś/miałabyś taką możliwość, to którą z postaci literackich byś ocalił/a?
Bohaterkę “Love Story”. To była chyba pierwsza historia miłosna, którą przeczytałam, jako mocno nieletnia osoba. Boże, jak ja płakałam! A potem obejrzałam ekranizację! Ze trzydzieści razy! Płakałam już na napisach początkowych, płakałam w sklepie, gdzie z głośnika leciała melodia z “Love Story”. Jennifer Cavilleri, wracaj! Żyjcie długo i szczęśliwie i miejcie dużo dzieci! Chcę o tym przeczytać! O tym, jak taka wielka miłość poradzi sobie z prozą życia…
4) Bezludna wyspa, możesz zabrać ze sobą (nie będę tak okrutna i nie powiem, że jedną) 5 książek. Jakie tytuły spakujesz do plecaka?
Zabieram kindle’a, a na nim całą bibliotekę!
Jak dobry przyjaciel, z uśmiechem, w którym nie ma ani śladu wyższości czy osądzania nawet najgłupszych z moich kroków. Mam kilka takich aniołów obok siebie. Nie bez powodu słowami najczęściej z aniołami wiązanymi są “cierpliwość” i “dobroć”. Taki właśnie musi być anioł. Wygląd jest chyba mniej ważny, chociaż ja słowo “anioł” widzę zawsze w leciuteńkim błękicie, takim jak niebo w bardzo słoneczne popołudnie. I, nie wiem dlaczego, na anielskim nosku powinno się chyba znajdować kilka piegów.
2) Horror, romans historyczny czy fantasy? Co byś wybrał/a?
NIC! To wszystko są absolutnie nie moje kategorie. Uwielbiam thrillery, ale nie horrory. Wampiry i zombie, a nawet krwiożercze piranie zmutowane przez atak dronów, zupełnie mnie nie bawią. Romans historyczny też nie... Dobra historia w kostiumie z epoki owszem... ale raczej Jane Austin, lub kawał prawdziwej historii (najchętniej Tudorów) niż typowy romans historyczny, który często oznacza wzięcie z historii dwóch postaci, trzech faktów, i polanie obficie sosem wyobraźni autora w zupełnie dowolnych proporcjach i bez dbałości o jakiekolwiek prawdopodobieństwo. A więc fantasy? No.. może? W końcu dawno, dawno temu napisałam “Amora z ulicy Rozkosznej”, w którym występuje smok, i to całkiem niezwyczajny. Lubię bajki, więc chyba najbliżej mi do fantasy. Chociaż tak naprawdę najbardziej lubię czytać o tym, co dzieje się tu (czyli na Ziemi) i teraz (czyli w XX lub XXI wieku).
3) Jeżeli miałbyś/miałabyś taką możliwość, to którą z postaci literackich byś ocalił/a?
Bohaterkę “Love Story”. To była chyba pierwsza historia miłosna, którą przeczytałam, jako mocno nieletnia osoba. Boże, jak ja płakałam! A potem obejrzałam ekranizację! Ze trzydzieści razy! Płakałam już na napisach początkowych, płakałam w sklepie, gdzie z głośnika leciała melodia z “Love Story”. Jennifer Cavilleri, wracaj! Żyjcie długo i szczęśliwie i miejcie dużo dzieci! Chcę o tym przeczytać! O tym, jak taka wielka miłość poradzi sobie z prozą życia…
4) Bezludna wyspa, możesz zabrać ze sobą (nie będę tak okrutna i nie powiem, że jedną) 5 książek. Jakie tytuły spakujesz do plecaka?
Zabieram kindle’a, a na nim całą bibliotekę!
Nie
mogę? Hmm, no więc:
1.
”Mały Książę” Saint-Exupery’ego. Mądrość, wzruszenia,
uśmiechy, łzy... Jest tu wszystko. Od dzieciństwa odkrywam ją na
nowo.
2.
“Jednoroczna wdowa” Johna Irvinga. Kocham tego pisarza za
wszystkie książki, ale ta jest numerem jeden na mojej liście. Taka
kompletna, wielowątkowa, taka... Ach!
3.
“Mag” Johna Fowlesa. Pierwszy raz czytałam w uniesieniu, z
totalnym zachwytem. Drugi raz z irytacją. To powieść inicjacyjna,
chyba się z niej w pewnym okresie życia, doświadczeń,
świadomości, po prostu wyrasta. Ale myślę, że na wyspie
odkryłabym ją ponownie. Bo to przecież o wyspie jest!
4.
