Autor: Agnieszka Kaluga
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: luty 2014
Liczba stron: 288
Czasami wybieramy sobie lekturę ze względu na humor w niej zawarty. Czasami bierzemy pod uwagę kryminał trzymający w napięciu. Innym razem sięgamy po lekką i kobiecą powieść. Jednak czasami nasz wybór nie jest do końca zrozumiały, nawet jeśli znamy treść wybranej książki wcześniej. A już zupełnie nie zrozumiem, dlaczego po ogromnej dawce humoru, którą znalazłam w "Lucynie w opałach", sięgnęłam teraz po lekturę ze śmiercią i hospicjum w roli głównej. Tak, dokładnie takiego tematu dotyczy "Zorkownia", więc jeśli nie jesteście gotowi na tą recenzję - nie czytajcie. To naprawdę trudny temat.
"Zorkownia" zaintrygowała mnie już wtedy, gdy przeczytałam pierwsze zapowiedzi i pomyślałam, że muszę ją przeczytać. Miała chyba stanowić dla mnie coś w rodzaju szalupy ratunkowej, bo przecież istnieją gorsze choroby tego świata niż RZS czy cukrzyca. Da się z nimi żyć. Dzięki Pani Oli z Wydawnictwa Znak mogłam zagłębić się w myśli i emocje ludzi chorych głównie na raka.
Książka jest blogowym zapisem Agnieszki, która studiuje, ma męża i kilkuletniego synka (urodzonego dwa miesiące przed terminem), jednak los jej nie oszczędzał. Aga urodziła jeszcze przecież córeczkę, która zmarła po dziesięciu dniach swojego życia. Najtrudniejsze dla matki tego maleństwa była chwila, gdy pełna bólu wyszeptała do córeczki pozwolenie na odejście i obiecała, że poradzi sobie z tą stratą i życiem po niej następującym. To właśnie tamte wydarzenia skłoniły kobietę do pracy w hospicjum. Agnieszka jest tam wolontariuszką, która dzieli czas między chorych i ofiarowuje im uśmiech, dobre słowo, czasem jakiś drobny upominek, ale przede wszystkim swój czas. Poświęca go każdemu tyle, ile potrzebuje. Wysłuchuje opowieści o przeszłości, tej zdrowej i szczęśliwej, o rodzinach, dzieciach, przyjaciołach, pracy czy ulubionych zajęciach. Czasami musi załagodzić jakiś konflikt, poprawić poduszkę czy podać sok, ale stara się po prostu BYĆ. Agnieszka zawsze na pierwszym miejscu stawia rodzinę chorego, która ma przecież największe prawo do przebywania obok i trzymania za rękę. Ona nie jest ważna, ona po prostu jest kiedy jej potrzebują. Jest cierpliwa, życzliwa i stara się każdemu pomóc tak, jak potrafi. Niekiedy podnosi na duchu rodziny chorych, uczy ich jak ulżyć w cierpieniu bliskim i uszczęśliwić ich w ostatnich dniach czy godzinach życia.
Książka jest ogromnym ładunkiem emocji, uczuć, bólu i walki, którą niestety każdy "obdarzony" rakiem, przegrywa. Z niektórymi pacjentami Agnieszka nawiązała szczególne więzi: Marek, Kazik czy Gosia. Kiedy czytałam ich historie nie potrafiłam opanować łez. Najbardziej - jako matkę - zabolała mnie historia Gosi, która wiedziała co ją czeka i bezsilnie poddawała się coraz większym dawkom morfiny. Pogodziła się z nieuniknionym, jednak serce matki pękało jej z bólu - przecież ma dwuletnią córeczkę - Weronikę. Tak małe dziecko nie weszło jeszcze dobrze w życie a już będzie musiało sobie poradzić bez mamy... Agnieszka wraz z Łukaszem (mężem Gosi) pomogli napisać jej list do Weroniki, który dziewczynka będzie mogła przeczytać jak podrośnie. Ryczałam jak bóbr, a szloch wyrwał mi się wprost z duszy, gdy dotarłam do słów jakimi Gosia - własnoręcznie - zakończyła list: "Nigdy Cię nie zapomnę. Mama" *
Każda z historii opisanych w książce łapie czytelnika za serce. Jedna bardziej, inna mniej. Ale każdy człowiek, o którym mowa jest przecież kimś, kto potrzebuje wsparcia i pomocy. Osoby odwiedzające takie miejsca jak hospicjum czy szpital powinni być naładowani dawką pozytywnych emocji i powinni wspierać osoby chore i ich bliskich. Któż wybiera się w odwiedziny po to, by dołować, zasmucać czy krzywdzić...
