Strony

niedziela, 9 grudnia 2018

"Pisanie książek wyszło przypadkiem", czyli wywiad z Krzysztofem Koziołkiem - wywiad #16

Kim jest Krzysztof Koziołek?

Oficjalna strona Autora podaje takie informacje: Rocznik 1978, zielonogórzanin z urodzenia, obecnie mieszka w Nowej Soli.
Absolwent politologii na Uniwersytecie Zielonogórskim, z zawodu pisarz i dziennikarz.
Pasjonat górskich wędrówek, zapalony kibic żużla i fan serialu "Na południe".
W 2007 r. zadebiutował powieścią sensacyjną "Droga bez powrotu".




Na chwilę obecną Koziołek wydał już 15 książek, piszą się kolejne a jednocześnie w głowie rodzą się pomysły...

Na okoliczność wydania "Nie pozwól mi umrzeć" przepytałam nieco Krzysztofa Koziołka - zapraszam na ciekawy i humorystyczny wywiad :)




ejotek: – Skąd pomysł na thriller medyczny?
Krzysztof Koziołek: – Z tą powieścią jest trochę inaczej niż z większością pozostałych, które napisałem. Pomysł na nią wpadł mi już kilka lat temu, tylko nigdy nie było czasu, aby do tego usiąść. Wreszcie go znalazłem i zacząłem pracę. A skąd sam pomysł? Prawie jak zawsze w moim przypadku: z życia, umiejętności jego obserwowania i znajdowania strzępów pewnych informacji tam, gdzie inni nic nie zauważają. Właśnie tego nauczyło mnie dziennikarstwo. I choć żurnalistą na etacie nie jestem już ładnych kilka lat, to wciąż jestem dziennikarzem z powołania. Pewnie dlatego niektóre moje książki to także kryminały w stylu skandynawskim, czyli zaangażowane społecznie, jak chociażby thriller medyczny „Nie pozwól mi umrzeć”.


ejotek: – Co zajęło więcej czasu, pisanie tej książki czy samo rozpisywanie planu: kto, kiedy, gdzie i jak to połączyć?
KK: – Na studiach politologicznych robiłem specjalizację z prakseologii, czyli krótko mówiąc nauki o dobrej robocie, poza tym przez dziesięć lat (podczas szkoły średniej i na studiach) pracowałem dorywczo na budowie i właśnie wtedy nauczyłem się, że przed wykonaniem jakiegokolwiek zadania korzystniej jest najpierw pomyśleć, jak je wziąć za rogi, a potem uporać się z tym dwa razy szybciej niż w wersji bez zastanowienia (śmiech). Dlatego od jakiegoś czasu większość powieści dokładnie planuję, włącznie z rozlokowaniem tak zwanych śladów, które potem pozwalają wpuścić czytelnika w maliny (śmiech). Co nie znaczy, że nie pozwalam sobie na pewien element spontaniczności. Gdyby nie on, efekt końcowy mógłby być zanadto sztywny. A wracając do sedna pytania: w przypadku powieści, które nie wymagają tak głębokiego researchu jak kryminały retro, planowanie jest dużo krótsze niż samo pisanie.


ejotek: Będą kolejne książki z tego gatunku?
KK: – Na razie nic takiego nie planuję. Wiosną 2019 roku wychodzi kryminał retro „Nad Śnieżnymi Kotłami” będący kontynuacją serii, w której ukazały się już: „Furia rodzi się w Sławie”, „Góra Synaj” oraz „Wzgórze Piastów”. Niedawno skończyłem drugą część thrillera z wątkami science fiction „Będę Cię szukał, aż Cię odnajdę”, nosi ona tytuł „Będę Cię szukał, aż Cię pokocham”, przy czym niech to nikogo nie zmyli, bo o ile wątki romansowe, romantyczne czy nawet pokaźna porcja erotyki się tam znalazły, to przede wszystkim jest to jednak thriller. Pierwszą część określono nawet jako skrzyżowanie „Raportu mniejszości” z „Tożsamością Bourne’a” i już teraz mogę zapewnić, że pod tym kątem kontynuacja nic jej nie ustępuje, a może nawet jest jeszcze dynamiczniejsza.