No cóż, “Siedem życzeń”. To nowa, świąteczna antologia
opowiadań wydawnictwa Filia. Autorki to Magda Witkiewicz, Natasza
Socha, Ałbena Grabowska, Małgorzata Warda, Małgorzata Kalicińska i
Agnieszka Krawczyk. No i ja. Bohaterowie spotykają się w pewnym
mazurskim pensjonacie. Każdy przyjeżdża w innym czasie, z innej
strony, z innego powodu. Ich losy łączą się w nieprzewidywalny
sposób. Jestem nie tylko autorką jednej z tych historii, ale też
redaktorką całej książki. Miałam za zadanie dopilnować, by
opowiadania łączyły się, zazębiały, a nie wykluczały
wzajemnie. Okazało się to bardzo karkołomne, zabrało mi kilka
tygodni... Nie mogłam przestać czytać tej książki, wciąż
znajdowałam jakąś maleńką nieścisłość, u kogoś bohater był
w danym momencie przed domem, a u innej autorki – w domu,
u jednej zadzwonił do drzwi, a u drugiej zapukał... Tropiłam to
jak Sherlock Holmes, dzień i noc. Dziś książka pojechała do
drukarni. Ale gdybym ją zabrała na bezludną wyspę, na pewno bym
się nie nudziła. Mogłabym tak tropić i ulepszać jeszcze przez
rok. Bo czuję, że tam gdzieś czai się jeszcze jakaś nieścisłość,
której nie zauważyłam…
5.
Oczywiście to byłaby ta moja, najnowsza, jeszcze nie napisana.
Wreszcie bym miała czas, żeby się nią zająć!
5) Dokąd byś się wybrał/a w podróż marzeń?
Zawsze, kiedy przychodzi czas na długi lub krótki urlop, jest tak samo. Przeglądam zdjęcia w sieci, ceny biletów, przewodniki, oferty mieszkań do wynajęcia. Planuję, sprawdzam przeróżne kierunki. A potem i tak ląduję we Włoszech. Bo to jest miejsce, gdzie czuję się naprawdę szczęśliwa. Mając 19 lat wyszłam z pociągu w Wenecji o wschodzie Słońca, zaspana i trochę wkurzona na współpasażerów... Jeden krok, i za drzwiami małego białego dworca przed moimi oczyma pojawił się inny świat. Canal Grande, tramwaje wodne, zapach kawy, śpiewający robotnicy, idący do pracy... Kilka kolejnych kroków i byłam na targu na Rialto. Sprzedawca podrzucał w górę wesoło śliskie ryby, lśniące w promieniach porannego Słońca. Kobieta układała stos pomarańczy, śpiewając jak diva operowa. Przepadłam. Zwariowałam. Zakochałam się. Po powrocie do domu od razu znalazłam nauczycielkę włoskiego. Wracam do Włoch co roku. Mam swoje ścieżki, swoich przyjaciół, swoje miejsca, z dala od turystycznych szlaków, swoje knajpki, gdzie jedzą tylko miejscowi, i swoje puste zatoczki. I kiedy ktoś pyta, jakie miasto podoba mi się najbardziej, odpowiadam jak księżniczka Anna z “Rzymskich wakacji”: Każde na swój sposób... Nie! Rzym. Zdecydowanie Rzym.
5) Dokąd byś się wybrał/a w podróż marzeń?
Zawsze, kiedy przychodzi czas na długi lub krótki urlop, jest tak samo. Przeglądam zdjęcia w sieci, ceny biletów, przewodniki, oferty mieszkań do wynajęcia. Planuję, sprawdzam przeróżne kierunki. A potem i tak ląduję we Włoszech. Bo to jest miejsce, gdzie czuję się naprawdę szczęśliwa. Mając 19 lat wyszłam z pociągu w Wenecji o wschodzie Słońca, zaspana i trochę wkurzona na współpasażerów... Jeden krok, i za drzwiami małego białego dworca przed moimi oczyma pojawił się inny świat. Canal Grande, tramwaje wodne, zapach kawy, śpiewający robotnicy, idący do pracy... Kilka kolejnych kroków i byłam na targu na Rialto. Sprzedawca podrzucał w górę wesoło śliskie ryby, lśniące w promieniach porannego Słońca. Kobieta układała stos pomarańczy, śpiewając jak diva operowa. Przepadłam. Zwariowałam. Zakochałam się. Po powrocie do domu od razu znalazłam nauczycielkę włoskiego. Wracam do Włoch co roku. Mam swoje ścieżki, swoich przyjaciół, swoje miejsca, z dala od turystycznych szlaków, swoje knajpki, gdzie jedzą tylko miejscowi, i swoje puste zatoczki. I kiedy ktoś pyta, jakie miasto podoba mi się najbardziej, odpowiadam jak księżniczka Anna z “Rzymskich wakacji”: Każde na swój sposób... Nie! Rzym. Zdecydowanie Rzym.