Agnieszka Kaluga stara się ofiarować każdemu kawałek swojego serca. W jednej sali będzie nim potrzymanie za rękę, w drugiej podlanie kwiatka na parapecie, a w innej wysłuchanie przez sześć godzin historii życia. Wolontariuszka na przykładzie swojego życia wie już, co znaczy ból po stracie kogoś bliskiego i kochanego nade wszystko. Może dlatego potrafi tak zżyć się z innymi w podobnej sytuacji. Bo przecież choroba nie wybiera tylko ludzi starszych czy samotnych. W hospicjum, o którym pisze Aga są też osoby młode, niekiedy młodsze od niej samej. Są to mężowie, żony, dziadkowie, synowie i córki, matki i ojcowie. Najtrudniejsze są te momenty, gdy w odwiedziny przychodzą małe dzieci czy wnuczęta. Jak wytłumaczyć im tak osobliwą chwilę, jaką jest śmierć?
Zapiski Agnieszki są prowadzone niesystematycznie, nie każdego dnia znalazła czas i siły, by coś napisać. Jednak poszczególne blogowe posty wnoszą tyle nowych informacji, że i tak nie zawsze byłam w stanie zapamiętać imiona wszystkich podopiecznych. Styl pisania autorki jest niespodziewanie bardzo lekki, mimo iż dotyczy ciężkiego tematu. Chwilami w książce występują nawet humorystyczne wątki. Agnieszka nie przytłacza czytelnika opisując swoją codzienność. Stara się pokazać nam jak wygląda jej praca i że nie zawsze wiemy co nas czeka. A czasem nie warto się przecież poddawać i trzeba walczyć, bo może uda się pokonać chorobę na jakiś czas, wyszarpnąć od życia jeszcze kilka godzin, miesięcy czy lat.
Nie dziwię się, że "Zorkownia" otrzymała tyle nagród. Jest ich warta. Na długo zostanie mi w pamięci. Jednak jeśli nie jesteście gotowi na podjęcie się lektury tego ogromnie trudnego tematu, lepiej nie zaczynajcie jej czytać. Jest naprawdę ciężko. Ale jeżeli ufacie sobie, że dacie radę to koniecznie kupcie czy pożyczcie, bo może dzięki poznaniu zawartości tej książki, będziecie umieli kiedyś pomóc komuś, kto będzie tej pomocy potrzebował. Całym sercem stwierdzam, że to książka warta przeczytania.
--- Cóż za zbieg okoliczności - wczoraj w hospicjum zmarł na raka mój wujek [*]
* "Zorkownia" Agnieszka Kaluga, Znak 2014, 1 lipca 2010
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Polacy nie gęsi II, Pod hasłem, 52 książki
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki
dziękuję serdecznie Pani Aleksandrze
z Wydawnictwa Znak
Z pewnością sięgnę po tę lekturę. Długo zastanawiałam się nad nią. Teraz wiem, że muszę poznać tę książkę. Niemniej potrzebuję innego czasu i miejsca. Teraz za bardzo nastawiona jestem na wiosnę i budzące się życie. Niemniej przyjdzie na nią czas. Dzięki za świetną recenzję
OdpowiedzUsuńBardzo proszę :) Książka jest warta przeczytania, ale faktycznie potrzebny jest odpowiedni czas i miejsce
UsuńBloga Zorki czytam od dawna, każdy post to silne emocje i się właśnie zastanawiam czy dałabym radę na tak wielki ładunek jaki zaserwuje książka...
