Strony

piątek, 22 stycznia 2021

O pandemii, planach, balansie oraz flow, czyli rozmowa z Krzysztofem Koziołkiem, autorem m.in. "Chińskiego wirusa" - wywiad #22

Krzysztof Koziołek (fot. od autora)

 
 
 Przepytałam Krzysztofa Koziołka na okoliczność wydanej w październiku książki "Chiński wirus", której patronowałam. Poruszyłam też temat koronawirusa (nie dało się go uniknąć w obliczu powyższej książki) oraz planów na 2021 rok.

Zapraszam :)
 
 
 
 



ejotek: W ostatnim kwartale 2020 roku wydał Pan zbiór tekstów „Chiński wirus” a tematyka pierwszego thrillera jest bardzo adekwatna do czasów, w jakich przyszło nam żyć. Co jest dla Pana najtrudniejsze w nowej rzeczywistości?

Krzysztof Koziołek: Najtrudniejsza, a może najbardziej smutna i przejmująca, bo tak bym to ujął, jest świadomość, że wolność, którą zabiera się nam przy okazji tak zwanej pandemii, może już nie wrócić w tej postaci, jaką znaliśmy jeszcze rok temu. Od razu wyjaśnię też, co mam na myśli, mówiąc o tak zwanej pandemii. Absolutnie nie kwestionuję obecności wirusa wokół nas i jego śmiercionośnej siły. Natomiast uważam, że to, co się niejako przy okazji wokół nas dzieje, to już wynik mieszanki totalnej głupoty, ogromnej niekompetencji i biurokracji. Szerzej pisałem o tym właśnie w „Chińskim wirusie”.


ejotek: A która to wydana książka w Pana dorobku? Liczy Pan jeszcze? :)

KK: Chwileczkę, muszę policzyć, bo już się gubię (śmiech). Osiemnasta.


ejotek: Nawiązując do fabuły głównego tekstu – dlaczego akurat włoskiego piłkarza uwikłał Pan w aferę zdrowotno-polityczną?

KK: Bo dzisiaj wszystko musi być „naj”, aby przebiło się w natłoku informacji. Dlatego głównym bohaterem został jeden z najbardziej znanych piłkarzy na świecie. Czysta psychologia… Inny mechanizm psychologiczny wykorzystano do nakręcenia spirali strachu w związku z koronawirusem. Jeśli będzie się kogoś terroryzować czymkolwiek w długim czasie, nękać go wszelkimi możliwymi kanałami, to chociażby miał do czynienia z bzdurą wyssaną z palca, i tak się przerazi.

 

ejotek: Zakończenie „Chińskiego wirusa” było dla mnie ogromnie zaskakujące – czy od początku taki był plan?

KK: Tutaj nie było planu (śmiech). „Chiński wirus” to klasyczne flow, czyli, tłumacząc bardzo dosłownie i literacko: płynięcie tekstu z prądem czasu. Mówiąc bardziej jasno: kolejne odcinki powstawały z dnia na dzień, a właściwie z nocy na noc, bo pracowałem nad tą powieścią po „normalnej” pracy. Normalnej o tyle, o ile w czasie pandemicznego armageddonu można o takiej mówić. Zatem akcja rozwijała się na bieżąco.

 

"Chiński wirus" przybył z drukarni (fot. od autora)
  
 

 ejotek: Jeśli chodzi o inne opowiadania mniej lub bardziej kryminalne, to jestem pod wrażeniem ich różnorodnej tematyki, stylu pisania oraz charakteru. Czy można tak różne teksty napisać w krótkim odstępie czasu?

KK: Można, czego jestem przykładem (śmiech). A już na poważnie: dużo pracuję, mogę chyba o sobie powiedzieć, że jestem tytanem pracy. Aczkolwiek staram się znaleźć balans między pracą zawodową a życiem prywatnym i rodziną. Bo to te dwie ostatnie składowe są najważniejsze.


ejotek: A jakie były okoliczności powstawania tych tekstów?

KK: Takie, że już na samym początku lockdownu zacząłem przewidywać następne kroki decydentów, nie tylko polskich, i idące za tym konsekwencje i postanowiłem podzielić się tymi przemyśleniami oraz spostrzeżeniami z czytelnikami. Niestety, znam doskonale mechanizmy rządzące polityką, służbą zdrowia, służbami mundurowymi, itd. To wynik prawie dziesięcioletniej pracy dziennikarza prasowego. A mówię „niestety”, bo, jak powiedziałem wcześniej: pandemia w głównej mierze to nie rzecz „medyczna”, tylko socjologiczno-psychologiczno-polityczna. Zdradzę też, że niejako na kanwie tego, czego byliśmy i jesteśmy świadkami, powstała inna powieść: skrzyżowanie dystopii z thrillerem postapokaliptycznym „A potem już tylko nic”.


ejotek: Powie pan coś więcej na ten temat?

KK: Na razie nie (śmiech). Sytuacja w branży wydawniczej jest bardzo trudna, nie umiem przewidzieć, co się z tą książką stanie, czy i kiedy zostanie wydana.


ejotek: Po lekturze „Chińskiego wirusa” pomyślałam, że tak wszechstronny pisarz zaskoczy nas czytelników…. No właśnie, od jakiego gatunku najbardziej Pan się odsuwa z myślą, że go na pewno „nie popełni”?

KK: Nie wchodzi w grę fantasy (śmiech).


ejotek: Skończył się 2020 rok, niezbyt fortunny dla świata, Polski, kultury… Czego życzyłby Pan innym, ale i sobie w panującym nam już 2021 roku?

KK: Tego, żeby jak najwięcej ludzi nabyło kluczowej dziś umiejętności radzenia sobie z otaczającym nas światem, czyli samodzielnego myślenia. To będzie nam potrzebne jako społeczeństwu i cywilizacji, żeby przetrwać i wcale nie mam tu na myśli jedynie okresu pandemii, ale coś w dłuższym horyzoncie czasowym, coś znacznie gorszego i mogącego pociągnąć za sobą dużo bardziej groźne skutki: dramatycznego kryzysu kompetencji. Zaczynam się obawiać, że za kilkanaście lat jedynymi urządzeniami, jakie ludzie będą potrafili obsługiwać, będą ich smartfony. Mam nadzieję, że w tym temacie moje przewidywania się nie sprawdzą.


ejotek: Dziękuję bardzo za rozmowę.

KK: Ja również dziękuję.

 

2 komentarze:

  1. "Chiński wirus" bardzo kusi. Ciekawi mnie ta nowa książka autora. Do smartfonów dorzuciłabym obsługę programów do zdalnej nauki.

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałaś/-łeś to co napisałam, napisz co o tym myślisz, będzie mi miło :)

Zastrzegam sobie prawo do usuwania komentarzy anonimowych, obraźliwych i spamu.