Każda podróż w
najpiękniejsze, najcudowniejsze miejsce, do Południowej Afryki, na
Kanary, do Paryża czy Wiednia, kończy się tą samą myślą: Było
bosko, ale teraz czas wrócić do Włoch.
6) Jaki według ciebie jest najbardziej zmysłowy zapach?
Brzoskwinie. Arbuzy. Czereśnie. Jest tyle owoców, za których zapachem poszłabym jak w dym. Gdyby nie to, że jestem alergiczką, a takie zapachy przyciągają owady, używałabym zamiast perfum właśnie olejków owocowych. Jest też pewien zapach sprzed lat... Męski dezodorant Derby, przywożony z NRD. Używał go mój pierwszy chłopak, w czasach wczesno licealnych. Jestem najlepszym dowodem na to, że “prawo pierwszych połączeń”, opisywane przez psychologów, naprawdę istnieje. Nie wiem, czy ten dezodorant jest jeszcze produkowany, ale ze dwa razy na ulicy albo w autobusie poczułam jego zapach... Musiałam mocno się trzymać, żeby nie pójść za nim na koniec świata. Chociaż nie miałam pojęcia, kto nim na tej ulicy pachniał.
7) Gdybyś mógł/mogła zamieszkać w pałacu, skromnym wiejskim domu albo starym dworku, którą opcję byś wybrał/a?
Wiejski domek. Nie jestem damą, nawet do garnituru na ważne okazje zakładam pomarańczowe sportowe sandały, a więc nie pasują do mnie ani pałace ani dworki. Skromny domek z dala od ludzi to jest to. Powiesiłabym w oknach suche zioła, wieniec czosnku przy kuchni... I nikomu, poza najbliższymi, nie podałabym adresu! Bardzo lubię samotność. Pod warunkiem, że w domku tym byłby internet, dużo książek i moskitiery w oknach. Bo – jak już mówiłam – jestem straszną alergiczką i kilka gatunków owadów może w minutę przenieść mnie na tamten świat...
8) Jesteś w posiadaniu czarodziejskiego stoliczka nakryj się. Jakie potrawy pojawiłyby się na Twoim stole i z kim chciałbyś/chciałabyś zasiąść do posiłku?
Prosiłabym ten stoliczek codziennie o tylko dwie rzeczy, których nigdy nie mam dość. Po pierwsze, czereśnie. Uwielbiam je. Kupuję już w maju te wczesne, drogie jak diabli, sprowadzane nie wiadomo skąd… Po prostu nie mogę się powstrzymać. A potem w sierpniu szukam po sklepach i bazarkach tych ostatnich, najpóźniejszych, byle jakich.. żeby jeszcze choć raz zjeść je przed zimą. Przez całe lato jem czereśnie codziennie, w straszliwych ilościach. Nie umiem przerwać w połowie miski. Jem do dna.
6) Jaki według ciebie jest najbardziej zmysłowy zapach?
Brzoskwinie. Arbuzy. Czereśnie. Jest tyle owoców, za których zapachem poszłabym jak w dym. Gdyby nie to, że jestem alergiczką, a takie zapachy przyciągają owady, używałabym zamiast perfum właśnie olejków owocowych. Jest też pewien zapach sprzed lat... Męski dezodorant Derby, przywożony z NRD. Używał go mój pierwszy chłopak, w czasach wczesno licealnych. Jestem najlepszym dowodem na to, że “prawo pierwszych połączeń”, opisywane przez psychologów, naprawdę istnieje. Nie wiem, czy ten dezodorant jest jeszcze produkowany, ale ze dwa razy na ulicy albo w autobusie poczułam jego zapach... Musiałam mocno się trzymać, żeby nie pójść za nim na koniec świata. Chociaż nie miałam pojęcia, kto nim na tej ulicy pachniał.
7) Gdybyś mógł/mogła zamieszkać w pałacu, skromnym wiejskim domu albo starym dworku, którą opcję byś wybrał/a?