okładka wewnętrzna



ejotek: – Bardzo ciekawe są elementy promocyjne przy „Nie pozwól mi umrzeć”: skromna okładka kryjąca okładkę wewnętrzną, odkrycie mega płaszcza oraz rozłożenie ceny na czynniki pierwsze. Jakie są reakcje odbiorców i skąd takie pomysły?
KK: – Niemal od samego początku przy projektowaniu okładek współpracuję z tym samym grafikiem, Kamilem Pietruczynikiem. Czasami mówię mu, co chciałbym zobaczyć na okładce, innymi razy opowiadam krótko, o czym jest powieść i proszę o coś mocnego. Tym razem zamówiłem niespokojną okładkę w czarnej tonacji. Efekt bardzo mi się podoba, ale moje odczucia nie są ważne. Liczy się, że okładka bardzo podoba się czytelnikom, a jeszcze istotniejsze, że przyciąga wzrok i wyróżnia się spośród tysięcy książek na rynku. Co do niespodzianek, o których pani wspomniała, to specjalny ukłon w stronę czytelników, których staram się rozpieszczać, jak tylko mogę (śmiech). A już na poważnie: najbardziej kryminalny płaszcz na świecie uszyty z okładek moich książek robi furorę na spotkaniach autorskich w bibliotekach i pomyślałem, że warto jego historię przybliżyć szerszemu gronu osób. To chyba dobry pomysł, bo na niedawnych Targach Dobrej Książki płaszcz dotykało i macało z kilkaset osób, pytając też o kulisy projektu. Jeśli chodzi o rozpisanie, z czego składa się cena książki, robię to po licznych rozmowach z tymi czytelnikami, którzy wiecznie narzekają na wysokie koszty zakupów. Chciałbym, żeby wiedzieli, ile i kto na tym przedsięwzięciu zarabia. Pierwsze reakcje pokazują, że był to strzał w dziesiątkę.

fragment wycięty z okładki

ejotek: – A płaszcz szył pan osobiście? :)
KK: – W życiu! Robiła to moja krawcowa, która zapowiedziała, żebym więcej jej się na oczy nie pokazywał (śmiech). Płaszcz jest zrobiony z prawdziwych okładek, jest więc strasznie sztywny. Mogę zdradzić, że dopiero po kilkudziesięciu nałożeniach zrobił się na tyle elastyczny, że mogę go już sam założyć, wcześniej jak rycerz potrzebowałem giermka. Ale zdjąć samemu wciąż nie dam rady, ktoś musi mi pomagać. Można więc sobie wyobrazić, jakim wyzwaniem dla krawcowej było naszycie kilkudziesięciu okładek na stary prochowiec stanowiący coś w rodzaju stelażu.


 
ejotek: – A już chciałam o takowy poprosić, ale w takim razie nie będę narażać się krawcowej i szukać giermka :) Jak objawia się u Pana proces twórczy? Nagle i gwałtownie czy spokojnie i według planu?
KK: – Śmieję się, że kiedy zaczynam pracę nad tekstem, mój mózg zaczyna działać niezależnie ode mnie (śmiech). Pomysły przychodzą pod prysznicem, podczas zmywania naczyń, na spacerach z kijkami, podczas jazdy samochodem. Zdarzało się i wciąż zdarza, że budzę się w nocy, pojawia się „błysk” i muszę zwlec się z łóżka, aby zapisać pomysł na jakąś scenę czy dialog. Brzmi może ciekawie, ale proszę mi wierzyć, że przychodzi taki moment, że jest to irytujące, szczególnie wtedy, kiedy z wywalonym językiem zdobywam jakiś wymagający górski szczyt, a tu trzeba robić przerwę na notatki (śmiech).



ejotek: – Wreszcie Autor działający według moich wyimaginowanych marzeń dotyczących intensywności weny… (spisuje na czym tylko się da :) Czy książki odzwierciedlają rzeczywistość, realne sytuacje z życia czy to całkowicie wytwór wyobraźni?
KK: – Powieści dziejące się współcześnie mają w sobie dużo z realnego życia, którego mechanizmy poznałem jako dziennikarz. Do tego stopnia, że już kilka razy dochodziło do takich sytuacji, że nieprawdopodobne scenariusze, jakie wymyśliłem sobie w książkach, potem wydarzały się w prawdziwym życiu. Było tak w przypadku powieści: „Święta tajemnica”, „Premier musi zginąć”, „Bóg nie weźmie w tym udziału”, „Operacja aksamit”, a także „Nie pozwól mi umrzeć”. Ten ostatni przypadek pamiętam doskonale: szykowałem się do pisania epilogu, kiedy wpadłem na raport opisujący sposób przechowywania szczepionek przez apteki i przychodnie zdrowia po orkanie, który przeszedł przez Polskę jesienią 2017 roku i który wielkie połacie naszego kraju pozbawił prądu na długie dziesiątki godzin. Wnioski z dokumentu można określić jednym słowem: skandal! I wtedy sobie uświadomiłem, że wbrew pozorom w „Nie pozwól mi umrzeć” wcale jakoś mocno wodzów fantazji nie popuściłem, tym bardziej że do tej powieści zrobiłem głęboki research dotyczący przemysłu farmaceutycznego i szczepionkowego. Powiem więcej: czekam tylko na to, co jeszcze z wymyślonego przeze mnie scenariusza z tego thrillera wydarzy się naprawdę…


