Strony
▼
niedziela, 15 marca 2015
Małgorzata Warda "Nikt nie widział, nikt nie słyszał..."
Autor: Małgorzata Warda
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2010
Liczba stron: 396
Według informacji, które udało mi się znaleźć w Internecie, w Polsce zgłaszanych jest rocznie około cztery tysiące zaginięć dzieci. Przecież to tylu (mniej więcej - dane z 2012 roku) właśnie mieszkańców liczy całe małopolskie miasto Alwernia czy nadmorska Łeba. Aż trudno to sobie wyobrazić. Tak wielu ludzi chce krzywdy dzieci. Porwania, morderstwa, przetrzymywanie, niejednokrotnie nawet gwałty. Przecież te małe i niewinne istoty powinny mieć spokojne i szczęśliwe dzieciństwo. Ich jedynym problemem powinno być to, jaką zabawką się pobawić czy jaką bajkę obejrzeć. Ale życie nie jest tak różowe...
Moje pierwsze poważne spotkanie z tematem porywania dzieci miało miejsce podczas lektury książki Nataschy Kampusch "3096 dni". To właśnie postacią Nataschy inspirowała się Małgorzata Warda pisząc swoją powieść. Czy warto ją przeczytać?
Lena od dzieciństwa nie ma łatwego życia. Wraz z ciężarną mamą i tatą zmienia miejsce zamieszkania, jednak coś się nie udało i rodzina musi zamieszkać w pralni. Ciężki to czas, kiedy rodzi się maleńka Sara. Niedługo potem matka zostawia córki i znika. Prawdopodobnie przytłoczona takim życiem. To młody ojciec musi zająć się dziewczynkami. I wiodą szczęśliwe wspólne życie, aż do czasu, gdy Sara osiąga wiek lat siedmiu. Wtedy to Lena odmawia wyjścia na gdyńskie podwórko i młodsza siostra idzie sama. I nigdy nie wraca... Co się stało? Czy Sara żyje? Gdzie jej szukać? Może porwała ją matka? A może jakiś psychopata? Tropów jest wiele, jednak bez świadków i tropów, policja ma utrudnione zadanie. Lena, mimo upływu dwudziestu lat, wciąż liczy na powrót siostry. Choć jak pokazuje jej historia, zniknięcie siostry wywarło na nią ogromny wpływ. Lena zajmuje się pozowaniem, głównie do aktów, podpisuje nawet kontrakty, które wiele pozostawiają do życzenia.
Agnieszka mieszka we Francji. Jest z pochodzenia Polką, którą matka oddała na wychowanie do opiekunki a odwiedzała ją rzadko. Ich kontakt nie był idealny, nie był nawet bardzo dobry. Agnes miała ufarbowane włosy i problemy w szkole, głównie z językiem. Po kilku latach matka zabiera córkę do Paryża, ponieważ ma już warunki do wychowywania jej. Agnieszka nie potrafi stworzyć z matką więzi, jaka przecież powinna łączyć tak bliskie sobie osoby. Każda z nich ma inne plany dotyczące kształcenia Agnes. Matka chce posłać ją do szkoły, ale dziewczyna chce śpiewać. Mimo sprzeciwu matki. Poza tym Agnieszka powoli odkrywa, że coś w jej życiu się nie zgadza. Odwiedza swoją dawną opiekunkę, szkołę a z faktów, które udaje jej się ustalić wnioskuje, że została porwana. A matka, nie jest jej matką. Czy to prawda? Gdzie ma szukać swojej prawdziwej rodziny? Jak sprawdzić czy ma rację?
Trzecią bohaterką powieści jest Monika, której historia najbardziej przypomina mi losy Nataschy Kampusch. Na początku grudnia strażnik rezerwatu przyrody w Łebie, zauważa na plaży kobietę. Ubrana nieodpowiednio do pory roku, nie reagująca na jego słowa. Okazuje się, że to Monika, która wiele lat temu została porwana w drodze ze szkoły do domu. Teraz mimo wolności, nie czuje się dobrze. Nie potrafi znów żyć normalnie. Po latach spędzonych w podziemnej piwnicy, na łasce i niełasce porywacza odczuwa "syndrom sztokholmski", czyli więź z oprawcą. Jak kobieta poradzi sobie w życiu na wolności? Kim tak naprawdę jest? Czy rzeczywiście nikt nie wiedział o jej uwięzieniu? A przecież zanim została porwana w domu porywacza była przetrzymywana inna dziewczynka...
Czy któraś z bohaterek jest zaginioną Sarą? To pytanie nieustannie pojawia się w głowie czytelnika, który przeżywa zawarte na kartach powieści historie. Odpowiedzi nie zdradzę, ale przyznaję, że finałowe rozstrzygnięcia są zaskakujące i ciekawe. Szczerze mówiąc, to liczyłam na inne zakończenie. Myślę, że ta powieść pomoże rodzicom w większym zwracaniu uwagi na przypadkowe osoby kręcące się przy placach zabaw. Uświadomi im, że wystarczy ułamek sekundy, by dziecko zniknęło z pola widzenia. Choć jak pokazuje przykład bohaterki Moniki, to jeśli ktoś będzie z uporem śledził dziecko, by je porwać to będzie cierpliwy i to zrobi.