Wiejski domek. Nie jestem damą, nawet do garnituru na ważne okazje zakładam pomarańczowe sportowe sandały, a więc nie pasują do mnie ani pałace ani dworki. Skromny domek z dala od ludzi to jest to. Powiesiłabym w oknach suche zioła, wieniec czosnku przy kuchni... I nikomu, poza najbliższymi, nie podałabym adresu! Bardzo lubię samotność. Pod warunkiem, że w domku tym byłby internet, dużo książek i moskitiery w oknach. Bo – jak już mówiłam – jestem straszną alergiczką i kilka gatunków owadów może w minutę przenieść mnie na tamten świat...
8) Jesteś w posiadaniu czarodziejskiego stoliczka nakryj się. Jakie potrawy pojawiłyby się na Twoim stole i z kim chciałbyś/chciałabyś zasiąść do posiłku?
Prosiłabym ten stoliczek codziennie o tylko dwie rzeczy, których nigdy nie mam dość. Po pierwsze, czereśnie. Uwielbiam je. Kupuję już w maju te wczesne, drogie jak diabli, sprowadzane nie wiadomo skąd… Po prostu nie mogę się powstrzymać. A potem w sierpniu szukam po sklepach i bazarkach tych ostatnich, najpóźniejszych, byle jakich.. żeby jeszcze choć raz zjeść je przed zimą. Przez całe lato jem czereśnie codziennie, w straszliwych ilościach. Nie umiem przerwać w połowie miski. Jem do dna.
Druga
rzecz to pomidory. Ale te konkretne, od pani Zosi, która ma mały
ogródek, i ze swoją siostrą uprawia w nim pomidory. Czasami
sprzedają kilogram lub dwa, tylko kilku osobom. Pani Zosia ma 82
lata, jej siostra 86. Ich pomidory są najlepsze na świecie. Jadam
tylko te jedne jedyne. Ktokolwiek ich spróbował, wie, że wszystkie
inne są bez smaku. Kiedy się kończą, zrywam więc z pomidorami aż
do następnego lata.
A
z kim była chciała usiąść do tego magicznego,
pomidorowo-czereśniowego posiłku? Chyba z Hanką, moją
przyjaciółką, która nie żyje od lat. Tylu rzeczy nie zdążyłam
jej powiedzieć, o tyle zapytać. Chciałabym jej przedstawić moją
córkę. Wiem, że by się polubiły.
9) Jaki film lub książka zaintrygowały Cię tak, że chciałbyś podążyć śladem ich bohaterów?
Bardzo często podążam śladami bohaterów książek. Za każdym razem, gdy mam okazję, odwiedzam miejsca opisane przez moich ukochanych autorów. Na pierwszym miejscu jest chyba John Irving. Jego śladami chodziłam po Amsterdamie (moja biedna mama, towarzysząca mi w podróży, musiała znieść nawet szukanie dokładnego adresu, i konkretnego okna, w dzielnicy czerwonych latarni!), i po Oslo, i po Kopenhadze... Odwiedzałam hotele, windy, kościoły, księgarnie, posterunki policji, a nawet pracownię tatuażu... Wszystko dla Irvinga! W Grecji popłynęłam z kolei na wyspę Spetses, gdzie John Fowles pracował jako nauczyciel w szkole z internatem, i gdzie narodził się jego “Mag”. Szkoły już nie ma, budynki, kiedy tam dopłynęłam małą łódeczką, były częściowo remontowane, częściowo zrujnowane, otoczone drutem kolczastym. Przelazłam przez dziurę w ogrodzeniu i stałam, i napawałam się: to tu!
Tę
manię mam chyba od bardzo dawna. Mając 15 czy 16 lat, wykorzystałam
przesiadkę w Poznaniu, żeby z bardzo ciężkim plecakiem pójść
na Roosevelta 5, pod dom z wieżyczką...
10) Podróżujesz z nawigacją czy z mapą?
Z mapą! Mam chorobę lokomocyjną, więc patrzenie zza kierownicy na ekranik, na którym coś się porusza, wywołuje u mnie silne mdłości. Uwielbiam mapy, jestem dobrym pilotem, przejechałam całe RPA samochodem ze zniszczoną, papierową mapą... A kiedy jadę sama, mapa leży na siedzeniu obok mnie, żebym mogła szybko zerknąć. Zawsze docieram bez problemu na miejsce.
11) Zdjęcia - wolisz takie w albumie czy cyfrowe w komputerze?