OdpowiedzUsuńJa bloga nie znam, książka mi wystarczy. Jest ogromną dawką emocji, ale można dać radę, oby w dobrej chwili
UsuńNa taką lekturę musiałabym się psychicznie przygotować...
OdpowiedzUsuńI to nawet bardzo!
UsuńEwelinko, nie masz pojęcia, jak zazdroszczę Ci tej książki. :( Marzy mi się od kiedy tylko ujrzałam ją w zapowiedziach... Współczuję utraty wujka. Trzymaj się! :*
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńSama sobie zazdroszczę, ponieważ też od chwili zapowiedzi o niej marzyłam :) Ale trzymam kciuki, by i Ciebie książka odwiedziła
Ależ się zawiodłam - na sobie oczywiście. Czytałam zapowiedź tej książki, ale nie spodziewałam się, że jest to tak świetna pozycja. Dziękuję Ci za opinię, bo dzięki tobie naprawiam błąd i zaczynam rozglądać się za tym tytułem.
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę, że swoją recenzją pomogłam w zrozumieniu błędu :) Naprawdę warto przeczytać Zorkownię
UsuńZ całego serce współczuję Ci śmierci wujka. Niestety, wiem jak to jest walczyć z chorobą bliskiej osoby.
OdpowiedzUsuń,,Zorkownia" musi być bardzo wyczerpującą psychicznie książką, a ja po lekturze ,,Roku 1984" będę musiała chwilę odetchnąć.
Dziękuję Ci :) Ostatnie stadium było krótkie i nie miałam wtedy większego kontaktu z wujkiem, czas zajęła mi córa i jej choroba.
UsuńPsychicznie jest trudna, ja potrzebowałam sporo przerw w czytaniu niektórych historii bohaterów...
Coś strasznego! Nie znoszę czytać takich książek a jednocześnie nie mogę ich nie czytać. Uryczę się, cała będę zdołowana, ale trzeba czytać takie książki, żeby zachować prawidłowe proporcje życia.
OdpowiedzUsuńWspółczuję straty:*
PS. Okładka świetnie się nadaje do konkursu:) Mam nadzieję, że ją zgłosisz.
Już zgłosiłam Gosiu :)
UsuńDokładnie tak jak napisałaś - tak samo mam... Przeżywam, ale potrzebuję
Książka zdecydowanie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej rozumiem, że nie jest dla każdego
UsuńPrzeczytałam połowę recenzji i się rozryczałam :( Nie czytam dalej, nie dam
OdpowiedzUsuńrady - nie dla mnie takie trudne tematy :(
Oj, ciężko mi było napisać recenzję, a uwierz mi że starałam się być delikatna. Na ile Cię znam, faktycznie nie jest to książka dla Ciebie. Przynajmniej teraz
UsuńSiostra ma książkę, ale ja nie czuję się jeszcze na siłach, aby ją czytać.
OdpowiedzUsuńCałkowicie Cię rozumiem, trzeba do niej dojrzeć, nie zawsze jest TEN moment...
UsuńMam apetyt na tę książkę.
OdpowiedzUsuńCzytam i płaczę...
UsuńNo właśnie... ja wylałam sporo łez, musiałam robić przymusowe przerwy na oddech...
UsuńKilka ładnych lat stała ta pozycja na półce i odkładałam ją na inny czas. Jestem po i nie wiem co napisać. Na pewno warta przeczytania. Podziwiam wolontariuszy, sama nie potrafiłabym się odnaleźć w takiej roli. Recenzja równie wzruszająca jak i książka.
OdpowiedzUsuń