"Nikt nie widział, nikt nie słyszał..." to na pewno powieść psychologiczna, która dostarcza ogromnej dawki emocji. Któż nie przejmie się losem dzieci? Autorka porusza do głębi sercem czytelnika fundując wzruszenie, szok, ale również zmuszając nijako do refleksji.
Co do samej książki, to bardzo trudno było mi się w nią całkowicie zagłębić. Początkowo strasznie myliły mi się historie Leny i Agnieszki i zaczynając czytanie drugiego dnia nie pamiętałam, która z nich pozowała, a która wychowywała się u opiekunki. Chwilami powieść mnie nudziła, zbędnymi - dla mnie - opisami czy zdarzeniami. Niektóre były zupełnie oderwane od reszty fabuły, nie istotne, lub tak opisane, że nie wiedziałam czy to myśli bohaterki czy sen, czy faktyczne wydarzenie.
Przyznaję, że jest to dobra książka, ale nie potrafię zafascynować się nią. Czegoś mi w niej zabrakło, nie wszystko zostało dopracowane tak, jak ja to lubię czytać. Choć czasu spędzonego z lekturą nie żałuję i książkę oczywiście polecam.
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki
AUTORKA PODJĘŁA SIĘ TRUDNEGO TEMATU I JAK WIDZĘ NIE CAŁKIEM PODOŁAŁA :( Szkoda. Czy sięgnę po książkę - nie wiem.
OdpowiedzUsuńFakt, temat trudny ale tak jak napisałam nie do końca sądzę, że jest to idealne przedstawienie tematu. Może i tzw. "otoczka" czyli poboczne losy bohaterek mi nie podeszły.
UsuńCzytałam jakiś czas temu - świetna książka, jak i inne autorki.
OdpowiedzUsuńInnych jeszcze nie znam, a w tej mi czegoś zabrakło. Także nie powiem, że świetna, ale dobra :)
UsuńWidzisz, jednak jesteś pierwsza - wiedziałam, że tak będzie! :) Cieszę się, że ogólnie książkę polecasz, chociaż widzę, że jednak nie jest tak wspaniała, jakbym się tego spodziewała... Ale przeczytam ją na pewno (i to koniecznie w tym miesiącu!) - mam nadzieję, że spodoba mi się nieco bardziej.
OdpowiedzUsuńSylwio, jakoś udało mi się przeczytać, potem przeczytałam jeszcze jedną i teraz kolejną męczę. Gorzej mi idzie z czytaniem ostatnio a o pisaniu recenzji to nie wspomnę.
UsuńNa szczęście to nie był pojedynek, żebyś się martwiła przegraną :D
Ciekawa jestem ogromnie Twojego zdania o lekturze! Mnie nie zafascynowała na tyle, na ile się spodziewałam. Ale jest dobra
Nawet gdyby był to pojedynek, to cóż... musiałabym spuścić głowę i przełknąć gorycz porażki. :P Ja z kolei mam chęć na czytanie, tylko czasu brakuje, nie wspominając również o pisaniu opinii... bo tu i weny nierzadko brak, a tym bardziej czasu. Sama jestem jeszcze mocniej ciekawa moich wrażeń na temat tej powieści...
UsuńNo tak, wciąż problemem jest czas...
UsuńPamiętam, że ta książka zrobiła na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuńTo może ja ją przeczytałam w niewłaściwym momencie życia? Albo jestem za stara... No nie wiem, ale mniej jestem zauroczona niż Ty :)
UsuńPodobała mi się ta książka, bardzo. Ale kiedy kończyłam ją czytać miałam poczucie niedosytu, braku czegoś delikatnego, ulotnego, czegoś co by w pełni poruszyło moją duszę. I tak sobie myślę, że to dobra i ważna książka, tylko troszkę niedopracowana.
OdpowiedzUsuńCzyli myślimy podobnie. Owszem porusza ważny temat, ale za dużo w niej rzeczy, które psuły mi czytanie a brakowało czegoś, dzięki czemu mogłabym napisać, że jest bardzo dobra a nie tylko dobra.
UsuńNie czytałam nic autorki, ale ta książka mnie nie przekonuje by to zmienić.
OdpowiedzUsuńCałkowicie Cię rozumiem. Innej książki autorki nie znam, więc nie polecę
UsuńSama nie wiem. Temat trudny, ciekawy, ale wykonanie troszkę poległo. Zobaczę jeszcze czy przeczytam
OdpowiedzUsuńNiestety czasami tam bywa... Może jak poczujesz właściwy moment :)
UsuńTwórczość autorki planuję przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńA czy jakiś konkretny tytuł?
Usuń