Zdecydowanie papierowe zdjęcia, w dużym papierowym albumie... Żadne tam foto-książki, albo albumy ze przegródkami z folii. Muszą być grube kartki, czarne lub kremowe... Zdjęcia przyklejane na rożki lub na podklejki... Mam okropne zaległości w układaniu albumów, ale zdjęcia uparcie wywołuję i odkładam na długie zimowe wieczory... Kiedyś to zrobię, za rok, albo za dwa... Uwielbiam też albumy mojej matki chrzestnej. Zawsze, będąc w jej starym, pięknym domu, zasiadam na kanapie i oglądam, oglądam... rozmawiam, i oglądam.. Moja córka robi to samo, kiedy tam wchodzi. Leci do pokoju z albumami, wyciąga je z szafy i zaczyna: A to kto? A to? A kiedy to było? Mamusiu, to naprawdę ty i ciocia, jak byłyście małe? Mam nadzieję, że sama też będzie takie albumy układała w przyszłości....
A tak przy okazji tak sympatycznego postu to wiecie, że dziś jest moja 6 rocznica ślubu?
10) Podróżujesz z nawigacją czy z mapą?
Z mapą! Mam chorobę lokomocyjną, więc patrzenie zza kierownicy na ekranik, na którym coś się porusza, wywołuje u mnie silne mdłości. Uwielbiam mapy, jestem dobrym pilotem, przejechałam całe RPA samochodem ze zniszczoną, papierową mapą... A kiedy jadę sama, mapa leży na siedzeniu obok mnie, żebym mogła szybko zerknąć. Zawsze docieram bez problemu na miejsce.
11) Zdjęcia - wolisz takie w albumie czy cyfrowe w komputerze?
Zdecydowanie papierowe zdjęcia, w dużym papierowym albumie... Żadne tam foto-książki, albo albumy ze przegródkami z folii. Muszą być grube kartki, czarne lub kremowe... Zdjęcia przyklejane na rożki lub na podklejki... Mam okropne zaległości w układaniu albumów, ale zdjęcia uparcie wywołuję i odkładam na długie zimowe wieczory... Kiedyś to zrobię, za rok, albo za dwa... Uwielbiam też albumy mojej matki chrzestnej. Zawsze, będąc w jej starym, pięknym domu, zasiadam na kanapie i oglądam, oglądam... rozmawiam, i oglądam.. Moja córka robi to samo, kiedy tam wchodzi. Leci do pokoju z albumami, wyciąga je z szafy i zaczyna: A to kto? A to? A kiedy to było? Mamusiu, to naprawdę ty i ciocia, jak byłyście małe? Mam nadzieję, że sama też będzie takie albumy układała w przyszłości....
A tak przy okazji tak sympatycznego postu to wiecie, że dziś jest moja 6 rocznica ślubu?
Ewelinko! Z okazji rocznicy wielu lat w szczęściu i nieustającej miłości (-: Miłego świętowania (-: Odpowiedzi pani Liliany rewelacyjne, niezwykła osobowość (-: Bardzo się cieszę, że miałam okazję osobiście spotkać pisarkę (-: W zasadzie miałam nadzieję na kolejne spotkanie w przyszłym tygodniu, ale chyba nie uda mi się dotrzeć )-: Jestem niepocieszona )-; Muszę w końcu przeczytać "Z jednej gliny" (-:
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńJa też się cieszę ze spotkania z autorką, było mega sympatyczne :) A wpisywania dedykacji nie zapomnę dłuuuugo :)
Podoba mi się, że sama autorka podjęła się trudu odpowiedzenia na Twe pytania. Widzę, że też kocha podróże i zapach arbuzów.
OdpowiedzUsuńMnie również, przyznaję że byłam mile zaskoczona :) A odpowiedzi odkryły intrygującą stronę osobowości autorki.
UsuńŚwietne odpowiedzi i rewelacyjne pytania! Widzę, że pisarze i pisarki sami zabiegają, by znaleźć się na Twoim blogu :D Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńAleż mi teraz posłodziłeś :) Ale to nie tak. Autorka przesłała odpowiedzi do mojej wiadomości a to już był mój pomysł, by podzielić się z Wami, bo są niezmiernie ciekawe i sporo mówią o Lilianie Fabisińskiej.
UsuńKochana, spóźnione, ale szczere życzenia - wszystkiego najpiękniejszego z Mężem! :) Pytania i odpowiedzi świetne - aż nabrałam jeszcze większej chęci na poznanie twórczości tej autorki.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńCieszę się, że odnalazłaś w wypowiedziach autorki coś, co zwiększyło Twoje chęci na jej książki. Wiesz, że ja polecam Ci przede wszystkim "Córeczkę" i "Śnieżynki".