ejotek: – Zasugeruję jedynie, by jak najmniej śmierci niewinnych. A jak to się stało, że został Pan pisarzem?
KK: – Wyszło przypadkiem (śmiech). Pracowałem już kilka lat jako dziennikarz prasowy w „Gazecie Lubuskiej”, a były to czasy, kiedy dziennikarze musieli jeszcze umieć myśleć, pisać po polsku i mówić po polsku. Jak to jest teraz, każdy widzi (śmiech). Pewnego razu przyszedł mi do głowy pomysł na pewną scenę, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kiedykolwiek powstanie z tego książka. Później pojawiały się kolejne pomysły, wreszcie zostałem wysłany na przymusowy urlop, zacząłem nad tym pracować i tak powstała „Droga bez powrotu”. A potem to już poszło (śmiech).


ejotek: – To kiedy (i o czym) kolejna książka?
KK: – O planach wydawniczych już mówiłem. Jeśli chodzi o plany na pisanie, to chodzi mi po głowie kontynuacja przygód komisarza kryminalnego Gustava Dewarta znanego moim czytelnikom z kryminału retro „Imię Pani”. Kiedy pisałem tę powieść, nie planowałem ciągu dalszego, ale już podczas pracy, między innymi na terenie dawnego opactwa, w którym dzieje się akcja, a w którym dzisiaj mieści się Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w Krzeszowie, mocno się z komisarzem zaprzyjaźniłem. A w tym roku, podczas wędrowania po Tatrach ze „Wzgórzem Piastów” w ramach akcji „Literatura na najwyższym poziomie”, wpadło mi do głowy kilka pomysłów na kolejne trzy części serii z Dewartem. Uprzedzając pytanie: pojęcia nie mam, kiedy uda mi się do tego usiąść, jako że każdy kryminał retro to miesiące katorżniczej harówy nad zbieraniem materiałów.


ejotek: – Na koniec moje ulubione pytanie: jakie ma Pan marzenia?
KK: – Oprócz tych banalnych, o których pisał Jan Kochanowski, czyli zdrowiu i rodzinnym szczęściu, mam też mniej przyziemne i to w przenośni oraz dosłownie (śmiech). Uwaga, robię pauzę dla spotęgowania efektu… Jeszcze momencik… Już za chwileczkę… Chciałbym polecieć w kosmos i jeszcze do tego stanąć na Księżycu! Mówię jak najbardziej poważnie.


ejotek: – W takim razie życzę spełnienia wszystkich marzeń, zwłaszcza tych osobliwych oraz weny twórczej. Dziękuję za rozmowę!
KK: – Nie jestem przesądny, więc dziękuję (śmiech). A co do weny twórczej, to życzenia są kompletnie niepotrzebne, akurat z tym nie mam najmniejszych problemów. Jest za to kłopot z czasem, mimo że moja doba i tak ma już 25 godzin, jako że przeciętnie każdego dnia jedną godzinę kradnę ze snu (śmiech).
ejotek: - Pozostaje mi zatem pozazdrościć, zarówno braku kłopotów z weną (ja mam tak z natłokiem pomysłów) jak i rozciągliwą dobą :) Bo z samym czasem to chyba większość z nas ma problem...




Na koniec pozostał jeszcze do rozwiązania konkurs. Szkoda, że uczestniczki były na blogu tylko dwie...
Swoimi słowami-kluczami bardziej przekonuje.... Paulina - i to ona wygrywa!
Gratuluję i poproszę o adres na mojego maila.

Zaś w ramach bonusu na okoliczność małej frekwencji, Gosię proszę o przypomnienie się przy okazji kolejnego konkursu/rozdawaniu nagród przy podsumowaniu roku 2018 - mam dla Ciebie niespodziankę.



Za zdjęcia dziękuję Autorowi

7 komentarzy:

  1. U mnie też było małe zainteresowanie konkursem - 3 osoby.
    Cena książki rozłożona na części pierwsze wbija w fotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki niesprzyjający czas?
      Prawda? Dlatego Autor postanowił to zaprezentować :)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa rozmowa. Gratuluję zwyciężczyni nagrody. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję ciekawego wywiadu :) Gratuluję Paulinie, a ja z pewnością będę się w takim razie przypominać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowna wiadomość :) adres poszedł e-meilem

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny wywiad, z wielką przyjemnością go przeczytałam...

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałaś/-łeś to co napisałam, napisz co o tym myślisz, będzie mi miło :)

Zastrzegam sobie prawo do usuwania komentarzy anonimowych, obraźliwych i spamu.